piątek, 18 marca 2011

P. jak Pastorczyk, Paweł, Piaskownica i tak Po kolei ;-)

Od minionej soboty do wczorajszego czwartku byliśmy całą trójcą na Pastorczyku. Przyjechali po nas Beata z Damianem. Zapakowali nas w Damianową, leciwą BM-kę i powieźli na polską, rozmarzającą gruntownie wieś. Zapakowaliśmy razem ze sobą tak wiele rzeczy, że ocierałam z czoła pot na samą o nich myśl, a Damian ocierał pot prawdziwy, bo wszystko nosił z III piętra na dół. Dobrze mieć Damiana w rodzinie. Czasami ;-). Bo wczoraj np. nie mógł nas przywieźć z powrotem do Grajewa.  Przywiózł nas za to mój najstarszy brat Paweł. Braci mam trzech i każdy jest idolem dla Aleksandra. Wczoraj więc był dzień pod wezwaniem świętego Pawła. Paweł ma duży samochód (no, żaden z moich braci nie ma lichego ani małego auta - tylko ja turlam się małym i na dodatek kiepskim, 20 letnim  gratem), Paweł jest super i wspaniały. Paweł ma najlepszy telefon (tzn. normalny, ale w oczach Olka - Boziu - cudo techniki), Paweł w ogóle jest herosem i Olu patrzy w niego jak w obrazek. Mniemam ponadto, że Paweł, który ma 2 córki, a bardzo by chciał mieć syna - na co się raczej nie zanosi - bardziej niż tylko przyjaźnie traktuje Aleksandra. W rodzinie - póki co - to ja, córka, obfituję teraz w synów. Jestem z tego powodu szczęśliwa, bo szczęśliwa jestem dlatego, że kocham po prostu swoje dzieci - jakiejkolwiek płci mi się nie udały. Ani bowiem ja nie wybierałam płci swych potomków, ani nie robili tego moi bracia. Nikt tu za bardzo w tym temacie - nie podskoczy, że tak się wyrażę. I tyle na ten temat.

Nasze siedzenie na wsi miało tę jedyną, wielką zaletę, że Aleksander mógł w końcu wychodzić na dwór. Baaa, nawet rozpoczął już swój sezon piaskownicowy. 




Piaskownica to jego pastorczykowska Mekka. Nie jest piaskownicą z prawdziwego zdarzenia, ale spełnia swoje cele. Jeśli aura nabierze plusowej temperatury na pewno zadbam, by piaskownica była bardziej zapiaszczona. Oznacza to ni mniej ni więcej jak tyle, bym zebrała ekipę (np. Olek i akurat inne, dostępne osoby na podorędziu typu Mikołaj (bratanek), Ola (bratanica), Jadwiga (nasza Mama ;-)), Beti (każdy już wie - moja sis jedyna), psy (Tomek, który ostatnio nazywa się Jakub) i wyruszyła w miejsce nazywane "za górą". Miejsce to jest "kopalnią" piasku właśnie. O ile nie zrobię kiedyś fotek i ich Wam tu nie wstawię - o tyle czcze jest moje gadanie o tej kopalni. Może jednak zdradzę tyle, że piasek tam jest żółty, miałki, miękki i fantastycznie miły (nie wiem dlaczego miły, ale tak go odbieram). Kopalnia leży jakieś 2 kilometry od naszego Pastorczyka i kiedy jadę tam z zebraną ekipą, to jadę tam swoim "ukochanym" gratem, w bagażniku mam stare wiadra, worki i czasem szpadel bądź szpadelek. Kiedy już piasek przybywa na nasze podwórko - ogólnie jest radość. Tyyyle nowego piachu. A potem ... jest rozwożenie owego daru ziemi po okolicy. Traktorkiem, samochodzikiem, rowerkiem z bagażniczkiem. Roznoszenie wiadereczkiem. Z łopateczką. Szufeleczką. Szpadelkiem. Sipką. Wszystko po to, by matusia kolejny raz siadła do swego grat...A!!!, zapakowawszy wory, wiadra, szpadle i tak dalej...


Życie jest cudowne. Patrząc na nie z tej, czy innej strony. Odkryłam więc niedawno nie tylko kopalnię piachu, ale też wykopałam pewne kopalniane fakty. Że na przykład - kto pod kim dołki kopie... sam w nie wpada? Nawet jeśli, to co? Wpadanie nie jest gorsze niż wypadanie. Wolę czasem wpaść niż wypaść. 

Wpadajcie więc tu do mnie (MOJE KOCHANE CZYTELNICZKI) - bo może nie zabrzmi to zbyt ekstra super strong - ale jednak bez WAS to jak jechać na zabawę i nie pobrykać przy disco polo ;-).

A TAK W OGÓLE TO WPIS MIAŁ BYĆ ZUPEŁNIE INNY, TYLKO TAK MI SIĘ ZESZŁO NA MANOWCE.


Absolutnie zeszłam z obranego tematu. Ale nie będę się wracać, choć widzę, że nie napisałam niczego, o czym miałam. Ale lipa, ha ha. Czasem jednak tak bywa. A co tam.

Wybaczta :( - mówiąc po prostu i po wiejsku :-).

4 komentarze:

  1. no, moja Zuzia ma obiecana przyczepe piachu jako piaskownice i rozlozona dmuchawe do zboza jako zjezdzalnie. juz sie nie moze doczekac czerwca. za kazdym razem, kiedy nie chce isc do przedszkola przypominam jej o tym 'placu zabaw' :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Sake :-)

    Asiu, jakże ja rozumiem Zuzię, ha ha.

    Kurcze, będziecie w czerwcu w Pl? A może uda nam się spotkać??

    OdpowiedzUsuń
  3. jestem zdecydowanie na TAK!!! myslalam nawet o desio spotkanku. nie znam jeszcze daty przylotu, ani odlotu, ale bedziemy jakos od pol czerwca do polowy sierpnia :)

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).