sobota, 4 grudnia 2010

Choinka i drzemka w ponurą sobotę



Już trzeci weekend z kolei siedzimy z Olkiem w Grajewie. Moja mama nakazała nam nie ruszać się z miejsca - bo drogi śliskie, bo mam nadal letnie opony (taaak, ale mogę je zmienić dopiero właśnie w Pastorczyku, gdzie moje zimówki sobie leżą i czekają), bo jest zimno jak diabli i Olek się rozchoruje itp, itd. No to siedzimy. Mając nadzieję, że już na kolejny weekend nic nas tutaj nie zatrzyma. Rzadko, bardzo rzadko zdarza się, że tyle sobót i niedziel z kolei nie jedziemy na wieś. Cóż, kto się spodziewał tak wczesnej zimy...

Dzisiejsza sobota jest ponura. Zero słońca, mglisto i ciemno. Sprzątanie ograniczyliśmy do niezbędnego minimum. Nie mam dziś natchnienia na szczotę i zmiotę. Wczoraj wieczorem przywlokłam z piwnicy naszą niewielką choineczkę. Z rana wystroiliśmy ją w skromne, ale jednak zupełnie wystarczające ozdoby i można powiedzieć, że w Grajewie sezon bożonarodzeniowy rozpoczęty. Zamierzałam ubrać choineczkę najwcześniej za jakiś tydzień, ale ten szary dzień i brak innych, ciekawych zajęć zmotywował mnie do ozdobienia nią naszego pokoju już dzisiaj. A co tam! Na Pastorczyku postawimy choinę tradycyjnie dopiero w Wigilię a tutaj... i tak nas w Święta nie będzie, więc drzewko niech nam dodaje światła i barwnego blasku już od dzisiaj. 

GRYOkoło 15-stej dopadła mnie senność. Dziwna i nieposkromiona. Pomimo, iż wstałam dziś nie o 5.20 a 6.40 i w zasadzie nie napracowałam się ani nie namęczyłam niczym szczególnym - sen się do mnie dobrał i chcąc nie chcąc musiałam się położyć. Liczyłam na to, że Olu podzieli mój "los" i też się zdrzemnie. Aha, chciałabym! Najpierw przyłożyłam głowę do poduszki na naszej kanapie w dużym pokoju. Olek oczywiście przymierzał się do mnie, ale robił to na sekundę, po czym wstawał, szedł "coś zrobić" i znów się przykładał. Mówił do mnie czule "śpij mamo, śpij", przykładał rękę do czoła i sprawdzał czy gorąca, pytał czy już mnie nie boli (nie wiem co, ale jak leżę to on zawsze myśli, że coś mnie boli), pogłaśniał i ściszał telewizor, właził na oparcie kanapy skąd "masował" mnie stopami i ogólnie rzecz biorąc - był co nieco dokuczliwy. Zebrałam się i poszłam do sypialni. Położyłam się na łóżko, przykryłam kocem i poprosiłam, aby na 10 minut był grzeczny, zamknął się i mnie nie torturował. Przykładając palec na usta, położył się więc ze mą. Jeśli uleżał 20 sekund to góra. Rozpoczął słanie łóżka, na którym leżałam. Wyciągał spode mnie koc, zaginał kołdrę, przekładał poduszki, właził na parapet okna i usiłował zaciągnąć rolety - wszystko oczywiście dla mojego dobra i komfortu. I oczywiście bez końca mówił i komentował co robi, co zrobił i co zrobi. Na dźwięk smsa w mojej komórce dostał małpiego rozumku i z przejęciem pobiegł po telefon, by mi go czym prędzej podać. Sms najwyższej rangi - jakaś setna reklama czy oferta operatora! Nawet takich nie czytam! Usiłowałam chociażby poleżeć w spokoju z zamkniętymi oczyma, bo o spaniu mogłam zapomnieć na wieki. Nie patrzyłam co szanowny synek porabia, ale słyszałam, że był w pobliżu i działał. W końcu przyleciał ze swoim pełnym emocji "sikuuuuu". "No nie, znowu!" - załkałam boleśnie (bo sika jak szczeniak - mając otwarty dostęp do wody, którą pije non-stop - jak jego ojciec) i z nieukrywaną złością wygrzebałam się z zemlonego posłania. Może 5 minut nie patrzyłam na rozwój wypadków i przez te 5 minut sypialnia jak i duży pokój przybrały niecodzienny wygląd. Ramka ze zdjęciem przeniosła się z komody na parapet. Pies, misiek, lew i panda z parapetu leżały do góry tyłkami na komodzie, przy czym panda miała wyskubaną watę przez dziurę na karku. Wszędzie walały się kłęby białej materii. Duży samochód z napędem na Olkowe nogi też leżał rozbebeszony jak świeżo ściągnięty ze złomu. Ubrania z fotela porozwalane po całym mieszkaniu, kubek z wodą na podłodze przy łóżku, telewizor i choinka odłączone od elektryczności (w końcu można było bezkarnie dobrać się do listwy i popstrykać), o reszcie zabawek nie wspomnę. Niby rozwałka jest często i to normalne, ale tak bardzo potrzebowałam chwilki odpoczynku i tak bardzo poirytowało mnie, że ledwo co posprzątaliśmy a tu abrakadabra na nowo. I te wieczne "siku"... Latem sam się oporządzał w tym temacie. Ściągał majtki i na nocnik. Teraz ma zapięte w kroku body, rajstopki i spodnie - sam nie da rady, a co najwyżej się sowicie oleje. Do tego nocnik już go nie interesuje, on musi na sedes. I ja muszę go tam posadzić, żeby było szybciej. Tym razem posadziłam go z oczyma na zapałki i wrednym humorem. Kiedy Olu siedzi na sedesie zawsze patrzy mi w oczy, robi minki, obejmuje za szyję i mówi, że mnie kooocha. Dziwne miejsce do okazywania miłości, no ale tak już mamy ;). I teraz też tak było. Irytacja lekko przeszła. Nie umiem się na niego gniewać dłużej niż trwa westchnienie. Na sen nie było już szans. Wypchałam rozbebeszoną pandę i pozbieraliśmy zabawki. Żeby odegnać złe samopoczucie, rozwiesiłam pranie i zmyłam podłogę w kuchni, bo kolega nalał sok z butelki o pojemności 250 ml do kubka o pojemności 200 ml...
Kurde, jak ciężko poradzić sobie z niemocą, sennością i gorszym dniem, mając obok osóbkę pokroju Olka i nikogo więcej. No, jest jeszcze TEN KTOŚ w środku, ale od TEGO to co najwyżej mogę dostać kopa, syknąć z bólu i tyle. 

Na szczęście już mi lepiej. Choineczka świeci, za oknem ciemno, popijam gorącą herbatkę a Olek ogląda Mini Mini. Nic innego już się w naszej TV nie uświadczy, niestety. Stąd i ja zamiast czegoś odpowiedniego do swojego wieku (ha ha ha) śledzę losy Dużego Czerwonego Psa (Clifford zwany po Olkowemu Kicholt), Stuarta Malutkiego, Kota Jessiego, Wróbla Ćwirka, lokomotywek ze Stacyjkowa, Tomka i jego Przyjaciół i wielu, wielu innych takich to a takich postaci. Niedługo może nawet ulegnę magii reklam Mini Mini i kupię sobie lalkę Agatkę albo Natalkę! No, chyba że sobie urodzę ;-).

Niby już jest ok, ale nie chcę tu siedzieć w kolejny weekend. O nie! Fajnie w domku, owszem, ale co za dużo to nie na zdrowie. Na dworze za zimno na długie pobyty, w Grajewie nie ma żadnych większych centrów handlowych ani ciekawych miejsc do spędzenia czasu z maluchem. Nie mam tu nawet do kogo iść z wizytą czy też kogoś zaprosić. Mohi daleko, za górą i rzeką... Jakoś mi więc dzisiaj nudno i melancholijnie. No ale takie dni w życiu człowieka też przecież muszą mieć miejsce! I trzeba je przyjąć z godnością mistrza, o co jak mogę, tak się staram. Dodam, że przeczytałam już około 100 stron "W dalekim kraju".  Póki co, bardzo mi się podoba :-).

No i to moje pisanie... Niezawodne. Terapeutyczne. Jak dobrze, że je mam.

17 komentarzy:

  1. Asieńko jakże pięknie się wyżyłaś w blogowej przestrzeni!! wpis długi i szalenie zabawny:))) nie to, że się śmieje z Twej niedoli;)o nie!!! ale mały, dokuczliwy Oluś wydaje mi się być stworzeniem mega słodkim i uroczym:)))) choineczka śliczna!!! od razu cieplej w serduszku, nieprawdaż? :)

    A propos!! zakupiłam dziś z Połówkiem mym kochanym naszą pierwszą wspólną choinkę!!!! jest wielka, bo aż 1,8m:D ale co tam!!! jeszcze trzeba ozdoby kupić bo nie mamy nic na stanie:)ale potem będą już na lata:)cieszę się ogromnie i doczekać nie mogę aż zaczniemy ją stroić:))miejsce znalazłam na stoliku pod tv, jako że tv nie posiadamy stoją tam świeczniki i ramki ze zdjęciami, które gdzieś poprzestawiam:)))
    cieplutko pozdrawiam!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Choinka 1,8? Ojej to ze 2 razy taka jak nasza! Ja swoją kupiłam chyba ze 4 lata temu, kiedy w domku tutaj nie miałam jeszcze prawie nic. I tak jest u nas do dzisiaj i na razie wystarcza, ale uwielbiam duże choinki i najlepiej żywe. Mam nadzieję, że jak już Waszą obkupisz w ozdoby i udekorujecie - pokażesz na zdjęciu. Ja do swojej dokupię jeszcze jedne lampki bo te co są to za mało jak na mój gust.

    A Olek nadal działa. Już nawet się wykąpał a teraz siedzi z miską sałatki greckiej na kolanach, podjada i ogląda.. Mini Mini. Szok. Ale jakoś przeżyjemy te domowe czasy w zimną porę. i teraz dociera do mnie coś jeszcze - jak to dobrze, że jeszcze chodzę do pracy a Olu do swego dziadka. Mamy urozmaicenie życia i jakąś zdrową rutynę. Inaczej... chyba byśmy znudzieli oboje jak mopsy. No albo wtedy na Pastorczyk. Ale zimą to i tam trochę monotonnie.

    Pisanie i czytanie to moi sojusznicy w taki dzień. No i Wy - moje drogie netowe (choć w zasadzie realne) duszki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana Amishko- jeśli Cię to pocieszy to miałam prawie identyczny dzień :)))
    Większość rzeczy o których pisałaś wydarzyła się dzisiaj u mnie..niesamowite! :)
    Też mam jakiś taki podły humor dzisiaj,jestem senna i niecierpliwa. Mąż na dyżurze,wróci jutro,a ja sama z dwójką znudzonych dzieciaków.
    Od rana mi wierciły dziurę w brzuchu żeby ubrać choinkę,no i choinkę mamy ubraną,i muszę Ci powiedzieć że jest prawie taka sama jak u Was hahaha.. wysokość się zgadza,nasza jest tylko chyba mniej rozłożysta,ozdoby prawie identyczne,czerwone i srebrne bombki i słomiane ozdoby :)i łańcuchy też takie same hehehe..

    Dokładnie o 15-tej dopadł mnie sen!:)
    Na szczęście młoda miała czas drzemki,a Adaś oglądał tv,więc mogłam się położyć na chwilę,pomimo zapewnień Adasia że mnie nie będzie budził,przyszedł raz żeby mnie zapytać na jaki program ma przełączyć,bo usiadł na pilota i mu się bajki przestawiły..na szczęście zna cyferki więc wstawać nie musiałam,ale za chwilkę obudziła się Alia,przyszła i położyła się obok mnie i na tym skończył się mój błogi sen.

    Bajki lecą od rana,też niczego obejrzeć się nie da,bo dzisiaj "sobota ze ScoobyDoo"..i jak tylko leci reklama dzieci wrzeszczą,mamaaaa kupisz nam to..a ja z kuchni krzyczę...taaaak..nawet nie wiem o co takiego mam kupić.

    Alia też nie chce już nocnika tylko "dorosły" kibelek na który sama się wdrapać nie umie jeszcze,więc musze jej pomóc.

    Jak widzisz mamy podobne przeżycia dzisiaj..o porozwalanych zabawkach nawet nie będę pisać,ale teraz na szczęście jest okres kiedy można "szantażować" dzieci mikołajem ;) choć też nie zawsze to skutkuje.

    Twój Olek jest boski w tym swoim szaleństwie :)

    P.S.Mojemu Adnanowi spodobały się te spadające stworki "lol"ki w tym poście :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha ha ha, no niesamowite! Jakaś nieodgadniona nić nas łączy od samego początku! Może zabrzmi to nie tak jak myślę, ale aż mnie pocieszyłaś, że nie tylko ja tak dziś miałam. I jak to dobrze, że człowiek nie jest taki osamotniony w swoim świecie ;-). Dzień faktycznie jakiś taki dziwny i senny. A dzieci zawsze znajdą na człowieka haka - aby tylko mu za dobrze nie było. Ja szantażu Mikołaja jeszcze nie mogę użyć bo Olu za bardzo nie kuma ale za rok - na pewno ;-).

    I choinkę macie taką podobną - no cudownie! Aż chcę zobaczyć. Dodam tylko, że na naszą dowiesiłam teraz na 3 letnie cukierki w błyszczących papierkach ;-). I co? Biedne dziecko zjadło już ich połowę bo przecież słodyczy w życiu nie widziało a już zwłaszcza takich! Ech.

    Spadające diabełki oddają klimat dnia i dzisiejsze zachowania Olka. Miło, że się spodobały Adasiowi (mój jedyny chrześniak - ma już 20 lat! - to też Adaś, lubię to imię).

    Pozdrawiamy Was wszystkich!

    OdpowiedzUsuń
  5. No w końcu to Ty Amishko "rozdziewiczyłaś" mój blog pierwszym komentarzem hahahaha..

    Oj tak,nie daj Boże usiąść na tyłku a już dzieci coś wymyślą żebyśmy długo miejsca nie zagrzały w fotelu..uroki macierzyństwa ;)

    Nasz Adaś ma na imie Adnan - ale jakoś się tak przyjęło że zdrabniamy Adaś :D

    P.S.Zapomniałam dodać że ładne to Twoje nowe zdjęcie :)

    P.S.2 Dobrze że mój komentarz dotarł,bo jak chciałam wysłać,wyszedł mi jakiś error,a ja się tak rozpisałam!Wcisnęłam "wstecz" a tam pustka, Myślałam że mnie coś trafi..ale jakoś się udało:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Adnan też bardzo ładnie :-) Oryginalnie. I na A. Jak nasz Aleksander. Ja nadal nie mam pojęcia jak nazwę kolejne baby. Ba nawet płci nie zam.

    Też tak miałam niedawno.Walnęłam gdzieś długi koment a tu nie ma. Szlag trafiał. A potem się okazało, że jednak jest. Opatrzność czuwa.

    Aż się zamyśliłam o jakim nowym zdjęciu piszesz - a to pewnie to malutkie w profilu? Dzięki! Tak mnie ujęła netowa kamerka z rok, może 2 temu ha ha.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak o to właśnie zdjęcie mi chodzi,bardzo ładnie Cię kamerka ujęła :)

    Co do imienia,to ja nazwałam synka,a mąż córkę :)
    Ta stronka z imionami jest fajna,polecam:
    http://www.behindthename.com/
    Może na coś Cię naprowadzi :)

    OdpowiedzUsuń
  8. My zrobilismy ponad 10metrow lancucha z kolorowego papieru(wycinanki) i byl przepiekny no wlasnie byl bo polowa sie poodklejala co za kurde klej tu produkuja yhhhhh wscieklam sie na maxa doklejalam ile moglam ale udalo mi sie uchowac tylko polowe z tego co zrobilismy :((( mimo wszystko to nasza pierwsza swieza choinka :)))a ozdoby kupowalam ze slomy w ikei i mam tez recznie malowane szklane bombki z pOlksi wiec naprawde czuje klimat z Polski :)))) Poprosilam mame zeby mi przywizola jedna bombke z babcinej kolekcji ktore to maja wiecej niz 40 lat :))

    OdpowiedzUsuń
  9. Elu, u mnie też w Pastorczyku znalazłyby się jakieś wiekowe bombki. Pamiętam je odkąd mam zdolność zapamiętywania a podobno są starsze niż ja a lat mam hmmm ;-). Każdy wie. Ja czekam aż co najmniej Aleks podrośnie do wieku, że robienie ozdób nie będzie się sprowadzało się do wydzierania mu nożyczek i kleju, których on na razie by używał do swoich, własnych celów. Taki swojski łańcuch jest extra !

    OdpowiedzUsuń
  10. Amisho, jak ja to wszystko dobrze znam i jak bardzo nie wiem co to jest drzemka:). Do tego mój syn też na 'A' :). I powiem Wam w dodatku, że ja też miałam jakiś wyjątkowo paskudny dzień, ale wczoraj, a nie w sobotę. Czyżby z nici tworzyła się pajęczyna połączenia? :D.

    Bardzo lekko się Ciebie czyta Amisho :). Mam nadzieję, że powoli nadrobię zaległości :) - tylko ja przy dziecku jeszcze muszę pracować (4 godziny, gdy jest w przedszkolu to tylko 1/3 godzin które pracuje na dobę), więc już z czasem naprawdę cienko stoję. Ale i tak kocham je (bo jeszcze Alia) najbardziej na świecie, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  11. No prawda - Twój synek też na "A". Imiona na "A" zawsze mi się podobały, choć Aleksander często bywa na "O"... he he.

    I tak Cię podziwiam, że w domu pracujesz! Ja bym chyba nie mogła bo wiecznie mnie tu coś rozprasza i ciągle coś innego by należało zrobić - nawet jak nie trzeba. A tak, idę na 8 godzin za swoje biurko w firmie i robię co należy (+ to, czego nie należy czyli zaglądam na strony netowe niekoniecznie związane z pracą - ale zaległości nie miewam i jestem zawsze na czas ze wszystkim).

    Czy poza Ammarem masz jeszcze Alię tak jak nasza Arabella???

    OdpowiedzUsuń
  12. No prawda - ciężko pracuje się w domu, ale jak się nie ma wyjścia to się daje rade i też byś pewnie dała :). Mnie najbardziej rozprasza rzeczony "A" i tylko podzielność uwagi pozwala mi to jakoś ogarniać :). Nie ma innego dziecka - gdyby było z pewnością nie byłabym w stanie pracować w domu 12 godzin na dobę (plus te wszystkie inne babskie obowiązki) nawet śpiąc tak mało, jak śpię :). No i na pewno byłaby o tym innym dziecku jakaś wzmianka na moim blogu :).
    Pozdro, Rysiek :D

    OdpowiedzUsuń
  13. No tak pomyślałam, że by była wzmianka o innym "A" niż ten znany "A";-). Coś mi się pokręciło w łepku.

    Pozdro,Stasiek ;-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Jak ja cię rozumiem kochana, jeszcze do niedawna miałam tak mnożąc wszystko o czym piszesz razy dwa. Teraz nadal tak jest jednakże są chwile w ciagu dnia kiedy bracia są na fali jedności zabawy (czyli oboje bawią się w to samo) a do tego nie potrzebują nas do zabawy ... i wtedy jest chwila spokoju, chyba że ta wspólna zabawa to odmiana domowego berka, wtedy chciałabym mieć sciany i meble z gumy tak się boję o te ich główki a im bardziej im zakazuje tym szybciej ganiają po mieszkaniu, no po prostu istne szaleństwo i głupawka.
    Szkoda, że nie masz nikogo przy sobie. to maluszek pewnie tak steruje twoim organizem że rozkazuje ci odpocząć i koniec ...
    Trzymaj się kochana i pisz do nas ... może własnie o tej książce?
    całusy dla rozrabiaka :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ach te meble z gumy... przydały by się chyba wszystkim rodzicom od czasu do czasu ;-)Czasy szaleństwa dzieciaków zaś kiedyś ucichną, więc trzeba na swój sposób się nimi cieszyć Marto, prawda? Tylko czasem nie jest to łatwe ha ha.

    A u nas jeszcze tylko miesiąc z ogonkiem - tej samotności ;-)

    OdpowiedzUsuń
  16. no, Olek to nie pozwoli Ci się nudzić. skarb! :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Blaniu, na nudę pewnie już dłuuugo w swym żywocie narzekać nie będę ;-). Najwyżej czasami na jakieś znudzenie ....

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).