"Starszy Pan" (ale by się strząchnął za to określenie) jest już w Europie. Od tygodnia przebywa w Amsterdamie. Dziś wieczorem pakuje się w pociąg i przybija do głównego portu w kraju nad Wisłą. Zapowiedział, że po powrocie do domu będzie odsypiał swoje podróże przez całe dwa dni. Nie żałuję mu snu, ale jeżeli chce gdzieś (a chce ponoć bardzo i się domaga!) wyjechać ze mną i chłopakami choćby na jakieś marne 2 dni to, niestety, ma mieć oczy szeroko otwarte a nie pogrążone w spoczynku
A pojedziemy sobie do Mrągowa. O.
Mam tam rodzinę, bywałam razy wiele, bardzo lubię i mam ochotę. Nie jest daleko (ok. 80 km), miasteczko niezwykle urocze, okolice piękne, dom u Cioci przepastny. W nadchodzący weekend odbywa się dodatkowo coroczny Picnic Country a zatem miasto tętni życiem dziennym i nocnym, dookoła imprezy i atrakcje dla małych i dużych... Jeśli będzie upalnie (a ponoć ma być!) dzieciaki pochlapią się w jeziorze.
Oluś wszak bez końca zapytuje mnie kiedy pojedziemy nad morze... Na myśli ma przy tym każdy większy akwen wodny, bo choć prawdziwe morze widział na własne oczka, to jednak dla tak małego człowieka nawet jezioro wydaje się na tyle duże, że śmiało można je nazywać morzem ;-).
Oluś wszak bez końca zapytuje mnie kiedy pojedziemy nad morze... Na myśli ma przy tym każdy większy akwen wodny, bo choć prawdziwe morze widział na własne oczka, to jednak dla tak małego człowieka nawet jezioro wydaje się na tyle duże, że śmiało można je nazywać morzem ;-).
Kto był w Mrągowie? Ręka do góry. Podoba się?
Kto nie był? Get ready to gouuuuu! Na pewno nie był mój mąż. I dlatego chcę go tam zabrać. Po Indiach i Holandii tamten rejon Warmii i Mazur powinien mu dobrze zrobić. Co nie znaczy, że mu - by the way - dotychczas było niezwykle źle.
A potem to już będą żniwa. Kosą ni sierpem żąć co prawda nie będę, ale być na posterunku muszę. Żniwa to wzmożony okres pracy. Ah... I jeszcze wiśnie... Obrodziły nie mniej niż ogórki i o ile szpaki wszystkich nie obeżrą, należałoby powekować jakieś kompoty czy konfitury. Szkoda by się dar boży do cna zmarnował. A wiecie ile jest w tym roku jabłek? Zwłaszcza papierówek? Mrowie. Miliony. Jedna na drugiej. Codziennie taczka, wiadra i wio pod drzewa (mamy 2 papierówki, jedną antonówkę i kilka mniejszych jabłoni o nieznanym gatunku ;-)). Świnie i bydło nie gardzą, więc nie można pozwolić, by wszystko zgniło pod drzewem. Prawda? Prawda.
I weź tu człowieku wyjedź na wakacje. NO WAY!
A ile jeszcze porządków tu i ówdzie... Ile rzeczy po Mamce trza uporządkować... Na razie nie zabieramy się za to zbyt ostro, bo dobrze jest widzieć ją jeszcze w tych jej rzeczach i jej własnym porządku tu i ówdzie. Ale jednak nie wszystko może zostać tak jak jest... Nie wszystko. A jednak jak najwięcej trzeba ocalić. I nie musimy się chyba zanadto starać. Z uśmiechem widzę, że każdy z naszej piątki JĄ znał, czuł, widział i zarejestrował w sobie do głębi dokładnie tak samo.
Wakacje w P. ludne i gwarne. Przyjazdy, odjazdy i znów przyjazdy. Miele się. Dzieje się. Jest dobrze. W minioną niedzielę ochrzciliśmy naszą najmłodszą dziewczynkę. Annę. Anię. Ankę. Andźkę. Babcia ze strony Taty też była Anną.
Po ceremonii w kościele cała ekipa pojechała na cmentarz a potem był obiad w restauracji. Następnie impreza przeniosła się i toczyła do wieczora w Pastorczyku. Moja Mama znała małą Anię zaledwie 42 dni. Pamiętam jak razem pojechałyśmy odwiedzić malutką w szpitalu po narodzinach. Potem widziała ją już chyba tylko 3 razy... Dziesiąta wnuczka Babci - w tym szósta dziewczynka. Nasza najmłodsza dzieciarnia nie będzie Jej pamiętała. Ale wierzę, że Ona ciągle je widzi i cieszy się nimi tam z góry. Bo jak inaczej?
Po ceremonii w kościele cała ekipa pojechała na cmentarz a potem był obiad w restauracji. Następnie impreza przeniosła się i toczyła do wieczora w Pastorczyku. Moja Mama znała małą Anię zaledwie 42 dni. Pamiętam jak razem pojechałyśmy odwiedzić malutką w szpitalu po narodzinach. Potem widziała ją już chyba tylko 3 razy... Dziesiąta wnuczka Babci - w tym szósta dziewczynka. Nasza najmłodsza dzieciarnia nie będzie Jej pamiętała. Ale wierzę, że Ona ciągle je widzi i cieszy się nimi tam z góry. Bo jak inaczej?
Czy pisałam, że te szkraby, które tylko umiały już utrzymać w ręku ołówek, narysowały Babci obrazki i włożyły do trumny? Babcia uwielbiała te nieporadne ale samodzielne i sercem malowane obrazki maluchów...
I jeszcze jedno Mamo!
Twoje dynie szaleją! Ogród piękny i obfity, ale one biją wszystko na łep na szyję. Pierwszy (i ostatni...) raz je zasiałaś. I oto Twoje plony ;-)!.
A tu moja wybujała bazylia i słoneczniki.
...i koprowisko ze słońcem w nasiennych wiechciach (zawsze miałaś rację - koper niekontrolowany albo oszczędzany z serca kiedy wschodzi tak Ci się potem rozrośnie, że poczujesz się jakbyś las zasadziła a nie ogród warzywny zasiała...)