wtorek, 18 września 2012

Ocalam chłopców od zapomnienia


Dawno nie pisałam o dzieciakach, prawda? 

Wszystko mija a oni rosną - muszę bardziej się starać, by ocalić ich dzieciństwo od zapomnienia...

Naaadraaabiaaam więc !

Aleksander w przedszkolu ma się dobrze. Odnalazł się w grupie starszaków bez problemu i jedyne łzy jakie roni z racji przedszkolnego przymusu to – od czasu do czasu – łzy porannego wstawania. O 6.15, góra 6.20 musi już być na nogach, podczas gdy zdecydowanie nadal wolałby być na plecach lub boczku. Niemal codziennie ubieram go na leżąco, potem niosę do łazienki, sadzam na drewnianym stołku, zakładam ręcznik jak wielki śliniak, myję mu ząbki i zaspaną buzię. Często bywa tak, że mały człowiek cały czas siedzi na tym stołku z zamkniętymi oczkami i chwieje się na boki tak, że muszę go solidnie podtrzymywać. Niby jestem uodporniona na takie sytuacje, bo już jako 2,5 latka budziłam go o identycznych porach i woziłam do opiekunów i niby nie mam czasu na poranne sentymenty, gdy czas nas pili jak pudło szpili – ale miewam jeszcze miękkie serce i szkoda mi pędraka okrutnie... Czasami do przedszkola prowadza go tata i wtedy odbywa się to godzinę później, jednak nie zawsze jest to możliwe a im częściej Olu będzie wstawał później tym gorzej mu będzie wstawać wcześniej, tak? Więc trzymamy się rytuału dla jego dobra (???). W tamtym roku, kiedy Olu rozpoczął swoją przygodę z edukacją zbiorową, jedynie 2 razy zdarzyło mu się cicho kwilić kiedy odprowadzałam go do klasy. W tym roku – zero szarpiących emocji. Zostawiam go, dajemy sobie buzi i pa-pa. Zawsze jest jednak euforyczna radość, gdy po niego przychodzę. Obserwuję też wywieszane na tablicy prace dzieciaków i póki co – Olkowe wzbudzają mój szacunek ;-). Jest naprawdę bardzo dobrze.

Od pewnego czasu miewamy jednak z Olkiem kilka innych problemów. Nasz syn jest bowiem chimerycznym perfekcjonistą. Jeśli coś nie idzie po jego myśli lub mu "nie wychodzi", czegoś nie umie od razu – dostaje szału – płacze, złości się i miota w nieadekwatny – bo zbyt dramatyczny - moim zdaniem sposób. Czasami też, Olu próbuje mi coś wytłumaczyć czy przekazać a ja go nie do końca rozumiem - bo wiecie jak potrafią opisywać rzeczy dzieci w jego wieku... Dopytuję się więc, zachodzę delikatnie od każdej strony a tu ciągle nie to, co on ma na myśli. No i draka gotowa... Bo ja go nie rozumiem, bo to nie tak, bo ja się domyślam w niewłaściwym kierunku. Poza tym poraża mnie jego pamięć a raczej mordercza pamiętliwość i przywiązywanie wagi do szczegółów. Nie daj Boże ułamie mu się patyk od lizaka a nie daj Boże ja go złamię odwijając lizaka z papierka... Nie daj Boże zdejmę mu czapkę lub odepnę rzep od buta zanim on nie stwierdzi kto ma to zrobić... Nie daj Boże zaparkuję przodem jak on mi sugeruje parkowanie tyłem albo przez przypadek pierwsza nadepnę na pierwszy schodek w klatce podczas gdy on umyślił sobie, że „całą drogę na górę” on będzie szedł pierwszy. A jakie cuda potrafią się dziać, kiedy Olu tłumaczy coś po polsku tatusiowi a tatuś nie kuma czaczy... Chociaż, w tym temacie czuję odwilż. Wczoraj słyszę: Olu: „Oluś today nie sleep z tata, dobrze tata?” Tata: „Why nie? Spij with tata Oluś, proszę.” Nasze rodzinne konwersacje synowsko - ojcowskie potrafią mnie czasem rozbawić do łez...

Olkowa szczegółowość, czasem wręcz obłędny perfekcjonizm i niesamowita pamięć wysadzają nas chwilami z posad, ale po cichu liczę na to, że te cechy w przyszłości nabiorą pozytywnej wartości, bo awantura z powodu krzywo ustawionej kierownicy w samochodzie ( ja zbieram za to baty...) czy też rozpacz z powodu nałożenia mu na talerz o 3 ziarenka ryżu za dużo niż chciał... No wybaczcie... Kto  z nim wytrzyma? On potrafi z byle (dla nas byle) powodu tak się załkać, że potem nie umie przestać... Kilka dni temu ubieram go rano do przedszkola. Spodnie ok, ale koszulka już nie. Czemu nie, zawsze lubiłeś ten t-shirt? Nieeee, knycha Olu – bo, bo, bo ten słoń ma kwiatek na głowie i jest rózowy! Oh no, myślę sobie, nigdy ta koszulka nie wydawała mi się dziewczęca i raczej nie jest (jeśli już to raczej taka unisex), ale to prawda – słoń jest różowy i ma kwiatek na głowie. Ale czy ja bym zwróciła na ten kwiatek uwagę? Nigdy. Olu nie przepuści niczemu a dodatkowo zaczyna mu się wyraźnie kształtować męska osobowość.

Maksymilian nauczył się odpowiadać na każde wołanie jego imienia słowem „co?”. Brzmi to profesjonalnie i uroczo, choć może nie do końca grzecznie. I kto go tego nauczył? Ja. Bo Maksiu bez końca woła: mamoo. Ma dość niski i bardzo donośny, mocny głos. Te jego „mamo” jest fantastyczne, ale naprawdę – używa tego słowa tak często, że siłą rzeczy non stop odpowiadam „cooo synek”. I wytresowałam go sobie. Wołam „Maksiuuu” i słyszę „co?”. Maksymalny jest ogólnie bardzo gadatliwy, ale z konkretnymi słowami właśnie dopiero się rozkręca. Rozumienie ma opanowane już dość dobrze – i po polsku i po angielsku. Jest aktywny, wszędobylski i ciekawski. Chodzi z gracją tak na moich szpilkach jak i  w ojcowskich wielkich butach. Lubi się wygłupiać, dokazywać i dawać buzi z hałaskiem. I czynić bałagan, który - miewam wrażenie - rychło zaprowadzi mnie do psychozy. Posprzątam, wychodzę, wracam za minutę a tu znów ten sam armagedon i głośne "mamooo"! Apetytem mały nie grzeszy, ale nie nazwę go również - jak Olka - niejadkiem. Jednak, tak samo jak Oluś - nigdy nie „skalał” swojego podniebienia sztucznym mlekiem a jedyne jakie pija to normalne mleko "dla dorosłych" z dodatkiem rozpuszczalnego kakao Nestle (patent ojca). Rano, tuż po przebudzeniu wędruje prosto do kuchni, wspina się na stół i czeka na swoją butlę. Podobnie przed snem. Jakiś czas temu przyniosłam z piwnicy nocnik po Olusiu. Że niby może w końcu wygrzebiemy się z pieluch. Obawiam się, że złudne moje zamiary. Olu przeszedł z papmersa na nocnik w jeden – dosłownie! – dzień mając 2 lata i 4 miesiące. Wcześniej nie było mowy. Być może z Maksim będzie podobnie. Puszczanie go z gołą żyćką po domu odpada. Zasikane dywany i podłogi kosztem nauki korzystania z nocnika w ogóle nie wchodzą w rachubę. Nie zamierzam potem wieźć dywanu do rzeki, czepiać go na przybrzeżnym sitowiu i czekać aż prądy wodne wypłuczą z niego wszelkie nieczystości – jak raczyli byli uczynić pewni bliscy moi krewni ;-). Do dziś mamy z tego niezły ubaw. Posadziłam kilka razy Maksia na ten nocnik – posiedział, pouśmiechał się głupkowato i zwiał w te pędy. Następnego dnia – wracam z pracy a nocnik w pokoju wśród zabawek. Pełen klocków i edukacyjnych zwierzątek...

Maksio jest też bardzo wrażliwy na muzykę – słyszy melodię i od razu buja się na boki z rączkami w górze. Ach, i bardzo, ale to bardzo mocno ekscytuje się na widok zwierząt, traktorów i innych zjawisk, które są dla niego nowe. Aż mu dech zapiera, aż mu oczy kołem stają. I oczywiście woła wtedy głośno: mamooooo! A poza tym – normalka – papuguje we wszystkim co się da Olka. Najgorsze jest zaś to, że... tak samo mocno trafia go szlag, gdy mu „nie idzie”. Potrafi beczeć do upadłego i rujnować nerwy swoje i nasze próbując przypiąć traktorek do przyczepki sześć razy od traktorka większej. Czasem usiłuję mu pomóc, ale on ma swoją wizję i moje czepianie na sznurek czy zapałkę zupełnie go nie pociesza...

Chwilami mam ochotę uciec z domu kiedy obaj cierpią na niezgodę z rzeczywistością demonstrując to rykiem na cały blok. Tak krótko jeszcze żyją a już tak mocno poukładane mają w głowach swoje własne JA... ;-).

Obaj bardzo się lubią i nie szczędzą sobie czułości ale nie ukrywam, że czasem iskrzy i Olek traktuje małego jak obiekt do ćwiczeń sztuk walki. Mały oczywiście też potrafi pacnąć większego w łeb. Co jednak ciekawe – większy nie oddaje – raczej leci z bekiem na skargę do mamusi... Trudno uniknąć w domu wojen mając w nim trzech testosteronów... Czasami bowiem biją się wszyscy na raz a oręż stanowią plastikowe kręgle. Stary zawsze podjudza synalków by waliły również po matce – co sprawia tyle, że matka również chwyta za kręgiel i rąbie na oślep w autoobronie. I choć niby na oślep – doskonale trafia w największego napastnika. No i jeszcze jedno – Olek zawsze staje po mojej stronie. Zawsze mnie broni, dostarcza amunicji i z podwójną siłą atakuje tych, którzy atakują na mnie – czytaj: zwłaszcza ojca. Maksi jeszcze nie rozumie żadnej „polityki”, więc wali kogo popadnie. No. I tak oto się mam z tymi swoimi chłopami. 

Na codzień dzieje się znacznie więcej, ale ja jakoś nie umiem o wszystkim pisać na bieżąco. Poza tym, pisanie w domu w ogóle bywa niemożliwe, bo wiadomo - jak nie nocnik mi stoi na drodze to wybucha wojna na kręgle...

Pozdrawiam tymczasem wszystkie obecne oraz przyszłe matki synów. Ale żeby nie było, żem jednostronna płciowo - mamusie córeczek też! Która z nich chce T-shirta z różowym słoniem, co ma kwiatka na głowie? Aleksander odda z dziękczynnym ukłonem i całusem w dziewczęcą dłoń :-).
 

25 komentarzy:

  1. Kochana nie mam dzieci, ale pamiętam mojego brata jak ryczał z każdego możliwego powodu. Bajka za krótka, bajka za długa itp. Widocznie chłopcy tak mają:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He he, nie wiem Żółwinko jak to jest, ale Olu ma schizy z powodów dla mnie irracjonalnych typu - bo banan miał o jeden stopień krzywizny mniej niż on chciał ;-). Czasem zabawne, czasem łapy mi opadają.

      Usuń
  2. ja mam tylko siostry, ale też sie biłyśmy wiec z całą pewnością nie tylko chłopcy tak mają;) I chyba z nami też lekko nie było
    Na T-shirta to Stokrocia z pewnością za mała, a Stokrotka z pewnością za duża;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Stokrocia dorośnie Stokrotko! Tylko... czy ta koszulka jej przypadnie do gustu za 2, 3 lata... wątpię he he. Ale - oferujemy się!

      Usuń
  3. No popatrz, zastanawiałam się właśnie jak mam ekologicznie wyczyścić dywan i nie sądziłam, że z pomocą mi przyjdzie matka dzieciom :)
    Chociaż Wisła to ma chyba za silny nurt, hm...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już u Ciebie napisałam - z dywanem ruszaj na Pisę!

      Usuń
  4. Fajnie tam macie:-), tylko wizja wczesnie zbudzonego Synka mnie zasmucila;-)pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutne Ago... Ale konieczne. I jakoś z tym żyjemy. Oby tylko takie mieć problemy, prawda?

      Usuń
  5. Moja Droga.

    Jak zawsze, Twoje teksty czytam z przyjemnością – są zabawne, pełne humoru, bardzo „plastyczne”, a przede wszystkim pouczające i autentyczne.

    Niemal każdego dnia telewizja „serwuje nam” obrazy patologii w rodzinach, dlatego przykład Twojej Rodziny jest pocieszeniem, że w zdecydowanej większości są domy, w których dzieci są szczęśliwe i kochane.

    Piszesz, że Olek jest „chimerycznym perfekcjonistą”. Dobrze byłoby, żeby z tego wyrósł, a dlaczego? Otóż, ja byłem dzieckiem, które zachowywało się w podobny sposób i dopiero teraz u kresu życia w skuteczny sposób przezwyciężam tą „dolegliwość”. Dokładność jest zaletą, natomiast perfekcjonizm, według mnie jest wadą. Potrafiłem wiele razy przepisywać wypracowanie, ponieważ… jedna literka była trochę „koślawa”. Oczywiście lepiej być perfekcjonistą niż osobą, dla której fuszerka, niedokładność są czymś normalnym. Brrrr.

    Zauważyłem, że jestem (o ile się nie mylę) jedynym mężczyzną, który „wymądrza się” na Twoim blogu. Czy to znaczy, że zniewieściałem na stare lata?

    Pozdrawiam Ciebie i całą Twoją kochającą się Rodzinę. : )))))

    Edek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoja obecność u mnie to zaszczyt Edwardzie! Dziękuję za wspaniałe jak zawsze słowa pod moim adresem.

      Moja rodzinka może idealna nie jest, ale miłości do dzieci nie brak. I takiej "zwykłej-niezwykłości" też :-).

      Wiesz co... ja też potrafiłam tak zeszyty przepisywać, bo... koślawo coś było, linia nie tak... Jej, ale to nie po mnie ma to Olek, prawda?! Zresztą - ona ma 4 i pół roku - wszystko przed nim. I jednak wolę by był perfekcyjny (ale zdrowo) niż flejowaty ignorant.

      Hmmm, Jeśli jesteś tu jedynym facetem - a jakoś inni faktycznie się nie udzielają - to i tak super i - jak napisałam - z takich gości jak Ty jestem dumna!

      Usuń
  6. Jak miło poczytać, że nie tylko mój syn wpada w złość i rozpacz, bo coś mu nie wychodzi:) U nas czasem z tej niemocy mamy nawet latające przedmioty. Nie wiem czy oni z tego wyrosną czy takimi furiatami pozostaną:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karro - to i mi ulżyło. Miejmy nadzieję, że wyrosną ale coś im z perfekcjonizmu zostanie :-).

      Usuń
  7. Ojjj, coś wiem o perfekcjonizmie, napadach złości i układaniu świata pod swoje wygórowane wyobrażenia. Też mam nadzieję, że z tego wyrasta się, bo jak nie to mamy przerąbane :D
    Wojen o ubrania unikam pozwalając Małemu Facetowi ubierać się w co chce. Z jedzeniem nie ma problemu też, bo Młody zjada to co Tata. Najlepiej z tacinego talerza. Nie ma jak siła autorytetu...
    Rozmowy męsko-męskie na 2 języki mieszane urocze! Najważniejsze, że zainteresowani się dogadują.
    Trzymajcie się zdrowo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. EwKo jak miło Cię widzieć :-). Wyrosną z tego pozostawiając jedynie co najlepsze z tych zachowań he he. No co, miejmy nadzieję, tak?

      Też Was pozdrawiam i ściskam mocno!

      Usuń
  8. Ja również pozdrawiam mamy synków :)
    Ilość testosteronu w moim domu dokładnie jak u Was :)

    A jacy podobni nasi chłopcy do siebie. Natan też tak ma, że jak mu nie idzie, to wszyscy gromkim krzykiem są o tym poinformowani...

    Buziaki dla wesołej gromadki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lili, ciekawe jak nasi chłopcy bawiliby się razem? Sprawdzimy, prawda??? Mam dobre myśli ;-)

      Usuń
  9. Jak zwykle czytałam z zapartym tchem i ... zbyt krótko!;)
    Moi chłopcy (synek i wnuczek )też się tłuką i o dziwo ostatnio młodszy wygrywa, a starszy z bekiem leci do mamy;/
    Nie wiem, jak Grześ ,ale Dawid też się wkurza jak coś nie wychodzi - zwłaszcza, gdy wagonik nie pasuje do lokomotywy!(albo pasowałby , gdyby wcześniej czegoś nie urwał;/)
    Współczuję porannego wstawania, gdyż przerabiałam to na własnych dzieciach i pamiętam jak było ciężko.
    Chłopaki na schwał:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany Misiu... za krótko? Ja się już boję pisać więcej ha ha.

      Grześ ciut mały jeszcze, ale jak wiesz niebawem i on pokaże swe męskie, chimeryczne oblicze - oby nie! ;-)

      Ranne wstawanie ciężkie, ale taki przymus i już. Trzeba się z tym zbratać. Co nie znaczy, że nie wolno na to narzekać ;-)

      Usuń
  10. Cudne;) właśnie myślę o dziecku i takie historie tylko mnie przekonują ;)
    serdecznie pozdrawiam,
    Gosia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gosiu - ojejej, pomyślałabym, że takie historie raczej odstraszą ;-). Żartuję - Dziecko to zawsze plus a tylko chwilami mały minusik wynikający z otaczającej matkę rzeczywistości - nie zawsze łatwej. Ale polecam!

      Poza tym - miło, że mnie tu odwiedziłaś!

      Usuń
  11. Kochan Twój komentarz nie wiedzieć czemu wpadł mi do Spamu, teraz go odczytałam, dzięki za komplement ale wszystkie mamy tam były takie idealnie idealne bleeeeeeeeee!!!! co do chanel 5 jeszcze wszystko przed Tobą :) a co do twojego wpisu...to się czyta jak życiowe, prawdziwe....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje komentarze ostatnio często lądują w spamie lub na mailu Madeleine ;-)... Nieważne jednak. Już Ci odpisałam u Ciebie. Te Mamuśki idealne to mnie osobiście przerażają, ale dobrze wiedzieć, że wśród nich bynajmniej 1 była prawdziwie i normalnie extra ;-). Co do mojego wpisu - dziękuję :-) a życie nasze jest takie właśnie czasem zwykłe czasem ciut zakręcone.

      Usuń
  12. kurcze zjadło mi komentarz....co do twojego wpisu, to się czyta jak książkę, idealnie do porannej kawy...to jest takie prawdziwe i życiowe...

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo bardzo lubię tych Twoich chłopaków, wiesz? ;-D

    OdpowiedzUsuń
  14. Powinnam się obrazić, bo nie zostałam pozdrowiona :P Ale na szczęście te całe pozdrowienia były na koniec, a czytanie o tych Twoich urwisach sprawia, że zwyczajnie nie można się na Ciebie gniewać ;)

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).