czwartek, 29 września 2011

Czapka drobnych myśli tu i teraz

Jeny, ale ja jestem opóźniona... Na tapecie mam zdjęcie sprzed żniw a tu już dawno po jesiennych siejbach, wykopkach i koszeniu kukurydzy...

Jestem więc w graficznym tyle swojego Żywotnika... Co jednak zrobić Panie, no co...? Po powrocie do roboty, z pisarską weną u mnie średnio na jeża, a nawet jeśli zdołam coś tu napisać - na ozdoby już czasu ni sił nie stawa. Słowem - klops. 

W robocie ogranicza mnie... robota (huh, ale to zabrzmiało - jakbym do roboty przychodziła w celach innych niż ta robota LOL), w domu ograniczają mnie dzieci - a zwłaszcza Maksi, który zmaga się czwarty tydzień z katarem, do tego zaczyna raczkować i niestety nie posiedzi sobie spokojnie sam wśród zabawek, bajek na dvd i kolorowanek tak jak Olu. Trzeba go nosić, non stop wycierać nosek, zapodawać paszkę, zadawać medykamenty, podnosić kiedy się przewróci z siadu, tulić jak płacze i marudzi - a zwłaszcza marudzi pod wieczór...Ciężko, ciężko mi, uff. Nawet jeśli generalnie przepadam za synkami a każde ich nowe umiejętności bardzo mnie cieszą.

Ale uwaga - coś się zmieni. Niebawem :))). Będzie lżej. Lepiej. Choć z drugiej strony nie do końca. Przyjmuję jednak do siebie zawsze te lepsze warianty dwustronnych wydarzeń. Po co się wdawać w te gorsze? Trzeba je odrzucić, dać im kopa i zapomnieć.

Ot, optymista się znalazła co? Najdziwniejsze, że kiedyś nigdy nawet nie podejrzewałabym się o optymizm. Teraz co prawda bywa rożnie, ale zdecydowanie bardziej wolę myślenie pozytywne. Mając dzieciaki to jakby nawet bardziej wskazane. I tyle rzeczy wydaje się przy nich innymi. Rzeczy obojętne nabierają znaczenia a to, co dotąd nie istniało pojawia się i zapełnia nam świat. Nawet jeśli mam chore dziecko - współczuję mu, boli mnie jak ono cierpi - to jednak ... jakim wspaniałym uczuciem jest móc się nim opiekować, pocieszać je, dawać mu siebie... To bywa właśnie przykładem pozytywu w negatywie :).

A co się zmieni? Napiszę innym razem. I wcale nie chodzi o zdjęcie na tapecie. Ono też się oczywiście zmieni, ale rzecz w czym innym.

Piszę sobie w przerwie w pracy (sami takie przerwy sobie wyznaczamy - rzecz jasna). Za oknem jakieś lekkie przymglenie, mała melancholia i zapach drewna - z sąsiedniej fabryki płyt. Opanowała mnie senność, bo mało sypiam (Maksi) więc piję kawę ze śmietanką i z cukrem (rzadko mi się to zdarza - tzn. druga kawa, cukier i śmietanka). Moi koledzy - jak widzę - też pogrążeni w necie, szefowa na telefonie a  Katie Melua śpiewa o milionach rowerów w Pekinie. Za niecałą godzinkę wychodzę... Dobrze. Zajrzę jeszcze tylko do pewnych akt... Jak ściągnąć 400 tysięcy? Możliwe czy nie? Możliwe. Dla mnie natomiast często wydaje się nie do zrozumienia to - jak ludzie mogą doprowadzić samych siebie do takich długów... Moja praca bywa naprawdę bardzo ciekawa. Może kiedyś i o niej (nie tylko w niej ;-)) napiszę więcej. Tymczasem spadam z Żywotnika - jak kotek z choinki na cztery łapki. Miau :))).

8 komentarzy:

  1. A ja już kiedyś zaczęłam czytać, tylko nie zdążyłam się jeszcze zameldować... co niniejszym czynię :)
    Ależ u Was fajnie i ciekawie. Się pozwolę rozgościć :)
    No i niech ten katar w końcu pójdzie precz!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozgość się Mysko serdecznie i witaj :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety katar dorosłego potrafi wymęczyć , a cóż dopiero małe dziecko. Tylko rzeczywiście 4 tygodnie to bardzo dlugo.
    Jeśli chodzi o długi to mam w rodzinie osobę emerytkę, która biorąc kredyty i kredyty od kredytu chwilówki, providenty itd ma 80 tys długu mając 900zł emerytury.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Katar AgoB próbujemy zwalczyć drugą, inna dawką leków, bo choć unikam lekarzy a pierwszy synek nie był nigdy chorowity - teraz już nie mam wyjścia i szukam fachowego wparcia i pomocy. A że katar u dziecka może mieć sto oblicz i przyczyn to trza experymentować z lekami... Ufff.

    Długi, długi... ech, tony bym pisała na ten temat. Moja firma jest produkcyjno handlowa (głównie) i raczej bardzo duża i dba o interesy z kontahentami rozmaitych typów, ale czasem ręce opadają na ludzi. Można wpaść w tarapaty, splajtować, mieć problemy rodzinne, zdrowotne i stąd problemy finansowe w regulowaniu zobowiązań, ale... bywają lekkoduchy, ludzie nieuczciwi, bezmyślni...

    Pozdrawiam Aga!

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, to zdrówka dla Synka życzę! I dobrze, że ten pozytywizm Cię nie opuszcza, bo w pozytywnym myśleniu jest siła! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdrowka zycze maluchowi :) moj tez troche przychorowal sobie.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Ola, Laura - dzięki. Będziemy się kurować nadal :). Zdrowia i Wam i Waszym maluchom życzę!

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam identycznie z tą pisarską weną. Mam kilka zaległych artykułów do napisania, ale za Chiny ludowe nie mogę się zmusić, a jak już się zmuszam, to mi nie idzie... :( Powodzenia, by wena choć do Ciebie wróciła!

    Pozdrawiam

    Sol

    PS. Zapraszam czasem do mnie:
    http://turystycznyprzewodnik.blogspot.com/

    Ponadto przez cały październik (czyli od jutra) będzie u mnie trwał konkurs z fajnymi nagrodami. Polecam wzięcie udziału, będzie mi bardzo miło.

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).