poniedziałek, 18 czerwca 2012

Biało-przegrani

Mój kolega z pracy, który siedzi po mojej lewicy stwierdził, że Polacy grali słabo. Ja, ekspert piłkarski z niskiej półki, myślałam natomiast, że grali nieźle a jedynie zabrakło im szczęścia. Ale kolega na meczu był osobiście. Tak, tak, przejechał z kolegami Polskę na wskroś, by uczestniczyć w tej naszej futbolowej - a jednak! -  porażce, choć jechał tam z taką samą dobrą nadzieją, jaką żywiła większość naszego kraju. I na piłce się zna. Sam grał w III ligowej drużynie a obecnie jest prezesem klubu sportowego z tą drużyną związanego. Piłka jako piłka interesuje go w pełnym tego słowa znaczeniu a nie tylko wyrywkowo jak mnie i wielu innych "niedzielnych" kibiców, którzy trwali w mobilizacji od 8 do 16 czerwca 2012. Dlatego przyjęłam jego opinię za dość miarodajną i już mi nie żal naszych chłopaków z reprezentacji. Zresztą, ich samych to może i tak nie było mi za bardzo żal - żal mi naszego narodu i tych dalszych emocji jakich został pozbawiony.

Kolega stwierdził, że mecz oglądany na żywo i w telewizji zdecydowanie się różni. Podczas gdy ja miałam wrażenie, iż chłopaki walczyli, starali się (zwłaszcza w pierwszej połowie) i zagrali mecz na poziomie - on wydał opinię zgoła odwrotną. Taką samą zresztą wydał mój drugi kolega z pracy, który jak i ja mecz oglądał w TV. No i weź tu bądź mądra, babo...

Mecz oglądaliśmy w Pastorczyku. W koszulkach i pomalowanych gębach. Mój ojciec palił papierosy odpalając jeden od drugiego, ja komentowałam murawę niczym Szpakowski a Mohi zażerał słone orzeszki tak nieświadomie, że kiedy zobaczył dno opakowania, ze zdziwienia postawił oczy w piłkarski słupek. Olek z Mikołajem spędzający czas meczu na tarasie, trąbili wuwuzelami tak intensywnie, że w efekcie musiałam im te narzędzia - początkowo jako-takiego triumfu a na koniec definitywnej klęski - odebrać. Maksi zmęczony całym dniem na podwórku zasnął znużony po drugiej połowie meczu. Bartek Beaty - zwykle małomówny - wyjątkowo się podczas meczu rozgadał a sama Beata, która przeżywa jeszcze armagedon porodu oznajmiła, że Polakom życzy dobrze, ale generalnie to wszystko ma w d... Malutki Tomasz - jakby przeczuwając, że jego trzecie w ciągu ośmiu dni życia piłkarskie widowisko znów nie zakończy się dla nas zanadto pomyślnie - spał spokojnie w swojej kołysce tak przez cały mecz jak i długo po. Moja mama - znając bezbramkowy wynik pierwszej połowy - poszła spać. Rano bała się zapytać o wynik, ale kiedy mimochodem usłyszała o nim w radio, przybiegła do nas w te pędy, co by się upewnić, czy aby dobrze usłyszała. Utwierdzona w złej nowinie pogrążyła się w smutnym niedowierzaniu i tak jak cała Polska - można by rzec, że przeżyła niedzielę w ... skopanym humorze ;-).

Było jak było. Miało być wspaniale a wyszło jak zawsze. I niech mi ktoś powie, że martyrologia narodu polskiego to bajka. Że to nasze przewrażliwienie. Akurat! A już polska martyrologia futbolowa... Tutaj nie trzeba słów. Ona bez końca objawia się w czynach - a może raczej ich braku - naszej drużyny. Tak bardzo chcemy, tak bardzo na coś dobrego liczymy, tak się spinamy, tak walczymy, że oczywiście - aby nie daj boże nie poczuć smaku zwycięstwa a nadal pozostawać we właściwym nam poczuciu ucisku i stłumionego zrywu do walki - musimy oberwać. By za jakiś czas znów mieć szansę na mobilizację i znów na niej zakończyć. O. 

Gospodarz Euro zakończył swoje własne Euro na ostatniej pozycji najsłabszej grupy. Pięknie. Wobec takiego stanu rzeczy już nawet porażka Rosji zupełnie nie miała dla mnie znaczenia. Ale tak to bywa - gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Wojna polsko-ruska zakończyła się klęską... obu armii. Tymczasem pole bitwy zdobyli Ci, którzy do zwycięstwa niekoniecznie byli nominowani. Zwłaszcza Grecja, której wyjście z grupy euro wróży się w zupełnie innym sensie...

Pomimo żalu z powodu Polski przegranej - trzeba ten fakt przyjąć z honorem i jednocześnie pokłonić się z uznaniem i Knedliczkom i Heraklesom. Mniejsza o to, czy zagrają jeszcze więcej niż po jednym meczu. Osiągnęli bowiem cel jaki miała co najmniej każda, w tym nasza, reprezentacja - wyszli z grupy.

Szkoda i smutno, że nie ma już komu kibicować z założenia i z sercem. Niby "nic się nie stało", ale jednak się stało.  Mimo to, Euro jak piłka toczy się dalej a Polska nadal jest biało-czerwona. Najgorsze zaś jest to, że nie wiem komu teraz kibicować... Jestem rozdarta jak polski sztandar ;-). Przeżywam traumę! I nie wiem już kogo winić o swój stan - Smudę czy tradycyjnie... Tuska... Ach...

Swoje wielkie zaangażowanie w Euro ogłaszam za zniwelowane do poziomu emocji bezpiecznych. Kto chce i może - niech wygra. A ja oczywiście - jako obywatelka narodu uciśnionych - będę zawsze za słabszym. Biało-czerwoną flagę dedykuję więc teraz zwycięzcy - niech mu ta flaga przyniesie szczęście, niech będzie dumny, że zdobył triumf w imprezie współorganizowanej przez Polskę. Małymi literami jednak dodam, że choć zwycięzca na razie jest mi obojętny - wolę nie dedykować naszej flagi sąsiadom zza Odry (jakoś mi tak nie w smak...).

No i żeby nie było, że jestem wredna małpa zielona a nie wyrozumiała biało-czerwona - mimo wszystko dziękuję naszym za te nieliczne co prawda, ale jednak gorące i fajne emocje :).

A na zakończenie owegoż kopania słów po ekranie dodam z uśmiechem, że w niedzielni poranek, po naszej przegranej - Maksymilian - ustrojony w euro-koszulkę do kolan i gumaki w paski wyszedł z domu i podreptał wprost po nasz... kurnik. No cóż, kury nie zostały dopuszczone do Euro pomimo wygranych eliminacji więc i wyniku meczu nie znały - stąd pewnie Maksi poszedł im go objawić. A kury - jak to kury - najpierw zrobiły sobie z tego jaja a potem, mimo że wcale nie było spoko - chórem zagdakały głośne ko-ko-ko-ko. I pędem wybiegły na... murawę podwórka. Miały zagrać mecz z łaciatymi prosiakami ;-). Ale babcia nie dopuściła do konfrontacji. Najpierw biegała więc jedna drużyna a dopiero potem druga... Po przegranej Polaków - babcia chwilowo ma bowiem dość futbolu ;-).

Do kurnika, do kurnika...
Och, zamknięte... kiedy ta babcia wypuści koko... Rywale już formują atak i ryją murawę...

25 komentarzy:

  1. Nie było tak źle. Zabrakło szczęścia i może trochę umiejętności? Tak zwykle bywa jak się na jednego świetnego napastnika i a ataku pustkę. Kto ma do niego podawać??? Ale ja dziękuję bardzo naszym piłkarzom za emocje, bo dali nam ich mnóstwo. I za remis z Rosją, bo to dodało nam skrzydeł i wiary, której akurat polskim kibicom nie brakuje nigdy :-)
    Wyszło jak wyszło, teraz reprezentacja musi się przygotowywać do eliminacji do mistrzostw świata a my kibice cieszyć się, że jako gospodarze EURO nadal możemy wywieszać flagi, paradować w biało-czerwonych koszulkach i krzyczeć "EURO JEST NASZE!". Chociaż do spółki z Ukrainą ;-)
    Mecze oglądam w Strefie Kibica ale mieszkając we Wrocku miałam okazję oglądać te fale biało- czerwone i biało-czerwono- niebieskie. Coś niesamowitego!!!

    p.s. A EURO 2012 i tak wygra Hiszpania ;-p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak,tak Verito, po wyeliminowaniu naszych - cieszmy się nadal atmosferą tej imprezy, a co tam! Zazdroszczę Ci bliskości stadionu, strefy kibica itp. Mój kolega był tym również zachwycony, choć wygranej Polaków brakło mu jak wody w upalny dzień. Od września eliminacje do MŚ - oby martyrologia i brak szczęścia znów nie przeważyły ha ha ;).

      Nie mam nic przeciw Hiszpanii, ale ich wygrana to jak moja codzienna, poranna kawa w robocie... A ja spodziewam się czegoś bardziej wyszukanego.

      Usuń
    2. Moja koleżanka z Wrocławia sport lubi, kibicuje Barcelonie, uwielbia Hiszpanię (ciekawe, komu będzie teraz kibicować :P ), ale ma już dość Euro, zwłaszcza że mieszka przy strefie kibica. A ja jej zazdroszczę :D
      Mnie zastanawia, jakimi Polakami i kibicami są Ci, dla których dzień po meczu z Czechami był dniem zdejmowania flagi. Bez przesady! Euro jest nasze, ja tam będę biało-czerwona, przynajmniej mentalnie, aż do 1 lipca.

      A wracając do tekstu: jest świetny, lekki i przyjemny - aż chce się czytać bez końca. A tu koko i nie spoko, bo koniec ;) Ja się może na piłce kopanej za bardzo nie znam, ale faktycznie, nasi zagrali dwa dobre mecze, ale średnio dobre, bo na pewno z Grekami mogli wygrać. Z Czechami zagrali najsłabszy mecz, sił im starczyło może na 20 minut. Ranking FIFA jednak nie kłamie. Była szansa na więcej, była, ale najważniejsze, że coś się ruszyło - mimo że ostatnie miejsce w grupie, to wrażenie lepsze niż 4 lata temu. A że różnica miedzy oglądaniem w tv i na żywo jest, poznałam na przykładzie siatkówki (i ręcznej, choć na ręcznej byłam tylko na meczach ligowych). Przede wszystkim emocje są większe. Polecam taki mecz na żywo, polecam :)
      I piłkarza (a może trenera, skoro pobiegł koko ustawiać?;) masz świetnego - z nim Euro byśmy wygrali ;)

      PS: Też kibicuję Hiszpanii - może to i mało wyszukane, ale ponoć po boisku biega 22 chłopa, a i tak wygrywają Niemcy ;) Choć nie miałabym nic przeciwko temu, co wczoraj w którymś z serwisów informacyjnych usłyszałam: kibicujmy Grekom i Czechom - jakby spotkali się w finale, okazałoby się przynajmniej, że odpadliśmy z najmocniejszej grupy ;)

      PS2: Chyba daty Ci się pomyliły, za daleko poleciałaś z tym 8-16... lipca ;)

      Usuń
    3. Pomyliły się Ano - zdecydowanie ha ha. Zaraz zmieniam. Dzięki za wnikliwość ;-. I ja oczywiście jak napisałam - jestem póki co za najsłabszymi. A potem się zobaczy :)

      Usuń
    4. A mnie bardzo interesuje Twoja- Ano koleżanka z Wrocławia. Bowiem ja również jestem z tego miasta. Kocham Hiszpanię, ale... kibicuję wiernie Real'owi ;-)
      Mieszkam blisko stadionu, pracuję blisko Strefy Kibica ale zdecydowanie nie jestem zmęczona EURO. Przeciwnie, bardzo mi się podoba to całe kolorowe zamieszanie. Polacy nie tylko jako wierni kibice ale też dobrzy gospodarze sprawdzają się znakomicie :-)
      Teraz pewnie już będzie trochę spokojnie, bo fazy grupowe się skończyły, Polacy dalej nie grają a we Wrocławiu już nie będzie żadnego meczu. Trochę szkoda ale flagi nie zamierzam ściągać aż do 2 lipca ;-)

      Usuń
    5. Kobiecatorebka, widzę, pochodzi z tej samej strefy blogowej, co ja, więc nie wiem, czy dotrze odpowiedź, ale zostawię ją tu - najwyżej za jakiś czas powtórzę gdzie indziej ;)

      Moja koleżanka to w sumie koleżanka wirtualna, poznałyśmy się przez jeden z portali trendsetterskich. Znając sympatie piłkarskie... nie powinnyście się polubić ;) Świat jest mały, jeśli znasz jakąś Beatę mieszkającą w pobliżu, być może to ona - więcej nie zdradzam, internet i tak jest mało anonimowy :)

      I bardzo dobrze, że flaga zostaje :)

      Usuń
  2. Amishko, padałam. Ze śmiechu. Jak przeczytałam Twój tekst. A końcówka z kurnikiem i kurami, to już w ogóle mistrzostwo :))

    Meczu już nie komentuję.
    Powiem tylko, że u mnie w domu podczas transmisji też wszyscy byli zdania, że grali słabo.

    Buziaki

    Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ado, no miło mi, że pomimo niezadowolenie narodowego wskrzesiłam Twój uśmiech. Dobry humor zawsze się przydaje :) i staram się obracać powagę rzeczy w śmiech. Bo co innego zostaje? A tak jeszcze podążając tą drogą do kurnika i chlewika - musiałam zakończyć tekst zdjęciem prosiaków, bo - jakby nie patrzeć to właśnie Czesi ostatecznie podłożyli nam ... EURO świnkę. Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Kury to są fajne! Tomek Ci to powie. A najfajniejszy to jest kogut, bo robi rano "kukuryku!". Kury/kurczaki to tylko mówią "kokoko" do Tomka... Kogut wygrywa 1:0.
    Poziom Eurogorączki w naszym domu wynosi zero-ja nie sportowa od zawsze a Mąż uważa, że cała zabawa polega na tym aby grać samemu a nie obserwować jak to inni robią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OOOO, Ewo kogutów u nas też jest sporo. A jakie dumniachy, skubańce ;). Nie dziwię się, że Tomek ma do nich szacun ;). Nasza eurogorączka już się raczej zakończyła ;). Teraz "luz-bluz". Ja kiedyś grałam w piłkę z braćmi - zawsze stałam na bramie. Ale to było podwórko a bramką - drzwi od garażu. Ja lubię czasem sporta "pouprawiać", ale oglądanie też daje wiele przyjemności ;). Więc czekam teraz na olimpiadę :)))).

      Usuń
  4. Również żałuję, że nam się nie udało. Mimo, iż nie jestem fanką piłki nożnej. Fajne były te emocje, mobilizacja całego narodu, szkoda:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda... ale życie jak piłka toczy się dalej Żółwinko, więc przeżyjemy i te porażkę ;-).

      Usuń
  5. Kurcze, napisałam i mi zażarło... :(
    No cóżm, spróbuję odtworzyć. ;-)
    Więc po pierwsze to bardzo mi poprawiłaś humor swoim wpisem Amishko, szczególnie końcówka powaliła mnie na kolana. :-)))))
    Dzięki!
    A po drugie, to ja tam uważam, że nasi chłopcy dzielnie sobie radzili i było mi wczoraj bardzo, ale to bardzo smutno. Jakoś miejsca nie mogłam sobie znaleźć. Bo przecież w pierwszej połowie tak dobrze im szło (tak, ja też tak uważam ;-D), wiem, że tyle akcji i żadna skończona sukcesem, ale liczy się przecież wola walki, prawda? :-)
    No i też teraz nie wiem, zupełnie nie wiem, komu kibicować i identycznie jak Ty jestem rozdarta. Komu? Hiszpanom, bo mają fajnych przystojniaków? ;-) I myślę, że wygrają? czy może naszym czeskim braciom, żeby nie padli na tym kolejnym meczu, który ich teraz czeka z Portugalią? Komu? ;-)

    Ps. No pięknie, my gadamy już przez 2 posty o piłce nożnej. My baby! ;-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Julitko, no i to jest niesamowite, że my baby tyle gadamy (piszemy) o piłce ;). Ale uważam, że wraz z końcem Euro przejdzie nam ;). Ja na razie nadal nie wiem komu kibicować, ale na razie Czechom i Grekom - potencjalnie najsłabszym - jak ta Matka Teresa z Kalkuty he he he ;).

      Usuń
  6. Amishko, Ty jak napiszesz... :D
    Nawet o przegranej napisałaś tak, że siedzę i się szczerze :)
    A końcówka to już mistrzostwo świata :)))

    Ja tam jestem dumna z Chłopaków.
    Tak pięknie ktoś napisał "dumni po zwyciestwie, wierni po porażce". I ja tak właśnie trzymam, z Nimi :)
    Nawet jak znawcy będą twierdzili, że nie warto :)

    PS Ci Twoi kibice - super chłopaki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak - wierna jestem im nadal, bo jestem wierna Polsce, ale czy zawsze muszą mieć "pecha" i pozostawić niedosyt.... Ach... Końcówka posta jakoś mi tak wyszła spod palców nieplanowana... I te prosiaki faktycznie sobie latały w niedzielę rano po obejściu - chwilowo rzecz jasna. I Maksi ma sentyment do kurnika. Często tam chodzi i rządzi...

      Usuń
  7. Amishko, powtórzę za innymi - post - na miarę mistrzostw. Świata, nie tam Europy! Świetny! :)
    Kibice z was pierwsza klasa!
    Ja nawet poczułam zew i pierwszy raz pomyślałam, że mogłabym znaleźć się na takim stadionie i na tej klasie meczu naprawdę :) Chciałabym kiedyś móc zobaczyć relację na żywo i poczuć stadionowy klimat :)
    Super macie w tym Pastorczyku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, ja też - na stadion chętnie! Mój kolega mówił, że było fantastycznie (pomijając przegraną...). Może kiedyś???

      Usuń
  8. Witaj, dziękuję za miły komentarz u mnie na blogu :)
    Oczywiście pozwalam, abyś do mnie zaglądała, jednocześnie pozwolę sobie na to samo z mojej strony w stosunku do Twojego bloga. Ano można chodzić z kimś po przyjacielsku na piwo, ale życia się wtedy z nim nie dzieli ;)

    Ja od samego początku mówiłem, że Polska nie wyjdzie z grupy, że będzie bronić ostatniego miejsca w tejże niczym Hiszpania mistrzostwa Europy i Świata. Jednak chłopaki i tak mnie zaskoczyli tymi dwoma remisami, ponieważ byłem święcie przekonany, iż przerżną wszystkie mecze. Denerwowało mnie mówienie przed rozpoczęciem Euro, że Polska będzie czarnym koniem mistrzostw, bo to bzdura zwykła. I mówię to ja, "niedzielny" fan piłki nożnej, interesujący się tym sportem tylko wtedy, gdy rozgrywane są mistrzostwa wysokiej rangi oraz gdy gra Real z Barceloną. Widać nie trzeba się znać na sporcie, by przewidzieć wynik naszych.
    Ja od samego początku kibicowałem Hiszpanii i przy niej obstaję, chociaż szczerze wątpię, żeby znowu wygrała, choć byłoby to wspaniałe. W grupie C jesteśmy na pierwszym miejscu, wczoraj pokonaliśmy Chorwatów 1:0.
    Szkoda tylko, że nie mogę być w Polsce w czasie takiej imprezy... A może i lepiej? Zaoszczędziłem sobie wstydu z patrzenia, jak Polacy przegrywają na własnej ziemi, w najłatwiejszej grupie. "Nic się nie stało" powinien być hymnem Polski, gdyż jest wyśpiewywany dość często w czasie każdych mistrzostw w futbolu.
    A jeśli Hiszpanii nie dane jest wygrać tego Euro, to proszę jedynie Boga, by nie wygrali Niemcy. Zadufany w sobie naród, często tam jeździłem i byłem w Berlinie w czasie mundialu 2006 i 2010, widziałem jak się zachowują po każdej wygranej, DZICZ. To nie są normalni kibice, widać gdzieś jeszcze w ich krwi tą głęboko zakorzenioną nienawiść. Choć nie mówię o wszystkich Niemcach, bo znam kompletne przeciwieństwa. Ale w większości jest jak mówię. I nie chciałbym, by wygrali - na dodatek w Polsce. Nie i już!

    Pozdrawiam tym antyniemieckim akcentem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Kamilu za wyczerpujący komentarz :). Ja Niemcom też nie będę kibicować, choć nie mam z nimi obecnie nic wspólnego. Zobaczymy jak się potoczy to Euro dalej....

      Usuń
  9. Droga Amisho.

    Niezwykle realistyczny i zarazem humorystyczny opis "porażki" naszej drużyny. Oglądając zdjęcia z Pastorczyku(a?) odżyły moje wspomnienia sprzed, uwaga... 60 lat (słownie: sześćdziesięciu), kiedy to jeździłem z rodzicami do rodziny do Goworowa, koło Oatrołęki. Do dziś czuję tamten "zapach wsi", a i prosiaczki takie same, które biegały za mną niczym psiaki. Kończę, bo się rozżewniłem!

    Serdecznie pozdrawiam całą Twoją Rodzinę. :)))

    Edek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edwardzie - dobry humor nigdy nie zaszkodzi :). A wspomnienia masz fajne, he he. To, co ja mam nadal, aczkolwiek wieś zmienia się i ta, którą pamiętam z lat dziecinnych i obecna są już inne...

      Usuń
  10. Wstyd się przyznać, ale mecz oglądałam tylko jeden i to ten pierwszy, z Grecją. W moim życiu był to czwarty obejrzany przeze mnie mecz.

    Natomiast jestem wielką fanką idei samospełniającej się przepowiedni. I chyba właśnie dlatego nie wysilałam się na oglądanie meczów. Niby cała Polska wierzyła, a po fakcie wszyscy byli rozczarowani, to jednak niewiele osób było zaskoczonych. Czyli tak jakbyśmy mieli nadzieję, wiedząc, że nie ma po co mieć nadziei.

    Bo właśnie ta wspomniana przez Ciebie martyrologia, której z kolei jestem wrogiem. Wydaje mi się, że życie jest piękne. Przyjemne. Po to, żeby zdarzały nam się dobre rzeczy, a szczęście przychodziło łatwo.

    Krajanie patrzą się na mnie z politowaniem ;)

    I myślę, że ten narodowy problem z czarnowidzeniem i samooceną przekłada się na naszych sportowców. Piłkarzy, pływaków, wszystkich.

    Taka samospełniająca się czarna przepowiednia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tej idei jest, bez dwóch zdań. Byliśmy rozczarowani, ale wcale nie zaskoczeni - idealnie to ujęłaś.

      Usuń
  11. Haha... świetnie opisałaś ten podwórkowy football :) Kibicem to ja nigdy nie byłam, więc Euro spłynęło po mnie jak po kaczce, ale starcie kur z prosiakami to bym sobie obejrzała :D

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).