niedziela, 28 listopada 2010

Olek "modny"


GRY
Tak sobie właśnie patrzę na Aleksandra i zebrało mi się na śmiech.

"Dziecko - mówię zarazem do siebie jak i do niego - no jak Ty wyglądasz?".

Oto Aleksander dzisiaj:

Na myśli nie mam jednak Olka jako takiego, a jego dzisiejszy strój. Moda z najwyższej półki, proszę Państwa ;-). Christian Lacroix,  Pierre Cardin i Paco Rabanne razem wzięci. Ba, co najmniej oni ;-). (Tak swoją drogą, to chyba najbliżej nam do Paco Rabbane LOL).

Czerwony golfik z dzianiny z białymi, poprzecznymi szlaczkami na "klacie" i rękawach. Golfik nadgryziony gdzieniegdzie przez mole. Całe lata leżał gdzieś na Pastorczyku, na strychu starego jeszcze domu. Pamiętam, że chodziło w nim moje młodsze rodzeństwo, spośród którego najmłodsze ma dziś 23 lata! Miały więc mole prawo nadgryźć sweterek??? Miały!

Na golfiku kamizeleczka ręcznie dziergana - biała w poprzeczne seledynowe pasy. Skąd ją mamy? Tego chyba nawet mole nie wiedzą.

Spodenki - granatowe dresiki z czerwonym lampasem. Długość 3/4 - bo szanowny Pan wyrósł już dawno z ich długości, pomimo iż w pasie nadal leżą jak ulał. Spodenki są już nieźle pomechacone i skulkowane przez wielokrotne przewijanie się w pralce, po podłodze, podwórku i gdzie tylko to jeszcze możliwe. Spod spodenek wyłania się skrawek szarych rajstopek a na rajstopkach dzianinowe skarpetki w poprzeczne paski - biało-różowo-zielone.

Oto mój syn w ostatnią, listopadową niedzielę roku 2010. 

Wygląda jak cygańskie dziecko, które ubrało się samo z datków dobrych ludzi. Owszem, skarpetki wybrał sobie sam, ale resztę założyłam mu ja. Ja - matka. Nie, nie będę się tłumaczyć, że inne, odpowiednie na tę porę roku spodnie są uprane i "schną" na balkonie. Bo one tam raczej marzną i otulają się coraz mocniej padającym śniegiem. Pranie wywiesiłam na balkon wczoraj. Było piękne słońce, ale rzecz jasna nic do końca nie wyschło. Pomimo to, o ile tylko nie leje jak z cebra, lubię ciuchy wywiesić na dwór celem nabrania przez nie powietrza i zapachu wiatru. Kiszone bowiem tylko na łazienkowych sznurkach są jakieś takie mdłe i pozbawione życia... Oczywiście zaraz zgarnę z tego balkonu lekko skostniałe manatki i rzucę je na łazienkowe sznurki, ale teraz już doschną mi w niej w mig i wniosą do domu świeży powiew.

Patrzę na Olka, śmieję się w głos, on pyta "co się mama miejes"? "No z Olka się śmieję". I śmiejemy się razem. Jemu wiele nie trzeba, by chichotać i turlać się ze śmiechu po ziemi, szczerząc bengalskie kiełki i mrużąc długorzęsne ślepka. 

Fajnie tak się pośmiać z samych siebie. Na dworze chmurno, ciemno, zimno, popaduje i zawiewa śnieg. Ciepło naszego śmiechu skutecznie nas więc rozgrzewa :-) :-) :-).

4 komentarze:

  1. Aż sobie wyobraziłam ten strój :))
    Dzieci tak szybko wyrastają z ubrań że szok..moje prawie wszystkie spodnie mają już długości 3/4!Nie nadążamy z kupowaniem. Ale co tam,w domu ma być przede wszystkim ciepło i wygodnie :)
    Moja właśnie ma na sobie szaro-czerwoną piżamkę w myszkę mini,a na to duuuużo za małą różową kamizelkę,taką która by się nadawała raczej na lalkę..ale przynajmniej jej ciepło w plecy po kąpieli :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha ha, no właśnie Arabello - w domu wszystko przystoi ;-) Aby ciepło i z uśmiechem. A że berbecie rosną niepostrzeżenie to fakt - jeszcze 2 m-ce temu spodnie były ok, a dziś już przed kostkę ;-).

    Miałam zrobić Olkowi foto ale mi zeszło.. i teraz już po kąpieli (jak Twoja Alia) ubrany bardziej "z gustem" ;-).

    OdpowiedzUsuń
  3. Foto w ogole niepotrzebne!! :)) opis tak swietny, ze Oluś jak zywy staje mi przed oczami:))))

    OdpowiedzUsuń
  4. No bo czasem trzeba pozostawić pole wyobraźni Luiza, ha ha ;-)

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).