wtorek, 18 grudnia 2012

Śniegiem pisane

Nasz świat północno-wschodni zabielił się i zapuszył po uszy. 
Pobieliło się nieroztropnie, intensywnie, wręcz pochopnie.
Piękny jest kolor bieli lecz poszaleli anieli !
Nasypali, naprószyli bez ładu, bez umiaru, sensu i składu.
Jak tu jeździć i chodzić po świecie, gdy wpierw zawieje a potem zamiecie?

Wychodzę dziś rano z bloku, brodzę po kostki w świeżym bielactwie, dochodzę do samochodu zaparkowanego wczoraj za węgłem sklepu a samochód w puchowej kurcie i ruskiej czapie. Szybko wrzuciłam Olusia do środka, okryłam go kocem a sama za miotłę i huzia. Szybko mi poszło, bo choć warstwa śniegu miała co najmniej 10 cm to śnieg był puszysty i "miótł" się lekko i zwiewnie. Zdecydowanie wolę obmiatać auto ze śniegu niż zażarcie skrobać taflę lodu ukształtowaną i utwardzoną na jego szybach. Obecnie jednak, tak jeden jak i drugi przypadek woła o pomstę do nieba gdyż wysiadło mi ogrzewanie. Dmuchawa wieje chłodem a powietrze nagrzewa się jedynie w określonych przypadkach - kiedy samochód długo jest na wysokich obrotach. Jutro, o ile jeszcze będzie jakaś możliwość przejazdu po naszym miasteczku, prowadzę Złomka do lekarza. Wizyta umówiona, liczę na nieskomplikowany zabieg i tanie "leki". 

Śnieży od wczoraj. A w zasadzie od soboty. Weekend, jak pisałam wcześniej, spędziliśmy na Pastorczyku. Chrzest Tomaszka odbył się zgodnie z planem. Wszystko dopisało i wypaliło, jednak zima na naszym końcu świata pokazała rogi już w niedzielę i aby dojechać z Pastorczyka do kościoła w Kolnie (3,5 km drogą gruntową przez totalne pustkowie) brat musiał przelecieć drogę traktorem z szuflą. O ile większe samochody przejechały po tym podrasowanym trakcie bez większych problemów, o tyle ja nieco się obawiałam, co by mi Złomka nie świsnęło gdzieś do rowu bądź by biedaczek nie zawiesił mi się gdzieś na wysokich koleinach... O ile jednak stresuje mnie jazda po wielkich i nieznanych miastach o tyle autorodeo po błocie i zaspach mam już we krwi, bo to po takich drogach głównie poruszałam się od... urodzenia (niekoniecznie od razu jako kierowca, choć prawdą jest, że jak tylko odrośliśmy od ziemi ojciec od razu sadzał nas za kierownicą i uczył jazdy). W niedzielę bałam się jednak z tego powodu, że jako chrzestna musiałam być w kościele na czas a dodatkowo wiozłam ze sobą chłopaków i mamę. Em załapał się z innym składem, jadącym bezpiecznym samochodem terenowym - a jakże! Na szczęście ja też dumnie dojechałam bez problemów :).

Powrót do domu niedzielnym wieczorem zajął nam dwa razy więcej niż zwykle. W lasach ślisko, na głównej drodze masa samochodów z przewagą tirów. Wszystko poruszało się wolno i niepewnie. Śnieg ciągle padał i ograniczał widoczność. Dzieci spały, ja kierowałam w skupieniu a Em siedział obok i mnie wnerwiał.

Mam nadzieję, że do weekendu aura się poprawi. Póki co nadal sypie i sypie i sypie i sypie... Od rana, bez ustanku. Miasteczko poważnie sparaliżowane a ja w swoich przedświątecznych działaniach poważnie ograniczona.  Jednak - żeby nie było - wcale mi to nie spędza snu z powiek. Mam nadzieję, że na Wigilijny wieczór dotrzemy jakoś na naszą wieś, że jakiś śledź, kapusta i opłatek się tam znajdą a reszta - jak Bóg da - być może, lecz nie musi. No.

PS. Oczywiście, że "wiersz" jest owocem mojej własnej, "radosnej" jak zimowa zawierucha twórczości ;-). A co!

14 komentarzy:

  1. Tak po trosze zazdroszczę... bo u nas szaro - buro... już wolę ten biały puch :)
    Choć i on bywa zdradliwy i niebezpieczny.

    Radosna twórczość zimowa wspaniała! (ale to mnie akurat nie dziwi:)

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja życzę Ci aby czas do Świąt upłynął bez ekscesów pogodowych a służby miejskie nareszcie się z szoku otrząsnęły. No i żeby autko szybko i tanio wydobrzało :)
    Z dwojga to ja chyba wolę tą białą puchową pierzynkę śniegu od szaro-buro-mokrej pogody. Chociażby z powodu Tomka - wczoraj do przedszkola odstawiłam dziecko a odebrałam Potwora z Bagien. Już zapomniałam jak strasznie brudne może być dziecko (oczywiście poziom szczęścia i uświnienia dziecka jest z sobą ściśle powiązany).

    OdpowiedzUsuń
  3. Tej nocy nasypało u mnie 10 cm śniegu.A skrobanie zaropiałych lodem szyb( bo wpierw padał marznący deszcz) a na to dopiero spadł śnieg, zabrało mi 30 minut. Osiedlowa obwodnica służyła jako "nauka jazdy po śniegu i lodzie". Ulice bardziej miejskie mocno posolone, wręcz ociekające wodą, z dużymi, brudnymi kałużami. Szyby były wciąż zapaćkane mieszaniną soli i piasku, zużyłam ocean spryskiwacza do szyb. Nie lubię zimy, nie lubię i już.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. cholera....zaszalałaś z tym wierszem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na całą Polskę jesteście znani z powodu tego sniegu. Nic chyba dziwnego. A mnie ta zima się podoba. Nie muszę nigdzie jeździć, tylko podziwiam to piękno dookoła. U mnie też trochę popadało.

    OdpowiedzUsuń
  6. A u nas deszczyk i brak jakiegokolwiek śniegu. Amisho, masz cudne podejście do sprawy przygotować świątecznych "jakiś śledź, kapusta i opłatek się tam znajdą a reszta - jak Bóg da - być może lecz nie musi". Muszę wziąć przykład z Ciebie! A nie mazgaić się, że z robotą jestem w lesie :) Pozdrawiam Cię cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wierszyk cudny - u mnie było biało, ale się zwiało ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. A u nas odwrotnie - po śniegu ani śladu;)Gratka bez ogrzewania nie zazdroszczę;/
    Wierszyk - no, no!;)Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj te nasze opady śniegu były stanowczo ponadnormowe!Niech Ci z innych rejonów kraju nie zazdroszczą tylko nam współczują.Za dużo tego białego na raz.Szczególnie ,że służby miejskie nie bardzo sobie radzą. Wczoraj u nas pracownica tak zakopała się samochodem między wsiami ,że ją udało się ewakuowac ale samochód będzie można zabrać z drogi dopiero jak przejedzie specjalistyczny ciężki sprzęt.
    Widocznie Twój samochód to jeszcze nie taki gratek jak Cię tak dzielnie wozi!Miłego dnia bez ślizgania się!

    OdpowiedzUsuń
  10. O rany a Ty wierszysz jeszcze :)) chyba trochę mi przysłałaś tego śniegu razem z kartką bo posypało jak cukrem pudrem dachy i chodniki dziękuję za kartkę kochana :)) :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochana, fiu, fiu, co za piękna radosna twórczość! Niezmiennie mnie zadziwiasz! ;-)))

    U nas też sporo śniegu, ale ja przynajmniej jeżdżę sobie do pracy autobusem i niczym się nie martwię. ;-)
    Oby lekarz dzisiaj pomógł Twojemu złomkowi! :-)

    Buziaki! :-*

    OdpowiedzUsuń
  12. Kochana, dziękuję za karteczkę!!! :-***

    OdpowiedzUsuń
  13. Kolno jakoś tak znajome mi jest...

    OdpowiedzUsuń
  14. masz wspaniałego bloga! będzie mi miło jeśli spodoba Ci się mój i również go zaobserwujesz ;))

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).