czwartek, 17 maja 2012

Matka umajona

Maj chyba nie należy do mnie... Co prawda znamienny to dla mnie miesiąc i piękny sam w sobie, ale z moim intelektem, biometem, natchnieniem, siłą i energią - w maju jest po prostu kiepsko. Jest licho. Jest pod psem. Jest do bani - co by nie rzec do... dupy.

W maju mam imieniny, w maju jest dzień Matki, w maju wykreowaliśmy z Em Tajfuna i Tornada, w maju kosi się pierwsze trawy, wygania bydło na wypas, modli w przydrożnych kapliczkach, wdycha zapachy bzów i kwiatów wiśni. W maju pojawiają się pierwsze skrzydlate "bydlęta natury" czyli komary. W maju sieje się warzywo i pochłania nowalijki (ja bynajmniej chłonę jak dureń - najpierw sklepowe, potem swojskie - jak już wyrosną). W maju jak w gaju. Dzieje się na potęgę.

Ale mnie jakoś w tym maju mało... Owszem, dusza śpiewa z radości, że życie bucha zewsząd jak para z parnika, ale ja sama - parą życia raczej nie bucham. 

Ostatnio, najczęściej można mnie spotkać pod postacią zgreda lub zrzędy. Albo lepiej grzyba atomowego, który wybucha niemal codzienne po powrocie z pracy do domu. Noga za próg i moim oczom ukazuje się mieszkalny armagedon. W przeciągu 3 dni (!) nasza "zastawa" stołowa zubożała o 2 salaterki i talerz. Dywanik z kuchni wylądował na balkonie, bo wypruł się z nici i nasiąknął czekoladowym mleczkiem. Podłoga w kuchni w ogóle zwykle rozpacza łzami z rozmazanych kaszek i napojów. Wolałabym nie opisywać okna w kuchni i małym pokoju... Wczoraj dodatkowo - wszystkie sztućce leżały w dziecinnej wanience w łazience. I jeszcze duuuuużo takich. Szkoda słów. Pal licho te 3 sztuki naczyń - ale jak dobrze pójdzie to niebawem będziemy jedli i pili z kubeczków po serkach i jogurtach.

A Ojciec z synem witają nas - mimo wszystko - zawsze ze szczęściem w oczach i uśmiechem na gębach. Stary - jeszcze do niedawna Pan w kapeluszu na europejskiej stolicy - obecnie jako Pan w T-shircie służącym często za spluwaczkę i obcieraczkę upapranej buzi Małego. W szortach, czasem z wyrwanymi włosami i podrapanym nosem. 

A kiedy już do grona dwóch winowajców dołączy przyprowadzony przeze mnie przedszkolak - armagedon rozwija skrzydła i mam w domu puszkę pandory. Walczę i się poddaję. Poddaję się i znów staję do walki. Stosuję pracę u podstaw i oddaję się pracom syzyfowym.

To dlatego w maju mnie nie ma - bo wraz z powrotem 1 Maja Em - po prostu zostałam umajona na cacy. 

Albo mi już tylko jakieś majowe nabożeństwo pomoże, albo mi się we łbie pomajaczy na ... niestety Maxa (tudzież Oleksa i Emsa). 

Trzymajcie kciuki - zaraz idę do domu. Kto wie, jakie "szczęście" ukaże się moim oczom dzisiaj... Może już zawczasu wstąpię po coś mocniejszego? Co by mnie słabość z nóg nie zwaliła jak zobaczę kolejne pobite statki w reklamówce na śmieci i zwaloną z okna firankę... ;)

22 komentarze:

  1. Ja też mam imieniny w maju (o których w tym roku nie pamiętał nikt oprócz mojego narzeczonego; nawet rodzina zapomniała), a do tego również jakoś kiepsko u mnie w tym miesiącu. Z pracą mam problemy, pogoda pod psem, w dodatku choroba mnie bierze. To chyba taki miesiąc... ;)
    Pozdrawiam i życzę, by czerwiec był lepszy... ;)
    Sol

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O moich imieninach, Sol, też rzadko kto pamięta (mąż nie zna tradycji imienin, więc nawet nie wymagam ha ha). I tak poza tym, nigdy ich zbyt nie celebruję. Ale są w maju i to jest fakt :). I choć nie obłożnie, to tak jak Ty - jestem od kilku dni przeziębiona. Ale dziś już nie pada i słońce pięknie świeci. Będzie lepiej!

      Usuń
  2. Ja takze mialam imieniny i przezylam... jak zreszta wszystko inne daje sie przezyc! Amisko, minie, przeminie ta himera... juz juto i cala bedziesz w skowronkach, no bo jak inaczej...czy ten usmiech /na zdjeciu/ moze klamac... on mowi: kocham cie zycie!
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Judith - ja swoich jeszcze nie miałam, ale jak napisałam do Sol - stwierdzam tylko fakt. I tak ich nie obchodzę i mało kto pamięta. A moja himera pewnie jeszcze potrwa... ;) Ale wiadomo - nie jest to koniec świata ha ha. Jest OK!

      Usuń
  3. U mnie dziś słońce za oknem. Nie mogłam się już doczekać jego powrotu. I ze słońcem wszystko będzie wyglądało lepiej.
    Wygonisz mężczyzn na dwór i spokojnie ogarniesz domek, do następnego razu ;p Wiem coś o tym, taka syzyfowa praca...

    A imienin też nie obchodzimy, urodziny jeśli już

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lilijko - aż tak źle nie jest, ale bywają chwile zwątpienia. A ze słońcem wszystko wygląda lepiej - za wyjątkiem okien... ;)

      Usuń
  4. dasz rade Asiu!!! jeszcze tylko kilka miesiecy i bedzie lepiej. ja juz zaganiam moje do sprzatania i jestem w stanie w miare nad nimi zapanowac, a jeszcze kilka miesiecy temu nie bylo to mozliwe :)
    3maj sie umajona Joanna!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja imienniczko Asiu - wiem, że z czasem moi też się poprawią. Głównie chodzi o Maksymalnego, bo takie sieje spustoszenia i tak broi, że szok!

      Usuń
  5. A ja z południa Francji, gdzie w tym roku pogoda do niczego, nie dodam optymistycznych wieści, czego każdy by oczekiwał, bo tu niby taka bajka.Zaczęłam miesiąc urodzinami, to jeszcze gorzej niż imieniny. Czas na pewno coś zmieni, ale czy na lepsze, to nikt nie wie. Małe dzieci mały problem duże dzieci duzy problem. Wiem cos o tym najlepiej. Ale zyć trzeba i znaleźć swoją przestrzeń! Ja muszę wrócić na miesiąc do kraju, bo córce zachciało sie rzucać studia w maju, kolejne zresztą, a druga płacze po jakimś kolejnym narzeczonym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ardiolko - w maju rzucać studia to bez sensu... Może córa zmieni zdanie. A po narzeczonych w tym wieku - cóż, ja też płakałam ;). Życzę obu dziewczynom wyprostowania ścieżek a Tobie więcej spokoju w pięknej Francji. I ja wiem, że małe dzieci mały kłopot a duże duży. Ja jednak- by dojść do tych dużych, muszę przejść przez małe.

      Usuń
  6. Bo to jest syzyfowa praca Amishko :)
    U nas obecnie królują wycinanki. Kilka razy dziennie zbieram/zamiatam/odkurzam kawałeczki papierków, które moje dziecię rozsiewa po całym domu. Jest on tylko jeden, co by było gdybym miała dwóch takich jak Ty? :)

    Maj widzę daje wszystkim się we znaki... wczorajszy dzień był koszmarny. Dzisiaj słonko na Podkarpaciu więc jest lepiej! :)
    Już weekend za chwilę. Może nadrobisz domowe prace albo weźmiesz i odpoczniesz :)
    Buziaki maślaki! mua:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysko, gdybym ja siedziała w domu z małym - byłoby mniej bałaganu a jak Em - oooooo matko... A jak są we trzech to im zdolności i chęci łobuzowania potrajają swą siłę - Mały oczywiście wiedzie prym - ale ma cudownych nauczycieli.

      Nic to - przeżyjemy !

      Usuń
  7. :-), cieszcie się z bycia razem.Co tam te kilka talerzy, czy poplamiaona podłoga:-). U mnie jedno dziecko, a tez czasem ręce opadają, zwłaszcza jak zostaje sam z jego Tatą. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. To chyba już tak po prostu musi być. Na szczęście z każdym kolejnym majem będzie coraz lepiej. Chłopaki starsi to i mniej problemów (przynajmniej takich z bałaganem). Będzie dobrze. Uszy do góry, cycki do przodu i walcz :) No w końcu kto rządzi w tym domu??? :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja też nie bardzo umajona jestem i nieobecna, choć uwielbiam maj, mlecze, magnolie i pierwsze spacery w ciepłe wieczory.Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Galopku - po prostu, w maju jak w gaju. Czasem niestety - małpim ;). Ale mimo "złego" to na pewno najpiękniejszy jak dla mnie obok sierpnia - miesiąc. :)

      Usuń
  10. Amisho niestety maj również nie jest dla mnie przychylny. Na dworze zimno, w domach lodówka i jeszcze te ciągłe stany depresyjne i ciągłe poczucie bezsilności. Mam nadzieję, że zarówno u mnie jak i u ciebie z każdym dniem będzie lepiej, pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wniosek z tego Żółwinko, że maj jest piękny, ale poza tym jakiś do dupy, za przeproszeniem...

      Usuń
  11. Chyba brakuje Ci szczeniaczka i koteczka. Jakbyś przygarnęła, nie byłoby już szansy nawet na narzekanie ;) szansy, czasu, miejsca.. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hi hi hi ;) Kim ja bym jednak była bez swojego narzekania The Road.. ;). Nie ponarzekam - nie ma mnie. A tak - przynajmniej czasem... bywam ;).

      Usuń
  12. O matko, a myślałam, że tylko u mnie w maju taka katastrofa z nastrojem, ale widzę, że to powszechne. Nie poddawaj się tam, jedzenie z kubeczkach po jogurtach też może być przygodą :] pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  13. Kasiu Kasi, miło mi, że jesteś :). Jak już zauważyłyśmy w większości - maj ma urodę, ale poza tym niecny zbój z niego ;). Generalnie jednak nie jestem typem narzekacza - ale czasem muszę sobie poużywać ;).

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).