piątek, 1 października 2010

Zwyczaje motyla

Motyl rozmachał się swymi skrzydłami, że ho ho. Najbardziej aktywny jest tak od rana do południa. Oj, wierci mi dziurę w brzuchu, wierci... Kiedy tylko dotrę do pracy i usadowię się na swoim obrotowym krześle - motyl rozpoczyna harce. Stuka, puka, przemieszcza się, przesuwa i wije koziołki. Bardzo podobne odczucia miałam nosząc Aleksandra. Też wykazywał aktywność w tych samych porach dnia. Czyżby to coś oznaczało, czy to tylko taki zbieg okoliczności?

Rano zjedliśmy drożdżówkę z serem popiwszy ją niezbyt mocną kawą. Poranna kawa jest rytuałem i pijam ją raczej bez wyrzutów sumienia. Jedna dziennie i niezbyt mocna - jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Tym zaś, których ciśnienie waha się zawsze na niskich pułapach - jest nawet wskazana. A ja jestem niskociśnieniowcem właśnie.

Około 11 zjedliśmy zaś dość dużą ilość sałatki ze śledziem, przegryzawszy ją szczerym jak złoto chlebem (słowo "szczery" oznacza w naszym żargonie również tyle co "sam" - np. szczerej cebuli się najadłem, ta zupa to szczera sól!). Miałam w domu marynowanego płata, pokroiłam w kostkę, dodałam to, co akurat zalegało mi w lodówce - kawałek kiszonego ogórka, kawałek pora i pół niedojedzonego przez Olka banana. Do tego nieco majonezu, pieprzu i gotowe. Sałatki mają to do siebie, że przyjmą wszystko ;-). Na tę typowo polską, warzywną, mamy nawet określenie "bałagan" ;-).

Teraz jeszcze chapnę sobie brzoskwinię na deser i oby do 15-stej. Potem wypadam z biurowca, wsiadam w samochód, jadę po Olka i z miejsca ruszamy na Pastorczyk. Spakowałam nas już rano, więc nie mam potrzeby zajeżdżać do mieszkania. Pogoda piękna, mama dzwoniła z zapytaniem, czy Oluś przyjedzie - a zatem jedziemy. Nie ma sensu siedzieć w bloku. Jeszcze się tu nasiedzimy jak zacznę remont i spadnie mi na garb latanina i sprzątanina. A potem przyjdzie zima, będę gruba i wtedy z ochotą posiedzę w zaciszu swojego kochanego mieszkania. Bo jakie ono jest to jest, ale ogólnie bardzo je lubię i super się w nim czuję.

Małe znów się kokosi... Chyba mu nieco ciasno. Dżinsy zaczynają przeszkadzać już nam obojgu. Do tego nie służy nam zbyt długie siedzenie. Kolejne kopy i boksy przyjęłam jako zachętę do wstawania z miejsca i przejścia się choćby kilka kroków. Trza by pomyśleć o jakichś getrach czy ciążowych spodniach. Mam jedne po Olku ale one były na mnie zawsze za wielkie, nawet już w 9 miesiącu ciąży, więc tym bardziej nie ustroję się w nie teraz! Takie dżinsy z wszytym u góry elastycznym pasem. I tradycyjnie za długie... Kupować jednak jakieś nowe łachy na kilka miesięcy? Hmmm, nie uśmiecha mi się to, a jakoś znikąd nie spodziewam się tzw. zrzutów  lub darowizn ;-).  Może wygrzebię coś w jakimś lumpie? Damy radę!

9 komentarzy:

  1. Asiu ja getry wlasnie nosze najchetniej, bardzo wygodne i pasuja do wszystkiego ;)

    moj aniol zas kopie mnie kiedy ide spac we nocy, choc teraz to non stop czuje jak by mi ryba pukala ogonem,nieco uciazliwe ale przyjemne ;)

    chcialabym zobaczyc jakies fotki > jak brzusio rosnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Annu - fotograf w Indiach więc nie ma komu fotki mi zrobić ha ha. No, może sama coś wymyślę... bo teraz zaczynam robić się naprawdę...dość gruba ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. no to rosnie w Tobie kolejny zywotnik :)))....bedzie z nich zgrana druzyna do rojbrowania :)))
    Elsa

    OdpowiedzUsuń
  4. Niby jeszcze daleko Elsa, ale blisko coraz bliżej do tej drużynki ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. wcale nie tak daleko zleci jak z bata :P zreszta juz jestescie po polmetku :))) a druzyna beda od pierwszych chwil :))) Elsa

    OdpowiedzUsuń
  6. to musi być fajne uczucie, jak maluch takie koziołki fika :D

    OdpowiedzUsuń
  7. No fajne, fajne. Własnie teraz, zamiast spać potulnie jak Olek - wierzga mi i się kręci. Może i mnie spać wygania...?

    OdpowiedzUsuń
  8. chyba raczej zachęca do zabawy! :P

    OdpowiedzUsuń
  9. No Asiu to juz polowa, zleci ;) nawet sie nieobejrzysz,a bedzie najpierw z Toba máz a potem motyl *** :)

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).