czwartek, 11 października 2012

Wina, wina dajcie!

Em wrócił z Francji dopiero przedwczoraj późnym popołudniem. TAM poleciał samolotem, TUTAJ wrócił pociągiem jadącym trasą: Bordeaux-Paryż-Amsterdam-Warszawa-Białystok-Grajewo.

Też jestem pod wrażeniem...

Czemu wracał pociągiem?

A podjęlibyście próby wsiąść do samolotu z 20 butelkami wina?

Ja też nie...

Kiedy Em wystawił wszystkie te butelki na kuchenny stolik - dostałam małpiego rozumu. Nie, nie na widok wina jako takiego, gdyż nigdy smakoszem wina nie byłam, ale na tę właśnie moc butelek, które zajęły połowę stołu i prezentowały się na nim zjawiskowo. Wino czerwone, wino różowe, wino białe. Wino najwyższej jakości, wino wprost od producentów, których i winnice i piwnice Em miał okazję zwiedzić. Wino, które przywiózł dostał od nich jako sample czyli "do spróbowania". Podobno dostał co najmniej 10 butelek więcej, ale nie miał szansy rozwiązać "problemu" logistycznie. Dzień przed wyjazdem zszedł więc do recepcji hotelu, w którym mieszkał i okazał wielki gest. Poprosił recepcjonistów o kieliszki i zapowiedział, że chce się z nimi napić wina, które będzie produkowane pod marką jego firmy. Recepcjoniści wykazali entuzjazm i wahanie jednocześnie. W końcu byli w pracy... Em szybko załatwił sprawę z ich menedżerką i za chwilę "jego" wino pili już wszyscy dookoła - i recepcjoniści z menadżerką i pokojówki i ochroniarze i sprzątaczki i kucharze i goście siedzący w hotelowym barze. Kiedy "pękły" trzy butelki Em poleciał do swego pokoju i przyniósł kolejne cztery. Kiedy i te zadzwoniły pustką pognał po jeszcze trzy.

Co Ci ludzie sobie o Tobie pomyśleli? Że ty gąsior z winem trzymasz w pokoju? Nosiłeś jak z Kany Galilejskiej, kurde mol!

Nie wiem, co sobie pomyśleli, ale byłem niemal jak winny bóg. Wszyscy się do mnie uśmiechali, pozdrawiali i kiwali głową z uznaniem.

Hotelowy VIP normalnie...

Niby rozrzutny (raczej rozlewny może?) jak cholera, prawda? Cóż jednak biedak miał począć z taką ilością trunku, który skrupulatnie kolekcjonował w hotelowym pokoju przez kilka dni? Od przybytku niby głowa nie boli, ale od nadmiaru wina i owszem... Em bardzo lubi wino i pił go tam na miejscu sporo, ale chyba nawet siermiężny alkoholik nie byłby w stanie wyłomotać blisko 30 butelek przez kilka dni a w międzyczasie być trzeźwym, przytomnym, chodzić na spotkania i dobijać interesów.

Pomimo wielu butelek wina skonsumowanych w hotelu, Em nadal miał pokaźną ich liczbę. Obkupił się więc w termoizolacyjne torby i rolki papierowych ręczników. Poowijał buteleczki starannie i poustawiał ciasno w zielonych torbach. Tym samym zrezygnował z powrotu samolotem, bo kto by takiego winnego terrorystę wziął na pokład... Pojechał więc pociągiem do Paryża a stamtąd do Amsterdamu. Nie dostał tego samego dnia biletu do Warszawy więc przenocował w hotelu, w którym kiedyś nocowaliśmy razem. Amsterdam to taki trochę jego drugi dom. Mieszkał w Holandii 2 lata i często bywał w tym mieście. Jego obecna firma (a raczej ta, dla której pracuje) też jest tam zarejestrowana.

Podliczyliśmy, że jego kolejowy powrót do domu trwał jakieś 28 godzin...

Ale czego się nie robi dla 20 butelek wspaniałego wina, za które na dodatek nie zapłaciło się ni centa, prawda?

EM był pod wrażeniem francuskiego winiarstwa oraz pewnego człowieka, który o winie wiedział wszystko i nie miał oporów, by się z nim tą wiedzą dzielić - przy winie, rzecz jasna.

Jestem teraz sam jak wine professor Jo - oznajmił mi z dumą na grajewskim dworcu PKP, gdzie pojechałam po niego z chłopcami samochodem, co by nieszczęśliwie nie potknął się gdzieś przełażąc przez "naszą" dworcową dziurę w płocie i... nie potłukł cennego szkła.

Kiedy wysiadł z pociągu, dzieci oszalały. Darły się do niego wniebogłosy a tata z bagażami łamał przepisy i przełaził do nich przez tory "na dziko".

Ja tu po Ciebie jadę byś nie łaził przez dziury w siatce a ty wprost przez tory jak jaki biebrzański łoś - skarciłam osobnika.

"Ciko babe" - zobacz co dla Ciebie mam! I kazał mi unieść zieloną torbę. Silna jestem, ale nawet oburącz ledwo ją drgnęłam. Jak on ją przytachał? A miał jeszcze walizę z ciuchami i innym podróżnymi gadżetami...

Prosto z dworca pojechaliśmy do Tesco po drobne zakupy. I wiecie co Em zakupił w pierwszym rzędzie? Cztery butelki Paulanera. Piwa!

I tak oto na zwieńczenie dnia i powrotu ojca rodziny piliśmy piwo, podczas gdy na kuchennym stole stało sobie spokojnie 20 butelek dobrego wina. Ciekawy paradoks, prawda?

Em uznał, że winem się "opił" a poza tym to, które przywiózł będziemy mieli na specjalne okazje. No niech mu, miał szczęście, że nie jestem winopijcą, bo inaczej bym mu nie podarowała.

Butelki wstawiliśmy, a raczej położyliśmy w małej szafeczce stojącej w przedpokoju. Z uwagi na to, że nie ufamy do końca Maksymilianowi i jego wszędobylstwu - szafeczka została oklejona taśmą - co by pewnego dnia nie zauważyć syna tachającego pod pachą butle a w gorszym przypadku nie usłyszeć kaskady tłukącego się szkła.

Nie wiem kiedy tę szafeczkę odlakujemy. Na pewno jednak podzielę się z Wami moją opinią na temat wina prosto z winnic Bordeaux ;-).

A tak na zakończenie - kilka ogólnych wrażeń Em z podróży.

Otóż, zaliczył on kilka obiadów u osób, z którymi się spotykał. Pytałam co jadł - bo on przecież ni mięsa ni ryb... Jadłem głownie sery - a zwłaszcza te najbardziej śmierdzące, jakieś sałaty, ziemniaki i fantastyczne pomidory z octem - oczywiście winnym. Piłem oczywiście dużo wina i na nieszczęście mało wody. Oni tam nie piją ani wody ani piwa - dookoła jedynie wino. I kawa. Ach - w pewnej restauracji jadłem pizzę z wieloma rodzajami serów - fantastyczna. Następnego dnia piekłam więc w domu pizzę obłożoną możliwie dostępnymi u nas rodzajami serów - zwykły żółty, feta, mozzarella, pleśniaki... Ale co tam te nasze serki w porównaniu z cuchnielami z Francji...

Samego Bordeaux Em nie miał czasu zwiedzić aczkolwiek nałaził się po nim tak, że aż rozwalił mu się but i przetarły spodnie. Spodnie zapasowe miał, buty musiał kupić nowe.

A wczoraj ze skrzynki na listy wyjęłam pocztówkę z Bordeaux ;-). Em zawsze nam wysyła kartki ze swoich wojaży i często-gęsto wraca wcześniej niż kartka dociera. Mimo to i tak miło!

Ale się rozpisałam. A miało być krótko i zwięźle.

Jeszcze jedno (już ostatnie, pls ;-)). Nie zrobiłam naszym butelkom zdjęcia. Wiecie dlaczego? Bo w domu jest kilka telefonów komórkowych z aparatami, 2 laptopy i iPady z kamerami, aparat-małpka i co najmniej 4 inne aparaty fotograficzne w tym 2 profesjonalne wypasy. Więc jakim cudem mogłam zrobić zdjęcie... 

56 komentarzy:

  1. Amisko, super, że już jesteście znów razem.
    Ale ten czas biegnie.

    A zdjęcie to jednak mogłas zrobić :)))
    Chętnie zobaczyłabym taki zapas winnych butelek:))

    Buziaki

    Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ado, może jeszcze cyknę jakąś fotkę ;-) Nie sądzę, że szybko opróżnimy butelki he he ;-). A czas biegnie niewątpliwie i pewnie za jakiś czas mąż znów gdzieś wyjedzie. Ale na razie jesteśmy razem. Zresztą taki tryb życia nam jakoś tak... całkiem odpowiada.

      Usuń
  2. Kochana, to kiedy mogę wpadać na winko?
    Może M nie będzie taki i 1 z tych na specjalne okazje nam odpali, co? :)
    Ja raczej piwna jestem, ale lubię czasami lampkę sobie strzelić.

    Brak zdjęcia z takiej sytuacji doskonale rozumiem ;p
    Posta jak zwykle napisałaś tak, że jednym duszkiem, lubię jak się tak rozpisujesz :)

    Buzia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też bardziej piwna Lili ale wpadaj na to wino, choćby dziś!

      Moje rozpisywanie mnie czasem wnerwia - bo się zawsze zakitram w tym pisaniu zamiast krótko i na temat. No, ale tak już chyba mam... A gdybym umiała zwięźlej i mnie - więcej bym mogła pisać i częściej. Achhh...

      Usuń
  3. :), Amisha, ja Mu zazdroszczę, nie tego butelkowanego, a tych winnic, zresztą wiesz, już u siebie nie raz o tym pisałam :), a i bardzo jestem ciekawa tego Waszego wina, tzn. tego które Em zakontraktował :), niemniej nie ma to jak samodzielne doglądanie dojrzewającego trunku w dębowych beczkach, a.... i pobiłam rekord powrotu Twojego M. z tamtych okolic, my z naszymi butelkami jechaliśmy przeszło 30 godzin w ciągu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 30 godzin... mówisz Jo... Podziwiam! U mnie w domu mama zawsze robiła swojskie wino z porzeczek i wiśni - w gąsiorach. Było dobre, takie inne niż sklepowe... Ja jako, że winopij słaby jestem - też chętniej bym pojechała zobaczyć beki i winnice nić samo wino pić. Czytałam Twój wpis - ale w pędzie nic nie napisałam - co mi się zdarza... bo nie ogarniam wszystkiego ;-). Jak otworzymy butlę z Em - jak wspomniałam - napisze o wrażeniach, choć jako winny laik - nie wiem czy moja opinia będzie miarodajna. Aczkolwiek po winie często boli mnie głowa. Em mówi, że po tym jego nie będzie... Tylko znowu - pewnie zależy ile go wypiję ha ha.

      Usuń
  4. no i proszę a ja lubię. Przy mnie by nie postało. Taka lampeczka do książeczki mniam mniam :) Fajnie że już jest z powrotem :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie powiem, że nie lubię tylko jakoś tak wolę bąbelki w piwie ;-). Dobra, Lili i Ty. Już Was dwie - dawajcie do Gr. ;-)

      Usuń
  5. Ale świetnie, znowu jestem u Ciebie... Wina, jedyny alkohol o jaki się pokuszę. Jeszcze francuskie - zazdroszczę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że jesteś Malinko :). Muszę do ciebie wpaść z rewizytą, ale mam tyle różnych zaległości blogowych, że nie ogarniam.

      Kobiety przeważnie wolą wino... Co oznacza, że ja i np Lilijka jesteśmy trunkowo bardziej chłopskie hi hi.

      Usuń
    2. PS. ZOSTAŁAŚ WYRÓŻNIONA U MNIE!

      Usuń
  6. Rozklejaj szafkę natychmiast!Już do Ciebie jadę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ago - na szczęście masz względnie blisko do nas hi hi, zapraszam. Tylko co powie Em jak mi we drzwiach 20 koleżanek stanie do jego wina ha ha ha ha ha LOL ;-)

      Usuń
    2. Oj tam, oj tam...
      Kurcze jakie Twój maż ma ciekawe życie.Tyle już miejsc zobaczył.Nawet jeśli wynika to z pracy jaką wykonuje to to znaczy ,że ma niezwykle interesujące zajęcie.Ciekawość mnie zżera jaka to branża.Pozdrawiam

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Dzięki za odpowiedz.Szczęka mi opadła.

      Usuń
  7. Też bym chciała sobie buty rozwalić we Francji albo w Italii i być zmuszona kupić nowe :)
    Jeśli Twój mąż jest zmuszony wypić samotnie całe to wino.... będzie się działo, prawda?
    Ja jestem winnym maniakiem, powoli robię się smakoszem. Zaczynałam od zwykłych, tanich winek, żeby z czasem mieć porównanie i docenić jakość

    Pozdrawiam rozciągle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieee, sam nie wypije. Ja mu pomogę.... Może pora przestawić się z piwa na wino???? I nauczyć się tego trunku? Stać się smakoszem jak Ty? Bo piwo to ja już za dobrze znam he he.

      Co do butów - masz rację. Świętą.

      Ja też rozciągle ;-).

      Usuń
    2. mnie smakowanie wina zajęło wiele lat, a i tak znam się tylko na podstawach. za to moim rodzicom nie przeszkadza siarka w składzie :). chyba najważniejsze, żeby smakowało i tworzyło nastrój.

      Usuń
    3. Mnie Lucy chyba ta siarka przeszkadza, bo jak powiedział Mohi, to pewnie ona daje mi zwykle ból głowy na drugi dzień. Po 3 niewielkich kieliszkach miałam ostatnio cały kolejny dzień zrąbany. Ostatni kieliszek wypiłam ok 22.30 a trzymało mnie do 7 wieczorem następnego... To się nawet przy wódce nie zdarzało. Nie wiedziałam w czym rzecz... Zobaczę jakie będą te wina teraz... Chciałabym je polubić, bo wino ma w sobie magię i Em uwielbia je "celebrować". A ja to taka czasem spod siekiery jestem... On mnie uczy wielu rzeczy. Co jednak nie znaczy, że dzisiaj go opierdoliłam. Chociaż - jak tu tak dosadnie opierdolić po angielsku... Bo na pewno nie umiem w punjabi ;-)

      Usuń
    4. ja bym ci mogła podać kilka przykładów na dosadność, udało mi się zapamiętać kilka zwrotów z mało sympatycznych filmów z czasów studiów, kiedy mało wymagającym odbiorcą byłam :). tylko to chyba nie wypada tak do męża ;p
      nie "polubiaj" na siłę, samo przyjdzie. to jak z oliwkami, kaparami i anchois :D

      Usuń
  8. Niesamowita opowieść Amisho a ten rozwalony but tak jakoś rozczulił mnie:) Wina zazdroszczę ale jak by mi się takie napatoczyły na stół też bym je szybko chowała przed moim "szkodnikiem":)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hi hi, no tak Katiuszko - rozwalony but przydaje Em nieco normalności bo tak z moich opisów to on wygląda trochę jak paranienormalny ;-). Te, które sobie tam kupił są o niebo lepsze niż te rozwalone, więc dobrze się stało.

    Szkodniki domowe... ech... ileż to tych szkód każdego dnie, prawda? ;-) No, ale wina byłoby żal!

    OdpowiedzUsuń
  10. Najważniejsze,że cały wrócił ;) A jeszcze z taką niespodzianką!;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Misieńko, dzięki Bogu zawsze wraca cały. Niespodzianka zaś jest nadal zapieczętowana w kolekturze. Jakoś tak czekamy na dobry dzień by rozpocząć... winobranie? No raczej winopiecie!

      Usuń
  11. Ale sie o tym winie rozmarzyłam, wiesz ze jak czytałąm to nawet czulam ten smak;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stokrotko - ja to nawet nie umiem średnio wyczuć smaku wina jak je piję! A Ty już po moim poście. Zabieraj się do mnie razem z innymi WINNYMI dziewczynami. Już my się uczynimy razem bardzo niewinnymi e he ;-).

      Usuń
  12. mój Boże wino....kocham, uwielbiam.....absolutnie muszę wieczorem poczuć jego smak w swoich ustach!!!!jak ja bym chciała aby mój mąż wrocił z pracy z 20 butelkami wina :)))) cholera czy tylko wtedy jednak udałby nam się ustrzec przed trzecim Leonem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Madeleine - oddam Ci to wino za 2 skrzynki piwa (ale dobrego, bo ja już lipy nie pijam ;-)).I wtedy u Was Leon a u nas Leonida na mur ;-).

      Usuń
  13. Niektórzy to się dobrze mają, francuskie winko se piją .... ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo Katalinko, ja po dziś dzień go nie piłam mając taki zapas w szafeczce... Podobno w następny weekend... Bo na ten wyjeżdżam na wieś robić kaszankę z mamą... A do niej to raczej chyba jakaś wódka co?? ;-)

      Usuń
    2. Niektórzy to się dobrze mają, wódeczkę do kaszanki piją ;D
      p.s. jeśli wina masz za dużo , możesz mi coś mailem posłać ;)

      Usuń
  14. Amishko kochana, a Ty piwo wolisz, co za pech!
    Ja bym Ci się chętnie tym winkiem zaopiekowała! ;-PPP Tyyyyle butelek! :-)

    A może w końcu i Ty się do wina przekonasz? ;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pech Julitko, nie ma to tamto ;-) Nie, nie przekonam się do wina kosztem piwa - na pewno ;-).

      Usuń
  15. Cóż no ja z Krymu wracałam ponad dwie doby ^^
    A i tak był strach na granicy, bo jednak Ukraina ostro trzepie bagaże, a mój UKOCHANY, po komunikacie, że litr wódki można na łeb, wziął butulkę prawie dwulitrową twierdząc że to będzie za mnie -_-. Jako, że jedna butelka, w jednym bagażu, chyba nie ma co tłumaczyć, że połowa miała być moja bo przekręt śmierdział na kilometr, na szczęscie sprawdzali wyrywkowo i akurat nie jego bagaż. UF

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogliście więc wziąć po pół litra na łepek do każdego plecaka? No i poza tym zobacz - tu można 20 butelek wina wieźć przez pół Europy bez problemów a tam za 1 butelkę wódki nerwy na granicy. Ehhh

      Usuń
  16. Ha! To ja wiem do kogo się zwalimy, jeśli nas najdzie ochota na dobre wino! (choć jak dla mnie może być i piwo:)

    Amishko, jak zwykle wspaniała opowieść, to "ciko babe" mnie rozczuliło na amen :)
    Uwielbiam Was!
    Wyprawa wspaniała!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysko, dobre te wino, ale mnie za bardzo nie kręci ;-). Polski w wymowie Em zaś bywa rzeczywiście rozczulający he he he ;-)

      Usuń
  17. eh,rozwalic buty we Francji:)francuskie wino podane z serem pokrytym plesnia i winogronem albo jagodami miechunki to sama rozkosz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Mlle-Sarah :). Ser pleśniowe bardzo tak, wino - so-so ;-). Jagody miechunki? A cóż to? Nie słyszałam o nich, nie jadłam.

      Usuń
  18. Kochana życzę Wam wielu pięknych okazji do świętowania, a tym samym otwierania kolejnych butelek wina, buziaki:)

    OdpowiedzUsuń
  19. cholera znowu do Spamu trafił komentarz!!!! skandal normlanie jakiś !!! wiesz mój mąż robi zajebiste sushi, on nawet jajecznice średnio robi a sushi robi bosko!!!! choc od urodzenia Ali....rzadko robimy :)musimy się zmobilizować i wrócić do tego !!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wina "mojego" serwera Madeleine. Jak pisze z kompa firm to się często zdarza ;-). Sushi jadłam raz jeden - w Amsterdamie - już nawet smaku nie pamiętam, ale podobał mi się :).

      Usuń
  20. Na jak dlugo Wam tego wina starczy?
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Judith, przy moim słabym "apetycie" na wino - na pewno na długo ;-)

      Usuń
  21. eh, pamiętam jak ja się z Francji stuk-puk pakowałam mmm...Ale zabrałam też sześciopak francuskiego piwa, co z obecnego punktu widzenia uważam za bezsens.
    Odczekałam strategicznie - to co, wyszło już wszystko tak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja droga - w minioną niedzielę jedno weszło nam w krew. Reszta może spokojnie sobie leżeć, ile mu tylko niewinna "dusza winna" zapragnie. Ja jednak wolałabym ten Twój sześciopak ;-).

      Usuń
  22. Ale miło się czyta o Waszych rodzinnych perypetiach :)

    A takiego francuskiego wina, nie powiem, spróbowałabym... i myślę, że u mnie nie miałoby szans, żeby trafić do zaklejonej szafeczki!;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paulino, dziękuję i miło i mi, że Ci miło ;-). U mnie tylko piwo nie ma szans na dłuższe postanie ;-).

      Usuń
  23. Zdanie o Kanie Galilejskiej mnie rozwaliło po prostu... :D :D :D

    Sama mam przesyt wina. Najpierw dopijanie wina po weselu, potem tego przywiezionego z podróży poślubnej. Zaczynam czuć przesyt, zwł. że ja również jakąś wielką fanką wina nie jestem. No ale zdrowe podobno... ;)

    Pozdrówka ;)
    Sol

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, to jesteś jedną z mniej licznych Sol - jak i ja - co im na widok wina oczy się nie błyszczą ;-). A jeśli jeszcze masz przesyt poweselny... Kana Galilejska przyszła mi do głowy od razu jak tylko Em opowiadał mi historię z winem w hotelu ;-).

      Usuń
  24. Tak jak Sol, tak i mnie Kana rozłożyła na łopatki :) A co do podróży koleją... rozumiem, że do granicy z Polską to jakieś 10h było? :P Moja koleżanka z Olsztyna do Katowic (a to jeszcze nie był koniec drogi) jechała ponad 11h, inna koleżanka spod granicy niemieckiej do Olsztyna - ponad 13h, a kiedyś z 6 przesiadkami. Więc współczuję Twojemu Em tej polskiej części podróży :)
    PS: Ktoś Cię szukał u mnie na blogu ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Em najeździł się polskimi pociągami już sporo Ano. Zresztą nawet podróż z Gr. do Warszawy to kawałek drogi z przesiadką w Białym... Olsztyn-Katowice 13 godzin - Boże... Ja kiedyś jechałam z Białego do Szczecina bite 16 h. Masakra he he.

    Kto, jak, gdzie i po co szukał mnie u Ciebie na blogu?????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech żyją polskie drogi! A zwłaszcza koleje ;)
      Kto, jak, gdzie i po co (choć "gdzie" to w sumie wiadomo;) - nie wiem. Za to na pewno ktoś trafił na moje igrzyska przez frazę "blogerka Amisha z Podlasia" (chyba dużych liter nie było, ale purystka językowa ze mnie - cóż zrobić;) wpisaną do wyszukiwarki.

      Usuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).