czwartek, 8 marca 2012

Holly Holi i Kobiety


Dzisiaj - 8-ego marca - w Indiach - i tak bardzo kolorowych na co dzień - kolory wzmagają swoją siłę!

Hindusi celebrują bowiem jedno ze swoich świąt, które poza Diwali jestem w stanie zapamiętać i skojarzyć z jego barwną i radosną wymową. O ile bowiem Diwali płonie kolorami w sposób dosłowny, gdyż mieni się lampkami, świeczkami i fajerwerkami – o tyle Holi – bo o nim mowa – raczej... rozsypuje się dookoła w barwny proch. 

Święto nie przypada na dzień 8 marca każdego roku, gdyż nie jest to święto stałe. Nie wiem jakie słońca czy też księżyce wyznaczają mu datę każdego roku, ale zawsze przypada ono na koniec zimy/początek wiosny. W tym roku jest to właśnie 8 marca, który nam tutaj w Polsce kojarzy się również całkiem wiosennie aczkolwiek z zupełnie innego powodu.

Holi, nazywane też Świętem bądź Festiwalem Kolorów (analogicznie jak Diwali nazywane jest Świętem czy też Festiwalem Światła) – ma nieco inny wymiar zależnie od wyznawanego przez wiernych odłamu hinduizmu (a tych jest naprawdę dużo) oraz regionu Indii. Ale dla mnie – laika stojącego jedynie na uboczu tego święta i obserwującego je jedynie zewnętrznie bez wgłębiania się w jego znaczenie duchowe, religijne i tradycyjne – jest ono po prostu radosnym wydarzeniem, które podobnie jak Diwali życzyłabym sobie przeżyć „na własnej skórze” w samych Indiach.

Holi to najogólniej mówiąc święto radości i wiosny – a zatem coś, czego pod koniec zimy potrzeba chyba wszystkim duszom „udręczonym zimą”. Zima indyjska polskiej nierówna, stąd jak dla mnie – sama świadomość, że w kraju „za 7 górami i 7 rzekami”, z którego pochodzi mój mężu celebruje się takie wesołe, kolorowe święto – jest jakaś taka... pocieszająca. 

Czym Holi przejawia się zewnętrznie? Tym, że ludzie nie żałują sobie barw. Sypią na siebie nawzajem proszki w tęczowych kolorach a na dokładkę polewają się wodą. Efekty widziałam jedynie na fotkach i filmikach, ale już sobie wyobrażam własną dziecięcą radość, kiedy osobiście tonę w bajecznych barwach, a przy boku widzę równie bajecznego M. upierzonego jak rajska papuga i nasze synalki kolorowe jak rybki z koralowych raf... 

Miło pomarzyć, prawda? Ale w naszej obecnej, polskiej scenerii - ciągle jeszcze  monotonnie biało-buro-szarej - takie marzenia są wręcz na wagę złota (jak nie na wagę wazonu z kolorowym proszkiem...).

Ale - żeby nie było znów tak ponuro, u nas mamy dziś Dzień Kobiet. Nie dostałam wprawdzie goździka ni tulipana, ale za to mój chłopak sprzed 17 lat (tak, tak) przysłał mi życzenia sms-em, a kolega z działu obdarzył mnie czekoladowym cukierkiem. Mąż – po tym jak przypomniałam mu na czacie, że dziś poza Holi to również TAKI właśnie kobiecy dzień – wirtualnie pobił się żałośnie w piersi i zapytał czego sobie w tym dniu życzę. Odpisałam: „YOU”;-), bo wiem, że M. lubi wyzwania. Ale, że tego wyzwania nie spełni, bo jest obecnie zbyt daleko – poprawiłam się w swoim niedoścignionym dziś życzeniu i przerobiłam je na takie: jak wrócisz z Północy to zrobisz mi na rękach wzorek henną (zainspirował mnie ślubny post mojej drogiej koleżanki Lusin zamieszczony tutaj). Pamiętałam bowiem, że M. obiecał mi kiedyś taką „ręczną robótkę”. Nie wiedziałam wtedy, czy mówi prawdę czy stroi sobie ze mnie żarty, więc dzisiaj zweryfikowałam jego słowa. Okazało się, że nie łgał i bez słowa zgodził się spełnić moje wzorzyste żądanie. Henny mamy dostatek, bo z przedostatniej podróży do Indii M. przywiózł jej kilka torebek, a ja zużyłam jej tylko cząstkę nakładając na włosy. Reszta spoczywa w pokoju a raczej w łaziennej szafce i czeka na swoją okazję. 

No więc – okazję jej wynalazłam i za jakiś czas – napiszę Wam, czy mój mąż należycie wywiązał się z obietnicy złożonej żonie w Dzień Kobiet i święto Holi zarazem. I dodam jeszcze - że oba te święta pięknie się dziś splatają - zwłaszcza w odniesieniu do kobiet indyjskich - zawsze tak przepięknie barwnie ubranych. Jeśli mogę sobie pozwolić (a myślę, że mogę) to zareklamuję w tym momencie blog mieszkającej w Indiach Asiay'i, która w dzisiejszym wpisie zamieszcza śliczne fotki indyjskich kobitek - o tutaj. Mój M. w swoich zasobach też ma wiele zdjęć, ale odszukanie ich podczas jego nieobecność graniczy dla mnie z cudem, więc - poddaję się.

***

Za oknem – w odróżnieniu do chmurnego i smutnego dnia wczorajszego – dzisiaj piękne słońce. Nie wiem tylko, czemu w taki dzień – i świąteczny i słoneczny - ubrałam się dzisiaj wyjątkowo na szaro... 

Na koniec jednak barwnie – Happy Holi! Bawcie się w kolory! A na Dzień Kobiet wielu barwnych podniet! (typu różnego, nie tylko... oczywistego ;-)).

11 komentarzy:

  1. Czuję się zaszczycona :))) Henna Lusin zainspirowała i mnie, ale tutaj wystarczy pójść na pierwszy lepszy market i już się ma. Myślę jednak, że to dobry pomysł, żeby M. do tego celu wykorzystać :)) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Asiayo - jakby nie było, jesteś u źródła wiedzy. To, co piszesz piszesz na skutek własnych przeżyć i własnych oczu. Więc jesteś absolutnie wiarygodna i wiesz, że "kręcę się" u Ciebie na blogu z wielką przyjemnością. Ja trzymam się z dala od pisania o czymś, o czym mam pojęcie jedynie z lektury albo nawet mniej... Ale napomknąć, wspomnieć - czemu nie? Indyjski mąż mnie rozgrzesza ha ha.

    No i widzisz jak to jest - tam - henna=pierwszy lepszy market a tu trza co najwyżej liczyć na własnego męża nie znając efektów jego pracy. Ale zdecydowanie mu się w tym względzie poddam.

    "Reklama" Ciebie - sam przyjemność. Pozdrawiam również i mam nadzieję, że jesteś kolorowa jak papuga!

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne święto. O wiele bardziej przypadło mi do gustu niż goździk czy tulipan :)
    Happy Holi! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lilijko droga - odwzajemniam się garścią kolorowego proszku. Happy Holi!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jacy bylibysmy bogatsi, gdybysmy znali świeta roznych kultur, jak to jest powszechne w Anglii np. Wiadomo kraj wieloetniczny. A u nas jedynie słuszna religia, jak kiedys partia.
    Parę osob juz mi mowilo, ze moj blog sie nie aktualizuje, cos tam pisalam do operatora, czy jak tam go nazwac, ale bez skutku.
    Dziwilam sie wlasnie, ze do mnie nie zagladasz, Ty jedna z pierwszych moich wirtualnych kolezanek!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego, Ardiolko - jestem zadowolona z faktu, że mam męża z innego kraju i kultury :). U nas rzeczywiście jest dość monotonnie pod tym względem. Co do odwiedzin na Twym blogu - już Ci napisałam na priv :).

      Usuń
  6. Amishko jak ja dziś żałuję, że w Indiach nie jestem!!! Coś mi nie wychodzi bycie tam w czasie świąt! Za pierwszym razem przybyłam tuż po Diwali, a tym razem wyjechałam tuż przed Holi! Ale kiedyś w końcu muszę się wpasować, zwłaszcza na Holi mi zależy :)

    Mi jakoś nie przyszło do głowy, żeby henne ze sobą wieźć tutaj :) mój mąż jednak chyba nie zrobiłby tego jak należy :) mam nadzieję, że dzieło M. pokażesz :) nie mogę się doczekać :) a ja do następnej henny jeszcze trochę poczekam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Lusinko - niech on tylko wróci a zagonię go do roboty raz dwa ha ha. Najpierw dam mu na próbę może jakiś ukryty kawałek nogi ha ha ;).

      Usuń
  7. Oooo przepiękne kolory! O Holi przeczytałam całe lata temu w jakiejś gazecie i natychmiast zapragnęłam być taka kolorowa :) Na żywo musi to wyglądać niesamowicie!
    Amishko, koniecznie się pochwal henną na rękach, jak już M wcieli w życie swoją obietnicę...
    Ja sobie raz sama dłoń lewą (bo jesem praworęczna) zmalowałam czarnym długopisem, ale to nie wyszło tak ładnie jak na zdjęciu hehe, rozmazało się szybko i efekt poszedł się paść, zanim jeszcze powstał do końca :) Bardzo, ale to bardzo podobają mi się takie "tatuaże", choć jestem zwolenniczką umiaru i na przykład same dłonie, a nie całe ręce. Te na zdjęciu powyżej - super! Ależ ci zazdroszczę! :]

    OdpowiedzUsuń
  8. Długopisem? Hm... ciekawe Mysko, he he. Aha - nie zazdrość mi - bo jeszcze nie ma czego (może lepiej mi już współczuć?). W każdym razie - myślę, że możesz wpaść do nas z rączkami ;-). A Holi zaiste ma niepowtarzalny urok....Ech...

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękne , takie kolorowe święto.A ja jak w końcu wygram w Radiu Zet te 180 tys to pojadę i zobaczę to na własne oczy. ha ha...ach te marzenia

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).