środa, 16 listopada 2011

Joanna na lodzie

Siedzę w robocie i pali mnie słońce. Pali mnie w moją lewą stronę - w bok w grubym swetrze, w rumiany policzek i zainfekowane od kolczyka ucho. Pali mnie i jestem z tego powodu bardzo złym człowiekiem. Nie dlatego złym, że podłym, chytrym, wrednym i innym takim, tylko złym bo wnerwionym. A wnerwienie jako takie pali mnie ogólnie już od niedzieli. Jak to słońce teraz. Czego ono mi tu dzisiaj świeci w to okno? Zaraz się rozpuszczę...

Jak go trzeba było rano - by w biedzie pomóc - to go nie było! Bo - nie dość że w nocy ledwo co spałam, Aleksander za nic w świecie też nie chciał rano wstać a czas nas naglił, to jeszcze kiedy wyszliśmy przed blok o 6.35 okazało się, że nasz samochód zupełnie zamarzł. Zamek od kierowcy - skała. Ciąganie za klamkę jak cucenie umarłego. Mogłam sobie... Kopnęłam ze złości w drzwi i poszłam od strony pasażera. Tam zwykle da się otworzyć. I tak było - z ledwo biedą, ale otworzyłam, a raczej wyszarpałam drzwi z przymarzniętego zamka. Wpuściłam do środka skostniałej skorupy Aleksandra, sama wtarabaniłam się na siedzenie kierowcy, zapaliłam (tu na szczęście nie było zonka, bo akumulator względnie nowy), włączyłam grzanie i do dzieła. Drapanie szybek, proszę Państwa. Były tak mocno oblodzone, że i łyżwiarz by nie pogardził podłożem. Moja skrobaczka ledwo co dawała sobie radę a przymarzniętą wycieraczkę wyrwałam ze złości wraz z kawałkiem gumy. A wszystko bez rękawiczek - a jakże! Miałam się po nie wracać na trzecie? Ogólnie więc koszmar! Nawet zimą skrobanie bywało mniej wyczynowe. 

A czemuż winien taki lodowaty obrót spraw? 

Ano wczoraj dzień był typowo listopadowy - szaro, mglisto, nastrojowo a po południu kapu-siąpu. I te kapy-siąpy właśnie - nie zdążyły wyschnąć, bo bezwietrznie było i bezsłonecznie - nocą sobie wykwintnie zamarzły. I masz babo placek. A raczej wykwintny tort lodowy. Lodowo - nerwowy. Poważnie, tak byłam zła, tak mnie to poruszyło, że przeprosiłam Boga i klęłam jak nieboskie stworzenie. Na głos. Inni użytkownicy parkingu też skrobali i rozgrzewali auta, ale ich nie były ani tak potwornie oblodzone ani też tak stare i tak łatwo biorące na klatę wszystkie zło atmosferycznego tego świata, jak mój. Wyzwałam rzeczywistość od najgorszych z możliwych i po blisko 20 minutach ruszyliśmy. Zawsze wychodzę z domu z zapasem czasowym, co by na spokojnie zawieźć małego do przedszkola i dojechać do roboty bez stania na przejeździe (pociąg przed 7 rano a innej drogi jak przez tory do pracy nie ma) i by nie krążyć przed firmą w poszukiwaniu miejsca parkingowego (zawsze problemy). Dzisiaj więc oczywiście spóźniłam się do pracy. I na przejeździe sobie postałam i za parkingiem pokrążyłam i zaparkowałam dalej niż zwykle. A kiedy doszłam do biura, wdreptałam zdyszana na 2 piętro do naszego pokoju na końcu korytarza okazało się, że muszę do auta wracać, bo nie wzięłam dokumentów. Z lodowatym wyrazem twarzy, ale poszłam po nie od razu - co by mnie potem potrzebujący ich K. nie obrzucił lodowatym spojrzeniem. 

Nie cierpię! Z całego serca nie cierpię zamarzania samochodowych szyb. To jedna z niewielu rzeczy jakie działają na mnie jak płachta na byka i zmieniają mnie w złorzeczącego piekielnie szatana. Miałam dziś przedsmak zimy - pierwszy w tym sezonie. Aż mnie zmroziło jak sobie uświadomiłam, że to dopiero listopad...

A wracając do szanownego słońca - co wczoraj sobie lenia ucinało Bóg wie gdzie - teraz mi tu udaje świętoszka i pali w okno na zabój. Rano, co by szyby pomóc odmrozić to go nie było - bo pewnie za rano wstać (ja i Aleks to możemy, ono oczywiście nie). A teraz proszę - jakie popisy. No co za bezczelność, mówię Wam!

A niech to wszystko idzie... się ślizgać! 

20 komentarzy:

  1. Oj Amishko jak ja Cie rozumiem;) tez mnie kiedyś to wkurzalo i do bailej goraczki doprowadzalo, zwlszcza jak tata sobie z garazu wyjezdzalam suchutkim samochodem, a moje zielone cudo nijak samoz siebie sie dogrzac nie moglo, mi rece marzly i czas uciekal! Tez mialam/mam okropny przejazd kolejowy ktory blokuje cala moja wioske i odgradza od miasta jak mur obronny! Potem zaczelam korzystac z garazu i bylo cudownie ;) tylko korki na szlabania nadal meczyly:)

    OdpowiedzUsuń
  2. No Lusinko... koszmar, zwłaszcza że wychodzę i tak rano z Olkiem... Szkoda mi kasy na garaż, poza tym obok bloku i tak ich nie ma :(. Może w nast roku kupię choć nowszy samochód, ale ten nadal jeździ i tak mi żal go odstawić. Tak czy siak - zima jest beee z tej racji, że jest taka uciążliwa!

    OdpowiedzUsuń
  3. No, ja taki sam chrzest bojowy przed zimą przeszłam w sobotę, kiedy jechałam z Gutkiem do przedszkola. Oczywiście, że się spóźniliśmy, bo najpierw dziecko nie chciało się ubrać i mogłam mu dziamgolić do ucha i tak lipa, a potem to skrobanie szyb.... błeee :-/ Dobrze, że u mnie chociaż droga pod torami, a nie przez występuje :)
    Słonko faktycznie się nie popisało.
    U mnie cały dzień lipa, mokro i buro :-/

    OdpowiedzUsuń
  4. Głowa do góry już tylko 4 miesiące do wiosny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mysko - cóż...trza się w ten czas zimowy brać w karby i już (tak jakbym się nie brała he he). Poza tym muszę bynajmniej zakrywać przednią szybę w aucie. Pomaga ponoć bardzo.

    AgaB - no, przynajmniej to jest pocieszające ;-) w tym braku pociechy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mam autka więc nie mam tego problemu :) Gorzej, że po Nowym Roku zamierzam go zakupić więc idealnie się strzelę w sezon zimowy. Może powinnam zacząć na zapas szukać sposobów na szybkie "rozmrażanie" auta.
    A w ogóle to nie lubię zimna- u nas słońce nie chce świecić za mocno i kaloryfer mi się zapowietrzył!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kobieca Torebko - folię na przednią szybę lub karton, drapaczka, miotełka - chyba że masz garaż ;-). Przyda się odmrażacz do zamków...

    Ja bez auta w małym mieście bym zginęła - nie ma komunikacji miejskiej a wszędzie z buta się nie da... ;-)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Joasiu a nie ma mozliwości wynajmu jakiegos garażu? Co prawda czasem trzeba dokopywać się do tego garażu ale i w samochodzie cieplej i nic nie zamarznięta, aczkolwiek jak mąż wraca w nocy to nie chce już mu sie garażu otwierać i później drałować jeszcze 500 m do domu i zostawia pod kamienicą, a potem ja przeżywam własnie takie lodowe męki jak ty. Ale chyba na wschodzie już mocniej zawiało mrozem niż na zachodzie, ale to już inna sprawa. Mam nadzieję, że w chwili obecnej twój stan już jest mniej nerwowy, to znaczy że twoje nerwy już usiadły gdzie ich miejsce, i jest fajnie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Marto - jest lepiej :). Dziś skrobałam mniej ha ha. Obok nie za bardzo są garaże a już na pewno nie na wynajem... :(. Jednak jakoś przeżyjemy. Trzeba do tego przywyknąć po prostu i zabezpieczać nerwy, czas rano i szybę :).

    OdpowiedzUsuń
  10. Amishko wiem, że jesteś wnerwiona, ale ja się uśmiechałam, jak czytałam Twój wpis :) Jakoś tak fajnie napisałaś :)

    Szyb zamarzniętych też nie lubię. Tego drapania i umarzniętych rąk.

    Ciesz się, ze przez bagażnik wchodzić nie musiałaś :) Bo i tak się zdarza :)

    Ja swego czasu miałam taki stary, malutki samochód i zimą dzień w dzień nie chciał odpalić. trzeba go było popchnąć. Ech.. to dopiero było.. Więc samo drapanie szyb ujdzie :))

    Pozdrawiam serdecznie

    Ada

    OdpowiedzUsuń
  11. Ado - a wiesz... właziłam i przez bagażnik pewnego szczęsnego dnia - na szczęście ten mój aucik ma tę możliwość, choć i tam zamek może zamarznąć ;-). Z odpalaniem miałam małe problemy z ubiegłym roku, ale nowy akumulator załatwił sprawę.

    Samo drapanie uchodzi, ale wczoraj to było istne lodowisko bo zamarzł deszcz. Skrobaczka się łamała!

    Pozdrawiam i miło, że się uśmiałaś. W zasadzie o to przecież chodzi na koniec dnia, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  12. oj, ja tez nie cierpialam pozamarzanych szyb w zime. z jednej strony zamarzniete, z drugiej zaparowane. bol!!!!
    3 maj sie Asiu, oby do marca a pozniej juz z gorki :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Któż by to lubił Asiu! Nie mamy innego wyjścia jak przetrwać ze skrobaczką w dłoni ah ha. Chyba, że na zimę do Kalkuty ;-). Ale to raczej tylko mrzonka... (nie mrożonka ;-)).

    OdpowiedzUsuń
  14. ...bylas wnerwiona...eh! I po takim wnerwieniu taki wspanialy wpis... Chyba zapisze sie do Ciebie na lekcje wnerwiania!
    Serdecznosci
    Judith
    lavieestbeleijatez

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja, nawet jak kiedys mialam garaz, to mi sie nie chcialo trzymac samochodu tam, bo tez trzeba odsniezac bramę, potem zamykac ją i tyle samo czasu schodzi, plus trzeba dojsc do garazu, jezeli on nie jest przy domu. Jak kupilismy kiedys nowy samochod, to trzymalismy go 2 lata w garazu, bo szkoda bylo nowego.
    Moja determinacja siegala zenitu, jak zamki polewalam gorącą wodą! Nieraz samochod po tzw mzawce z mrozem potem byl caly zamarzniety, ze zapomnij o jezdzeniu. Nienawidzę zim, odkąd zaczęłam mieszkac w cieplejszych rejonach. Pocieszę was dziewczyny, ze jak wam dzieci podrosną albo calkiem dorosną, to nigdzie nie bedziecie sie spieszyc. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  16. No i widzę, że miałaś już swój chrzest bojowy jeśli chodzi o ten rok. Ja też nie znoszę skrobać szyb, a niestety przed nami długie miesiące zimy.... :-/ My na szczęście w tym roku mamy garaż. I właśnie sobie uświadomiłam, jak bardzo się z tego faktu cieszę! Chociaż jak napada, to trudno będzie się do niego dostać. Może już lepiej skrobać niż odgarniać? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  17. Przykrywanie szyby pomaga! Ale mnie się nigdy nie chce wieczorem zejść i czymś jej przyrzucić, a rano puszczam kwieciste wiązanki w kierunku równie kwiecistych wzorów na szybkach :)
    Ja już kilka razy w tym roku skrobałam, ale najgorszy póki co był pt, lekko kropiło i był spory mróz, obmarzło lodem i skrobaczka faktycznie nie dawała rady :(
    Na szczęście u mnie zamki nie zamarzają, a sam samochód szybciutko się rozgrzewa. Skrobie tylko małe okienko na świat i ruszam, reszta rozmarza sama w czasie jazdy

    OdpowiedzUsuń
  18. Lilijko - u mnie tylko tylna szyba rozgrzewa się szybko - reszta niekoniecznie ;-). Ale już zakupiłam nowe skrobaki - w tym jedną zażyczył sobie Olek, co by mi rano pomagać.

    OdpowiedzUsuń
  19. Julita - wiesz co... już chyba wolę skrobać niż garaż odśnieżać he he ;-). A najpierw do niego leźć kawał drogi....

    OdpowiedzUsuń
  20. Judith - ja się zwykle wnerwiam bardzo krótkofalowo ;-). Ale co do tych szyb - było dość intensywnie ;-).

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).