poniedziałek, 9 maja 2011

Nie ma mnie ale jestem

W zasadzie to jestem i tylko tak wygląda, że mnie nie ma... Jestem, jestem. Aczkolwiek nieco jeszcze przychudłam i przed ciążowe dżinsy znów mi złażą z tyłka bez rozpinania. Poza tym przeżyłam zimę w maju a teraz cieszę się kwitnącymi gruszami, jabłonkami i dywanami z mleczy.  A zatem - jak to się mówi - co ma wisieć, nie utonie ;-).

Rzecz oczywista - koczujemy na Pastorczyku. Różnie się tutaj dzieje - raz dobrze, raz nawet super a dość często - za przeproszeniem - bywa do dupy. Jednak zawsze tak było. Młyn, kocioł, karuzela. Ostatnio brakowało mi jednak wytchnienia na tyle, że stwierdziłam, iż najlepiej dla mnie będzie jak sobie pójdę gdzieś do przestronnej stodoły i umrę po cichu w jednym z jej czterech kątów. Albo polazę hen gdzieś w bagna (mamy tu tereny dziewicze dookoła, owszem, owszem) i ugrzęznę tam na amen. Albo zasnę z pawiem sąsiada na wielkim kasztanie i w nocy spadnę z gałęzi prosto na wielki na płot z kamieni. Póki co - żaden ze scenariuszy nie doczekał się wykonania i dlatego nadal jestem. Wyjaśnię jedynie, że jeden z pawi sąsiadów (mają kilka) nocuje ostatnio na wysokiej gałęzi kasztanowca. Siada na niej jak... paw, spuszcza długi ogon i na dodatek wydziera się po nocy jak kopnięty.   




Zresztą o sąsiedzkich pawiach mogłabym napisać tu sporo, ale z uwagi na brak czasu na pisanie w ogóle - ograniczę się jedynie do wstawienia dwóch fotek - w tym pawia z kasztanowca, zwanego przeze mnie królem - którego to przyłapałam przy naszym kurniku z rozłożonym ogonem. Było to coś mistycznego, bo choć pawie wpadają do nas z wizytami często - zobaczyć rozłożony ogon to rzadkość nad rzadkościami.



Nie zaglądałam na neta od ponad tygodnia. Nie było kiedy i nie było sił. Dziś też ich za wiele nie ma i nie rozpiszę sie tu na pewno, choć bardzo bym chciała.

Zanotuję jedynie tyle, że brat z Gdyni z żoną i córcią dziś wyjechali. Byli około 10 dni. Dom nieco opustoszał :(, ale życie toczy się dalej i póki co, tak czy siak, pustek wielkich na pewno tu nie będzie. Poza tym - towarzystwo nadmorskie na pewno latem znów tu zawita. 

Mój mąż zwany czasem Brodą - teraz już naprawdę przestał nią być. Na majowy weekend przybył gładko ogolony - ku mojej uciesze. Wierzyłam, że ta chwila kiedyś nastąpi i po okresie wstępnego buntu i walk z tym dywanem na szyi i dookoła gęby - postanowiłam jedynie Boga prosić i czekać, aż życie samo zweryfikuje jego kudłaty wybór. I takoż dokładnie się stało. Czyż zatem wiara nie czyni cudów a walka prowadzi do nikąd?...

Maksymilian jest bardzo sympatyczny. Rozdaje uśmiechy dookoła siebie i do każdego, kto na niego spojrzy. Dręczy go jedynie wysypka na buzi, która pojawia się i znika, nasila i przygasa... Ki za grom?

Aleksander - wiadomo - farmer całą gębą. Do tego - już nienagannie spalony słońcem.

A ja muszę znikać właśnie teraz - w połowie słowa, bo późno i... właśnie Aleksander przebudził się i mnie woła. Na pewno mu się śni, że nie może zapalić ciągnika...

Pozdrawiam serdecznie wszelkie moje drogie dusze !!!

4 komentarze:

  1. :) nie grzeznij bron Boze w bagnie!!!! bo bede tesknic :)
    paw to chyba pawiowej szuka, co? a juz tak zdesperowany, ze nawet swoje wdzieki kurom wsiowym prezentuje :) moze niedlugo wylegna Wam sie jakies pawio-kury :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Asiu, ciesz sie wiosennym Pastorczykiem jak najdluzej! urlop od komputera przydaje sie kazdemu od czasu do czasu.
    ucaluj chlopakow! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha, pawio-kury byłby boskie:))))
    Amishko miło Cie w końcu czytać:) baw się dobrze na Pastorczyku i ciesz wiosną w rozkwicie:)super, że jednak zdajesz relacje od czasu do czasu;)
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Chudzinko dbaj o siebie bo nie chcemy by z ciebie został cień ...odżywiaj się zdrowo!!!
    Co do wysypki moi też mieli przez chwilke ale Kubusiowi to zostało ta wrazliwość na proszki, jedzenie itd.
    Pawie cudowne.

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).