środa, 7 marca 2012

Minorowy nastrój mediowy

Siedzę w pracy, z niesmakiem piję kawę, która „zrobiła mi się” za mocna - a takiej nie lubię, raz po raz przeciągam się jak leniwy kot i spoglądam w okno. Za oknem - jak zawsze - ten sam widok – kominy „fabryki drewna” powolnie wypuszczające w przestrzeń pierzaste strumienie dymu (bądź pary), żółte budynki fabryki chipsów i prażynek, kawałek lasu i dość pokaźny połać nieba. Niebo dziś sine jak cera umarłego i to grobowe porównacie równa się mojemu porannemu nastrojowi. Nie mam co prawda zamiaru umierać, ale kołacze się po mojej głowie sporo różnych myśli, które najchętniej powywieszałabym właśnie na drzewach z sąsiedzkiego kawałka lasu. Niestety – upodobały sobie moją głowę i ani z niej rusz.

Jak zwykle – polatałam też wzrokiem po portalach informacyjnych. Dla orientacji w rzeczach ważnych, mniej ważnych i tak naprawdę zupełnie nieważnych. „Dziennikarstwo” portalowe – że tak je nazwę – lotów jest zdecydowanie niższych, niż potrafi ulecieć w górę para z naszych fabrycznych kominów. Najbardziej zaś lotne są tematy typu rozwód, rozstanie, wpadka modowa, wypadek piersi ze stanika, oczko w rajstopach, znana osoba na zakupach bez makijażu, wspaniała figura rok po porodzie, pierwsza ciąża po 40-tce i bycie sexi po 50-tce. A tytuły i zwiastuny „artykułów” - bądź często tylko prezentacji zdjęć - często marnych z równie marnymi opisami - potrafią człowieka intelektualnie i emocjonalnie dobić. Gdyby tak zebrać je do kupy, to można by było urządzić z nich przysłowiową i zarazem dosłowną kupę śmiechu. I przymierzam się do takiego projektu. Niech no tylko czas da mi na to czas...

Ale pomijając już artykuły, ich treść i tytuły – najbardziej godne uwagi a raczej pożałowania i wielkiej terapii społecznej są – komentarze pod artykułami. I ten temat wymagałby w ogóle odrębnego komentarza w postaci artykułu, ale nie wiem czy jest sens się za to zabierać. I czy mam ku temu dzisiaj odpowiedni nastrój. Raczej nie. Bo chyba zabrakłoby gałęzi na drzewach w pobliskim lasku. Tak bym bowiem wieszała na pewną grupę "warstw komentujących naszego narodu" psy, że nie wiem, czy nie potrzeba by mi było udać się z procederem aż gdzieś do Puszczy Białowieskiej, gdzie drzew dostatek...

***

To, co wyżej, pisałam naprawdę rano. To, co napiszę teraz – już tylko rano. A raczej sporo przed południem. Ale tak naprawdę to chcę jedynie dodać, że naklepałam już stosik „uczonych” pism i wymieniłam kilka informacji oraz myśli z mężem przebywającym na Północy. Nie udało mi się zwalczyć bólu głowy ani pozbyć się ziewaczki. Bardzo źle działają też na mnie niektóre reklamy radiowe, które słyszę cały dzień za uchem. Preparaty ginekologiczne, andrologiczne, seksuologiczne, urologiczne – podane na dodatek w formie żenujących pioseneczek typu „Bo z dziewczynami nigdy nie wiesz jak jest, bo im się ciągle do łazienek chce” – sprawiają, że sama gotowam wybrać się do... pobliskiego lasku. RATUNKU! I ciągle w radio te same utwory... Nie, nie mogę przestawić stacji, bo jeszcze tylko radio M. odbiera bez zakłóceń. A na mój dzisiejszy, mediowy humor nawet modlitwa nie pomoże.

Przetrwać. Mój dzisiejszy cel.

Pozdrawiam Was jednak z uśmiechem J.

3 komentarze:

  1. no coz, sa takie dni Amishko :) dzieki nim docenia sie te dobre i udane :) 3maj sie

    OdpowiedzUsuń
  2. Piekne nowe zdjęcie profilowe!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, masz sporo racji. Właśnie zaczynam pracę w portalu informacyjnym i mam szefa, który ma potworne parcie na skandal. Napisałam dobry, porządny tekst, wysłałam do redakcji, a on pozmieniał go tak, że wypaczył sens tego, co się stało i uczynił to skandalem. Aż mi się pisać odechciewa w takich momentach... :/
    Jeśli inni szefują podobnie, to nic dziwnego, że jest jak jest...
    Pozdrawiam
    Sol

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).