poniedziałek, 5 maja 2014

Wyłażę z cienia

Jeżeli "zwleknę" z pisaniem jeszcze chwilę, dzień, tydzień, to... chyba już nie napiszę tu wcale. Nic a nic... A przecież szkoda by było! Jeśli mnie pamięć nie myli - Żywotnik zasadzony 5 lat temu, więc czemu ja taka nad nim niemiłosierna i prowadzę go ku zasuszeniu? 

Znacie powód mojego bestialstwa wobec własnego tworu? Bo ja nie.

Ale Bóg mi świadkiem, że nawet teraz nie wiem co napisać - choć już coś pisać zaczęłam!

Półtora miesiąca... Nieco się zdarzyło, nieco się przeżyło, nieco się działo, nieco nie działo się nic... Jak zresztą zawsze - bez względu na to, czy piszę, czy nie.

Od czego tu zacząć i na czym skończyć?

Za chwilę opuszczam stanowisko komputerowe, a zatem nie rozpędzę się teraz w żadnym temacie, ale na rozkręcenie i dobry początek wspomnę choćby o tym, że od kilku tygodni mamy kota. Historia tegoż stworzenia sama w sobie godna posta lub dwóch, ale teraz zastanawiam się jedynie nad tym, czy jak wrócimy do domu to kot jeszcze będzie żył, bo z rana miał się niezwykle kiepsko... Trzymajcie kciuki!

W międzyczasie była Wielkanoc, prawda? Ano była. Pierwszy raz w życiu zrobiłam z Jej okazji mazurek, który okrzyknięto ciastem sezonu. I chyba to wszystko, co obok pasztetu (też mojej roboty) jeszcze z tych Świąt pamiętam... 

Od połowy marca mąż rezyduje w Amsterdamie. Za dwa tygodnie przylatuje do nas na jakiś czas. W międzyczasie, czyli na miniony długi majowy weekend, JA poleciałam do niego. Wyczyn, co? Bilet kupiłam półtora miesiąca przed. Odliczałam tygodnie, dni i godziny a tymczasem jestem już PO. Zdać relację? Zdam, w końcu ileż można pisać o wyjazdach do Pastorczyka, gotowaniu kapusty i rosołu, opiece nad gromadą dzieci - własnych i cudzych, uprawie ogrodu i tak dalej... ;). A ogród oczywiście zasiałam i rośnie w nim już nie tylko warzywo, ale też masa zieliska... Każdy nadchodzący weekend będę więc teraz szarpać się z ciapaczką i dłubać w ziemi. Tym bardziej więc doceniam swoją holenderską odskocznię od TU i TERAZ.

No. Pierwsze koty za płoty. "Bele co", ale się napisało. Może już teraz pójdzie mi gładko i polecę jak z górki na pazurki. Pora powrócić do blogosfery.

Aha - staram się do Was zaglądać, ale piszecie tak dużo i często, że nie nadążam. Opanujcie się ludzie. Pomilczcie z półtora miesiąca tak jak ja, to będę miała okazję nadrobić Wasze blogi. Inaczej - jak to się u nas mawia - kapizdun...

Do jutra?

Może. 

Oby!

 

40 komentarzy:

  1. Ogromnie się cieszę ,że wróciłaś do pisania. Zaglądałam do Ciebie ale ciągle był w Twoich postach ciągle marzec.

    Mam nadzieję ,że wyjazd był udany- co ja piszę na pewno był udany! Czekam na relację! Pozdrawiam
    p.s. jak tam kotek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Ago... Zatrzymałam się w tym marcu na dłużej, a kwietnia jakby wcale u mnie nie było, he he ;-). Wypad udany, a jakże! Powoli opiszę i "obzdjęciuję", ale też czekam na zdjęcia od Em...

      Kotek marnie...

      Usuń
  2. Jako zagorzała kociara, która ma w domu 3 mruczące futra, bardzo gratuluję nowego członka rodziny ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Hebe :))! Ja też jestem kociarą (psiarą też), ale zwierząt u siebie w mieszkaniu za bardzo nie chciałam, bo często wybywam. Mamy ich za to wiele na wsi. Kotów to około 15 ;). Tylko dlatego, że NASZ kociak siedział mi na środku drogi (ranny) to go wzięłam... Ale pomimo leczenia coś z nim nie tak i ledwo mi zipie...

      Usuń
  3. Ty nawet jak "byle co" piszesz, to człowiek z zapartym tchem czyta;)
    Do jutra, trzymam za słowo, żeby nie było!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Stokrotko, dziękuję Ci za takie motywujące, dobre słowa! Nie wiem jednak czy dam się trzymać za słowo tak do końca.... ;-).

      Usuń
  4. hejka, no nareszcie pomyslalam gdy przeczytalam tytul!!
    ciesze sie, ze sie zdecydowalas na wyskok do meza!! koniecznie napisz jak bylo!!!
    no i nie obiecuj tylko rob- pisz czesciej!!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luksiu - oczywiście, że napiszę jak było, a z tym pisaniem częściej to... lepiej nie obiecywać a robić, prawda?

      Usuń
  5. Liczę na mega wypasiony wpis dotyczący kilku chwil w Amsterdamie i innych pięknych holenderskich miastach i miasteczkach :)
    Już zacieram kolanka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sun - oczywiście napiszę, ale potrzebuję nieco czasu i czekam na zdjęcia od Em. Ja też mam ich sporo, ale tylko "komórkowe", a on robił aparatem i jestem na niż również ja :).

      Usuń
  6. Ależ się cieszę, że jesteś! :)
    Każde Twoje słowo chłonę, bo uwielbiam Cię czytać i wcale nie uważam, że to byle co! O nie! :)
    Za kota trzymam kciuki! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz moja droga, jak ktoś się z mojego powodu cieszy, to chyba ja nie mam wtedy lepszych powodów do własnej uciechy :). Dziękuję!

      Usuń
  7. to się w pierwszej kolejności nadaje na tęgie lanie!!!
    tak, żeby Ci się już odechciewało takich ekscesów!!!
    bo już prawie prawie Cię z linków wyrzuciłam ::)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, wiem, że najpierw lanie... Sama bym się zlała, ale mi nieporęcznie ;-).

      O matko Mio, niemal z linków wyleciałam??? Do czego ja się doprowadzam, kurde mol!

      Usuń
  8. Ja też cie kocham, powiem w amerykanskim stylu i czekam na jakies pikanterie z Amsterdamu. Jak juz wspomnialam wczesniej, gdy tylko będę jechala do Olsztyna, to tym razem na G.też.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ardiolo, będzie mi miło jak zahaczysz o Gr!!!! Pikanterii w Ams nie było, ale ogólnie było bardzo przyjemnie!

      Usuń
  9. kapizdun ????????????????? buahahahahahah love :* pisz częściej plissssssss :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się Magbill... A kapizdun to takie nasze słowo na "klapa", "kaput" i inne beznadzieje ha ha ha

      Usuń
  10. A już myślałam, że wpadłaś w czarną dziurę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można było tak pomyśleć Kalino, fakt. Cienie, czarne dziury... Mogłam być wszędzie, ale na szczęście jakoś się wykaraskałam ;).

      Usuń
  11. cokolwiek napiszesz to i tak ciekawe;))
    Trzymajcie się ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  12. Cieszę się, że wróciłaś! Chociaż rzadko komentuję to jestem tutaj stałym bywalcem :) Trzymam kciuki, żeby wena wróciła na dobre!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magdo, ja też bywam często tu i ówdzie i nie zawsze pozostawiam komentarz. Normalka. W każdym razie - cieszę się, że tu zaglądasz i postaram się pisać więcej, bo to nie fair kiedy ludzie przychodzą w odwiedziny a mnie wiecznie nie ma, prawda?

      Usuń
  13. Mam nadzieję, że Amsterdam zrobił na Tobie dobre wrażenie.Rzadko piszesz, ale przecież masz dostatecznie dużo zajęć, więc pisanie to w tym przypadku dodatkowe zajęcie. To fakt, piszemy czy też nie to życie i tak toczy się nadal swoim trybem. Piszemy jednak głównie o zwykłych sprawach, bo raczej niewiele z nas prowadzi ekscytujący tryb życia typu naukowe ekspedycje.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anabell, wrażenia mam super, ale ta wyprawa to również spotkanie z Tobą, za co jestem losowi bardzo wdzięczna! Wyjazd opiszę, bo wiem jak ulotna jest nasza pamięć i wiem jak to miło po latach wrócić do zapisanych wspomnień. Miłego!

      Usuń
  14. No ciekawa jestem, jak szybko się tutaj znów pojawisz... Czekam na zdjęcia, podejrzewam, że warto uzbroić się w cierpliwość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, no i jeszcze wielki szacun za grządki!

      Usuń
    2. No, grządki machnęłam już w połowie kwietnia. Teraz jeszcze dosieję bardziej ciepłolubne rośliny i... do walki z chwastem pow-stań Dżoano!

      Usuń
    3. Z rozmachem, Dżoano, z rozmachem to może i o moje włości zahaczysz. Wikt i opierunek gwarantowany, a do tego wstęp do alkoholizmu i blondynizmu w doborowym towarzystwie :)

      Usuń
    4. Och..., ta perspektywa alkoholizmu i blondynizmu jest niezwykle kuszaca Lucy... ;). Niby nic dobrego, ale ile w tym pasji i tajemnicy.. EMOCJI ile... wręcz może więcej niż po drodze o Ams ;). Jeśli chodzi o karczowanie chwastów - jestem w tym dobra. Jak Lego w klocki. jako że bywam właśnie taka, jak opisałam w kolejnym poście - nigdy nie wiesz, gdy podjadę pod Twe drzwi ;).

      Usuń
  15. Lucy, ja bym się nawet JUŻ pojawiła, ale trochę mnie robota trzyma w ryzach... Do tego ciągle czekam na fotki od Em, a swoje komórkowe muszę ciut obrobić, bo jest to jeden wielki chaos pstrykany w biegu - jak nie z roweru to z łodzi bądź w tłumie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeeeee, do kogo to piszesz, przeca ją miszcz pstrykania w biegu. Poczekaju

      Usuń
    2. Nooo, Ty miszcz a ja czeladnik ;). Jak to dodać i gdzie? Człek teraz ma tyle możliwości.... fejs, insta, blog - normalnie jakaś schiza! A ja chcę to dodać z sensem. Wiem, że mało kto zwróci na ten sens uwagę, ale tu bardziej chodzi o mnie i moje poczucie konsekwencji, porzadku i logiki, o które to trudno w tym netowym rozpasieniu. Ech!

      Usuń
  16. Świetna jesteś :-) i fajnie, że znowu jesteś :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamo Ammara, z tą świetnością to bywa u mnie różnie, ale Twoje komplementa cenię szczególnie. Dziękuję!

      Usuń
  17. Odpowiedzi
    1. Elżbieto, dobry doping nie jest zły! Dziękuję i chyba znów muszę się wziąć w garść.. ;-)

      Usuń
  18. To dużo i często - to chyba nie o mnie... ale poczekaj Ty, poczekaj! Będę mieć 5 lat stażu, to się dopiero rozkręcę! Na przekór Twojemu zasuszaniu :P

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).