piątek, 11 marca 2011

Nocnie i mlecznie

Poszłam spać po 12 w nocy, czyli można powiedzieć, że już dzisiaj. Jakoś tak się zasiedziałam...Wstałam około 9, w międzyczasie wstając też 2 razy w nocy, żeby przebrać Maksimusa. Kiedy berbeć ma nieporządek w pielusze - tak się wierci i knycha, że trzeba natychmiast interweniować. Kiedy wieczorem zaśnie - kładę go do łóżeczka. Ja śpię z Aleksandrem obok na dużym łóżku. Pierwsze nocne przebudzenie małego i zabieram go do nas, kładę w środku i śpimy we troje jak jaka święta trójca. Kiedy Maksi poczuje głód - dostaje natychmiast cyca w zęby (dziąsła raczej ;-)). Naje się, sapnie na prawo i lewo i znów zasypia. A ja nie muszę wstawać, palić lampki, brać go na ręce i książkowo do tego cyca przystawiać. Na leżąco. I każdy jest happy, bo wszystko odbywa się cicho, niepostrzeżenie, niemal w półśnie. Wstać muszę jedynie wtedy, kiedy jak wspomniałam, następuje alarm pieluchowy. Zwykle raz bądź 2 razy w nocy. Podsumowując - noce mamy raczej spokojne. Jedynie Aleksander niemiłosiernie się kręci i muszę go często "odkręcać", bo to albo ma nogi na głowie Maksymilka, albo znowu jego głowa jest gdzieś u mnie w nogach, albo - co najczęstsze - jest zupełnie odkryty. Wykopuje się spod kołdry jak automatyczna koparka. Zwykle go przykrywam, ale czasami myślę sobie - a mam Cię gdzieś, zmarzniesz to się sam przykryjesz. Często jest bowiem tak, że już w chwili kiedy go okrywam, on uruchamia kopytka i nieświadomie pedałuje w powietrzu, aby tylko nie dać się przyrzucić kołdrą. I czasami to działa - kiedy koleżka poczuje chłód, ciąga za kołdrę i marudnie prosi "mama, psiklij". No i mama "psikliwa". Zwykle jednak i tak nie na długo...

Karmienie cycem ma jak dla mnie same zalety. Nawał mleczny już na szczęście przeżyłam. Laktator, który ratował mi życie na samym początku tej obfitej mlecznej drogi - poszedł już sobie spokojnie do pudełeczka, w którym został zakupiony. Co za ulga. Nie muszę znosić bólu rozsadzającego piersi przypominające zresztą okazy z ... porno publikacji (sorki za porównanie, ale jest jak najbardziej adekwatne), nosić laktacyjnych wkładek w staniku, sykać boleśnie, kiedy tylko Maksimus zaczyna sesję ssania i ... co najmniej 2 razy dziennie czuć się jak swoja własna krowa, którą trzeba wydoić, bo inaczej choroba  Creutzfeldta-Jakoba gwarantowana. Kiedy powiedziałam Beacie, że muszę ściągać mleko - zaproponowała mi, że co wieczór, kiedy wydoi już nasze pastorczykowskie krowy, może wpadać z dojarką do mnie do Grajewa i profesjonalnie mnie wspomagać. Cena mleka podobno idzie w górę. Ha ha ha, dobre sobie ;-). Pomyślałam jednocześnie, że człowiek nie może uciec przeznaczeniu ani do końca wyrwać się ze swojego naturalnego środowiska. Całe życie byłam blisko krów. Nawet teraz, kiedy jadę na Pastorczyk i akurat nic innego nie stoi mi na przeszkodzie - idę z rodzinką do obory i pomagam przy dojeniu, tudzież przy innych, niezbędnych przy bydle pracach. Stąd - w końcu doszło do tego, że kiedy nie mogę być na co dzień przy naszych krowach - życie dało mi namiastkę obory we własnym domu i zmusiło do kupna dojarki samej sobie! Na szczęście jednak - już nie muszę jej używać, bo mleczność się ustabilizowała i produkcja idzie w parze z możliwościami przerobowymi mojego "cielaczka".  

Ponadto - przestałam już przypominać bufiaście wyposażone panie z Catza czy innego tego typu periodyku. Tym samym spadłam też nieco na wadze i już jestem jedynie o krok od swojej wagi "przedurodzeniowej", a raczej "przed ciążowej". Może i fajnie być w ciąży, ale po 9 miesiącach tego brzuchatego uroku, zdecydowanie milej jest poczuć lekkość bytu niż słodki ciężar - tym bardziej, że przecież idzie wiosna. Niech więc względnie lekka matka raczej wozi teraz w wózku niż nosi w brzuszku ten swój słodki, względny ciężar ;-).

Miłego dnia :).

11 komentarzy:

  1. Życzę Ci Amisho dużo snu i spokojnych mimo wszystko nocek :) Ja nie umiałam karmić na leżaco zawsze musiałam siedzieć a przez pierwsze dwa tygodnie to klęczeć bo nie umiałam usiąść ciut za mocno pan doktor zszył:)A ten nawał pokarmu to nic przyjemnego Ja w szpitalu to przechodziłam z gorączką modliłam się tylko aby Mnie do domu na następny dzień wypuścili bo było to w trzeciej dobie po porodzie a mały miał zółtaczke w granicach normy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sofija - karmić na leżąco na szczęście umiem i upraszcza mi to nocny żywot. Co do reszty - miałam tak jak Ty - nawał w 3 dobie już w szpitalu i żółtaczka małego w normie - więc mnie wypuścili, Bogu dzięki. I to karmienie na kolanach... ;-) Skąd ja to znam... Ale teraz już wszystko jest niemal tip-top z moją fizjonomią.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. to ty wprawe masz w dojeniu hehehe

    OdpowiedzUsuń
  4. oj tak pozbycie sie berbecia i powrot srodka ciezkosci na wlasciwe miejsce to wielka ulga... Ja zwialam ze szpitala w pierwszej dobie na azjatyckich (polazjatyckich) dzieciach czesto nie widac zoltaczki dopoki nie sa naprawde zolte

    OdpowiedzUsuń
  5. No to widzę że powoli wszystko się normuje :)
    Podziwiam umiejętność karmienia na leżąco,mi się to nie udawało..ale na szczęście moje młode też nie budziły się zbyt często na jedzenie w nocy,tak że luz :)

    A z tym odkrywaniem się we śnie to jakbym o Adasiu czytała :) nie wiem czemu sobie w ogóle zawracam głowe tym przykrywaniem jak on w tej samej chwili się odkrywa :)
    Alia za to całą noc śpi opatulona po głowę,ma to po mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Amisho,

    Nie wiem gdzie to napisac, więc piszę tutaj. Jutro poród! Tak, tak, musi byc, bo cisnienie mam wysokie i według ginekologa to najlepsza opcja dla mnie i dla małej. Miej mnie w swoich myślach, bo bardzo się boję!

    Pozdrawiam,
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  7. Maria - wprawę w dojeniu mam niecodzienną stąd i sama ze sobą dałam radę ha ha ha. Co do żółtaczki - masz rację - ciężko ją zauważyć w naszych berbeciach bo one i tak mają inne skórę niż nasze polskie dzieci. U Maksyma już niemal wcale mija i w zasadzie tylko białka oczu go zdradziły.

    OdpowiedzUsuń
  8. Arabelka - czyli wiesz co to bezsensowne przykrywanie... A karmienie na leżąco w nocy naprawdę ma zalety. Dobrze, że mi dobrze idzie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. ewa - czekam teraz na TYLKO dobre wieści!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Amisho odzywiaj sie rozsadnie bo ja na wadze spadłam intensywnie nie po porodzie ale w czasie karmienia i od dobrych paru lat waże mniej niż przed ciążami ... tak mnie wyssali ;-)Co do nawału to niestety przeżyłam zapalenie piersi - horror nad horrorami, nikomu nie życzę.Brrr ale popieram, że karmienie piersią to wygoda, bliskość z dzieckiem i jakieś takie dla mnie rozczualjące oprócz momentu wspomnianego nawału. Świetnie sobie radzisz Mamusiu ale przyznaj, ze przydrugim jest ... łatwiej :-) Przytulaski dla szkrabów.

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).