środa, 17 sierpnia 2011

Ogórek i jabłuszko

Jak zawsze w Pastorczyku - lato obfituje w ogórki. Można rzec, że teraz już się kończą, ale warzywo to z pewnością jest letnim królem naszego ogrodu. Od mniej więcej trzeciej dekady lipca rozpoczyna szturm na nasz stół i szturmuje nas co najmniej do połowy sierpnia właśnie. Mama zarzeka się co roku, że już nie posieje swoich magicznych trzech rządków, a jedynie dwa. Acha... Nie dość, że posieje trzy, to jeszcze zawsze ma nieprzeciętny urodzaj. Nie nadąża jednak skrzętnie ogarniać tego własnoręcznie sprowadzonego na ziemię daru niebios i zawsze pod koniec ogórkowego sezonu na polu bitwy zostaje stado wyrośniętych, żółtych bałwanów, których zadaniem jest już jedynie użyźnienie gleby. Ogórki jadamy małosolne, kiszone, w mizerii, szybkich surówkach, obrane i posolone na surowo i oczywiście mama nabija nimi słoiki, co by było i zimą o co zębem zawadzić. Mama robi korniszony i kiszeniaki a ja zimowe sałatki - póki co dostałam boski talent do 2 rodzajów ;-). Co ciekawe jednak - mama ogórki sieje, uprawia i przetwarza, ale w tym roku przyznała się, że przetwarzania właśnie szczerze nie cierpi i w tym celu wystawi na podwórku wielką tablicę z napisem "NIENAWIDZĘ ROBIĆ OGÓRKÓW". Żeby wszyscy wiedzieli. Ja osobiście wiem od dawna, ale kiedy mówię jej każdej wiosny - posiej mniej - ona przyprawdza, ale rękę na nasiona ma tak rozrzutną, że nawet jak nie chce, to wspomniane wyżej trzy rządki zasiewają się po prostu same jak cisza makiem. Oj, z tą mamą... 

Jabłka papierówki... jabłonie papierowe mamy dwie i z doświadczenia wiem, że na jabłka te jest urodzaj, albo go nie ma. W tym roku był. Ba, jest, trwa nadal. To już nawet nie urodzaj - to papierowa manna z nieba! Zatrzęsienie, mrowie, rozpusta! Papierówka - jabłko nietrwałe. Spadnie, zbije się łatwo na... kwaśne jabłko, poleży i zgnije. W tym roku owoce są nie tylko liczne, ale też bardzo dorodne. Oczywiście wszyscy kochamy papierówki i zjadamy na potęgę, ale ileż można ich zjeść? Z uwagi jednak na to, że żal nieposkromiony, by wszystkie tak bezczelnie zgniły (ojej - to by dopiero była zgnilizna wszech czasów...) - codziennie zbieramy je dla świnek i bydła. Sezon papierowy trwa około miesiąca, więc zbieractwo podjabłoniowe tyleż samo - najpierw do wiader a potem do koryt. Nic się u nas  nie marnuje - czego człowiek nie da rady, to bracia mniejsi a jakże. Z papierówek ja robię też czasami szybki dżem - obieram, kroję, zasypuję cukrem, wrzucam do garnka i gotuję. Rozpadają się szybko a dżemik smakuje wybornie. Do naleśników i placków jak znalazł. Do chleba i bułki z masłem także. A i szarlotka nimi nie pogardzi, o nie. Dla mnie jednak - tak szczerze - najlepsza jest papierówka świeżo zerwana z drzewa - aby była już dojrzała, ale jednak jeszcze lekko chrupiąca i z kwaskowatą nutką - piszę, w odróżnieniu do mojej mamy, która lubi słodkie i miękkie spady. 

Dobra, papierówy i ogóry obgadane. Reszta niech czeka na swoją kolej ;-).

5 komentarzy:

  1. Moja droga ja coraz częściej tęsknię za wsią, za rzędami warzyw, rabatami kwiatów, sadami, odgłosami zwierząt. na Opolszczyźnie mało jest już tradycyjnych wsi, u Was zawsze odnajdę tę fajną atmosferę. A że pracy w bród to wiadomo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Marto, no u nas chyba tych wsi tradycyjnych jeszcze sporo. W zasadzie cały region jest rolniczy i dominują krowy :). Co do ilości pracy - zawsze sporo... ale taki już los rolnika.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdyby tak mozna byly mailem przeslac ze 2 sloiczki kiszonych ogorkow :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Papierowki uwielbiam wrecz. Juz mi slinka leci, a tu trzeba czekac do nastepnego roku.

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).