środa, 20 kwietnia 2011

Jutro

Jutro zamierzam upiec ciasta. Proste i skrzętne - babkę piaskową, murzynka i sernik. Nie wiem jak temu podołam mając Maksymiliana pod bokiem i Olka za oknem, ale się zawzięłam. Mistrzem cukierniczym nigdy nie byłam, stąd jak już zabiorę się za jakiś wypiek, liczę jedynie na łut szczęścia. Owszem, w smaku to nawet niezłe mi te moje placki wychodzą, ale do ideału im daleko. Zakalce zdarzają mi się co prawda bardzo rzadko, ale... ja w ogóle rzadko piekę. Od święta (czyli teraz na Wielkanoc akurat jest czas właściwy) lub od wielkiego dzwonu (czyli tak naprawdę nie wiem kiedy, bo dzwony - nawet małe - u mnie biją rzadko), albo czasem dla kaprysu (a te się zdarzają... od wielkiego dzwonu właśnie he he he). W każdym razie - ciasta to zdecydowanie nie moja branża.

Jutro późną nocą przyjeżdża też (HURA!) nasz Smok Wawelski czyli Pan Broda a najściślej mówiąc - mój mąż i ojciec moich synów. Miał przyjechać w piątek w nocy i wyjechać we wtorek po świętach rano, czyli opcja była bardzo fajna. Firma jednak nakazała wziąć mu wolny piątek a nie wtorek - stąd wyjechać będzie musiał już w Wielkanocny Poniedziałek niemal o świcie. Przechlapane. A raczej... nie będzie miał przechlapane, bo umknie tradycji Śmigusa Dyngusa. Szkoda :-(. Co jednak zrobić, Panie Święty? Ano nic. Trzeba szanować wolę pracodawcy i brać wolne, kiedy każą a nie kiedy się chce. Zwłaszcza jak jest się w tej pracy jeszcze żółtodziobem. I tutaj kłaniam się nisko i z uśmiechem w stronę mojej firmy i mojego działu - tam nigdy nikt nie miewał problemów z braniem urlopu kiedy tylko miał na to ochotę. 

Dodam, że nie widzieliśmy się z vel Brodą od 5 marca. Ja to ja - jestem jaka byłam, Oluś ma jedynie ogolone włosy a tak poza tym też wiele się nie zmienił, ale Maksymilian! Maksymilian jest już niezłym kawałkiem chłopczyka, dużo się uśmiecha a wręcz śmieje, robi minki, ssie kciuka od prawej łapki i zaczyna powoli coś tam po swojemu gadać (ghiii, guuu, eeee). Tata się zdziwi co też to matka mu uhodowała przez te prawie 2 miesiące. Dziś Maksymalny skończył 8 tygodni. I kiedy to zleciało? Jeszcze nie tak dawno latałam za łosiami w zaśnieżonych lasach Biebrzańskiej Puszczy, z pękatym brzuchem i w niecierpliwym oczekiwaniu na Maksymka. A tu proszę... Trzas-pras i zupełnie inna rzeczywistość.

Jutro też ma być równie piękna pogoda jak dziś. Mogę śmiało zaprotokołować stwierdzenie, że wiosna niniejszym naprawdę nadeszła. Prace polowe trwają nadal, bociany moszczą się na jajach, po podwórku brykają szpaki, w oborze pojawiły się już jaskółki, drzewa i krzaki zaczynają się zielenić, słońce przygrzewa... Żyć nie umierać.

Jutro będę miała pracowity dzień. Dziś w zasadzie też miałam i  jestem zmęczona. Nie zamierzałam więc już odpalać kompa, a tym bardziej nic pisać, ale jakoś tak... samo się napisało. Co prawda mam kilka zaczętych postów i mnóstwo myśli we łbie, które chciałam tu wyklikać, ale zawsze brak mi siły, by dobić z tym wszystkim do brzegu. Jednak co się odwlecze to nie uciecze.

Jutro Wielki Czwartek. Pierwszy z tych kilku ważniejszych Wielkich Dni. 

Jutro, jutro, jutro..... a tymczasem kończę, bo chciałabym pójść spać jeszcze dziś... 

4 komentarze:

  1. Amishko jak miło taki optymistyczny wpis przeczytać!!! Bardzo się ciesze, że Pan Broda w końcu zawita do domku:)Że spędzicie razem ten czas, tak jak należy czyli rodzinnie! Wielu radości życzę Wam w takim razie!

    No i powodzenia w pieczeniu ciast:)u mnie święta zbyt świątecznie się nie zapowiadają;) weekend jak każdy inny, mąż w pracy, ja również (poniekąd, po opieka nad dziecięciem, aczkolwiek wymagająca, to jednak bardzo przyjemna i w kategoriach "pracy" trudno mi ją ująć), rodzice daleko, mąż średnio czai powagę sytuacji, wiec świętowanie gdzieś mi umyka;) kiedyś na pewno nadrobię, ech!

    OdpowiedzUsuń
  2. ja również odnotowuję obecność wiosny. na Dolnym Śląsku ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Amishko - coś ja przegapiam niektóre Twoje posty, alllle ten z opóźnieniem komentuję, bo doznałam szoku - Maksymilian 2 m-ce? Też mam wrażenie, że urodziłaś go przed chwilą zaledwie - 2 tygodnie temu. No po prostu nie da się nie użyć wyświechtanego "ale ten czas leci!" :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Lusin, Pomylone Gary, Mamo Ammara - po prostu :).

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).