wtorek, 5 kwietnia 2011

Słowo na wieczór

Miałam dzisiaj dzień pod wezwaniem świętego Pita. I bynajmniej nie Brada Pitta a Pita podatkowego. Swój rozliczyłam szybko i na dodatek wynik rozliczenia końcowego okazał się względnie zadowalający. Gorzej z Pitem Beaty. Niby też jest prosty jak drut, ale specem od księgowości i podatków to ja nigdy nie byłam, nie jestem i nie będę. I nie wiem tak do końca jak rozliczyć niewielki dochód otrzymywany przez Beti w ramach stażu z Urzędu Pracy. Owszem, rozliczyłam go, ale jeśli będzie źle - Beata urwie mi łep. Cóż jednak... mówi się trudno i żyje dalej. Beze łba. ;-)

Wczoraj nie miałam natchnienia na pisanie, choć do pisania ogólnie bardzo już tęskniłam. W Pastorczyku nie ma na nie szans, więc myślałam, że jak wpadnę do Grajewa to nie odstąpię laptopa. Akurat. Dzisiaj byłam z Maksymilkiem u lekarza. Poszłam na zalecaną przez pielęgniarkę środowiskową pierwszą wizytę kontrolną (powinnam była wcześniej, ale wiadomo jak jest...), a skończyło się na szczepionkach. Mały kończy jutro 6 tygodni, jest zdrowy, stąd udało się go od razu zaszczepić. Trzy ukłucia - w udziki i ramię. Płakał robaczek, nie powiem, ale generalnie zniósł to bardzo dzielnie i szybko się uspokoił. Aleksander na kilka godzin wyemigrował dziś do dziadka Władka. Mogłam więc spokojnie skoncentrować się tylko na Maksymku. Po szczepionce spał dość długo, ale już na wieczór mu odeszło i obaj ze starszym bratem odrywali mnie co chwila od moich nieszczęsnych Pitów. Koniec końców obaj polegli, a ja tu postanowiłam skrobnąć słówko na Żywotniku, co by mi nie zdechł na amen. 

Samochód mam już na chodzie, jestem mobilna, radzę więc sobie znacznie lepiej niż dotychczas. Mogę już nawet od biedy iść do sklepu. Malutkiego na ręce i wio. Pogoda póki co piękna, choć zapowiadają zmiany na gorsze. Normalka. Żadne słońce nie świeci przecież bez końca. 

No i tyle na co mnie teraz stać. Jest już po 23-ej, dopada mnie sen, więc idę do swoich kudłaczy. A! Właśnie! Większego kudłacza zamierzam jutro zaprowadzić na postrzyżyny. Niby fajnie mu z taką szopą na głowie, ale jednak trza by ją nieco zmodyfikować. Nie wiem tylko jak? Maszynką na króciótko czy jednak zostawić mu kawałek grzybka?

Nie wiem, prześpię się z tym i może mi idea przyświeci. Dobranoc, pchełki na noc :-).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).