środa, 24 lipca 2013

Melanż lipcowy

"Starszy Pan" (ale by się strząchnął za to określenie) jest już w Europie. Od tygodnia przebywa w Amsterdamie. Dziś wieczorem pakuje się w pociąg i przybija do głównego portu w kraju nad Wisłą. Zapowiedział, że po powrocie do domu będzie odsypiał swoje podróże przez całe dwa dni. Nie żałuję mu snu, ale jeżeli chce gdzieś (a chce ponoć bardzo i się domaga!) wyjechać ze mną i chłopakami choćby na jakieś marne 2 dni to, niestety, ma mieć oczy szeroko otwarte a nie pogrążone w spoczynku

A pojedziemy sobie do Mrągowa. O.

Mam tam rodzinę, bywałam razy wiele, bardzo lubię i mam ochotę. Nie jest daleko (ok. 80 km), miasteczko niezwykle urocze, okolice piękne, dom u Cioci przepastny. W nadchodzący weekend odbywa się dodatkowo coroczny Picnic Country a zatem miasto tętni życiem dziennym i nocnym, dookoła imprezy i atrakcje dla małych i dużych... Jeśli będzie upalnie (a ponoć ma być!) dzieciaki pochlapią się w jeziorze. 

Oluś wszak bez końca zapytuje mnie kiedy pojedziemy nad morze... Na myśli ma przy tym każdy większy akwen wodny, bo choć prawdziwe morze widział na własne oczka, to jednak dla tak małego człowieka nawet jezioro wydaje się na tyle duże, że śmiało można je nazywać morzem ;-). 

Kto był w Mrągowie? Ręka do góry. Podoba się?

Kto nie był? Get ready to gouuuuu! Na pewno nie był mój mąż. I dlatego chcę go tam zabrać. Po Indiach i Holandii tamten rejon Warmii i Mazur powinien mu dobrze zrobić. Co nie znaczy, że mu - by the way - dotychczas było niezwykle źle. 

A potem to już będą żniwa. Kosą ni sierpem żąć co prawda nie będę, ale być na posterunku muszę. Żniwa to wzmożony okres pracy. Ah... I jeszcze wiśnie... Obrodziły nie mniej niż ogórki i o ile szpaki wszystkich nie obeżrą, należałoby powekować jakieś kompoty czy konfitury. Szkoda by się dar boży do cna zmarnował. A wiecie ile jest w tym roku jabłek? Zwłaszcza papierówek? Mrowie. Miliony. Jedna na drugiej. Codziennie taczka, wiadra i wio pod drzewa (mamy 2 papierówki, jedną antonówkę i kilka mniejszych jabłoni o nieznanym gatunku ;-)). Świnie i bydło nie gardzą, więc nie można pozwolić, by wszystko zgniło pod drzewem. Prawda? Prawda.

I weź tu człowieku wyjedź na wakacje. NO WAY!

A ile jeszcze porządków tu i ówdzie... Ile rzeczy po Mamce trza uporządkować... Na razie nie zabieramy się za to zbyt ostro, bo dobrze jest widzieć ją jeszcze w tych jej rzeczach i jej własnym porządku tu i ówdzie. Ale jednak nie wszystko może zostać tak jak jest... Nie wszystko. A jednak jak najwięcej trzeba ocalić. I nie musimy się chyba zanadto starać. Z uśmiechem widzę, że każdy z naszej piątki JĄ znał, czuł, widział i zarejestrował w sobie do głębi dokładnie tak samo. 

Wakacje w P. ludne i gwarne. Przyjazdy, odjazdy i znów przyjazdy. Miele się. Dzieje się. Jest dobrze. W minioną niedzielę ochrzciliśmy naszą najmłodszą dziewczynkę. Annę. Anię. Ankę. Andźkę. Babcia ze strony Taty też była Anną. 

Po ceremonii w kościele cała ekipa pojechała na cmentarz a potem był obiad w restauracji. Następnie impreza przeniosła się i toczyła do wieczora w Pastorczyku. Moja Mama znała małą Anię zaledwie 42 dni. Pamiętam jak razem pojechałyśmy odwiedzić malutką w szpitalu po narodzinach. Potem widziała ją już chyba tylko 3 razy... Dziesiąta wnuczka Babci - w tym szósta dziewczynka. Nasza najmłodsza dzieciarnia nie będzie Jej pamiętała. Ale wierzę, że Ona ciągle je widzi i cieszy się nimi tam z góry. Bo jak inaczej? 

Czy pisałam, że te szkraby, które tylko umiały już utrzymać w ręku ołówek, narysowały Babci obrazki i włożyły do trumny? Babcia uwielbiała te nieporadne ale samodzielne i sercem malowane obrazki maluchów...

I jeszcze jedno Mamo!

Twoje dynie szaleją! Ogród piękny i obfity, ale one biją wszystko na łep na szyję. Pierwszy (i ostatni...) raz je zasiałaś. I oto Twoje plony ;-)!.


A tu moja wybujała bazylia i słoneczniki.


...i koprowisko ze słońcem w nasiennych wiechciach (zawsze miałaś rację - koper niekontrolowany albo oszczędzany z serca kiedy wschodzi tak Ci się potem rozrośnie, że poczujesz się jakbyś las zasadziła a nie ogród warzywny zasiała...)

26 komentarzy:

  1. Droga Asiu.

    Jak zawsze - piękny wpis.


    Kiedy przeczytałem o papierówkach i antonówkach, pociekła mi ślina. Dwa gatunki jabłek, które lubię ponieważ są kwaśno-słodkie. U nas jabłek jak na przysłowiowe lekarstwo.

    Wspomnienie o Twojej Mamie bardzo mnie wzruszyło.

    No cóż, życzę miłego wypoczynku i wielu wrażeń z pobytu w Mrągowie.:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edwardzie - papierówka i antonówka to jabłka "w odwrocie" - chociaż niektóre firmy produkujące soki i napoje mają do zaoferowania soki antonówkowe. Ciekawa jestem ile w nich antonówki, skoro takich jabłoni jak na lekarstwo ;). U nas ostała się jedna. Są to dobre jabłka, ale dość późne. Nadają się na przetwory i przechowywanie na zimę, ale taką dojrzałą na żółto i chrupiącą chętnie zjadam też "żywcem". Papierówka zaś to moje ulubione jabłko, choć sezonowe i nietrwałe. Mamy 2 takie jabłonki i w tym roku są wyjątkowo obsypane drobnym owocem.

      Mamę zaś wspominać będę tu często między wierszami... Wspomnienie o niej jest wciąż bardzo żywe.

      Do Mrągowa jedziemy tylko na weekend, ale dobre i to!

      Dziękuję za miłe słowa!

      Usuń
  2. Czytając twoje wpisy czuję się jakbym wróciła do lata dzieciństwa, naszej wioski, wakacji u babci. Wtedy było jakoś łatwiej, lepiej...:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Żółwinko, wieś - choć też bardzo się zmienia - to jednak dla mnie ciągle zupełnie inny świat niż w mieście (zwłaszcza dużym). Rządzą tu trochę inne prawa, prawdy i zasady. Mało kto pisze w sieci o wsi (przeważnie typowi wieśniacy nie mają na to czasu ani głowy do tego ;-) więc ja - o ile tylko mogę - chętnie wstawiam nasze wiejskie migawki. Chciałabym ocalić ten świat choćby w małych okruszkach, bo on jednak trochę zanika a jak napisałam wyżej - mało kto chce i może utrwalać go na blogowisku :).

      Usuń
  3. Ty i twoje dzieci to najlepsze plony twojej mamy, nie zapominaj o tym ;)
    Miele się, dzieje się, oj tak. Ściskam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święte słowa napisałaś... dziękuję i równie serdecznie ściskam w odwecie!

      Usuń
  4. Miłego pobytu w Mrągowie! Uwielbiam papierówki, choć na przetwory to się nie nadają. Dynie rzeczywiście piękne. A koper - jakoś
    kosmicznie się rozrósł. Czeka Cię pewnie sporo pracy przy przetwórstwie tych wszystkich owoców i warzyw, ale potem, zimą, to tak miło otworzyć słoik z dżemem lub konfiturą, lub ze złocistą dynią w słodko-kwaśnej zalewie.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie Anabell, jak napisałam w odpowiedzi na komentarz Edwarda - papierówki to sezonowe i nietrwałe jabłuszko, ale też moje ulubione. Powiem Ci jednak, że robiłam z nich "szybką" marmoladkę i jest pyszna. Obierasz (albo i nie - jak ładna skórka), kroisz i gotujesz z cukrem. Na chleb z masełkiem (czy bez) albo placki (typowe z mąki lub drożdżaki) - jak znalazł. To delikatniejsza marmolada niż np. z antonówki. O ile ktoś lubi dżem z jabłek. Aha - dodawałam też papierówki prosto z ogrodu do szarlotki.

      Koper u nas zawsze się rozbestwia. Sam się zasiewa. W tym roku zwłaszcza, bo jak wyrastał to nie miałam sumienia wyrywać a potem - proszę! Brat ściął już część tego koprowiska kosą ;).

      Tak, przetwórstwo u nas zawsze szło pełną parą... Zawsze pomagałam mamie, teraz głównie sama się tym zajmuję (no, siostra i bratowa jak mogą to też coś robią). Dyni nigdy nie mieliśmy i nie wiem co z nimi porobię... Rozdam rodzinie i znajomym, coś tam przetworzę a jak zostanie - świnki się ucieszą!

      Usuń
  5. Powialo... Miloscia...
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Judith zawsze widzi i czuje między wierszami :). Dziękuję !

      Usuń
  6. Ja się na jabłkach nie znam,ale obrodziły tego roku!Działkę mam zasypaną i pożytek z tego taki że poję się kilkoma litrami kompotu dziennie :)
    Mamusia wszystko z góry widzi,ogląda i podziwia :) Udanego wypadu,ja w Mrągowie nie byłam ale smak Mazur poznałam,więc zazdroszcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Simero, ja też nie jestem znawcą jabłek - znam tylko te ze swego podwórka, które towarzyszą mi od dzieciństwa. Swojski kompot - o, tak - u nas w P. gotujemy sezonowo - a to truskawki, a to porzeczki, wiśnie, jabłka, gruszki, maliny, śliwki... O wiele lepszy niż napoje ze sklepu, których szczerze nie lubię. Mój najlepszy napój to jednak i tak woda, ale i kompotem - jak Ty - poję się jak jadę na naszą farm.

      A gdzie bywałaś na Mazurach jak można wiedzieć?

      Usuń
    2. Okolice Pisza/u? Urokliwe miejsce,kiedyś musze to jeszcze powtórzyć.

      Usuń
    3. Pisz to 27 km od Kolna - moich rodzinnych stron :). Blisko. Bywam od czasu do czasu i mam tam rodzinę :).

      Usuń
  7. Ależ tu pięknie i malowniczo! Zostaję na dłużej :) Dziękuję za odwiedziny, ja z pewnością będę tu częstym gościem :)
    P.S. Zazdroszczę pięknych dyni, bazylii, słonecznika... i koprowiska! Aaaaale bym zaszalała :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odwiedzinki i zapraszam na zaś :). Bazylią i dynią mogę się podzielić, bo nadprodukowało mi się ;).

      Usuń
  8. ja była kilka razy w Mrągowie, jest naprawdę ok ;D kocham ten Twój Pastorczyk ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam papierowki i już mi slina cieknie, ale w sklepach ich nie uswiadczysz. A ja sie głownie tam zaopatruję. Lato w pełni w Pastorczyku i żniwa niedługo.
    Byłam w Mrągowie wiele razy, nie tylko z okazji Piknik Country /przebierałyśmy sie westernowo wtedy/. Mazury cud natury, ja też zachwalam te rejony, gdy tylko jest okazja, bo warto "wrócić na jeziora,na wędrowny rejs,znajdziesz tam cel swojej drogi wśród szumiących drzew... jak spiewały Czerwone Gitary.
    Z ulgą czytam, że tak dojrzale podchodzicie do zmian i pożegnań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Ardiolo, miłe Cię widzieć, ostatnio myślałam o Tobie.

      Papierówek w ogóle już chyba jest niewiele a w sklepach to ich nigdy nie widziałam. Czasami na jakimś targu - wiele, wiele lat temu sami sprzedawaliśmy i był zbyt!

      Mazury to mój kochany region a do Mrągowa mam szczególny sentyment, bo bywam tam od czasu do czasu z racji rodziny.

      Z tymi zmianami to nadal trudno się pogodzić, ale jest takie zamieszanie dookoła i tak się wszystko miele i dzieje - jak napisałam - że to ułatwia życie.

      Usuń
  10. so ,can i share you here

    guess who iam

    :P

    OdpowiedzUsuń
  11. iam waiting on your facebook too

    OdpowiedzUsuń
  12. Człowiek wieś ma zaraz za granicą miast(eczk)a, a tak się fajnie rozmarza, gdy czyta o Twojej wsi - jakby to był inny, cieplejszy świat :)
    A papierówek i u mnie sporo, tylko z racji starości drzewa, dużo maluczkich. W ogóle owoce obrodziły, grusze nam się niemal łamią! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano ;-). Papierówki już się kończą i fakt - drobne w tym roku jak nigdy. A wieś to moje drugie "ja" - choć nie powiem, że w miasteczku bądź wielkim mieście czuję się źle ;-). Lubię różnorodność. Ale wieś z oczywistych względów lubię chyba najbardziej. No, może zimą mniej....

      Usuń
  13. Zazdroszczę Ci tego Mrągowa, bo muszę powiedzieć, że chociaż nie jestem jakąś ogromną fanką muzyki Country (w przeciwieństwie do Rafała), to jednak chciałabym ten piknik kiedyś na żywo zobaczyć. Może się tam wybierzemy w kolejnych latach... :)
    Pozdrawiam,
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Włóczykije na pewno kiedyś trafią do Mrągowa - nie wątpię i polecam!

      Usuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).