wtorek, 20 sierpnia 2013

Raport z ogrodu

Sierpień. Mój ukochany miesiąc. Cykające świerszcze i przytulne ciepło. Bociany stroją się do odlotu. Wcale mi nie przeszkadza, że idzie jesień.

Dynie leżą w ogrodzie jak pomarańczowe tuczne świnie. Ciekawe czy ostatecznie u tych świń nie skończą, bo dwunastu sztuk na pewno nie oporządzę a też i nikt inny się nie kwapi.

Cebula pięknie obrodziła i już się suszy na słońcu pod ścianą drewutni.

Pomidory zachwycające. Zaledwie kilka chaotycznych krzaków a plon pokaźny i zdrowy. Zero zarazy. Urzekający pomidorkowy zapach... Uwielbiam.

Marchew niezgorsza. Pietruszki jak na lekarstwo, ale ta która jest - udana. Selery, pory i buraki - bez zarzutów.

Fasola - już tylko wyrwać, wysuszyć, wyłuskać i gotować. 

Cukinie - sporo skonsumowanych, kilka jeszcze czeka na obróbkę. Najlepiej idzie nam smażona a'la schabowy i w postaci leczo czy też inaczej bigosu - jak zwał tak zwał, ale zawsze smacznie zjadł.

Kapusta - totalna klapa. Nie miałam czasu zadbać. Nie znam się. Te kilka marnych sadzonek, które rozsadziłam pod płotem już dawno z apetytem pożarły liszki. Poprosiłam co niektórych o oprysk. Podobno opryskano, ale liszki jak widać olały ten oprysk. Cóż, kupi się na zimę kilka głów od zaprzyjaźnionych hodowców. 

Słoneczniki - powoli zaczynają marnować czas... (kto lubi ten wie co mam na myśli).

Bazylia zakwitła kwieciem jak na bukiety.

Cząber usechł niemal na pień.

Ogórki już dawno przestały mnie prześladować. Teraz okupują piwnicę. Wszystkie zakręcone ;).

Na koniec papryka. Piękne krzaczki. Cudowna obfitość liści o intensywnym zielonym kolorze. Owocu - wielkie zero LOL ;-).

Jabłonie ciągle w natarciu, choć papierówek już coraz mniej. Ale za to jakie teraz smaczne... Pożeram hurtowo po czym ledwo unoszę brzuch.

Potężna wiekowa grusza też już ruszyła z kopyta. Niewielkie gruszeczki - najlepsze na świecie. Nikt ich nie przeje i nie przerobi. Codziennie więc jeżdżą wózkiem i "idą" wiadrami ku ochoczym zwierzęcym pyskom.

Śliwki mirabelki - plaga. Ale kompoty na zimę przednie. Dziś na pewno zawekuję kilka słoi.

Z porzeczek i wiśni nie zrobiłam zaś w tym roku ani słoiczka. Naprawdę nie dałam rady.

Mamo - poza tą nieszczęsną kapustą i papryką, w którą sama nie wierzyłaś - naprawdę wszystko się udało :). Wczoraj - to już 2 miesiące... Nasz ogród przysycha. W Twoim obecnym zapewne wieczna zieleń i kwiaty... 

* * *

Urlop już za mną. Przeplatany rzeczowo i miejscowo. Ale o nim może innym razem co by nie mącić raportu o dyniach i fasoli, bo mi się tu jeszcze zrobi jak "Na straganie" u Brzechwy. 

Piszę na szybko a nawet na bardzo szybko. Z pracy, w której pokutuję drugi dzień po blisko 3 tygodniowej przerwie. Źle nie jest, ale patrząc za okno wolałabym siedzieć gdzieś na miedzy i słuchać tych moich ukochanych świerszczy niż siedzieć na obrotowym krześle i korespondować z sądem - bynajmniej nie w sprawie o miedzę ;-).

Mam u Was braki i ogony. Zaglądam i nadrabiam, ale jeszcze sporo przede mną. 

Ślę Wam sierpniowy sierpowaty uśmiech :). Ahoj!