piątek, 22 lutego 2013

Mini mix

Dzisiaj do pracy przylazłam w mini. Nie w mini-mini, ale jednak w mini. Szarej, na podszewce. Ładnej, zgrabnej, rozmiar s. Tak już mam - latem w spodniach a zimą w mini. Nie powiem jednak, żebym czuła się w tym skrawku szmaty komfortowo, bo jak siadam to mi się kurczy i mam wrażenie, że siedzę w samych rajstopach. Rajstopy zaś - bezczelnie puściły do mnie oczko. A takie piękne były, włoskie, z butiku w Galerii Alfa. Niech je szlag. Nie dość, że kasa jak w kaczy kuper to jeszcze siedzę w robocie "obdarta". Drugi raz założyłam te rajstopy na tyłek i nadają się już tylko do kosza. Ale czy to nowum w moim przypadku? Rajstopy bowiem noszę rzadko, ale nader często je rwę, zaciągam, zdobię w oczka i robię im "dziury na palcach". Tekstylny niszczyciel i już. Dla mnie to najwyżej jakieś pancerne setki wzmocnione metalem się nadają... 

A sama mini - owszem, fajna, ale przy staniu na baczność. W trybie siedzącym się nie sprawdza. Doskonale to wiem, a jednak zapragnęłam dziś odzieżowej odmiany, odmówiłam portkom i dzianinowej sukience i założyłam "coś innego". Gdyby któryś z moich biurowych kolegów miał poczucie humoru, mógłby mi wysłać cichego maila, że chyba zapomniałam dziś spódnicy ;). Ale niestety, choć kolegów w pokoju mam fajnych - żaden z nich Danielem Cleaver'em nie jest ;). Ufff, i całe szczęście ;). Bo czym prędzej pojechałabym do domu się przebrać. 

Z wieści frontalnych - mama po badaniu koronarografii ma się dobrze. Zniosła dzielnie, wynik imponujący - żyły czyste i drożne. O jeden problem mniej. Teraz już tylko konsultacje kardiochirurgiczne w Białymstoku i decyzja - operacja czy nie. Wygląda na to, że jej nie uniknie, ale dopóki klamka nie zapadnie - nie wypowiadam się. Problem tkwi w zastawce, która nie sprawuje się jak należy i trzeba by ją trochę podreperować. Bez ingerencji chirurgicznej raczej się nie da. Co ważne - panikę przed operacją mama zastąpiła przyzwoleniem - "skoro już ma być to niech się odbywa i to czym prędzej". Myślę tak samo.

W Kalkucie względny spokój. Codziennie posyłam zdjęcia i krótkie filmiki chłopaków. Czasem gadamy ze Starym via Viber lub Skype. Kiedy poprosiłam go o jakiś filmik tam od niego, wysłał mi nagranie grandy psów szczekających nocą u niego pod oknem... Oryginalne, prawda? No, ale przecież ja lubię psy... ;). Różnica czasu między nami to 4 godziny. Em mówi, że nadal żyje czasem polskim - stąd o 12 w nocy zawsze jest jeszcze na chodzie. Dziwi mnie to, bo tutaj chodził lulku o 21. Maksymilian zawsze całuje ekran telefonu bądź komputera kiedy widzi na nim tatę. Cierpliwości maleńki - jeszcze TYLKO 3 miesiące :). Aleksander od niedzieli siedzi na Pastorczyku - zrobił sobie ferie po feriach. Dogląda go ciotka Bet i dziadek S. Moja mama od wtorku wieczorem jest u mnie, ale już nie może doczekać się powrotu do P. Dziś po pracy gnamy więc w wiadome miejsce co sił. No, może z tymi siłami nie będę przesadzać, bo zima rozszalała się jak rozjuszony byk i drogi są niebezpieczne. Ech, jak ja mam tej zimy dość... 

Nadal nie mogę Was normalnie czytać, nie mogę dodać komentarza ani pod Waszymi postami ani odpowiedzieć Wam na komentarze zostawione u mnie. Licho się na mnie uwzięło i basta. Podczytywanie Waszych blogów w Czytniku jest jakimś tam rozwiązaniem, ale dobrym na chwilę a nie na wieczność! Wieczory domowe odpadają - albo jestem już stara, albo naprawdę przemęczona. Żadnej nocy nie przesypiam jak należy, bo albo śnią mi się pierdoły albo do łba idzie mi setka rozmaitych myśli, na które nie mam czasu w ciągu dnia. Poza tym - mój Maksymilian... on zabiera 90 % mojej energii, nerwów i uwagi. Pewnego dnia zagadałam się intensywnie przez telefon z siostrą - w tym czasie Maksi rozbroił ojcowską skrzynkę z narzędziami, wyciągnął młotek i powybijał dziury w ścianach sypialni. Pokaźne i w liczbie sztuk 5. Do szarego tynku. Olek oglądał głośno bajki, w kuchni gdzie gadałam z Bet grało radio - nie słyszałam co się święci... Do głowy by mi nie przyszło. "Oluś - pytam starszego - czemu mi nie mówiłeś, co on tu robi?". "Bo on to robił cicho mamo, to cię nie wołałem"...  Od tej pory wiem, że Maksio nie może być spuszczony z oka. I jak tu siąść przy komputerze albo z książką? Jeśli nie mam go obok siebie - robi na diabła, jeśli jest ze mną - jego asysta nie pozwala mi spokojnie ugotować obiadu czy włożyć brudów do pralki. 

W minioną środę wzięłam urlop, zawiozłam mamę na badanie do Ełku i około 10 wróciłam do domu. Mogłam w końcu wyczyścić i dokładnie posprzątać kuchnię, odkurzyć cały dom, przebrać pościel, etc. Po pracy nigdy nie mam na to sił. Robię to co naprawdę muszę, ale nigdy tak jakbym chciała. Ot i cały sekret czystego i zadbanego domu, dojrzanych i dopatrzonych dzieci - nie iść do pracy. Przynajmniej czasami ;). Maksio miał mnie cały dzień i był znośny, ja nie byłam zmęczona, miałam energię do wszystkiego i humor. A tak? Spać nie mogę, rano wstaję, siłą wybieram do przedszkola Olka, 8 godzin w biurze, potem jeszcze jakieś zakupy, powrót do domu, "atak" dzieci - bo cały dzień mnie nie widziały, bałagan, mamo to, mamo tamto, głowa pełna rozmaitych problemów... A kiedy nadchodzi weekend - jazda na Pastorczyk, gdzie odpoczynek jest ostatnią rzeczą o jakiej można pomyśleć. 

Ale nie mam wyjścia - muszę tak na razie żyć. Wiem, że wszystko zmieni się trochę na lepsze, kiedy Maksymilian "zmądrzeje" i przestanie mi eksperymentować w domu z "sierpem i młotem". Urok dwulatka!

Musiałam pobiadolić. Ale akcent z przymrużeniem oka też się znalazł - więc czuję się usprawiedliwiona ;).  Nie jestem typem, który lubi się żalić i oczekiwać współczucia. Ale ostatnio tak się u mnie dzieje, że ciężko o lekki humor. Poza tym jak tu pisać, że jest super jak mi dzieci w domu ściany kują w proch ;-) Ha ha ha. 

No tak, może nie mam zbyt łatwo, ale na pewno żyję ciekawie. Dziury w ścianach zalepiłam białą taśmą. Zaradna jestem, a co! Malowanie na razie nie ma sensu. 

No, zbieram swoją mini w troki i wybywam. 

Miłego weekendu Kochani!

23 komentarze:

  1. Krotko piszac zapracowana z Ciebie Kobieta!
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Judith - ano tak jakoś... Ale oby na dobre to wszystko wyszło - mogę pracować i pomagać ile się da. Serdeczności!

      Usuń
  2. Spódnica - czytając takie opowieści nabieram przekonania, że powinnaś napisać książkę. Masz kobieto dar pióra lekkiego. Połączyć zgrabnie w opowieść spódnicę, której nie ma, zdrowie mamy i teścia, takie tam wybryki dziecka (ja to odczytuję jako remont w mieszkaniu) - to się nazywa talent :) Uwielbiam Cię czytać (powtarzam się?) :))
    Życzę zdrówka przede wszystkim,
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sunshine - chyba nie ma dla mnie lepszego komplementu niż mi mówić, że powinnam napisać książkę, kurde mol! Innych marzeń poza rodzinnym zdrowiem i wyjazdem do Indii zasadniczo nie mam he he. Jak czas i życie pozwoli - chciałabym napisać jakąś... komedię, bo to jest gatunek mi najbliższy. Dziękuję Ci moja droga za te słowa - grezdam te posty między wierszami prostego życia, w pośpiechu i na przysłowiowym kolanie a Ty - jak i inne osoby piszą, że je lubią, że podoba im się moje grezmolenie i powinnam napisać książkę... Zawsze wtedy jestem wzruszona, bo nie oczekiwałam od życia i osób, które spotkam takich słów i zachęt... Bo się popłaczę!

      Usuń
  3. Amisha, ja się nie będę merytorycznie wypowiadać, bo mnie wena opuściła. Trzymaj się, kochana, dzieci w końcu zburzą ścianę i odnajdą zamurowany dawno temu skarb :)
    Buźka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lucy - te zamurowane skarby to póki co spustoszą mnie finansowo, bo jak się rozejrzeć po moim biednym mieszkaniu to widać jedynie szkody i punkty do inwestycji ;). Ale im gorzej tym lepiej - raz pomalowana kredkami ściana potem już tak nie boli jak dopada ją jeszcze długopis czy młot ;).

      Usuń
  4. Ja tak a propos rajstop: tata mi opowiadał, że pierwsze, które wynaleziono, były tak mocne, że chodziło się w nich przez lata. Moja prababcia podobno miała takie i chodziła w nich przez 20 lat. Żadnych oczek ani supłów. Potem wymyślono sposoby postarzania tych rajstop, by się szybciej rwały, bo to wymusza na klientkach ciągłe ich kupowanie. Szkoda... :(

    Pozdrawiam
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowe wzory i materie kuszą, Sol - baby lubią nowe, ładne... Te, o których pisałam były naprawdę z wysokiej półki bo zaszalałam. Ale to nie półka - to moje zwyczaje i pech je zepsuł, ach... Co tam, idzie wiosna - zacznę znowu chodzić w spodniach - przekornie ha ha. A dzisiaj to nie tylko rajstopy robi się tak, by szybko kupić nowe... Nawet auta! Tfu tfu - oby nie moje ;).

      Usuń
  5. Kochana, ja byłam w rzędzie z tymi, którzy zaczynali się już niepokoić zbyt długim jak na Ciebie milczeniem. Ze smutkiem przeczytałam, że niepokój był uzasadniony :-(. Mam nadzieję, że sercowa sytuacja Twojej Mamy zostanie opanowana tak szybko jak to możliwe, że powróci z dalekiej podróży Twój mąż (zostawiając swojego ojca w dobrym zdrowiu), że nastanie wiosna, a Maksio wkrótce wyciszy się trochę (u mnie nastąpiło to w okolicach 2.5 - wcześniej nie pisałam bloga, ale miałabym duuużo tego typy niszczycielskich historii do opowiedzenia, ale pracując zawodowo w domu przy takim "potworze", nie miałam szans, by bloga pisać ;-)) i, że wtedy dychniesz trochę, że życie wejdzie na spokojniejsze tory. Historia z mini i skojarzenie z Cleaverem - genialne, to dobrze, że mimo wszystko poczucie humoru Cię nie opuściło - u mnie w takich razach to ostatnia deska ratunku, a - by Cię podnieść na duchu, że nie jesteś sama w niedoli (może to pomaga trochę?) - powiem, że u nas od początku roku 2013 też nielekkie czasy, a przecież druga połowa 2012 wydawała się ekstremalna i z nadzieją na przyhamowanie i poprawę wchodziliśmy w 2013. Ale powoli wszystko zaczyna się jakoś układać, więc i u Ciebie tak musi być! Ściskam mocno i jak zwykle życzę dużo siły, jak zwykle bo to nie pierwszy raz, gdy musisz znaleźć jej w sobie moc.

    Ps. Nie cierpię podszewek - uważam, że mogłoby być w mini o wiele wygodniej - BEZ :-). Bez podszewki, a nie bez mini ;-)
    Ps. 2 Gratuluję zakupu nowego samochodu - naprawdę najszczerzej i najprawdziwiej się ucieszyłam, jakby to dotyczyło mnie :-)! Wiem jak psujące się rzeczy martwe mogą dokopać leżącemu albo jak mogą wesprzeć, gdy sprawne, w przedzieraniu się przez codzienny znój:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamo Ammara - i jeszcze Ty tutaj??? Na tym pustkowiu? Na tym planie złych przygód i niemocy? Wiem, że się powtórzę a Ty uśmiejesz z tego mojego powiedzonka, ale KURDE MOL - miło mi niezmiernie! Nie mogę opanować świata rzeczywistego "tu i teraz" stąd ten wirtualny (ale też jednak prawdziwy!) jako dwakroć trudniejszy do okiełznania trochę odłożyłam na margines. Nie dlatego, że chcę albo traktuję go gorzej - po prostu nie mam innego wyjścia. W robocie - coś się pochrzaniło i nie mam dostępu na blogi. W domu - dzisiaj jedynie jakoś mi się udaje - panuję nad sytuacją... Młoty zabezpieczone, sierpy w pakamerze ;). Obiadu nie muszę, prania i sprzątania też NIE. Szaleją mi tu obok ale mam ich na oku. Trudno się skupić, ale jakoś się udaje.

      Ty zawsze tyyyle napiszesz nawet w komentarzu. O ile ja napiszę komedię - Ty książkę innej miary i wartości ;).

      Poczucie humoru sama w sobie lubię... Bez niego nie byłabym sobą. A podszewki hmmm. Ta cholerna mini jej wymagała bo taki jej styl, ale siedzieć w niej w pracy - ehm, no ok, dobrze, że mam miejsce strategiczne - jest do dupy i już. Dokładnie - do dupy i ani centa dalej ;).

      PS. Nie chadzam w mini jako tako, ale jak katar - zdarza się niechcący, dla odmiany, dla ratunku przed spodniami.

      Samochód - lepszy niż mini - stworzony dla mnie... Mały, zgrabny, ciepły, ładny... Tak piękne ułatwia mi życie!

      Muszę "Cię nadrobić" Mamko Ammara - cierpliwości!

      Usuń
    2. Amisho, mimo rzadkich śladów mojej obecności - jestem tu zawsze, tj. w znaczeniu, że nie opuszczam żadnego tekstu :-). Pisałam, że uwielbiam Cię czytać i to nie była kurtuazja :-), ale odzywam się rzadko, albowiem czas nie jest po mojej stronie mocy ;-), a i nie zawsze mam co mądrego do powiedzenia a jak już te dwie rzeczy jakoś się zgrają to jest nowy post i głupio mi zawracać głowę pod wcześniejszymi. No i dlatego rzadko. Mam nadzieję, że u Ciebie sprawy przybierają lepszy obrót? U mnie jest chwilowo ... do dupy ;-) (och uwielbiam takie dosadne słowa, a wstyd mi ich u siebie używać ze względu na wiadomą brać ;-)). Ściskam mocno, bom słowem rzadko, ale duchem często blisko Ciebie :-*.

      Usuń
  6. Uwielbiam takie notki!:) Cieszę się, że z mamą już lepiej!

    Miłej niedzieli! (choć pora już niewczesna)

    pozdrawia również tekstylna niszczycielka:)

    zuzana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zuzanno - nawet TY tu wpadasz! Ciebie nawet nie mam w Czytniku - zaraz sprawdzę jak to zrobić, bym Cię miała. Moje notki w zasadzie są szybkim pisaniem na wyrywki (ale zebranymi w całość) o tym, co u mnie. A jest jak jest... Niedzielę miałam bardzo pracowitą - ale to żadna nowość w moim życiu ;). Z mamą lepiej a po operacji (kroi się ...) powinno być jeszcze lepiej. Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Jest nasza Asia, w swoim "starym", świetnym stylu ;)
    Tęskniłam za takimi notkami, nawet jak nie jest super, to tak napiszesz, że gęba się śmieje do monitora.
    Powtórzę za Sunshine - powinnaś Kochana napisać książkę. We mnie miałabyś wiernego czytelnika ;)

    Trzymaj się Kochana jak możesz, jak sama napisałaś, jeszcze TYLKO 3 mies ;)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak śmieje się czyjaś gęba to w zasadzie wszystko, czego bym potrzebowała pisząc, mówiąc, będąc - Lilijko. Powtarzam się znowu - ale piszę w pośpiechu - stąd zawsze sobie myślę, - kurde mol, no chała - ale to nadal blog a on ma swoje piękne prawa bycia tym, czym jest ;).

      3 miesiące to dla mnie już mało... Coraz mniej. Dzieci chyba podzielają moje zdanie. Wprawa, co?

      Usuń
  8. ja widziałam Cię w spodniach, zapewne również S i wyglądałaś świetnie, to w mini musisz dopiero wyglądać!:D
    a małż wysłał Ci świetny filmik, dał do zrozumienia, że grzecznie siedzi w domku:PPP
    całusy:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Ma`, a Twój komentarz to już w ogóle jak ślepej kurze ziarno... Dziękuję - że jesteś i jeszcze mi tu cukrem sypiesz. Taka moja S natura... A mini to nie wiem - ona nie zawsze pasuje szczupłym ciałom i "s" rozmiarom ale zawsze pasuje zgrabnym nogom.;). Moje to takie "so-so". Krótkie kiecki pasują też osobom energicznym i sprytnym - i wtedy chyba nawet defekty nóg czy całej figury ujdą - jak babka lata jak fryga ;).

      Co do filmiku - co może być milszego i bardziej interesującego niż... proza życia tam u niego daleko...

      Usuń
  9. To może legginsy do spódnicy albo, moje ulubione, takie zimowe, grube, bawełniane rajstopy :)

    Chcesz dobrą wiadomość na podniesienie nastroju? 21 maja będzie premiera...

    taram

    taram

    tarararam

    ... nowej powieści Khaleda Hosseiniego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś posłanniczką cudownej nowiny The Road! Serio? Ciągle myślałam - kiedy On znów napisze! Co to jest? Jak książka??? Ale faaajnie!!!

      Do sukienki z dzianiny i z golfem noszę legginsy albo bawełniane rajstopy ale czasem małpa się we mnie budzi i chcę się "ulepszyć". Te były 60ki czyli też grubawe i typowe rajtki ze wzorem a szlag je wziął... Paznokci nie zapiłowałam albo biurko się rozszczepiło... E tam. Co tam.

      ;)


      Usuń
    2. "And the mountains echoed" http://www.khaledhosseini.com/splash.html :)

      Usuń
    3. Dzięks The Road. Oczywiście jak tylko się ukaże po polskiemu - mam i czytam :). Czy ktoś sfilmuje 1000 wspaniałych?

      Usuń
  10. Nie cierpię spódnic, więc zimą lajkry, a jak lajkry, to jednak spódnica rozszerzana i luźna, a jak luźna to mi nie przeszkadza jej długość bo można zasłonić się falbaną ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem zwolenniczką spodni w ogólności - ale czasem mnie bierze na kieckę ;). Zimą można dobrać kozaki, rajstopy właśnie i jakiś sweter i nie czuję się taka obnażona jak latem ;). No i latem należałoby mieć ładne nogi - gładkie, opalone etc - mam z tym problem ;). Pozdrawiam!

      Usuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).