czwartek, 20 października 2011

Powrót taty, bałagan i nie mam siły

Odkąd wrócił do nas M. (praca w Krakowie - niestety bądź stety – mu się skończyła, więc od 3 tygodni jest już z nami) – w naszym domu panuje przeraźliwy bałagan, rozgardiasz, młyn, bajzel czy jakby tego nie nazwać. M. jest człowiekiem, który lubi mieć wszystko. Przez 7 miesięcy pobytu w Krakowie nagromadził więc tyle tego wszystkiego, że aby abarot przytaszczyć to do Grajewa – musiał wynająć poważnego kuriera. Nie wspomnę, że część rzeczy zostawił w Kraku u kogoś znajomego. Po każdej wizycie w Grajewie (wtedy, kiedy jeszcze oczywiście w Krakowie pracował) zabierał ze sobą a to to a to tamto (głównie ciuchy, książki i dvd). Pewne rzeczy dokupywał, bo jak wspomniałam – on musi mieć wszystko – nawet praskę do czosnku, 2 lejki (mniejszy i większy), centymetr krawiecki i kreta do rur, których to przedmiotów w 99 % nigdy nie użyje! Jest jednak na tyle zapobiegliwy, że nie omieszka nabyć i posiadać takie drobiazgi, o jakich ja na jego miejscu nawet bym nie pomyślała... Jak żywą pamiętam jeszcze jego przeprowadzkę do nas do Polski z Holandii w 2008 roku. To dopiero była trauma! Dom zawalony taką ilością pudeł i przedmiotów, że dochodziłam z tym wszystkim do ładu być może kilka miesięcy. Teraz mam małą powtórkę z rozrywki. Na domiar mam Aleksandra i Maksymiliana. I chodzę do pracy. Wtedy był tylko Olek i akurat byłam na urlopie macierzyńskim – miałam więc większą swobodę w przywracaniu ładu dookoła naszych kątów. Wtedy było też w domu mniej mebli (a w zasadzie prawie wcale ich nie było). Nasza obecna sypialnia służyła nam jako „drewutnia”. Stało i leżało w niej wszystko co niepotrzebne bądź nawet i potrzebne, jednak nie musiało być ułożone, ustawione czy powieszone. Teraz, rolę drewutni pełni najmniejszy pokoik. Nie wspomnę, że również w naszej piwnicy arsenał rozmaitości jest tak pokaźny, że spokojnie można by zorganizować wyprzedaż. Większość rzeczy należy bądź pojawiło się w naszej przestrzeni oczywiście za sprawą M. Kilkakrotnie robiłam porządki i przebiórkę w piwnicy, ale i tak zalega w jej podwojach sporo dóbr wszelakiego rodzaju. Posiadanie bywa czasem do tego stopnia uciążliwe, że marzę o zamieszkaniu na pustyni... Mieć cztery kije z rozpiętą na nich płachtą, ze 2 garnki, po jednym kubku dla każdego, sukienkę z palmowego liścia i pled do okrycia... Oczywiście nie mam pewności, czy nagle nie zatęskniłabym do świata tu i teraz, ale zdecydowanie twierdzę, że posiadamy zbyt wiele przedmiotów. I od przybytku tego - głowa czasem BOLI !.

Ostatnio mam tak, że o godzinie 20-stej już kręcę się ciałem i myślami koło łóżka. Wczoraj zmogło mnie o 20.20. Energię i siłę mam jedynie o poranku. No... powiedzmy do południa. Ok, do czasu powrotu z pracy do domu. Po przekroczeniu progu mieszkania – czuję się jak przebity balon. To, co sobie umyśliłam z rana – że zrobię – znika jak łosi tyłek za mgłą. Nic nie robię. Tzn. robię, ale tylko i wyłącznie to, co konieczne – gotuję jakiś obiad (też nie codziennie), ogarniam bałagan widoczny najbardziej, czasem wrzucam pranie i co 2 dni naczynia do zmywarki. „Tworem”, który we wszystkim ogranicza mnie najbardziej jest Maksymilian. Cały dzień siedzi teraz z ojcem, więc moje przyjście jest dla niego jak manna z nieba, której musi objeść się do syta do momentu, w którym zmorzy go wieczorny sen – właśnie koło godziny 20-stej... Chociaż od niemal miesiąca śmiga już na czworakach i dzięki temu stał się bardziej samodzielny i niezależny – kiedy ja jestem w pobliżu – „torturuje” mnie marudzeniem, bekiem i wspinaniem się po mojej nodze. Byle tylko wziąć go na ręce... Poza tym – popołudniami i wieczorami ogólnie jest bardziej nieznośny. Najmilszy i najbardziej happy – między 5 a 6 rano – kiedy wstaje zaraz tuż po mnie i wypełza spod kołdry z potarganą czupryną i boskim uśmiechem.

Tak więc, jestem teraz w pewnego typu potrzasku – ranne wstawanie plus kilka pobudek nocą w celu uspokojenia ssaka, praca, osaczenie Maksymalne po pracy, sprawunki takie i inne, jakaś domowa, niezbędna krzątanina... i kropka. Dzień mija szybko i na jego koniec oplata mnie znużenie tak wielkie, że już nie widzę ani hałd łachów porozwalanych po całym domu ani kartonów, pudełek i innej rzeszy przedmiotów, które od przyjazdu M. ciągle nie mogą znaleźć swego miejsca. Nie widzę brudnego zlewu ani łysego okna, na które od tygodni wieszam firankę a ona nadal tam nie wisi. Jestem wściekła na ten bałagan, bo bałagan ogólnie dezorganizuje mnie i drażni. Ale nic z nim nie mogę zrobić...Weekendy - jak dotąd - wszystkie bez 1 wyjątku spędziliśmy na Pastorczyku. Póki pogoda dopisuje - zabieram maluchy na wieś, bo jak przyjdzie zima i zawieje nam drogę - siedzenie w Grajewku będzie przymusowe. Może więc dopiero wtedy porobię w tej rozbebłanej chałupie jakieś porządki.

Czasu dla siebie nie doświadczyłam już od dawna. Zapomniałam nawet jak on "wygląda".

Powrót M. okazał się z jednaj strony wspaniały, bo znowu jesteśmy rodzinką w komplecie i jednak mam w M. wielką pomoc (nie wiem na jak długo), a z drugiej - wprowadził rozgardiasz do światka, jaki już sobie ułożyłam po powrocie do Grajewa i do pracy. Nie to, że mi źle!!! Tylko dręczy mnie ta bezsilność i chroniczne zmęczenie po powrocie do domu...

Ponarzekałam? Ponarzekałam. No. Chociaż na tyle jeszcze mam siłę. Bo jeszcze nie dotarłam do domu, kurde mol... 

13 komentarzy:

  1. A sprawca bałaganu nie ma rąk i posprzątać nie może, tak? Za dobrze mu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z meżem w domu (wyłączajac bałagan) pewnie jest dużo lepiej.Minie trochę czasu i jakoś się zorganizujesz.Tylko nie wyprowadzaj się na pustynie!Tam zapewne nie ma internetu i kto będzie bloga pisał?trzymaj się będzie dobrze!

    OdpowiedzUsuń
  3. Amisho chcę ci wysłać prywatną wiadomosć.Przeszukałam stronę i nie widzę możliwości.Zadałaś mi na moim blogu pytanie i chętnie odpowiem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Amishko super, ze M. z Wami :) nawet nie wiedziałam, że wrócił :) może zagoń go troche do porzadkowania swojego balaganu, co? :) chyba, ze wolisz miec nad tym kontrole, ja na przyklad tak mam... bede latac z wywieszonym jezykiem, ale zorbie wszystko po swojemu niz dam mezowi zrobic, po przeprowadzce jego rola ograniczyla sie do wniesienia kartonow do jednego pokoju, a ja kazdy jeden przedmiot, ciuszek, ksiazke czy talerz sama ustawilam na polkach ;) chociaz tam gdzie trzeba i mi nie przeszkadza to sprzata :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Amishko, ale chyba najważniejsze, że jesteście wszyscy razem! Bałagan się poukłada... :-) Może poproś męża, żeby Ci pomógł?
    Nie jesteś jedyna, która ma energię w ciągu dnia a popołudniu szybko ją traci. Ja mam tak samo! Tylko ja mam jeszcze coś takiego, że żal mi wieczoru i siedzę potem... tak jak dziś na przykład... a potem rano tak ciężko mi wstać. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kaeri, Lusin, Julita - wygląda na to, że naklikałam anty-mężowski post ha ha. Strasznie egoistycznie mi to wyszło. Oczywiści M. pownosił swoje pakunki, rozpakował, powynosił puste i poukładał to, co i gdzie mógł. Ja naczyniłam bałaganu robiąc mu miejsce w naszych nadal skromnych ilościowo szafach i szafkach bądź tłumacząc, że resztę z tego co on ma to JA sama ułożę czy pochowam. I nadal nie mam na to czasu ni sił a absolutnie nie chcę by on to robił. On ma prawo do układania tylko swoich łachów i innych totalnie jego rzeczy - nad resztą to ja sama lubię i muszę mieć kontrolę - właśnie tak jak Ty Lusinko... Więc to nie tak, że on mi nie pomaga tylko teraz - przez dzieciaki zwłaszcza - jesteśmy oboje jakoś uziemieni. On siedzi z Maksikiem do 3, potem Maksio okupuje mnie a M. poświęca czas Olkowi. Pomaga mi wiele, ale... o 7 wieczorem sam pada ha ha. Musimy po prostu przeżyć czas, aż Maksi stanie się bardziej samodzielny i mniej marudny. Czyli ... do... 2 latek ? LOL.

    Julita - ja fizycznie nie mogę długo siedzieć. Nie śpię już od około 4, wstaję o 5 i to jest przyczyną... Nawet jak chce to nie wyrabiam wieczorami, choć jak dzieci idą lulku między 8 a 9 mogłabym choć poczytać. Nie mogę.... :(.

    Aga - podam Ci mojego maila u Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  7. He, he, "obrastactwo" w przedmioty niepierwszej potrzeby występuje i u nas w domu i też jest w wykonaniu męskim ;) Może to wada wpisana w tą płeć?

    Amisho, ty jesteś po prostu skowronek a nie sowa! Zrywasz się o świcie a o zmieszchu już brak sił. Myślę, że przy małych dzieciach to jest dobry rytm funkcjonowania, bo zgadza się z rytmem dnia malucha. Uwierz mi, sowy mają gorzej ;)
    Głowa do góry, jak słusznie zauważyłaś byle do 2 urodzin Maksa, nawet nie zauważysz jak szybko minie czas...
    Całuski!

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak Ewo - raczej jestem skowronkiem (mój M. też). Ale też praca i dzieci taki rytm wymuszają. No i wychowałam się na wsi, gdzie wcześnie rano się wstaje do obrządku a wczesnym wieczorkiem już pada na pyszczek... Stąd chyba zawsze - nie tylko teraz jak mam dzieci - było tak, że zarwana noc i długi wieczór nie służyły mi a poranek (nawet jak się nie chce wstać) był pełnią życia :).

    OdpowiedzUsuń
  9. Uszy do góry, wszystko się ułoży. To tylko kwestia czasu :) jedna osoba w domu więcej to bardzo dużo, stąd bałagan i zamieszanie,
    poradzicie sobie z tym, jestem pewna :)
    też czasami tak mam, że wieczorem - chociaż bardzo bym chciała coś podziałać, bo nocny marek jestem, to godz 20 złamie mnie na kanapie, nawet na siedząco :)

    a pomarudzić czasami trzeba - nawet wskazane :p

    OdpowiedzUsuń
  10. z moim jest to samo - nawet igly mial (ktorych nigdy nie uzywal)5000dvd i milion bzdetow, a jak juz ma sam cos na miejsce odlozyc to grzecznie go wypraszam z domu z dziecmi, bo jak sam odlozy, to nie dosc, ze w jakies dziwaczne miejsce to i tak nigdy tego nie znajdzie, jesli by potrzebowal i kupi miliardowe minidluto, tudiez kolejno 2 kilo gwozdzi, jesli potrzebowal 5. a tak - ja odkladam, ja wiem gdzie cos znalezc
    chociaz jesli jestes taka przemeczona to pewnie i tak bys nie pamietala, gdzie co odlozylas, biedaczko :(
    3maj sie

    OdpowiedzUsuń
  11. Przeczytałam posta, przeczytałam komentarze i taka naszła mnie refleksja, że mamy coś wspólnego :D A przynajmniej dwie cechy:
    1)Też jestem skowronkiem :) Zresztą wszyscy jesteśmy :) Wcale się nie dziwię, że zasypiasz wieczorem, tym bardziej, że masz takiego maluszka. To ciekawy okres w moim życiu był, jak człowiek musiał do dziecka wstawac w nocy, to potem potrafił zasnąć w każdych warunkach, w każdej pozycji... jak tylko chwilka była :)
    2)I całkowicie rozumiem o co biega z tym, że sama musisz po swojemu poukładać niektóre przedmioty, odzież czy sprzęt :) Jak ja widzę nieraz jak ten mój składa swoje ciuchy to ... echhh... trza by jakieś kary cielesne chyba wyznaczać, żeby się nauczył... a ja jestem kurka taka na tip top w tych szafach :)

    Tak na koniec jeszcze tylko dodam, że nabieram dziewczyny przy was kompleksów. Ja nie mogę znaleźc czasu na wiele rzeczy, a nie pracuję.... kompletnie nie wiem, jak Ty na przykład miałabyś to zrobić, zeby wszystko od razu ogarnąć :)
    ... chociaż czasami z pocałowanie ręki wróciłabym na swoje stanowisko :(

    OdpowiedzUsuń
  12. Amishko extra ze M juz z wami :) jakby nie patrzec to jest lzej jak sie ma meza u boku :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jest lżej Annu jasne. Tylko więcej rozgardiaszu he he ;).

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).