wtorek, 4 stycznia 2011

Styczniowy wpis zimowy

OJ! Dawno tu nie pisałam - wiem. Tak się jednak wszystko poukładało, że nie tyle weny i tematów mi brak, co możliwości swobodnego dostępu do komputera. Może nawet i to nie jest dobrą wymówką, bo ostatecznie komputer stoi w pokoju siostry i mogę w każdej chwili go odpalić, ale jakoś to tak inaczej niż otworzyć własnego laptopa we własnych czterech, grajewskich kątach. Pisanie tutaj zupełnie mi nie idzie a poza tym, skoro mogę pobyć z dala od ekranu komputera - staram się z tego dobrodziejstwa korzystać.

Od 20 grudnia siedzę na Pastorczyku. Olek przybył tu kilka dni wcześniej. Tu spędziliśmy i Święta i Sylwestra. Wszystko w rodzinnym gronie. Było miło, szybko minęło i życie toczy się dalej. Zima ostra i śnieżna. Z uwagi na to, że nasz Pastorczyk jest poniekąd odcięty od świata - czujemy się od tego świata odcięci na równi. Zupełnie nam to jednak nie przeszkadza. Okupujemy nowy dom, gdzie mamy ciepło, dużo przestrzeni i praktycznie nic do roboty. Na dwór raczej nie wychodzimy a jeżeli już to na krótko. Olek cieszy się dobrym zdrówkiem, ja również, i z tego względu nie wystawiamy się na szwank przeziębień i katarów, które uprzykrzały nam życie  jakiś czas temu. W ubiegłym tygodniu wyruszyłam na jeden dzień do Grajewa - do lekarza, do swego mieszkania by podlać kwiaty i popłacić rachunki. Oluś oczywiście został w Pastorczyku. Kiedy wracałam z Grajewa - śnieg sypał jak szalony. Na "naszej drodze" - czyli tej bezpośrednio już z Kolna do Pastorczyka (odcinek 3 km, droga gruntowa) - śnieg zrobił swoje i mój samochodzik utknął w sążnistej zaspie pośród białego pustkowia. Wiatr dookoła huczał jak w syberyjskiej sadze, koła ni w przód ni w tył, nogi obute w długie kozaki i tak tonęły w śniegu, było zimno i jakoś dziwnie nieprzyjemnie. Do domu miałam około 1,5 km. Niby niedaleko, ale nawet taka odległość wydawała mi się dość zawrotna na marszobiegi po zaspach po kolana. Na szczęście w dobie komórek nic tak straszne nie jest, aby nie można było sobie łatwo z tym poradzić. Zadzwoniłam do domu i zaraz na odsiecz przybył mi straktoryzowany brat. Pociągnął moje mikre autko na linie aż do samego garażu. Droga była tak fatalna, że czasami samochód po prostu pełznął po białych zwałach i traktor ciągnął go niemal włokiem. Żadnych szans na samodzielne przejechanie. A cała ta sodoma powstała w zawrotnym tempie. I tak oto mamy niemal zawsze, kiedy zima jest śnieżna. O ile nikt z nas nie musi codziennie dojeżdżać do pobliskiego Kolna (no, siostra do pracy, ale ma akurat przerwę w stażu przez cały styczeń) to droga musi być odśnieżana i utrzymywana co najmniej co 2 dni, aby swobodnie przejechała nią cysterna na mleko. Mleko odbierane jest bowiem co drugi dzień. Krowy nie przewidują opcji przerwy w jego dostawie nawet na jeden udój, ha ha. Stąd trzeba się gimnastykować. Wszystko oczywiście na głowie naszej i naszych jedynych sąsiadów. Odsuwając śnieg na boki drogi w końcu tworzy się tunel, którego już nie ma możliwości rozwalić bardziej. Poszukuje się zatem nowych tras na polach i łąkach. I takie to nasze życie tutaj - w wielkim skrócie.

Z okien widzimy białe połacie, podwórko całe zasypane i chodzi się tylko utartymi ścieżkami a najbardziej chodliwe są oczywiście traktory. Samochody osobowe spokojnie stoją w garażach i tylko terenowe mają szanse na dość swobodne poruszanie się do miasta. U nas samochód typu pickup czy terenówka jest już niemal wymogiem - nie żadną fanaberią czy maszyną dla szpanu. Kiedyś takich oczywiście nie było i ja, choć mgliście, to pamiętam jeszcze czasy jak ojciec odwoził nas do szkoły kobyłą i saniami. Tak, tak. Pamiętam te czasy! Często gęsto woził nas także traktorem. Wtedy zimy były również ostre - właśnie takie, jak wróciły teraz.

Zima tu u nas na wsi to zupełnie inny kawałek świata. Inne, odmienne od pozostałego życie. Godne większych refleksji - ale nie mam teraz możności by się o nich rozpisać z rozmachem...

Do Grajewa wracamy najprawdopodobniej w poniedziałek. Trochę już tęskno do naszych kątów, ale trzeba korzystać z czasu, kiedy możemy być poza nimi. 

Ciężarnie mam się dobrze. Mały rozpycha się często i czasem wręcz boleśnie. Zwolnienie mam do 12 stycznia i oczywiście będzie przedłużone. Do pracy mogę sobie iść w każdej chwili i na jak długo zechcę. Taki mam układ z szefową. Mogę oczywiście nie wracać już tam wcale. Wszystko tak jak sobie życzę i zależnie od tego jak będę się czuła. Układ zdrowy i rozsądny :-). 

 Za dwa tygodnie wraca Mohi. Ależ ten czas leci! 

No i moje pisanie, i tak pośpieszne, dobiega dziś końca. Wróciła od obrządku Beata, włączyła głośną muzę, gimnastykuje się i przekomarza się z Olkiem. Hałas i zamieszanie.

Wszystkim moim kochanym odwiedzającym bloga - tutaj, niemal tak na marginesie, ale jednak szczerze i z uśmiechem - dziękuję za odwiedzanie Żywotnika, wszelkie słowa troski, zainteresowania i życzenia! Wszystkim Wam życzę wspaniałego Nowego Roku. Zdrowia i spełnienia wszelakich marzeń !!!

Chcę czy nie - muszę stąd zmykać bo rumor jest nie z tej ziemi!

Rozumiecie, prawda??? ;-). Stąd proszę wybaczyć i pośpiech i ewentualne błędy.

Oczywiście w miarę możliwości wrócę :-).

9 komentarzy:

  1. Miło Cię znowu "widzieć" Amishko!
    I wzajemnie..wspaniałego roku dla Was!
    Trzymajcie się tam ciepło..od czwartku idzie odwilż (podobno).
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozdrowionka :)))) a ty uwazaj na siebie a nie znowu tu jakies przygody cale szczscie mialas telefon bo ja zapewne bym miala ale rozladowany znajac moje szczescie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczęśliwego Nowego Roku i Tobie życzę:)
    Fajnie, że jesteś na wsi, wypoczywaj ile wlezie:))
    Pozdrawiam:)
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  4. Asiu wszystkiego dobrego Tobie rowniez zycze :)

    fajnie juz tylko chwila i Mohi bedzie z Wami i dzidzia takze :-)

    U nas to juz tylko pogoda na plusie , ostatnio dobilo nawet +9 ...takze,zadnego sniegu juz pewenie nie bedzie :(

    £maj sie Asiu i do uslyszenia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Asiu normalnie jakbys opisywala jakies odlegle krainy;) u mnie cieplutko, slonecznie, po sniegu i przymrozkach nawet sladu nie ma!! :)

    Milo Cie bylo poczytac po przerwie!!

    Wypoczywaj i baw sie dobrze z rodzinka:)))
    Szczesliwego Nowego Roku ode mnie i mojego połówka:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Kompletna egzotyka - z mojego punktu widzenia:). Świetnie się czytało - przeniosłam się tam nieomalże:). Dobrze, że na świecie są komórki i traktory:)
    Czy napisałaś Amishko "mały" w sensie mały dzieciak czy w sensie mały chłopczyk?:) Pytam, bo może przegapiłam jakiegoś posta z informacją o płci, ale pamiętam, że pisałaś, że wciąż nie wiadomo ...

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki za życzenia dziewczyny!

    Kaeri - Łomża? Czyżbyś więc była z moich stron? Super! I miło wiedzieć :-).

    Luiza, Annu - u nas zima chyba potrzyma jeszcze dłuuugi czas. Jak na Wyspach brak śniegu i mrozu to ja chętnie zapakuję jakiegoś tira z odpowiednim pakunkiem ;-).

    Elsa - no jak widzisz - przygody muszę mieć zawsze, co by mnie nuda nie zjadła, ha ha ;-). Poza tym, że miałam komórkę naładowaną to w baku kropelkę paliwa i bałam się, że mi zabraknie (lenistwo związane z tankowniem...).

    Arabelka - dziś czwartek a odwilży ni widu ni słychu. Za to zimniej niż zwykle :-).

    Mamo Ammara - zabawnie, że mój żywot może wydać się komuś egzotyczny :-). Mnie z egzotyką kojarzą się bardziej Twoje perypetie i świat, w którym żyjesz. "Mały" zaś oznacza kolejnego chłoptasia :-). Nie pisałam o tym nigdzie na blogu bo od pobytu w szpitalu nie zdobyłam się na blogowe wpisy - poza tym jednym zimowym. A właśnie podczas szpitalnego USG wyszło, że Alejandro będzie miał brata - czyli wszystko zgodnie z moimi przeczuciami :-).

    OdpowiedzUsuń
  8. Amisho samo zycie to co. Mnie sie bardzo zawsze podobał ten związek życia na wsi z porami roku i naturalnym biegiem swiata przyrody. Pisz otym jesli tylko chcesz bardzo chętnie czytam. Pozdrawiam Cię i Olka i maleństwo.

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).