Moja Mama przerwała okres oczekiwania moich dzieci na ojca. Nie zdążył na pogrzeb, ale zjawił się nad jej grobem jeszcze tego samego dnia, w którym ją w nim złożyliśmy. Jako jedyny kupił jej żywe kwiaty w doniczce... Jestem pewna, że się ucieszyła.
Nie było mu łatwo zorganizować się i przylecieć na czas. Kiedy przekazałam mu tę przykrą wiadomość, właśnie siedział w samolocie do Gujaratu czyli stanu na przeciwległym od Kalkuty krańcu Indii. Mimo wszystko udało mu się przybyć do nas na tydzień. Mama zadbała z góry, by i bilet jeszcze się znalazł i jego cena nie powaliła na kolana... Jej anielskie rządy rozpoczęły się bowiem od razu, kiedy tylko dostała anielski mandat. Jakkolwiek Em nie był przy mnie w najgorszych momentach - a było ich 4... jego obecność nie pozostała bez znaczenia.
Chłopcy nie posiadali się z radości a ja uwolniłam się na trochę od ich ciężaru - zwłaszcza ciężaru Maksymalnego, który jest jak mój ogon, jak moja guma od majtek i jak moja druga skóra. Bywa, że chodzi swoimi drogami i daje mi chwile oddechu, ale najczęściej wiesza się na mnie jak szmata na kiju i nie odpuszcza. Kocha i dokucza zarazem. O ile na co dzień jestem do tego przywykła i radzę z tym sobie - o tyle w TE dni popadałam w kryzysy zaradności. Nie oddaliśmy Mamy do kaplicy przy zakładzie pogrzebowym. Starym, tradycyjnym zwyczajem - ostatnie chwile na ziemi spędziła więc w domu, co oznaczało również tyle, że dom ten należało ku temu przygotować. Należało zresztą przygotować i zorganizować tak wiele, że dziś zastanawiam się jak to możliwe, że wszystkiemu podołaliśmy. O pogrzebie napiszę jednak innym razem. W każdym bądź razie Mama na pewno była dumna ze swojej piątki - za jej niezwykłą solidarność i wzajemne wsparcie. Jak to dobrze, że jest nas aż cała dłoń...
Nie powiedziałam chłopakom o niespodziewanej wizycie taty. Pojechałam po niego na dworzec PKS do Łomży, dokąd przytarabanił się autobusem z Warszawy. Pięć miesięcy rozłąki wydaje się dużo, ale kiedy znajoma postać wytoczyła się ze starego pojazdu - odniosłam wrażenie jakby wyjechała wczoraj i dzisiaj wróciła. Postać zupełnie się nie zmieniła - nie przytyła, nie schudła, nie zapuściła brody, nie nabrała indyjskiego akcentu w angielskiej mowie i nie straciła swojego poczucia humoru (co chwilami należało by podkreślić słowem NIESTETY - bo przecież to nie były dni "do śmiechu").
Kiedy wjechaliśmy na pastorczykowskie podwórko - dzieciaki ganiały za kuzynem pomykającym na quadzie, ale kiedy zorientowały się, że oto mama przywiozła im ojca - w try-mi-ga zawisły na jego szyi. Aleksander na chwilkę, bo jednak... młody kuzyn i jego quad w tym czasie fascynował go bardziej a Maksymalny na... cały ojcowski pobyt w Polsce. Dwa dni spędziliśmy w Pastorczyku a dwa w Grajewie. Wczoraj rano Em wyjechał już do Warszawy a dziś skoro świt jego ulubione air-lines Lufthansa zabrały go na powrót do Kalkuty. Wróci do nas już pod koniec lipca.
Tata, jak to tata - nie przybył do rodziny z pustymi rękoma. Chłopaki zostały obdarowane kolorowymi T-shirtami, filmami na dvd, blaszanymi piórnikami z wyposażeniem, czerwonymi samochodzikami i hitem wszechświata - strojami Spidermana. Maksimus nie ma jeszcze dostatecznej wiedzy na temat bohaterów i herosów młodzieżowych, stąd emocjonuje się ubrankiem jedynie dlatego, że emocjonuje się nim jego starszy brat, który to właśnie jest na etapie fascynacji rozmaitymi postaciami z bajek i opowieści. Strój spidermana oba kmiotki noszą od świtu do nocy...
Tata okazał gest również dla mamy (tzn. mnie). Zadobył bowiem dla niej tradycyjny pendżabski kostium ślubny, w skład którego wchodzą spodnie, sukienka (tunika?), szal, buty i bransoletki w ilości pokrywającej rękę od nadgarstka do łokcia... Nie, nie mamy w planach trzeciego ślubu, ale mama Em i jego siostry koniecznie chcą mnie w takim stroju zobaczyć. Hmmm, do zdjęcia mogę się w niego przyodziać, ale wyjść na grajewską ulicę? Byłoby ciekawie, nie wątpię, ale ja chyba nie chcę tej ciekawości wzbudzać... Szwagierki obdarowały mnie też innymi strojami na indyjską modłę, które akurat są już nadatne do wyjścia poza próg mieszkania, więc kiedyś na pewno się w nie ustroję. Kiedyś. Nie teraz. Stroje są bowiem cudownie barwne, a ja teraz - wiadomo - trzymam się czerni i innych stonowanych kolorów.
Żałoba po Mamie wzmaga się w sercu właśnie w takich momentach - kiedy chłopcy entuzjastycznie cieszą się z prezentów i nie mogą pochwalić się nimi Babci... Sama też chciałabym pokazać się jej w ubraniach, które dostałam... Chyba z żadną inną osobą nie lubiłam się tak dzielić życiem chłopaków i wiadomościami z Indii od Em. Bo Mamę to wszystko zawsze szczerze interesowało...
Maja teściowa rozmawiała ze mną po śmierci Mamy 2 razy. Em mówił, że rozpaczała i żałowała Mamy okrutnie, bo miała nadzieję poznać ją kiedyś osobiście. Przedwczoraj rozmawiałam przez Skype'a z obojgiem Teściów - ciepli i serdeczni ludzie, choć Em twierdzi, że ma z nimi w domu urwanie głowy.
Teraz już, czas do kolejnego przylotu męża minie nam szybciej. Co tam czekać miesiąc jak przeczekało się 5, prawda?
Dziś ostatni dzień Aleksandra w przedszkolu. Na wakacje - wiadomo - do Pastorczyka. Dzisiaj jedziemy tam wszyscy i on zostanie na dłużej. Babcia planowała, że w tym roku osobiście się nim zajmie... I wierzę, że się zajmie... Z góry. Stamtąd przecież też trzeba opieki. I teraz mamy ją tam po prostu zagwarantowaną...
Dziś ostatni dzień Aleksandra w przedszkolu. Na wakacje - wiadomo - do Pastorczyka. Dzisiaj jedziemy tam wszyscy i on zostanie na dłużej. Babcia planowała, że w tym roku osobiście się nim zajmie... I wierzę, że się zajmie... Z góry. Stamtąd przecież też trzeba opieki. I teraz mamy ją tam po prostu zagwarantowaną...