wtorek, 10 stycznia 2012

Szukamy niani part 1



Opiekunka naszego Maksymiliana opuściła nas. Jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia. Zapowiedziała to znacznie wcześniej, więc byliśmy przygotowani. Wyszła za mąż i przeprowadziła się do innego miasta. Na zakończenie „współpracy” czule pożegnała obu naszych chłopców, dostała drobny prezent gwiazdkowy i wyszła. Cóż, szkoda. Lubiliśmy ją, ona przepadała za Maksymilem. Ale takie koleje życia.

Między Świętami i Nowym Rokiem jakoś obyliśmy się bez niani – a to przebywałam na wsi z dzieciakami, a to M. miał mniej pracy i jakoś radził sobie w domu i z tą pracą i z Malutkim. Wiadomo – przełom grudnia i stycznia zawsze jest nieco luzacki. W tym roku wolny był też 6 stycznia i zyskaliśmy dodatkowy wydłużony weekend.

Laba jednak się skończyła. M. dostał sporo zadań na swoją indyjską głowę i znów musi ślęczeć w Internecie, wisieć na telefonach, myśleć, dumać – no po prostu wykonywać swoją pracę – jakakolwiek by nie była. Oby tylko była....

A zatem – idea niani do Maksymiliana znów odżyła, bo dzieciątko jest na takim etapie rozwoju, że popracować w spokoju nie da.

Dałam więc ogłoszenie w rzeczonej kwestii na najpopularniejszym portalu w naszym mieście.

Ukazało się w poniedziałek rano.

Wielkość zainteresowania ofertą przerosło moje oczekiwania. Ale – co ciekawsze – zanim zadzwoniła pierwsza osoba – ja wysłałam sms-a do osoby, która z kolei dała ogłoszenie jako poszukująca zajęcia przy maluszku. Pani odezwała się natychmiast. Po głosie przypadła mi do gustu. Umówiłam się na spotkanie o 16-stej. M. zapowiedział, że niania jest potrzebna już-zaraz, więc przydałam działaniom rozpędu. W międzyczasie mój telefon kipiał, wrzał, szalał i migał jak choinka. Odebrałam tylko jeden raz. Ostatecznie byłam w pracy,  miałam sporo do zrobienia. Nie mogłam wybiegać co chwila na korytarz i klekotać o swoich prywatnych biznesach. Poza tym – skoro umówiłam się już z tą pierwszą Panią – nie wiedziałam za bardzo, co mam powiedzieć kolejnym osobom. Miałam umawiać „pielgrzymki”, zorganizować słynny w swej wymowie casting?. Ani czasu, ani siły, ani chęci. Kiedy? Jak? Wyciszyłam więc telefon i na bieżąco odpowiadałam jedynie na maile. Za pazuchą miałam już jednak ukrytą lojalność do Pani Numer Jeden...

Wiem, wiem – co by nie okazać się ignorantką - powinnam była w ogłoszeniu zaznaczyć, by ludzie dzwonili dopiero po 15-stej, ale jak napisałam wyżej - M. nalegał na nianię już od dnia następnego, więc nie mogłam czekać na kontakt z ludźmi do tak późna. Poza tym – prędzej bym się własnej śmierci spodziewała, niż  tego, że moje ogłoszenie zyska taką „popularność”.

Pani, która punktualnie przyszła na umówione spotkanie – oczywiście została przez nas zaakceptowana. Dlaczego oczywiście? Trudno mi wytłumaczyć, ale w moim przypadku najczęściej pierwsze bywa najlepsze. Pierwsza zobaczona sukienka w sklepie, pierwsze zmierzone buty, pierwsza myśl, pierwsza opiekunka, która przyszła na spotkanie jeszcze wtedy, gdy potrzebowałam jej do Aleksandra... Coś w tym jest?

Nowa opiekunka Maksymiliana jest 4 lata starsza ode mnie, ma trójkę dzieci, w tym najstarsze ma lat 20-cia... Pięknie. Ona już by zaraz mogła babcią zostać (choć oczywiście nie wygląda!) a ja nadal w pieluchach. Mniejsza jednak o to. Pani mi się spodobała. M. wynurzył się jedynie ze swojej roboczej norki, uśmiechnął, podał rękę, przedstawił, zapytał czy Pani mówi choć trochu po angielsku i zniknął. Bo go zgasiłam – a Ty co? Tyle czasu w Polsce i jakiejże to biegłości języka naszegoś się nabawił, hę?. Zawsze mu łaty przypinam w tym względzie i na pewno nie ma prawa wymagać znajomości języka takiego to a takiego od innych, skoro sam nie zna tego, który wypadałoby mu już lepiej znać ze względów oczywistych.

Tak na marginesie – on wcale nie wymagał znajomości angielskiego od niani (ja w ogłoszeniu zaznaczyłam, że miło by było, ale bez konieczności), on tylko kurtuazyjnie zapytał Panią K., czy bynajmniej po angielsku nie spika, bo chciał być miły. To ja dorabiam całą szerszą, złośliwą filozofię. Ba za lenistwo w nauce polskiego wiecznie po nim jadę jak po burym psie (o czym wyżej raczyłam napomknąć).

Pani K. od razu poczuła sympatię do Maksymiliana – bo czarnowłosy i grzywiasty (czyli w jej typie) uśmiechnięty i sympatyczny. Do tego ma to piękne imię jakie przybrał jej syn (notabene chcący zostać lekarzem) na Bierzmowaniu. Wszystko idealnie. Pani K. mieszka blisko nas (5 minut drogi na nogach), o pracę w mieście ciężko jak diabli – więc ciachu-machu i dobiłyśmy targu.

W zasadzie to miałam napisać o czymś innym, co dotyczyło naszej akcji poszukiwania niani. Tymczasem nachrzaniłam dwie strony o sprawach obocznych, a sens mojego tematu zaginął gdzieś miedzy wierszami... Więc o istocie – jutro.

7 komentarzy:

  1. Ha ha ja jestem starsza od Ciebie o 4 lata ,a moje dziecko skończy w tym roku 23 .
    Na nianiach więc się nie znam,ale z ogłoszeniami mam dużo do czynienia .W tej chwili jeśli szukamy pracownika dajemy tylko maila, ponieważ po jednym ogłoszeniu ludzie dzwonią jeszcze przez tydzień.Za każdym razem zgłaszają się dwie , trzy osoby z Grajewa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczucie matczyne jest najważniejsze. Jeśli czujesz, ze jest ok, to powinno być ok :)
    Życzę powodzenia! :)

    Nas też za niedługo czeka poszukiwanie niani :) Ech.

    Buziaki Amishko :)

    Ada

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja mam nianię w obserwatorach.Zajrzyj,może Ci się kiedyś przydać.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ważne, że jakąś znalazłaś, ale faktycznie zainteresowanie tego rodzaju jest zaskakujące. Naprawdę ciężko teraz z pracą, ale nie sądziłam, że aż tyle osób dzwoni, gdy się zamieści takie ogłoszenie. Może zamieszczę jakieś, że szukam pracy :D
    Pozdrawiam
    Sol/Monique

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj ale z Ciebie gaduła...ale miło Cie czytać :) Z nianiami miałam różne doświadczenia i wiem jaki to skarb, więc życzę aby Twoje przeczucie było trafione. Czekam na dalszą część opowieści ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. To jutro juz moge tu nie miec czasu zajrzec, hehe :) ale ciesze sie, ze poszukiwania tak szybko zakonczyly sie sukcesem. Bo to ze bedzie to strzal w dziesiatke to nie watpie :) Czasem warto zdac sie na swoja intuicje i wlasne instynkty :) A Pan Maksymalny na pewno pania K. polubi!

    OdpowiedzUsuń
  7. Super, że tak szybko wszystko udało Ci się poukładać i zorganizować. Gratuluję. I życzę zadowolenia z Pani Niani :)

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).