Jeżeli "zwleknę" z pisaniem jeszcze chwilę, dzień, tydzień, to... chyba już nie napiszę tu wcale. Nic a nic... A przecież szkoda by było! Jeśli mnie pamięć nie myli - Żywotnik zasadzony 5 lat temu, więc czemu ja taka nad nim niemiłosierna i prowadzę go ku zasuszeniu?
Znacie powód mojego bestialstwa wobec własnego tworu? Bo ja nie.
Ale Bóg mi świadkiem, że nawet teraz nie wiem co napisać - choć już coś pisać zaczęłam!
Półtora miesiąca... Nieco się zdarzyło, nieco się przeżyło, nieco się działo, nieco nie działo się nic... Jak zresztą zawsze - bez względu na to, czy piszę, czy nie.
Od czego tu zacząć i na czym skończyć?
Za chwilę opuszczam stanowisko komputerowe, a zatem nie rozpędzę się teraz w żadnym temacie, ale na rozkręcenie i dobry początek wspomnę choćby o tym, że od kilku tygodni mamy kota. Historia tegoż stworzenia sama w sobie godna posta lub dwóch, ale teraz zastanawiam się jedynie nad tym, czy jak wrócimy do domu to kot jeszcze będzie żył, bo z rana miał się niezwykle kiepsko... Trzymajcie kciuki!
W międzyczasie była Wielkanoc, prawda? Ano była. Pierwszy raz w życiu zrobiłam z Jej okazji mazurek, który okrzyknięto ciastem sezonu. I chyba to wszystko, co obok pasztetu (też mojej roboty) jeszcze z tych Świąt pamiętam...
Od połowy marca mąż rezyduje w Amsterdamie. Za dwa tygodnie przylatuje do nas na jakiś czas. W międzyczasie, czyli na miniony długi majowy weekend, JA poleciałam do niego. Wyczyn, co? Bilet kupiłam półtora miesiąca przed. Odliczałam tygodnie, dni i godziny a tymczasem jestem już PO. Zdać relację? Zdam, w końcu ileż można pisać o wyjazdach do Pastorczyka, gotowaniu kapusty i rosołu, opiece nad gromadą dzieci - własnych i cudzych, uprawie ogrodu i tak dalej... ;). A ogród oczywiście zasiałam i rośnie w nim już nie tylko warzywo, ale też masa zieliska... Każdy nadchodzący weekend będę więc teraz szarpać się z ciapaczką i dłubać w ziemi. Tym bardziej więc doceniam swoją holenderską odskocznię od TU i TERAZ.
No. Pierwsze koty za płoty. "Bele co", ale się napisało. Może już teraz pójdzie mi gładko i polecę jak z górki na pazurki. Pora powrócić do blogosfery.
Aha - staram się do Was zaglądać, ale piszecie tak dużo i często, że nie nadążam. Opanujcie się ludzie. Pomilczcie z półtora miesiąca tak jak ja, to będę miała okazję nadrobić Wasze blogi. Inaczej - jak to się u nas mawia - kapizdun...
Do jutra?
Może.
Oby!
Ogromnie się cieszę ,że wróciłaś do pisania. Zaglądałam do Ciebie ale ciągle był w Twoich postach ciągle marzec.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję ,że wyjazd był udany- co ja piszę na pewno był udany! Czekam na relację! Pozdrawiam
p.s. jak tam kotek?
Tak Ago... Zatrzymałam się w tym marcu na dłużej, a kwietnia jakby wcale u mnie nie było, he he ;-). Wypad udany, a jakże! Powoli opiszę i "obzdjęciuję", ale też czekam na zdjęcia od Em...
UsuńKotek marnie...
Jako zagorzała kociara, która ma w domu 3 mruczące futra, bardzo gratuluję nowego członka rodziny ! :)
OdpowiedzUsuńWitaj Hebe :))! Ja też jestem kociarą (psiarą też), ale zwierząt u siebie w mieszkaniu za bardzo nie chciałam, bo często wybywam. Mamy ich za to wiele na wsi. Kotów to około 15 ;). Tylko dlatego, że NASZ kociak siedział mi na środku drogi (ranny) to go wzięłam... Ale pomimo leczenia coś z nim nie tak i ledwo mi zipie...
UsuńTy nawet jak "byle co" piszesz, to człowiek z zapartym tchem czyta;)
OdpowiedzUsuńDo jutra, trzymam za słowo, żeby nie było!
Oj Stokrotko, dziękuję Ci za takie motywujące, dobre słowa! Nie wiem jednak czy dam się trzymać za słowo tak do końca.... ;-).
Usuńhejka, no nareszcie pomyslalam gdy przeczytalam tytul!!
OdpowiedzUsuńciesze sie, ze sie zdecydowalas na wyskok do meza!! koniecznie napisz jak bylo!!!
no i nie obiecuj tylko rob- pisz czesciej!!! :)
Luksiu - oczywiście, że napiszę jak było, a z tym pisaniem częściej to... lepiej nie obiecywać a robić, prawda?
UsuńLiczę na mega wypasiony wpis dotyczący kilku chwil w Amsterdamie i innych pięknych holenderskich miastach i miasteczkach :)
OdpowiedzUsuńJuż zacieram kolanka ;)
Sun - oczywiście napiszę, ale potrzebuję nieco czasu i czekam na zdjęcia od Em. Ja też mam ich sporo, ale tylko "komórkowe", a on robił aparatem i jestem na niż również ja :).
UsuńAleż się cieszę, że jesteś! :)
OdpowiedzUsuńKażde Twoje słowo chłonę, bo uwielbiam Cię czytać i wcale nie uważam, że to byle co! O nie! :)
Za kota trzymam kciuki! :)
Wiesz moja droga, jak ktoś się z mojego powodu cieszy, to chyba ja nie mam wtedy lepszych powodów do własnej uciechy :). Dziękuję!
Usuńto się w pierwszej kolejności nadaje na tęgie lanie!!!
OdpowiedzUsuńtak, żeby Ci się już odechciewało takich ekscesów!!!
bo już prawie prawie Cię z linków wyrzuciłam ::)))
No, wiem, że najpierw lanie... Sama bym się zlała, ale mi nieporęcznie ;-).
UsuńO matko Mio, niemal z linków wyleciałam??? Do czego ja się doprowadzam, kurde mol!
Ja też cie kocham, powiem w amerykanskim stylu i czekam na jakies pikanterie z Amsterdamu. Jak juz wspomnialam wczesniej, gdy tylko będę jechala do Olsztyna, to tym razem na G.też.
OdpowiedzUsuńArdiolo, będzie mi miło jak zahaczysz o Gr!!!! Pikanterii w Ams nie było, ale ogólnie było bardzo przyjemnie!
Usuńkapizdun ????????????????? buahahahahahah love :* pisz częściej plissssssss :)))
OdpowiedzUsuńPostaram się Magbill... A kapizdun to takie nasze słowo na "klapa", "kaput" i inne beznadzieje ha ha ha
UsuńA już myślałam, że wpadłaś w czarną dziurę...
OdpowiedzUsuńMożna było tak pomyśleć Kalino, fakt. Cienie, czarne dziury... Mogłam być wszędzie, ale na szczęście jakoś się wykaraskałam ;).
Usuńcokolwiek napiszesz to i tak ciekawe;))
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się ciepło!
Misiu, miło mi!
UsuńCieszę się, że wróciłaś! Chociaż rzadko komentuję to jestem tutaj stałym bywalcem :) Trzymam kciuki, żeby wena wróciła na dobre!
OdpowiedzUsuńMagdo, ja też bywam często tu i ówdzie i nie zawsze pozostawiam komentarz. Normalka. W każdym razie - cieszę się, że tu zaglądasz i postaram się pisać więcej, bo to nie fair kiedy ludzie przychodzą w odwiedziny a mnie wiecznie nie ma, prawda?
UsuńMam nadzieję, że Amsterdam zrobił na Tobie dobre wrażenie.Rzadko piszesz, ale przecież masz dostatecznie dużo zajęć, więc pisanie to w tym przypadku dodatkowe zajęcie. To fakt, piszemy czy też nie to życie i tak toczy się nadal swoim trybem. Piszemy jednak głównie o zwykłych sprawach, bo raczej niewiele z nas prowadzi ekscytujący tryb życia typu naukowe ekspedycje.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Anabell, wrażenia mam super, ale ta wyprawa to również spotkanie z Tobą, za co jestem losowi bardzo wdzięczna! Wyjazd opiszę, bo wiem jak ulotna jest nasza pamięć i wiem jak to miło po latach wrócić do zapisanych wspomnień. Miłego!
UsuńNo ciekawa jestem, jak szybko się tutaj znów pojawisz... Czekam na zdjęcia, podejrzewam, że warto uzbroić się w cierpliwość :)
OdpowiedzUsuńAch, no i jeszcze wielki szacun za grządki!
UsuńNo, grządki machnęłam już w połowie kwietnia. Teraz jeszcze dosieję bardziej ciepłolubne rośliny i... do walki z chwastem pow-stań Dżoano!
UsuńZ rozmachem, Dżoano, z rozmachem to może i o moje włości zahaczysz. Wikt i opierunek gwarantowany, a do tego wstęp do alkoholizmu i blondynizmu w doborowym towarzystwie :)
UsuńOch..., ta perspektywa alkoholizmu i blondynizmu jest niezwykle kuszaca Lucy... ;). Niby nic dobrego, ale ile w tym pasji i tajemnicy.. EMOCJI ile... wręcz może więcej niż po drodze o Ams ;). Jeśli chodzi o karczowanie chwastów - jestem w tym dobra. Jak Lego w klocki. jako że bywam właśnie taka, jak opisałam w kolejnym poście - nigdy nie wiesz, gdy podjadę pod Twe drzwi ;).
UsuńLucy, ja bym się nawet JUŻ pojawiła, ale trochę mnie robota trzyma w ryzach... Do tego ciągle czekam na fotki od Em, a swoje komórkowe muszę ciut obrobić, bo jest to jeden wielki chaos pstrykany w biegu - jak nie z roweru to z łodzi bądź w tłumie...
OdpowiedzUsuńEeeeee, do kogo to piszesz, przeca ją miszcz pstrykania w biegu. Poczekaju
UsuńNooo, Ty miszcz a ja czeladnik ;). Jak to dodać i gdzie? Człek teraz ma tyle możliwości.... fejs, insta, blog - normalnie jakaś schiza! A ja chcę to dodać z sensem. Wiem, że mało kto zwróci na ten sens uwagę, ale tu bardziej chodzi o mnie i moje poczucie konsekwencji, porzadku i logiki, o które to trudno w tym netowym rozpasieniu. Ech!
UsuńŚwietna jesteś :-) i fajnie, że znowu jesteś :-)
OdpowiedzUsuńMamo Ammara, z tą świetnością to bywa u mnie różnie, ale Twoje komplementa cenię szczególnie. Dziękuję!
UsuńPisz!! Pisz!!!
OdpowiedzUsuńElżbieto, dobry doping nie jest zły! Dziękuję i chyba znów muszę się wziąć w garść.. ;-)
UsuńTo dużo i często - to chyba nie o mnie... ale poczekaj Ty, poczekaj! Będę mieć 5 lat stażu, to się dopiero rozkręcę! Na przekór Twojemu zasuszaniu :P
OdpowiedzUsuńAno - mam nadzieję ;).
Usuń