piątek, 25 października 2013

Ecie pecie tak się plecie...

Piękny ten październik, ach... 

Ale powoli nadchodzi jego kres i nadchodzi tym samym znienawidzony przez większość a całkiem lubiany przeze mnie - listopad. Mój mroczny kumpel, który wiele lat temu powołał mnie na świat. Rocznica będzie okrągła i zamierzałam napisać z tej okazji post w rodzaju "...eści twarzy Joanny", ale post ten wymagałby znacznych nakładów pracy i grzebania w foto archiwach - a na to się nie zdobyłam i przynajmniej do owegoż 2-go już nie zdobędę.

Listopad mnie jak widać nie przeraża, ale poważnie przestrasza mnie nadchodząca zima. Boję się tych mrozów i śniegów, które niechybnie zawojują w swoim czasie świat wokół mnie. Co ranek bowiem, zanim "zaloguję się" w swojej pracy o godzinie 7-ej - muszę odstawić do przedszkola obydwu swoich młodych. Już teraz bywa ciężko, więc cóż to będzie zimą? Nie wiem. Może panikuję zawczasu, ale mając na względzie to, że już od połowy listopada zostanę z chłopakami sama na jakieś 2, 3 miesiące - moje obawy nie wydają się być wyssane z palca. Teraz MPSS pomaga mi co ranka wybrać marudzących osobników i jedzie ze mną do przedszkola - jednego prowadzę ja, drugiego on (inne wejścia, inne sale) i zwykle jeszcze jako tako zdążam do pracy na czas. Przeważnie na styk, ale jednak. Chłopaki rano marudzą, nie chcą wstać, miewają humory, tuż po wyjściu za próg w pełnym rynsztunku wołają o potrzeby fizjologiczne itp, itd. Wybrać siebie i ich obu to naprawdę nie lada sztuka a teraz mogę już powoli liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Ni cioci, ni babci, ni dziadka, ni siostry, ni koleżanki, ni przyjaciółki. I teraz ni męża. NIKOGO. Jeszcze niedawno można było przynajmniej telefonicznie się pożalić i choć na odległość to jednak poczuć troskę i współczucie. Teraz NIKOGO. Pocieszyciel na cmentarzu... Owszem inni też są. I jest siostra, z którą mam najsilniej związany węzeł rodzinny, ale tak ona jak i ja wiemy, że teraz już NIKOGO innego tak bardzo i prawdziwie nie obchodzi los ani jej ani mój. Niestety... Dlatego musimy trzymać się razem.

Szczęśliwie mamy jeszcze w Grajewie naszą Panią Kasię. W razie czego zawsze mi pomoże przy chłopakach wespół w zespół ze swymi córkami. Czyli? Człowiek wcale nie jest taki do końca sam, więc czego ja tu narzekam i się żalę? 

Po 2 tygodniowej przerwie znów jedziemy dzisiaj do Pastorczyka. Miniony weekend siedzieliśmy potulnie w Grajewie. Ja - okaz zdrowia - zapadłam na... katar(ynkę) i kichaczkę, które choć brzmią banalnie to jednak uprzykrzały mi żywot ponad tydzień. Aleksander - ucho - zdaje się! - wykurował, ale nabawił się za to choroby skórnej i teraz z nią toczymy boje. Nie ma spokoju, oj nie ma.

MPSS leci w listopadzie do Indii. Via Amsterdam, w którym zatrzyma się na kilka dni. Dzisiaj zaś pojechał na kilka dób do... Wilna. Ja, choć w tym roku podczas urlopu wyrobiłam paszport sobie i chłopakom - na razie grzeję ławę w kraju. Wyprawa do Indii jest w planach, ale nikt jeszcze nie zna dnia ni godziny, gdyż to nie jest wyprawa typu "wsiąść do pociągu byle jakiego, nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet". Tu i o bagaż i o bilet i o inne jeszcze, rozmaite sprawy trzeba zadbać. Należycie i z pieczołowitością. 

Być może będzie też tak, że zanim ja pojadę do Indii to one... przyjadą do mnie. W czym rzecz? A raczej kim? W teściach. Póki co, jestem tym pomysłem obezwładniona, bo od razu cisną mi się do głowy setki pytań i wątpliwości: czy im się tu spodoba, jak ja im się spodobam, co tu będą robić, co jeść, pić i tak dalej. Rozumiecie moje rozterki, prawda? Nie dość, że zobaczymy się pierwszy raz w życiu (nie licząc wizji na skype) to jeszcze będę musiała gościć ich w swoim domu miesiąc lub dwa. Nie to, że jestem niegościnna - ja po prostu nie umiem sobie tego wyobrazić. Ja w Indiach się odnajdę - to pewne, ale czy oni odnajdą się tutaj??? Nie panikuj - mówi Em. Co będą robić? Prowadzać do i odbierać chłopaków z przedszkola, bawić się z nimi, zwiedzać... (yeee...). Em nigdy nie widzi problemów tam, gdzie ich (ponoć) nie ma. Ja natomiast podobno widzę je często nawet w próżni.

I w tym momencie - oczyma wyobraźni już widzę, jak moja teściowa - zawsze uśmiechnięta i pełna humoru - prowadzi do przedszkola moich chłopaków - ubrana w barwny jak tęcza salvar kamez i upominająca ich w melodyjnym punjabi, by uważali na przejściu dla pieszych ha ha ha ;). A za teściową sunie o lasce teść z długą, siwą brodą i w kolorowym, sikhijskim turbanie. Aż by się chciało zaśpiewać "Będzie, będzie się działo...". 

Dodam na marginesie, że Teściowie mówią po angielsku. Z akcentem i mniej biegle niż ja po polsku, ale porozumienie jest.

I tym oto egzotycznym akcentem kończę to pośpieszne ecie-pecie. 

Słonecznego weekendu!

23 komentarze:

  1. Oj, bedzie sie dzialo z Twoimi Tesciami /smiech/!
    Czekam na relacje...
    Serdecznosci
    Judyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wizyta dojdzie do skutku - bez relacji się nie obędzie Judith ;)

      Usuń
  2. Podzielam Twoje obawy! Szczerze powiedziawszy, ja też nie mogłabym sobie tego wyobrazić :) Jednak fakt, że nawiązałaś tak cudowną bliskość i uczucie z Mężem przemawia za tym, że z Teściami pójdzie równie dobrze :) No, może nie AŻ tak, ale jestem pewna, że sobie poradzisz :D. W każdym razie trzymam kciuki :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeżyłam śmierć Mamy to i TO przeżyję - jak się zdarzy. Zakładam, że będzie wesoło i tego się trzymam a ewentualne nerwy już chowam w konserwy ;).

      Usuń
  3. Oczyma wyobraźni ujrzałam Twoich barwnych teściów w G i aż się uśmiechnęłam na tę myśl.
    Podobnie jak Ty, byłabym przerażona, ale może czasem trzeba wrzucić na luz i zdać się na los?
    (i kto to mówi? :))))
    Nie ukrywam, że i ja chętnie oblukałabym ich sobie :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Fakt, zima może być mało radosna, gdy dwóch trzeba eskortować do przedszkola.Może dogadasz się z szefem, byś mogła mieć bardziej elastyczny czas pracy, np. ruchome pół godziny. U nas wiele osób ma tak "dogadane z szefem", bo jeśli ktoś nie siedzi za ladą, to przecież nic się nie stanie, gdy raz rozpocznie pracę o 7,30 a innego dnia o 8,00, byle potem wyszedł po 8 godzinach pracy .Powiedz szefowi, że czas pójść z duchem czasu. U nas w wielu instytucjach tak jest i ten ruchomy czas jest często rzędu 2 godzin.
    Wizyta teściów- chyba powinna być w czasie naszego lata, będzie im łatwiej. Spodobasz się teściom, spodobasz. Zresztą gros ciężaru wizyty spadnie na Twego męża. Nie panikuj na zapas, wszystko będzie dobrze. Co będą jedli- podrzucę Ci trochę przepisów z kuchni ajurwedyjskiej. Mam nawet przepis na zrobienie garam masali, paniru i chlebków. I wielu innych potraw. Składniki u nas są.
    Jak możesz pisać, że nikt się o Ciebie nie martwi - ja się zawsze martwię co u Ciebie.
    I zobaczysz - wszystko będzie dobrze. Zapomniałaś dodać, że Ty też powinnaś wtedy wystąpić w "stroju regionalnym" tym co dostałaś. Już widzę jak wszyscy razem wędrujecie przez miasto!!! Super wizja!!!
    Miłego, ;)
    I cmoki dla maluchów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Anabell - nie, u mnie te późniejsze przychodzenie do pracy nie ma sensu i nie działa. Chyba nawet nie ma o czym mówić. To nie "taka" firma, nie to miasto. A i... nie wiem czy bym chciała, bo to wiązałoby się z tym, że dzieci siedziałyby długo w przedszkolu, co jest chyba jeszcze gorsze niż ranne wstawanie. U nas przedszkole czynne od godziny 6 do 16. Cóż, tu na prowincji troszkę inaczej się to wszystko kręci. Aha no i - już się wcieramy w "nowe". Nie jest tak źle - jak zawsze zawczasu panikowałam...

      Kuchnię indyjską praktykuję - po swojemu, ale jednak. Mam przyprawy, przepisy, mnóstwo inspiracji itd. Dam radę jak zajdzie mus. W każdej chwili chętnie też przekażę kucharską pałkę teściowej. Jak masz jednak jakieś dobre, sprawdzone przepisy - przyjmę z otwartym... garnkiem? ;)

      Wiem, że się martwisz - zawsze mam od Ciebie wiele dobrych rad i czuje troskę. NAPRAWDĘ! Z Mamą chodzi o to, że wraz z jej brakiem zabrakło tego CZEGOŚ życiowego. Pies może doskonale biegać również na 3 nogach gdy straci jedną, prawda? Ale jakże lepiej było mu na 4-ch... Są rzeczy z nią związane, których nie zastąpi nikt i nic.

      Jak byśmy tak wszyscy wyszli w tych strojach na Grajewo to ja bym musiała jednocześnie w płaszczu-niewidce, ha ha ha. Indyjskich ciuchów mam sporo - zwłaszcza bluzek. Był czas, że nosiłam, ale mi się odwidziały a teraz dodatkowo są zbyt barwne....

      Dziękuję za każde Twoje dobre słowo!

      Usuń
  5. To się Grajewo zakolorowi od gości z Indii!Normalnym jest,że cisna się na usta słowa "będzie dobrze" ale tak szczerze mówiąc dwa miesiąca to za duzo...wytarguj się! A dlaczego maz Twój osobisty wybywa na tak długo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Simero - jeszcze nie wiem - na ile i czy w ogóle przybędą. Podróż jest droga i daleka. 2 miesiące nie wydają się więc takie długie zważywszy, że mąż chciałby im pokazać więcej Polski niż tylko Grajewo i może jeszcze np. zabrać do Holandii. Wybywa na długo bo taka praca. Często wybywa i czasem na dłużej niż długo ;). Tak "mamy" po prostu.

      Usuń
  6. Myślę, że chłopaki będą dumnie prowadzić dziadków do przedszkola i wszystkim napotkanym po drodze osobom się nimi chwalić! Bo kto ma takich dziadków, ten jest gość!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha. Nie wiem jak by to wyglądało, ale przynajmniej w mojej wyobraźni mega zabawnie ;).

      Usuń
  7. o jaaaa ale wizytacja się szykuję!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! aż się nie mogę doczekać relacji ;Dp.s. ja się boję zimy tutaj w Kurniku....widziałam na święta jak to wygląda gdy sypie śnieg....już nie jest tak fajnie ja na jesień....:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie akcja będzie relacja Magbill !;). Zima na wsi ma swoje uroki niewątpliwie - oby tylko drogi były odśnieżane i tego śniegu było mniej niż w tamtym roku - wtedy da się przeżyć. Co ważne - zima ciągnie się dłużej niż mijają inne pory roku. One bowiem mijają a zima się wlecze.

      Usuń
  8. Ja również czekam na różnobarwną relację z wizyty szanownych teściów.
    P.s. W razie "gorszego dnia" zawsze możesz zadzwonić, napisać do mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  9. I ja mam urodziny w listopadzie :-). Pozdrawiam cieplo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! pamiętam z tamtego roku Ago! Tylko ty chyba już Strzelec listopadowy, prawda? Pozdrawiam!

      Usuń
    2. ;-) tak,ja Strzelec, moj maz - listopadpwy Skorpion:-)Serdecznosci dla Was!

      Usuń
  10. Wiesz Amisho ja też boję się zimy a w szczególności śniegów. Fakt, ogarnąć chłopaków z rana, tak by zdążyć do pracy na 7 to nie lada wyzwanie, które od jakiegoś czasu też i moim stało się udziałem. No ale matka wszystko zniesie tak? Jesteśmy takimi siłaczkami więc pewnie damy radę;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zniesie Katiuszko. Już znosi. Podaję więc bratnią dłoń w tej "niedoli" ;). Śnieg... byle nie taki nawał jak ostatnimi laty, bo można czasem dostać nerwicy z jego powodu. Ale cóż - do Indii na tę zimę nie uciekniemy i trzeba męczyć się tutaj.

      Usuń
  11. No jest interesująco. I z zimą i z teściami. Dasz radę. Dla teściów też przecież będzie to wielkie przeżycie. Dobrze, że możecie komunikować się po angielsku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko się okaże :). To tylko kropla w morzu życia. Przeleci jak przez sitko. Obstawiam, że będzie ok przez duże O i duże K mimo stresu. :)

      Usuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).