piątek, 7 czerwca 2013

O mamie, teściach i Akademii Marynarki Wojennej ;-)

Mama utrzymuje się na tzw. poziomie zero. Niby lepiej a jednak szału ni ma. Mówi, że czuje się kiepsko, wygląda dość marnie i nijak nam wiedzieć, kiedy opuści szpitalne podwoje. Wczoraj byłam u niej z Olusiem. Wnuczkowa postać podziałała na nią korzystnie, ale wydaje mi się, że NAJ (gorzej) działa na nią leżakowanie i porównywanie się z innymi pacjentami a zwłaszcza postrzeganie samej siebie wśród nich za najbardziej ciężki przypadek... Medycy każą jej jak najwięcej chodzić, ale ona się żali, że nie może. Well, powrót do zdrowia często wymaga pracy i wysiłku a Mamie jakby ciut dobrej woli brakło... Z drugiej strony - nigdy nie była hipochondryczką, więc na pewno nie udaje złego samopoczucia. Może po prostu potrzebuje więcej czasu, by dojść do siebie... Niektórym poprawia się po centymetrze, innym po mikromilimetrze...

Wczoraj wieczorem spotkaliśmy się też z indyjską częścią rodziny. Via monitor i na krótko, ale jednak. U nas było pomiędzy 21 a 22. U nich było już "jutro" a zatem Rodzice pogrążeni już byli we śnie. Em, który w Polsce chodził spać z kurami (ale też z nimi wstawał), w Kalkucie markuje do późnych godzin nocnych. O 23, na ten przykład, chodzi sobie na rower... Wczoraj, pomimo głębokiej nocy - Rodzice podnieśli się jednak ze snu i przyczłapali w piżamkach przed komputer, co by choć na chwilę zobaczyć chłopaków (ok, mnie po trosze pewnie też, ale siebie tu nie gloryfikuję ;-)). Dadi jak zwykle nie posiadała się ze szczęścia - zwłaszcza kiedy Maksymalny słał całuski, dawał buzi w monitor i machał z radością łapkami. Aleksander - jak zwykle był bardziej zachowawczy, nieco onieśmielony i na dodatek senny. Co prawda pouśmiechał się lekko do wszystkich i dał Sat Sri Akal (w wolnej wymowie sastikal ;-)) czyli poczynił owo słynne indyjskie pozdrowienie ze złożonymi dłońmi i lekkim pokłonem głowy, za co otrzymał od dziadków gromkie brawa, ale nie miał ochoty na dłuższe spoufalanie się ze swoją wschodnioazjatycką stroną pochodzenia. W zasadzie to zasnął na pniu zanim jeszcze rozłączyłam rozmowę. Szanowny Teść prosił pozdrowić moją mamę i przekazać jej, że on po swojej sercowej operacji ma się już całkiem dobrze i ją również czeka rychła poprawa. Przy najbliższej okazji, kiedy mama będzie już w domu - ma się jej zaprezentować przez Skype'a osobiście - jako dowód. Ha ha, już to widzę ;). 

I jeszcze o jednym. Uwaga - będzie wesoło.

Dzwoni sobie dziś moja komórka. No dzwoni, w końcu to telefon. Ma prawo, nie? Łypię na ekran. Nikt z zapisanych w kontaktach. Ale numer jakiś taki w miarę normalny, 9 cyfr, wygląda na to, że z Orendża. Odebrać, nie odebrać... Bo nieznane często jednak olewam. A, odbiorę - myślę sobie. Najwyżej spuszczę kogoś po linie.

No i odebrałam. Szybki choć wyraźny, zdecydowany potok słów. Mężczyzna. Za oknem rzężą ładujące się na dziedzińcu firmowym tiry i warczą kosiarki do trawy. Za plecami przygrywa radio. 3 osoby w biurze rozmawiają ze sobą nawzajem i z innymi przez telefony. Potworny jazgot i harmider. Nic więc dziwnego, że umyka mi nazwisko mojego rozmówcy. Bo na pewno się przedstawił. Po chwili rozpoznaję głos. Choć słyszę go bardzo rzadko to jednak jest tak niepowtarzalny, że trudno pomylić go z innym. Mój wujaszek z Gdyni - komandor, doktor habilitowany inżynier Jerzy K. Kiedyś, kiedyś czynny na morzu oficer, od dość dawna wykładowca i pracownik naukowy Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni właśnie. A co, pochwalę się ;-)! Tym samym dodam, że mój najmłodszy brat poszedł w jego ślady - aczkolwiek pracą naukową na razie się nie zajmuje a po ukończeniu Akademii "służy" na łodzi podwodnej. Submarino LOL.

Wracając jednak do telefonu. Zanim zdążyłam zorientować się, że ten Pan to mój wuj - dowiedziałam się, że stoję przed... obroną pracy magisterskiej, którą... wszak obroniłam już kilkanaście lat temu!!!

Mniej więcej wyglądało to tak: "Dzwonię do Pani, żeby ustalić termin obrony pracy magisterskiej. Praca została zaakceptowana, sprawdzona pod względem plagiatu itp, itd. Proszę wybrać sobie termin obrony - od 17 czerwca do 31 lipca. Kiedy pani woli? Wcześniej czy później? Cholera - myślę sobie - wuj mnie wkręca. Bardzo rzadko się widujemy, ale wiem że ma poczucie humoru. Czy jednak aż tak? No, ale jak inaczej mam to rozumieć??? W całym tym rozgardiaszu obok mnie, zakłopotanym i głupkowato śmiejącym się głosem mówię, że.... no wolę wcześniej... "Ok, potwierdza wujek - w takim razie proszę sobie zanotować 26 czerwca. Pasuje? No pasuje, jak najbardziej - odpowiadam z nadzieją, że wujek w końcu powie - prima aprilis albo coś w ten deseń. Ale on nie. Nadal - zdecydowanie, płynnie tak, że trudno wbić się w słowo (w końcu dowódca wojskowy...) "jedzie" do mnie z tą obroną. Już nie wiem czy mu przerwać czy czekać końca i efektu? No i... czekam. Nadal liczę na prima aprilis. "Wie Pani jak wygląda taka obrona?" Ehem, ehem, no nie bardzo... mówię z jeszcze bardziej głupkowatym śmiechem w głosie, choć przecież wiem, bo dawno to dawno, ale przeszłam taką na własnej osobie. Cholera, myślę. Ale komandor Jerzy K. jak torpeda brnie w sprawę dalej. "To proste. Przychodzi pani z dowodem... i tu pada cały instruktaż. Padły też między innymi słowa Port w Gdyni... A na koniec "Czy może ma pani jakieś pytania pani Weroniko?". No i wtedy już wiedziałam, że to raczej nie jaja a sprawa poważnej wagi. "No nie, nie mam" odrzekłam i rozbawiona i zdezorientowana zarazem. "No to dziękuję, żegnam, do zobaczenia, na razie". "Na razie..." ledwo zdążyłam odburknąć, bo wujcio się rozłączył. 

No i co wy na to?

26 czerwca bronię się z pracy na temat Portu w Gdyni na Akademii Marynarki Wojennej! Czujecie??? No, żesz kur** - jak ja się wyrobię? I kiedy ja tą pracę w ogóle pisałam, że nic z niej nie pamiętam? Mało tego! Bronię się przed własnym wujem!!! Jak obleję - wstyd na cały ród! A obleję niechybnie...

Po zakończeniu rozmowy siedziałam kilka minut nieruchomo a potem zajęłam się swoimi paznokciami - czyli wiadomo - trochę ich ubyło... 

I co? Można się za kogoś umówić na obronę? Bez wiedzy głównej zainteresowanej strony? Kto później miałby mieć do kogoś pretensje? Wuj do swej studentki, wuj do mnie, studentka do wuja, czy studentka do mnie?  Wujcio był pewny, że załatwił sprawę z właściwą osobą a ja byłam przekonana, że on mnie wrabia! Studentka gdzieś na uboczu nie wie, że załatwiliśmy sprawę jej obrony bez jej absolutnej wiedzy LOL. 

Wysłałam smsa do Wuja, żeby zadzwonił do Weroniki raz jeszcze, bo mu na bank na tę obronę nie przyjdzie. Wprawdzie niby wszystko z nią uzgodnił, ale przecież ona o tym nie wie. Wieczorem do Jerzego zadzwonię ;). 

Co w tym wszystkim jednak najciekawsze? 

Wuj nigdy do mnie nie dzwonił. Nawet nie wiedziałam, że ma mój numer. 
Ale. 
Mniej więcej tydzień temu skontaktowałam się z jego synem na Naszej Klasie. Pogadaliśmy, wymieniliśmy telefony. Potem na Fejsie odnalazłam syna tego syna czyli wnuka wujka. I też sobie pogadaliśmy. Wuj przez owego wnuka poprosił o mojego maila i wysłał mi swoje "Wspomnienia" - taką historię swojego życia napisaną z myślą o wnukach. "Korzenie" wuja pochodzą z Pastorczyka, więc postanowił podzielić się tą sympatyczną opowieścią również ze mną. Jak dotąd nie miałam czasu tego przeczytać, ale dziś rano w pracy coś mnie tknęło i postanowiłam do tego zajrzeć. Skupiłam się głównie na drugim rozdziale wujkowej (powinno być w zasadzie stryjowej) rozprawy o własnym życiu - tej traktującej już o czasach gdyńskich i jego zawodowej karierze. Niezwykle ciekawe życie - nam mało znane, bo wuj z rodzicami wyjechał na Pomorze jakoś tak w latach 60-tych. Wiele lat nie utrzymywaliśmy kontaktu (a szkoda!), ale od około 15 lat jesteśmy w dość serdecznych stosunkach. 
Jakoś pół godziny po zamknięciu maila z wujkowymi wspomnieniami - zadzwonił... I co? Nie ma w życiu magii? Nie można człowieka ściągnąć myślami? 
I to by było na tyle. Tradycyjnie wybywam dziś z chłopcami na Pastorczyk. Czeka mnie m.in. wielka rozprawa z chwastami w ogrodzie... I inne zajęcia. Życzę Wam miłego weekendu!

29 komentarzy:

  1. Miałam coś napisać, aloe tylko się pośmiałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Lucy. Śmiech zawsze służy he he.

      Usuń
    2. A tak poważnie, Ty zakręcona jesteś genetycznie, jak mniemam :)

      Usuń
    3. Całkiem możliwe Lucy, he he. Ale czy masz na myśli zakręcenie że zamotanie czy zakręcenie, że uwikłanie w geny z innych powodów ;-) ?

      Usuń
  2. Ja po prostu odpadłam :D całe szczeście, ze dałaś znać, ze nie jesteś Weroniką, wyobrażam sobie jej zimy pot kiedy by się dowiedziała, ze przegapiła własną obrone. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj bardziejBlue :). Dałam znać, dałam... ;). Żal by było by Weronika Portu w Gdyni nie obroniła ;).

      Usuń
  3. Weronika mogłaby dostać zawału jakby się dowiedziała, że nie stawiła się na obronę:)
    Amisho dużo zdrowia dla mamy, będzie dobrze, ale trzeba czasu i odpoczynku. Fajnie, że może na Ciebie liczyć, a Ty jesteś dzielna, bo praca, dzieci i dwa domy to niebagatelny wyczyn, trzymam kciuki i pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zółwinko droga, dzięki jak zawsze za miłe, pokrzepiające słowa. Mam zachrzan i zamęt wszelaki ostatnimi czasy - więc już sama sobie się nie dziwię, że umówiłam się na obronę 15 lat po swojej, z innej dziedziny i na innej uczelni ha ha ha.

      Usuń
  4. Droga Amisho.

    Jesteś Szczęściarą, ponieważ Twoi teściowie mieszkają 'za siedmioma górami, za siedmioma rzekami".

    Zabawna historia, jaka Cię spotkała za sprawą pomyłki wuja - naukowca. Oni tak mają - są zaganiani, zakręceni. Myślę, że ten epizod stanie się rodzinną anegdotą, opowiadaną przy stole podczas rodzinnych uroczystości.

    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edwardzie - pewnie jestem, bo jakby mieszkali tutaj to musiałabym o dwie pary rodziców się troszczyć ha ha. Swoją drogą - liczę, że ich jeszcze spotkam - mają po 67,62 lata a Hindusi długowieczni - więc wiesz ;). Oczywiście nie ukrywam, że chcę ich poznać i mam szczęście, że póki co chcę a nie złorzeczę na teściową jak pokaźna ilość polskich (i nie tylko) kobiet.

      Wujcio naukowiec jak widać podszedł do sprawy... z marszu, nie przewidział pomyłki (jak to dobry dowódca ;-)) i ... doszło do zabawnej sytuacji. Wolę jednak takie pomyłki niż inne.

      Ahoj - po marynarsku ;-).

      Usuń
  5. uch, jak ja lubię facetów w mundurach :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Amishko vel Weroniko ;) widać to u Was rodzinne :))
    Taki pęd w życiu (bo pewnie wujek też w miejscu nie siedzi ;))

    Fajnie, że z Mamą już lepiej. Niedługo będzie pewnie tak, jak Szanowny Teść rzecze :)
    A olu jaki cwaniak, wie jak sobie zaskarbić dziadków, gadać nie musiał, wystarczy że odpowiedni się pożegnał :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie. Wujek już na emeryturce, ale nadal działa. Niedawno zmarła mu po ciężkich i długich chorobach ukochana żona (super małżeństwo!), więc chyba jeszcze mocniej wdał się w pracę.

      Mama zaś nadal w szpitalu. Niby ok ale serce szaleje i non stop walą jej kroplówki... A ja latam do P. i do B. jak głupek. Dzieci nie widuję po całym dniu i mam tyle roboty, że nie wiem za co się złapać.

      Olu jest zaś nieśmiały wobec dziadków z Indii (normalka, bo ich nie zna a jedynie z ekranu od czasu do czasu). Mały jeszcze naiwny i łatwowierny więc do wszystkich michę szczerzy ;).

      Usuń
  7. Niezła historia. Ciekawe, czy się w końcu dodzwonił do właściwej Weroniki... :D
    A co do mamy: może faktycznie potrzebuje czasu, by dojść do siebie. Nie każdy organizm się szybko regeneruje...

    Pozdrawiam serdecznie,
    Sol/Monique

    PS. W wolnym czasie zapraszam do mnie na KONKURS! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodzwonił :). Wszczęłam alarm, he he ;). Mamę zaś czeka długa rekonwalescencja.

      Zerknę do konkursu. Dzięki!!!

      Usuń
  8. Amishko, trzymam kciuki, aby nie opuściła Cię siła, którą w sobie nosisz, a która jest Ci obecnie niezmiernie potrzebna do normalnego funkcjonowania, które normalne nie jest bo jest kieratem... A w ten jak się już wpadnie to po wyjściu z niego można się nieźle rozchorować. Masz moc jak mało kto... Spięłaś pośladki konkretnie i jedziesz jak czołg, do przodu, do celu. Pomagasz, robisz za innych... Chylę przed Tobą czoła. Jesteś cudowną mamą, córką i żoną.
    To tyle w temacie.
    :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Sun... tak mi napisałaś, że aż się wzruszyłam. Moc mam, bo jak Bóg daje krzyż to i siły na niego. Poza tym - może nie jest tak źle... Ciężko, ale się kręci. Pomaganie i robienie za innych mam we krwi (przeznaczenie karmicznej 6-stki...) i jest to dla mnie dość naturalne ale nie ukrywam, że czasem potwornie męczące i dobijające. Czoła zaś przede mną chylić nie musisz, bo przed Tobą też należy :).

      Usuń
  9. Jaki ten świat mały- Akademia Marynarki Wojennej- moja Alma Mater ;-) Chociaż w kwestii ustalenie terminu musiałam się sama sporo nachodzić :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz jak miło! Gdybyś zdawała u mojego wuja - "załatwiłabym" Ci termin bez chodzenia ha ha ;).

      Usuń
  10. Amisha....przyszłam żeby Cię mocno ukochać....;******......

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowna historia z tą telefoniczną pomyłką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło Cię widzieć Marto. No tak, przyznaję, takie przygody nieczęsto ;).

      Usuń
  12. Trochę się pogmatwałam w tej historii,ale suma sumarum, faktycznie śmieszna potyczka ;)
    A szkoda, mogłabyś mieć 2 magistry! ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mono, sama się w tym zamotałam, ale było zabawnie, naprawdę! Co do magistrów - jeden mi wystarczy. Jak coś to doktorat na dodatek he he ;).

      Usuń
  13. Amisha ja się poryczałam dziś przez Ciebie Kobieto...i Ty pozwalasz mi wierzyć w ludzi, w dobro, ze moze ludzkosc robi się do dupy ale ludzie są jeszcze na tym świecie Aniołami....Ty jestes WIELKA :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie płacz przeze mnie Magbill, oj nie, bo wolę być przyczynkiem uśmiechu :). A z tym światem - nie jest tak źle - generalnie robi się do dupy, fakt, ale i tak wierzę, że dobro zawsze zwycięża :). Ja zawsze mam wrażenie, że i tak robię za mało dla innych... ale wszystko jeszcze przede mną :).

      Usuń
  14. W pewnym momencie zaczęłam wątpić, że poinformujesz wujka/stryjka o pomyłce - przepraszam ;)

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).