środa, 9 marca 2011

Rzecz o pierścieniach

Biżuterię ogólnie bardzo lubię. Mam jej sporo, przy czym zdecydowana większość pochodzi z Indii i jest albo ze srebra, albo ze srebra oraz kamieni szlachetnych i półszlachetnych a wszystko na dodatek wyrabiane ręcznie (co jak dla mnie jest wielkim plusem). Srebro lubiłam zawsze, kamienie pokochałam za sprawą męża. I za jego też sprawką i przyczynkiem - moja kolekcja wszelkich ozdób gwałtownie wzrosła. Wcześniej bowiem była raczej bardzo skromna. Kilka par srebrnych kolczyków, z których połowa to wybrakowane single, gdyż namiętnie gubiłam po jednym z każdej pary. Mam też troszkę sztucznego badziewia z plastiku, metalu bądź drewna, którego dzisiaj już nawet nie wyciągam na światło dzienne.

W temacie zaś pierścionków, bo o nich głównie ma być ten post - otóż więc - zasadniczo poza prostą jak drut obrączką ślubną i malutkim - nazwijmy go umownie zaręczynowym - pierścionkiem z mikrym diamentem - innych pierścionków nie noszę. Nie to, że nie lubię w ogóle. Nie lubię ich na swoich palcach, bo najzwyczajniej w świecie mi przeszkadzają. Możliwe, że wynika to jedynie ze zwykłego przyzwyczajenia do wolnych palców.

Mój mężo - element co nieco oryginalny - osobiście nosi na łapach 4 pierścienie. Kamienie i srebro. Rzecz chyba głównie ma się w tych kamieniach właśnie, bo w Indiach ogólnie przywiązuje się do nich wagę. Kiedy poznałam Mohiego miał już te 4 pierścienie. Oprawione bardzo prosto i z zasady bardzo skromne. Po pierwszym wyjeździe do Indii w 2009 roku zmienił sobie oprawę (kamienie ciągle te same) na bardziej wyszukaną. Po ostatnim pobycie oprawa została zmieniona ponownie i teraz to już na takie wypasy, że kiedy je zobaczyłam to mi oczy zamrugały same przez się. Zapytałam nawet Mohiego, czy z takimi atrybutami przypadkiem nie kandyduje na jakiś wysoki urząd kościelny. Zawsze też żartowałam, że jego dłonie są zdecydowanie bardziej przyozdobione niż moje i że ja w całym swoim życiu nie miałam chyba tylu pierścieni, ile on nosi naraz. 

Tym samym przypomniała mi się zabawna sytuacja sprzed kilku miesięcy. Otóż Mohi ma te swoje wyżej opisane 4, niezmienne pierścienie, które publicznie nosi zawsze (zdjął je 2 razy - na naszym ślubie i na chrzcie Aleksandra). Ale swego czasu miał też kilka dodatkowych, których nie nosił a trzymał jedynie na pokaz lub ewentualną sprzedaż dla zainteresowanych. Pewnego dnia ponakładał je na swoje wszystkie palce (pominął jedynie kciuki), pokazał mi i powiedział, że teraz tak się będzie nosił. Oczywiście był to żart, choć znając mojego męża - wyszedłby tak między ludzi i nic sobie z tego nie robił. Mało tego. On naprawdę tak wyszedł! Pojechaliśmy wtedy na zakupy do Lidla. Wyjątkowy tłum. Wykładamy towar na taśmę, szperam w torebce w poszukiwaniu portfela i nagle czuję, że ludzie obok jakoś dziwnie na nas patrzą i coś między sobą szepcą. Normalnie nie rozglądam się zbytnio po ludziach, ale tym razem coś mnie tknęło. Patrzę - a mój mąż - nie dość, że i tak ekscentryczny, bo: 

- nie mówi po polsku;
- ma całkiem pokaźną brodę 
- na głowie ma czarny kapelusz
- na nosie ma okulary w czerwonej oprawce

to na dodatek - i tu patrzę na jego dłonie i niemal padam pod kasą z wrażenia - przystrojony jest w 8 gigantycznych pierścieni! Boże drogi - jak to wyglądało! Gorączkowo pomyślałam, że jak tylko wyjdziemy ze sklepu to go zabiję. Normalnie zdepczę mu ten jego kapelusz, albo kuchennym nożem obetnę brodę! Było mi tak głupio, że zapomniałam PIN-u od karty i zapłaciłam gotówką przeznaczoną na coś innego. Pomagałam szybko pakować zakupy do wózka i czym prędzej chciałam opuścić market. On? Pełen relaks. Powiedział mi potem, że nie zauważył... Rany boskie, jak można nie zauważyć 8 gigantów na własnych łapach? "Jednak naprawdę będę je teraz wszystkie nosił" - usłyszałam na dokładkę. "Chyba Cię po******" - odparłam nieelegancko i po polsku. Co śmieszniejsze - On mówił dość poważnie i wiem, że byłoby go na to stać. Zagroziłam, że w takim razie nigdy i nigdzie z nim nie wyjdę. Koniec końców porzucił swój nowy pomysł, ale dodał, że ludzie lubią się gapić i należy im dawać ku temu powody jednocześnie samemu nic sobie z tego nie robiąc. Może - pomyślałam - ale ja tak nie umiem. Ja jestem ze wsi. Wieczorem już pękałam ze śmiechu z całej tej sytuacji. I kolejny raz utwierdziłam się w przekonaniu, że czego jak czego, ale nudy w swoim małżeństwie to ja nie zaznam. Chwała Panu.

No i znowu wracam do pierścieni. Tym razem moich, gdyż tym razem Mohi przywiózł 3 okazy również dla mnie. Miał w swej kolekcji kilka starych kamieni (już oszlifowanych i gotowych do oprawy) i dał "swoim" ludziom do wprawienia je w srebro. Zapytał mnie jedynie o rozmiary palców, na których chcę je nosić oraz ewentualnie wzór i styl, w jakim mają być wykonane. Miałam jedynie życzenie, by były proste i zwyczajne jak ja sama, a jednym z kamieni był ametyst - mój ukochany i ulubiony. 




Pierścionki zostały wykonane.











Zanim jednak mogłam je nosić, musiałam przeprowadzić procedurę...

Moczenie pierścieni w solance
Po pierwsze. Miałam zaczekać aż urodzę. Zaczekałam więc. Potem miałam pierścionki włożyć na co najmniej kilka godzin do bardzo słonej wody. Każdy w oddzielny pojemniczek, dajmy na to salaterkę. Włożyłam. Po leżakowaniu w solance miałam je opłukać czystą, bieżącą wodą. Opłukałam. Osuszyć w czystej szmatce lub papierowym ręczniku. Osuszyłam. Następnie miałam poprosić Boga o błogosławieństwo. Podziękować mu za dar ziemi, jakim te naturalne, piękne kamienie są i poprosić o to, by zawsze poprzez te kamienie docierała do mnie tylko dobra energia, która ma mi przynosić zdrowie, szczęście i dobrą passę. Żeby trzymała od mnie diabła na odległość. Podziękowałam Bogu i poprosiłam zarazem. Potem mogłam pierścienie nałożyć. Nałożyłam. Bardzo mi się podobają. Wierzę w ich dobrą moc, bo ta moc i energia jest od Boga. Nie od kamieni. Kamienie są jedynie pięknymi przekaźnikami. 


Moczenie pierścionków w słonej wodzie miało oczyścić je od jakiejkolwiek złej energii, jaką mogły nabyć od ludzi, którzy mieli z nimi jakąkolwiek styczność (hmm, czyżby np. wydobywca kamienia, szlifier, wytapiacz srebra, oprawiacz.... cała masa w sumie ;-)). Pierścienie miały być absolutnie czyste, kiedy wchodziłam w ich posiadanie. Tabula rasa. Stworzone tylko dla mnie i tylko ja mogę je nosić. Nie powinnam ich użyczać nikomu innemu a ewentualnie kiedyś, kiedy już np. będę wybierać się na tamten świat, mogę je przekazać komuś, komu będę dobrze życzyła.




Bardzo, ale to bardzo kocham moje pierścienie - ametyst, różowy kwarc i żółty topaz. Dostałam je od męża w najlepszej z możliwych intencji. Dał mi je ze szczerego serca i ze szczerą wiarą, że boska moc kumulowana w kamieniach zawsze będzie mnie chronić. Wspaniałe uczucie.

12 komentarzy:

  1. Pierscienie na prawde piekne! Bardzo mi sie podoba ich oprawa, prosta i dajaca kamieniom mozliwosc ukazania swej szlachetnosci:)

    Rowniez lubie kamienie, niestety nie moge poszczycic sie pokazna kolekcja;)a w moich zbiorach bizuteryjnych dominuja jednak takie badziewia;] ktore mimo wszystko lubie:) uwielbiam kolczyki, duze i wiszace, mam ich cale mnostwo, zawsze sobie przywioze pare z podrozy:)czesto tez kupuje zupelnie bez okazji:)poza tym kilka wisiorkow na szyje;)plus kilka perel, ktore babcia mi z Chin przywiozla, nadal czekaja na oprawienie! Musze koniecznie o nich pamietac przed wylotem do Indii w takim razie:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam prawie wszystko właśnie z Indii - gdyby Mohi trochę nie parał się tym biznesem - na pewno bym sobie tylu okazów nie kupiła. A "badziewie" Luiza - też bywa różne - i lepsze i gorsze. Moje było naprawdę badziewne, ha ha.

    Też kocham kolczyki. I wisiorki. I bransoletki. I naszyjniki. Wszystko chyba... Nawet pierścionki musiałam pokochać ;-).

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierścienie naprawdę prześliczne! Niech się dobrze noszą!

    Indyjskie rzemiosło a szczególnie złotnictwo cenię bardzo, bo to ręczna robota wykonywana często według technologii niezmiennej od setek (jak nie tysięcy) lat. Kocham te drobne niedoskonałości wykończenia które nadają tym wszystkim przedmiotom "ciepła", te maleńkie ślady jakie pozostawiły na powieszchni metalu narzędzia sprawiają, że myślę o ludziach którzy wykonali te "błyskotki".

    Zawsze lubiłam połączenie srebra i ametystów, mam niewytłumaczalną obsesję na punkcie tego kamienia choć ostatnio zachwycił mnie lapis z Afganistanu o niezwykle intensywnej niebieskiej barwie. Cuda!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam pytanie do Pani od dluzszego czasu sledze Pani bloga i mialam juz dawno pytac. Jakiego wyznania sa Pani synowie? Jeski to zbyt osobiste pytanie- zrozumiem. Pozdrawiam serdecznie !
    K.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ewo - to co napisałaś o ręcznej robocie - to niemal moje własne słowa i uczucia! Też tak mam, że wolę te niedoskonałości niż maszynową perfekcję i zawsze myślę, że to czy owo wykonały czyjeś ręce - tam daleko... No i też kochasz ametyst :)))). Lapis lazuli (niebieski, owszem) to znam - bo takie kamienie też mamy w swojej kolekcji i jeden z moich ulubionych kompletów (kolczyki i wisiorek) są z tym kamykiem. Ciekawa jestem, czy to coś w stylu tego Afgańskiego, o jakim piszesz?

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy - ja jestem katoliczką, mój mąż z zasady sikhem, ale chyba bliżej mu do wiary katolickiej również. Uczył się w katolickich szkołach, nasza wiarę zna i szanuje a jego "guru" jest bardziej Jezus niż któryś Guru sikhijski. Wiem, że dziwnie to brzmi, ale inaczej nie umiem tego ująć.

    Starszy synek jest ochrzczony w kościele, młodszy jeszcze za mały, ale na pewno też będzie.

    Nie mam problemów z odpowiadaniem na takie pytania, bo kwestia religii nie jest u nas i nie była nigdy jakimkolwiek tabu czy kłopotem dla kogokolwiek z nas :-))).

    OdpowiedzUsuń
  7. Amisha wladczyni pierscieni :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Lepiej tego ująć nie mogłaś Marijo ;-). ha ha.

    OdpowiedzUsuń
  9. A wiesz amisho, ze coś nas łaczy, mój maz też nic sobie nie robi z gadania ludzi i nie lubi powiedzenia co wypada a co nie. ja byłam wychowywana zupełnie odwrotnie lista zakazów była strasznie dluga póki nie zaczęłam sie buntować.
    Pierścienie ... robia wrażenie, piekne, majestatyczne, rytualne, magiczne.

    OdpowiedzUsuń
  10. Przepraszam poprawiam z duzej literki: Amisho

    OdpowiedzUsuń
  11. I ja uwielbiam biżuterię srebrną w każdym rozmiarze i postaci, po prostu kocham srebro! Pierścionków mam kilka, kiedyś nosiłam chyba nawet 7 na raz, ale obecnie zakładam 3, max 4... jakoś dziwnie ludzie patrzą jak jest więcej :)
    Wypad do Lidla był Świetny, uśmiałam się czytając!
    Pozdrawiam cieplutko!
    W.S. ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. W.S. - że też jeszcze wynalazłaś ten post... A lidl... znamy... prawda?

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).