wtorek, 17 stycznia 2012

Fanaberie na koniec dnia

Niania się sprawdza (k woli informacji). Ja zaś nie mam siły. 

Godzina 20-sta  a ja siedzę na kanapie i przysypiam. Bolą mnie oczy, głowa... Wszystko. Źle wyglądam - jakbym nosiła worki z węglem na 3-cie piętro. Bez ustanku. Przez 3 dni. Co najmniej.

Jestem tak zmęczona całym dniem, że tylko tyle mogę napisać. Tyle, że jestem zmęczona. Że obok jęczy Maksymilian, Aleksander się na nim wyżywa a stary mówi, że idzie spać, bo też siedział murem przy komputerze od świtu. 

To ja też idę. Jest odpowiednia pora - 20.25. Akurat dla dorosłych mojego pokroju.

A jaka ja zła jestem... że aż zamilknę, bo się boję. Tej swojej złości. Źródła jej pochodzenia nie znam, ale pewnie gdybym była facetem - oskarżyłabym się o fanaberie. Ale to nie są fanaberie. Ta złość i nerwacje naprawdę we mnie są. Nieproszone i niezidentyfikowane. A jak to przeszkadza żyć... grrr. 

Muszę przetrwać.

Jednak zdecydowanie wolę poranki - nawet jeśli bardzo nie chce mi się rano wstawać... A nie chce mi się..., oj nie...

10 komentarzy:

  1. Też właśnie tak mam. Jest 22, siedzę na kanapie, przysypiam (a nie cierpię chodzić spać przed 1), jestem wykończona.
    Z tą tylko różnicą, że po mnie skacze pies i chce się bawić. Żal mi go. Cały dzień siedział sam w domu i nudził się. Więc w sumie się nie dziwię:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beamoll, ja staram się chodzić spać ok. 22. Często jestem senna właśnie już po 20-stej (bo rano wstaję), ale wtedy to było jakieś apogeum... Podejrzewam ten nieszczęsny PMS, który nigdy mnie nie dotyczył a popieprzyło mi się po drugim dziecku. Bo obserwuję się od kilku m-cy i widzę, że to ten babski diabeł tak na mnie wpływa.

      No... szkoda piesa jak cały dzień sam w domu a potem Pani nie ma chęci i sił na zabawę.

      Usuń
  2. No i jak tam, przeszły dzisiaj humorki? Czyżby chandra na tle braku śniegu?U nas pogoda taka bardziej listopadowa- nic się nie chce... z wyjątkiem spania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kobiecatorebko - wyżej napisałam co mi najprawdopodobniej dolegało ;-). Bo śnieg u nas jest. Ale na pogodę też jestem wrażliwa...

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozumiem Twoje nastroje, nerwy... Sama tak mam, chyba coraz częściej. Myślę, że to związane nie tylko ze zmęczeniem, ale i z osaczeniem przez codzienne, zwykłe życie. Pomyśl czasem o sobie, czasem bądź egoistką i ucieknij na chwilę od tego wszystkiego w jakieś przyjemne rejony, do kina, na jakieś ciacho, cokolwiek. Bo sił Ci musi wystarczyć na długi długi czas :) Porozpieszczaj to dziecko, które masz w sobie - dla dobra rodzinki :) Ja muszę pilnować się by nie wpaść w deprechę,bo wtedy cokolwiek, nawet rzeczy przyjemne, stają się zbyt trudne do zrobienia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ula - codzienność faktycznie może dobijać, fakt. Czasem mam wrażenie, że jak jeszcze dłużej posiedzę w takich samych realiach jak co dnia - to dostanę bzika. A jeszcze jak dochodzi złe samopoczucie fizyczne - olaboga... Do tego ta pogoda - ni zima, ni lato. Chętnie bym gdzieś wybyła z rodzinką - ale to bliżej wiosny. Dobrze, że chociaż są blogi, zdjęcia, filmy - że czasem można się oderwać od tego, co "tu i teraz" i odetchnąć innym światem. Więc - nie dajmy się!

    OdpowiedzUsuń
  6. na szczęście jutro kolejny poranek:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak, fifidoreo - to już nawet trzeci poranek dzisiaj ;-). Bardzo mi miło, że do mnie zajrzałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  8. oj Asiu, za pol roku bedzie lepiej. widze to po sobie - im wieksze sie robia, im dluzej spia (i ja) w nocy bez pobudek, im sa silniejsze, to i ze mna lepiej. takie juz matczyne zmeczenei materialu, ale moge obiecac, ze bedzie lepiej!!! uwierz mi!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Asiu wiem, że jak Maksi podrośnie będzie lepiej. Z Olkiem już nie mam raczej problemów. Te ranne wstawanie, praca, potem dom - zmęczenie materiału musi więc czasem nastąpić, niestety...

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).