Nie mam czasu i sił ani na pisanie ani na czytanie. Nieco przykre, prawda?
Znowu oczekujemy na vel Brodę, który tak w zasadzie przestał nią już być, tzn. przestał być Brodą. Podobno około miesiąca temu pozbył się jej totalnie-globalnie, gdyż sprowokowała go do tego elektryczna golarka - chciał brodę przyciąć (co czyni w stopniu znacznym odkąd znalazł pracę i poszedł między ludzi), ale golarka nie chciała współpracować w żądanym kierunku. Kiedy przyjechał do nas na Wielkanoc miał taki około miesięczny zarost. Stwierdziłam, że wygląda dobrze i nakazałam taki stan utrzymywać. W ogóle praca dodała mojemu Indianie pewnego animuszu, że tak to określę. Ten człowiek jednak musi pracować... I wolę go takiego - tzn. pracującego - nawet w Krakowie. A tak naprawdę to pracuje nie tylko w Krakowie, ale i w całej niemal Europie. Obleciał już Holandię, Francję, w której spotkaliśmy się w realu po raz pierwszy (ach.... :)), Niemcy, szykuje mu się Portugalia, Hiszpania... A potem może Azja? O ile zostanie w tej pracy - a mamy nadzieję, że tak :).
Ja i chłopcy nadal tkwimy na Pastorczyku. Pogoda piękna. Na tydzień przyjechał też tutaj mój brat z Gdyni z 2,5 letnią córcią i żoną w 2-paku. Jest więc ludno i gwarno a dzieci odbierają nam powoli rozum. Zastanawiam się jak to możliwe, że ja jeszcze siedzę przy komputerze (godzina blisko 23-cia...)? Dzień był długi i ciężki. Ostatniej nocy spałam z Olkiem i Maksymilkiem na jednym łóżku. Ja w środku... Wyobrażacie to sobie? Czy miałam szanse się wyspać? Żadne. I dlatego się nie wyspałam. Zupełnie. Dzieci zrobiły pobudkę przed 7. Potem rutyna domowo-podwórkowa, gotowanie, karmienie, przebieranie, wożenie na rowerku i tak dalej. W międzyczasie oglądałyśmy z mamą i bratową Joanną ślub Williama i Kate. Nie wnikałam w szczegóły bo się nie dało, ale młoda para ogólnie mi się podobała. Kate miała piękną suknię a niektóre kapelusze zaproszonych dam nadały by się elegancko jako kosze dla naszych niosek. Zastanawiałyśmy się też czy te drzewa w Katedrze to tak na stałe rosną czy to atrapy czy ki diabeł (ups, nie wypada przy okazji kościoła o diable ;-).
Ślub ślubem, książęta i księżniczki sobie a człowiek zwykły musi na przykład zasiać warzywa w ogrodzie. Michał (średni brat) przeorał wczoraj ogród, przeleciał glebogryzarką a ja dzisiaj z mamuśką - za toporne grabie i do dzieła. Rolę trzeba było urównać i ugrabić, zebrać z niej wyorane kępy trawy, porobić "żłóbki" na nasiona itp. Jutro jeszcze będziemy działać dalej, bo dzisiaj stać nas było jedynie na marne preludium. Maksymilian spał w wózku na dworze pod jabłonką i tyle zrobiłam, na ile on mi pozwolił... Na łapach mam otarcia od trzonka tych cholernych, wielkich grabi. Stopy mam średnio królewskie pomimo królewskiego dnia, bo szarżowałam po tej ogrodowej glebie na bosaka. Jutro spodziewam się też zakwasów a na dodatek opaliłam sobie ramiona na raczka.
Brat Andrzej (ten z Gdyni) wziął dzieciaki na spacer nad staw. Dzieci przytargały za jego sprawką kilka małży. Położyły je na słońce i bawiły się jak klockami. Ślimaki zaczęły wyłazić ze skorupek (pewnie z upału). Okrutnie mnie takie bestialstwo porusza. Kazałam zebrać małże do banery z wodą i zawiozłam ślimaki z powrotem do stawu. Samochodem. Staw nie jest jakoś specjalnie daleko, ale po całym ciężkim dniu już mi się nie chciało uprawiać pieszych wycieczek. Co za los! Nie dość, że człowiek chodzi jak nakręcany budzik i szarpie sobie siły i nerwy codziennością to jeszcze musi myśleć o jakichś biednych ślimakach! No, ale taka jestem - nie pozwalam bachorom na złe traktowanie żywych stworzeń - nawet jeśli to tylko małże.
Aha - Beata rzuciła Damiana. Po 5 latach. Bez konkretnego powodu. Po prostu - jak ja to określiłam - nastąpiło chyba "zmęczenie materiału". Pretekstem okazał się NOWY. Hmm... Zobaczymy co z tego będzie. Beata jednak zawsze robi to, co chce i uważa za słuszne. Po cichu dodam, że ta jej nowa słuszność jak na razie nie wydała mi się zbyt słuszna... ;-).
To tyle nowości z frontu podanych w skrócie i chaotycznie. Inaczej nie mogę, ale jak zawsze powtarzam tak i powtórzę teraz - kocham pisać i nawet jak padam na ryj to czasem muszę go zatrzymać na klawiaturze. Proszę o wybaczenie braku sensu, stylu i ... kapelusza ;-). Dzisiaj chodziłam w czapce z daszkiem ;-).