czwartek, 21 października 2010

Łyk glukozy i chłopak z RPA w Grajewie

Byłam właśnie, po raz pierwszy zresztą, na teście obciążenia glukozą. Wcale nie było to takie straszne jak by się wydawało, ale ogólnie zajęło mi 2 godzinki. Najpierw utoczyli ze mnie fiolkę krwi na czczo, następnie kazali mi iść i kupić małą butelkę wody niegazowanej i poczekać jakieś 20 minut, po czy znów zostałam wezwana do gabinetu. Pielęgniarka rozbełta odmierzony biały proszek - całe 50 gram! - w około zaledwie 3/4 szklanki wody i kazała mi duszkiem wypić. Łyknęłam słodką zawiesinę omijając kubki smakowe i zostałam poproszona bym poczekała na holu równą godzinkę, po czym znów uciągną mi próbkę krwi. Zabroniono chodzenia. Poszłam więc jedynie do szpitalnego kiosku po gazetę, siadłam spokojnie na ławeczce opodal laboratorium, przeglądałam pismo i czekałam. Czas zleciał mi całkiem szybko. Na pobranie krwi przychodzi mnóstwo ludzi, stąd też nudę można zabijać obserwując przewijające się tłumki lub czasem do kogoś zagadać, jak to zrobiłam w przypadku dziewczyny, która przyszła razem ze swoim mężem. Nic to niby dziwnego... Wiele kobiet można bowiem spotkać tu i ówdzie w towarzystwie mężów, nieprawdaż? No ale TEN mąż zwrócił moją uwagę swoją egzotyczną urodą. Poza tym, para rozmawiała po angielsku. Chłopak miał ciemną karnację i tak mi przyszło do głowy, że mógłby uchodzić za Hindusa - zwłaszcza takiego z południowych Indii, gdyż oni bywają zwykle ciemniejsi niż ci z północy, a chłopak  obok był taki solidnie śniady.  Zapytałam więc bez ogródek dziewczynę, skąd pochodzi jej mąż. Odpowiedź znacznie odbiegała od moich przypuszczeń, bo choć faktycznie dotyczyła Południa to jednak nie Indii a Afryki. Chłopak pochodził z RPA. Z uwagi na to, że młodzi zaraz weszli do gabinetu, jedynie zdążyłam jeszcze zapytać czy mieszkają w Grajewie. Tak - skinęła kobieta - i na tym nasza "okołokrwista" pogawędka się zakończyła. Po opuszczeniu pokoju pobrań - młodzi szybko oddalili się do wyjścia.  Zaraz też przypomniało mi się, że chyba widziałam ze 2,3 razy tego mężczyznę na grajewskiej ulicy. Raz nawet spotkaliśmy go z Mohim oboje i stwierdziliśmy zgodnie, że na Polaka to on na pewno nie wygląda, ale za to co-nieco przypomina Hindusa. Teraz już wiem, że chłopak ani Polakiem  ani Hindusem nie jest w żadnym calu i mieszka na stałe w Grajewie razem ze swoją polską, młodą, sympatyczną żonką. Para na pewno jest młodsza ode mnie i Mohika. Żadne z nich na moje oko nie wygląda nawet na 30 lat. Może na 25,26.

Nasze Grajewo jest niewielkie i leży w tak zwanej Polsce B, co z zasady (ZRESZTĄ ZUPEŁNIE NIESŁUSZNEJ!) kojarzy się z biedą, zaściankiem i nie wiadomo czym tam jeszcze, ale raczej szarym i mało chlubnym w swym odcieniu.  A jednak i Obywatele Indii i Republiki Południowej Afryki i Chińskiej Republiki Ludowej (Ci akurat mają wielki sklep z ... chińszczyzną) znalazły tu swoją przystań. Czyli i tutaj świat się kręci. Nieważne, że to imigranci z państw, z których w ogóle często się emigruje na szeroko pojęty ZACHÓD. Ważne, że są i że właśnie tutaj. Być może jest ich zdecydowanie więcej? Z innych krajów i stron świata? Żałuję, że nie miałam okazji dłużej pogadać z tą mieszaną polsko-afrykańską parką. My, w parach mieszanych bowiem, chociaż tak na co dzień wtapiamy się w tłum - mamy nieco inne życie, inne problemy, inny światopogląd i często szybciej znajdujemy nić porozumienia ze sobą niż z tubylcami. Może jeszcze kiedyś uda mi się spotkać tych młodych... Chciałabym odnaleźć pary mieszane żyjące w Grajewie i zrobić na ich temat jakiś materiał - opisać ich życie tutaj, pokazać, że są między nami i że ten wielki świat tak naprawdę jest mały jak kropla wody. Owszem, są dziewczyny STĄD, które mają zagranicznych mężów, w tym mężów indyjskich. Ale większość z nich mieszka albo za granicą albo w większych polskich miastach. Ja zaś bardzo ciekawa jestem tych, które na co dzień żyją właśnie TUTAJ.

8 komentarzy:

  1. Ja też jestem z Polski B :P mieszkam w niedużym mieście, w którym kolonię (dosłownie!!!) mają Arabowie. Mężowie dwóch moich koleżanek mieszkają w tym niedużym mieście i czują się w nim znakomicie! Z ich opowiadań wynika, że oprócz nich całkiem sporo Arabów się u nas zadomowiło. :P
    Miło słyszeć takie rzeczy - aż się zaczyna wierzyć, że rasistowskie zachowania polskiej ludności "przejdą do lamusa".

    OdpowiedzUsuń
  2. Blania a skąd jesteś? Moje Grajewko jest naprawdę niewielkie - jakieś 24 tys. Na pewno wielu obcokrajowców tu nie ma ale... A rasistami być nie powinniśmy bo naród polski sam jest niezwykle emigracyjny. Mój M. raczej spotykał się w Pl z bardzo dobrym odbiorem własnej osoby (nawet teraz z brodą, która daje mu jednak specyficzny look). Miejmy nadzieję, że tak zostanie...

    OdpowiedzUsuń
  3. ja jestem z Chełma w lubelskim :) To Twój mąż naprawdę miał szczęście... U mnie w mieście wiele incydentów niemiłych było. Jakieś uciski na Cyganach, trochę problemów miały też dzieci Polki i jej czarnoskórego męża. Ale nie wiem, jak te historie się skończyły, bo ich nie śledziłam...

    OdpowiedzUsuń
  4. ..... Asiu moj maz mi opowiadal ze kiedys strasznie duzo rodzin z indii wyemigrowalo wlasnie do afryki i duzo kobiet mialo dzieci z afrykanczykami stad np sa panowie sikhowie i nie tylko o nieco ciemniejszej skorze ;) wiec mozliwe ze ''pan z afryki'' ma mame pochodzenia indyjskiego ;)..... nawet nasze przyjaciolki domu(prawie jak ciotki) sa urodzone w afryce ale ich korzenie sa z punjabu i tam tez jezdza na wakacje a nie do afryki ;) Elsa

    OdpowiedzUsuń
  5. No właśnie Elu...i stąd szkoda, że nimi więcej nie zagadałam - tak z ciekawości. A pamiętacie film o takim prezydencie Ugandy? Tytuł uleciał mi z głowy ale b. fajny . Tam było pokazane, że właśnie np. w Ugandzie było wielu Hindusów ale rządy tego idioty ich wygnały.
    Blania - Chełm? No to bardziej południowy wschód i miasto większe bo było wojewódzkie. Ale wschód. Nigdy nie byłam. Na Cyganów to często są naciski niestety ale ta społeczność czasem bywa kłopotliwa. Co do dzieci zaś - zobaczę jak nasze maluchy ruszą do szkoły...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja jestem całkiem wygnana na wschód, jeśli o Polskę chodzi, dojazd do granicy z Ukrainą zajmuje jakieś 25 minut. :) okolice cudowne i spokojne, ale biedne niestety. Im bliżej tej wschodniej granicy, tym gorzej, gorzej, gorzej, gorzej ze wszystkim.

    OdpowiedzUsuń
  7. U nas tutaj biedy nie znać jako takiej. Mamy blisko na Litwę ale jeszcze tam nie byłam. Jednak fakt, im bliżej granicy tym gorzej...Są wioski, gdzie życie stanęło w miejscu a ludzie klepią biedę przez duże B...

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).