wtorek, 2 kwietnia 2013

Bocian wielkanocny

Święta Wielkanocne za nami. Nie były to dla mnie Święta szczególnie udane, ale przynajmniej - zgodnie z moim życzeniem - spokojne. Chwilami aż zanadto. Wiało nudą, milczeniem, nieobecnością i chłodnym wiatrem. Zacinało śniegiem. Raz po raz podwórko napełniało się świeżą warstwą białego, mokrego i ciężkiego paskudztwa. Dzieciaki miały frajdę bo mogły odśnieżać taras i podwórko bez końca. Dorośli na taki stan rzeczy przyzwoicie złorzeczyli i zakutani w kaptury przemykali po obejściu jak szpiedzy z krainy deszczowców. 

Cóż tam jednak człowiek. Ma ogrzewany dom, ciepłe buty i jadło na stole. Poradzi sobie. Nie bieda mu.

Ale już taki... Bocian, proszę Państwa...

Bo bocian jak w zegarku - 26 marca wybił i oto Bocian przybył.

Wrócił "do domu". Wróciły - jak zawsze we dwoje. Ona i On.

A w domu - niestety - chłód, głód i ubóstwo.

Serce się kraje patrząc na te biedne stworzenia stojące na swoich cienkich nogach w gnieździe wysłanym zimnym śniegiem - skulone, mokre, zdezorientowane i smutne. Nie klekocą, nie noszą gałązek, kępek siana czy trawy "pod jajka", nie szybują radośnie nad podwórkiem. Znikają gdzieś na cały dzień by wieczorem powrócić i czekać na lepsze czasy. 

Nie masz litości Naturo. Nie masz nad człowiekiem - to się rozumie, nie masz nad Bocianem - tego zrozumieć się nie da. 

Konsylium żeńskie - ja, mama i Bet - jednogłośnie podjęło więc uchwałę o udzieleniu Bocianom pomocy żywieniowej. Wszak wszelkie żaby, gryzonie i owady pod lodem i śniegiem jeszcze. A Bocian ni trawką ni listkiem się nie pożywi - pomijając już fakt, że ani trawki ani listka ni widu ni słychu. Bocian - ptak łagodny i człowiekowi przyjazny, ale jednak drapieżny w swej naturze. Mięsem się karmi. Pszenicy mu Panie nie posypiesz ni kartoflem dzioba nie zatkasz. Owszem, przypuszczam, że w sytuacji kryzysowej - jaką zresztą właśnie mamy - i ziarnem by nie pogardził, ale szkopuł w tym - jak mu je pod nos (ups, dziób) podsunąć... Bo Bocian nie zwykł do dokarmiania ni podżerania kurom z kurnika. Jest on co prawda ptakiem przy-podwórkowym, jednak zdecydowanie innego gatunku i charakteru niż taki na przykład wróbelek - ptaszek stricte podwórkowy. Nie sikorka ci też on, że na słoninkę na gałązce zaleci jak na kawkę na pobliskie drzewko. Wszędzie ja bociana widziałam, ale żeby na gałęzi siedział - to nigdy. 

Kupiłam zatem w Wielką Sobotę 2 korpusy z kurczaka i pół kilo kaszanki. Najpierw poświęciłam koszyk z pokarmem dla ludzi a potem czym prędzej o Bociany do marketu zadbać. Wyczytałam w internecie przez telefon, że Bocian to z kostkami, chrząstkami i sierścią sobie lubi... A i nie zdziwiłam się tym wielce, bo jakoś nie wyobrażam sobie, żeby Bocian żaby czy myszy na obiad filetował. Dziwnie mi w tym markecie było czyniąc takie marne zakupy, bo ludzie ostatnie szynki, kiełbasy i udźce indycze do koszy kładli a ja obrępały z koguta i podeschniętą kaszankę. No, ale cóż - misja wysokich lotów (i dosłownie i w przenośni) i skrępowanie trzeba było w kieszeni skrępować. 

W domu mama pokroiła na grube krążki kaszankę a ja "porąbałam" na drobne wspomniane obrępały - trochę mięska, trochę skórek, trochę kostek i trochę chrząstek. Encyklopedyczne menu - jak w mordę - co by nie rzec w dziób - strzelił. No ok, sierści nie było gdyż kurczę porządnie oskubane (co tym razem było jego wadą a nie zaletą ;-)) - ale przecież i tak jadło niemal wykwintne. 

Przygotować jednak to jadło - bułka z masłem. Dostarczyć potrzebującym - ot ćwiek prawdziwie zabity.

Wyjrzawszy przez okno widzę, że bocian na posterunku. Wołam więc Bet, przyodziewamy się stosownie - w kufajki i gumofilce (bo przecież JUŻ wiosna ;-))i wyruszamy dokonać dzieła. Mama zajmuje miejsce przy oknie i czyni obserwacje z wewnątrz. Gniazdo bocianie - na słupie energetycznym, na polu za ogrodową siatką. Niby blisko a jednak - jak się okazuje - całkiem daleko. Nie mam kuszy ni flinty co by żarcie wystrzelić wprost do gniazda więc zdaję się na swój rozpęd i zamach. Z ziemi - nie ma szans. Włażę na stertę drewna ułożonego pod siatką w gustowny stosik i celuję. Mama słupem w oknie, Bet na polu koło słupa - co by w razie czego ratować upadającą kaszankę i na nowo podawać mi ją do celu. Z Beatą jej pies - szczwany lisek. Co upadnie a Bet nie zdąży - wiadomo... Przybieram się do rzutu jak dyskobol. Nie wiem czy od dołu lepiej czy zza siebie wystrzelić tę pokarmową racę... Pierwszy rzut - chybiony sromotnie - trzy metry od słupa. Beata nie zdążyła, Kundel i owszem. Cholera - druty z prądem wiszą mi na drodze do celu. To przez nie chybiam raz po raz - tłumaczę Beacie, która niemal już się zagrzebała w śniegu ze śmiechu. Niestety, ani razu nie byłam nawet bliska sukcesu... Mama udziela instrukcji z okna - "zawiń to mięso w gazetę, zrób kulę i wtedy". Robię co mi się radzi i wywalam w niebo rakietę z gazety, kaszanki, chrzęści i skór. A rakieta... obleciała gniazdo dookoła i wystrzeliła jak fajerwerek rozsypując swą zawartość po polu...  

Leon Sokole Oko nie podołał wyzwaniu. Wysoko kurde mol, nie ma co. Bocian - rzecz oczywista - zwinął się z gniazda jak tylko rozpoczęłam swoją akcję - nie dziwota - nawet ptak nie lubi być obrzucany mięsem, prawda? 

Zlazłam ze sterty drewna i spróbowałam jeszcze rzutu z podłoża, ale ten był już śmiesznością nad śmiesznościami. To jakby z pestki z dyni strzelać do słonia...

Nie udało się dokarmić Bociana. Co zdążył - pozjadał Kundelek a czego nie zdążył - zdążyły za jakiś czas kruki. No, może to były wrony, ale jeden z osobników był tak wielki i miał tak pokaźny dziób, że mnie - kruczafiks - zastanowił co do swego gatunku. 

Zagadka. Skąd te ptaszyska wiedziały, że pod bocianim gniazdem, na polu w połaciach śniegu leży poszatkowana  kaszanka i strzępy z koguta? Skąd one wiedziały, że ja coś po tym polu rozrzucam i że to coś jest do zjedzenia? No przecież ptaki nie mają węchu i raczej nie zwabiła ich woń krwistej kurczęciny czy też równie krwistej kaszany? A czy równie szybko lub w ogóle nadleciałyby na zwiad gdybym rzucała kamienie - zakładając, że siedziały na odległych drzewach i bacznie śledziły moje wyrzutowe zmagania? 

Tak czy siak - zamiast Bocianów nakarmiłam właśnie kruki i wrony. Bocian to jednak zbyt dostojny i honorowy osobnik jest - nie zniżył się do poziomu pospólstwa i nie skorzystał z okazji. Wieczorem wrócił do gniazda, stanął w nim lekko skulony lecz hardy i nadal czeka na... wiosnę.

A wiosny jak nie było tak nie ma. Jeszcze nie. Podobno do pół kwietnia ma padać śnieg i mrozić mróz. 

Czy nasze Bociany przeżyją? Czy doczekają? 

Czy my doczekamy radosnego klekotu a za jakiś czas małych główek wyzierających z gniazda? 

Bociany to jedne z moich ulubionych ptaków. Pisałam o nich nie raz, nie dwa. Są szczególne dlatego, że tak mocno "związują się" z człowiekiem i potrafią żyć tylko w jego sąsiedztwie. A skoro one tak ku człowiekowi - to i człowiek ku nim wyszedł tej Wielkanocy. Bo sam to sobie świątecznie i babę trzepnął i klopsa uklepał i bigosu ubigosił, więc jak tak mógł na bociana co o pustym dziobie cierpi na wysokości nie spojrzeć, hę?

Że się człowiekowi nie udało, bo cela ma lipnego i zamach nietęgi - no cóż... Przecież starania poczynił na miarę i chęci gorące miał bardzo. No, chyba żeby człowiek dźwig jaki sprowadził czy balonem podleciał, tudzież na trampolinie podbryknął? Ale ni dźwiga na podorędziu ni balona ni trampoliny tymbardziej. Ach! Cóż poza żalem człowiekowi pozostaje? I nadzieją, że Natura się złamie?

Naturo, litości! Na człowieka nie zważaj, że mu do wiosny tęskno, bo może człek to i słusznie sobie nie zasłużył. Ale Bociana ocal! Bo to brat taki nasz najmniejszy (choć rosły niezgorsza ;-)) a ty mu miast łąk zieleniejacych i bagien rozmarzających to w gniazdo pierzyny ze śniegu kładziesz, łąki i pola nie umajone a zabielone dajesz a na stawach miast wyzierających żabich oczu tafle lodu rozściełasz. 

Opamietaj się! Bociany być muszą, bo jak one wyginą to i człowiek sobie nie pożyje, oj nie!

Tak. Wielkanoc 2013 upłynęła mi pod znakiem Bociana. Nie było bowiem ani wielkanocnego zająca ani kurczaka. 

PS. Leon to moje drugie imię ;-). Bet NIGDY mnie inaczej nie nazywa. A jak przyjdzie już coś do oczu to z indiańska (nie indyjska) jestem właśnie Leon Sokole Oko. ;). 

No to do wiosny Kochani. Trzymajcie kciuki (dzioby) za Bociany!

11 komentarzy:

  1. Słyszałam, że powinno się boćkom zrobić schronienie w postaci niedużej wiaty a na ziemi położyć tam słomę i siano.Co do dokarmiania to polecają kurczaki, ale nie pouczyli jak im je podać. Przecież jeśli zostawi się je blisko gniazda na ziemi, to padnie ono łupem gawronów, wron , kawek czy srok lub psów.A jakoś nie widzę metody by umieścić jedzenie na jakiejś platformie i umieścić ją w pobliżu gniazda. Taka paskudna pogoda ma potrwać jeszcze 2 tygodnie i być może, że bociany odlecą, bo jest im jednak tu za chłodno i za głodno. Pomyślałam sobie, że w tym chronieniu boćków to powinna pomagać Ochotnicza Straż Pożarna , bo mają wszak drabiny wysokie.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anabell, miła - wiata, słoma... Cholera - no tam w mojej wsi to może i by można było tak zrobić, ale kto by to mógł? Konsylium żeńskie samo nie poradzi a męskie ciężko zmobilizować. Mama podpytywała ojca o traktor z turem (tur to taka szufla na wysięgniku) ale ojciec nie dość, że "niemy" to jeszcze podobno ten akurat ciągnik ma problem z paleniem. No cholerka! Straż - kurcze, no może??? Oni zakładali nam wszak obręcz na gniazdo :).

      Usuń
  2. Ściskam Cię serdecznie za te proby dokarmiania boćków!!!!!!!!!!!
    Jesteś wielka!:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miśku - to dla mnie ważna misja :). Jak mi ICH żal! Pieprzona zima daje kopy nam ludziom ale my damy radę a One głodują! No... ja może sercem do nich wielka jestem ale żeby trafić w gniazdo to ze swoimi 162 cm nie poradzę.... ;)

      Usuń
  3. Zwierzaki ogólnie biedne tej wiosny. Pojawiły się już kocięta w okolicy, społeczność dzikie osobniki stara się uchronić od śmierci niechybnej kąski smaczne podrzucając. Ale wszystko to marność. Kot jak kot- co mu dasz to zeżre, szczególnie taki biduś bez dachu nad głową, bo tym domowym to się w dupach przewraca, paniska jedne, kurza morda. Ale Bocian taki, tego to szkoda. I normalnie serce pęka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tiru, Kochana - jest mi niezmiernie miło, że odezwałaś się i wniosłaś głos odnośnie zwierząt. Koty domowe co im się w dupach przewala to wina ludzi... A może nie wina. Zasługa? Bocianowi tak ciężko pomóc, kuuuurde mol! Kurza morda - o! To lubię!

      Usuń
  4. Zeby tylko doczekaly wiosny...Musza doczekac!!!
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Judith - no MUSZĄ!!! Jak to będzie tam w P. jak ich nie będzie???

      Serdeczności!

      Usuń
  5. A ja czytając tytuł pomyślałam, że rodzina się powiększy :)


    Dobre masz serduszko. Wierzę że bocki do wiosny wytewaja!!!
    Oby do ... wiosny! Choć już straciłam nadzieję że przyjdzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kresko! Wiosna przyjdzie! Idzie! Rodzina się na razie nie powiększy, bo choć starszy synek męczy mnie o siostrę to kurde mol Tata do czerwca w Indiach a ja już za sytara na więcej he he ;).

      PS. Niedola zawsze mnie boli - zwierząt i dzieci zwłaszcza...

      Usuń
  6. miałaś bądź co bądź dobre chęci i do tego nie dwa bociany, a całe stado innych stworków wykarmiłaś ;)
    zaglądam i zaglądam, bo jakimś"gdybym..." poszczułaś, a tu nic, temat - widmo, choć zapowiadał się podobnie do ego, co sama miałam kiedyś napisać ;)

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).