wtorek, 24 czerwca 2014

To już rok... plus kot, który był, ale Jego też już nie ma

W Boże Ciało, 19-stego... minął ROK. JUŻ ROK! 

Czas leczy rany i łagodzi bóle, ale naprawdę, NAPRAWDĘ wolałabym, żeby te dziewięcioro małych szkrabów latało dookoła Ciebie po podwórku, po którym ciągle się krzątasz, zanim latać dookoła Twojego pomnika... To podwórko nie jest już takie jak kiedyś i na pewno nigdy takie nie będzie. Teraz takim łączącym miejscem stał się ten pomnik, eh! Żal mi... Wszystkim nam żal. Lżej mi jedynie wtedy, kiedy uświadomię sobie, że takie pomniki (bądź inne, bądź nawet żadne) czekają nas wszystkich bez wyjątku i KIEDYŚ znów się spotkamy. Bez tej wiary, życie byłoby straszne... A tak, mimo wszystko, mimo rozstań i strat, nadal jest piękne. I ten czerwcowy świat teraz taki piękny... Dojrzewające zboża, maki na miedzach, kwitnący łubin i młode bocianki z zaciekawieniem trzepoczące skrzydłami... Lubiłaś to. Myślę, że nadal lubisz. Że widzisz - na czymkolwiek to "widzenie" polega :-).

Aha! Mam też nadzieję, że masz TAM tego naszego kota, którego wcześniej mieliśmy my, i którego... już nie mamy. Mam nadzieję, że zgodnie z wolą Olka, opiekujesz się tam NIM, a ON grzeje Ci kolana... Biedak, mimo naszych wysiłków nie udało nam się go wykurować. Po półtora miesiąca, w którym to czasie skradł nasze serca, odszedł... Było to w połowie maja, a Olu nadal go wspomina, tęskni za Nim i uważa, że chce TYLKO jego. Kota pełnego ran, szaro burego malucha, którego być może ktoś się pozbył, bo znaleźliśmy go na środku szosy. Nodi Singh ;-). Żaden pers czy syjam za kasę i z rodowodem. Chuderlak bez pochodzenia, z matową sierścią i ciągle nieopanowanym nawykiem do ssania. Ssał nam koszulki, ssał pluszowego królika i najchętniej ssał... Olusia ;-). Przychodził do nas spać, głośno mruczał i jak mógł, tak cieszył się tym swoim krótkim, marnym, okupionym bólem żywotem. Zdawało się, że JUŻ, JUŻ mamy go! a tu kapizdun. Okazało się, że ma bardzo uszkodzone nerki i w pewnym momencie nie pomagały im już żadne leki. Odszedł w Pastorczyku, w samochodzie, tuż po tym jak przyjechaliśmy tam z Grajewa. Zakopaliśmy go z dzieciakami w rogu ogrodu. Grobik ozdobiony przez maluchy roślinkami i westchnieniami pełnymi żalu, dzisiaj porastają chwasty. Ale pamięć rośnie jak... niezapominajki :-).

Mamo, zawsze kochałaś zwierzaki. Teraz masz tam swojego :-). Całe szczęście, że... naszego :-). My, być może sprawimy sobie na zimę nowego kociaka. Może weźmiemy jakiegoś nieszczęśnika z P., może znów jakiegoś znajdziemy, może ktoś nam podrzuci... Nie ma mowy o zwierzęciu ze sklepu. To nie my. Zresztą, ja nigdy nie rozumiałam "fenomenu" zakupywania pupili w obliczu tylu innych, które po prostu wystarczy wziąć. Nasz Nodik szybko nas pokochał. Szkoda, że był z nami tak krótko. Ale na szczęście pozostał "w rodzinie" ;-). Trzymajcie się tam razem dzielnie! I zerknijcie na nas czasem łaskawym okiem :-))))).


I to by było na tyle. Wszystkie kwiaty Holandii znów muszą poczekać... Co by mi tylko nie przekwitły... 

PS. Chciałam wstawić jakieś zdjęcia Mamy. Ale jednak nie. Jeszcze nie tym razem.

35 komentarzy:

  1. Rok temu pisałam, że straciłam tatę a teraz już nie mam mamy, w kwietniu zmarła w 10miesięcy po tacie, jak żyć normalnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kat krzyw... czy ty zmieniłaś nick? Bo ja, z Twego opisu kojarzę Cię jako mujer, która straciła tatę 3 miesiące po naszej mamie. To Ty? Jeśli tak - jestem w szoku i nie wiem, co napisać. Takie sytuacje się zdarzają, ale... zawsze chce się powiedzieć - czemu mnie, czemu tobie... Co się stało, że i mama odeszła? Ja czasem wyobrażałam sobie, że i tata zaraz po mamie odejdzie i były to bardzo koszmarne myśli... Rozumiem Cię. Współczuję bardzo i nadal nie mogę uwierzyć... Trzymaj się Kochana. Napisz mi maila, może będzie Ci łatwiej.... :-(. Jednocześnie - proszę, nie pogrążaj się w smutku. Twoje życie nie może opierać się na śmierci... Tak, kochanych rodziców, ale jednak. Kiedyś się z nimi spotkamy, a teraz masz ciągle misję do wypełnienia - dziecko, własny los... Ściskam!

      Usuń
  2. :(
    juz rok?? tylko rok....
    u mnie w pazdzierniku beda dwa lata...ale czasami az glosu brak...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luxiu - czasem głosu brak...masz rację. Bardzo ciężko przeżywa się stratę rodzica będąc w młodym wieku i mając małe dzieci... Nie wspomnę o tym, jak to jest, gdy samemu jest się dzieckiem...

      Usuń
  3. przykre wydarzenia dzielą nam życie na odcinki... Przed i po...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kalino, w tym przypadku jakoś tak właśnie jest...

      Usuń
  4. Bez zbędnych słów, przytulam mocno :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, niczyje słowa nie są tu zbędne. Ufam ludziom i wierzę, że to, co tu piszą jest ich prawdziwą, szczerą myślą. Za przytulenie dziękuję i odwzajemniam :-))).

      Usuń
  5. Tak smutno i tak prawdziwie, ściskam mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żółwinko... Smutno co nieco, fakt, ale ja nigdy nie poddaję się smutkom. Zawsze, nawet pośród nich szukam pozytywu... Tu jest nim ten nasz kotek, który zgodnie z wolą ogółu dzieciaków i nas (ja i Bet) poszedł do... Babci (Mamy). Ktoś powie - co ona pisze? Tu matka, tu jakiś kot-zdechlak... Ale ja wiem, co piszę i co mam na myśli. Ja wiem, że ta nasza mama to z tego kociaka szczęśliwa ;-). I że łączenie jej z nim w takim moim wpisie to chyba dla niej najlepsze, co mogłabym dla niej napisać...

      Usuń
  6. Faktycznie - rok. Ściskam serdecznie, cieszę się, że piszesz o czasie-rany-leczącym.
    ps. Zjadło mi poprzedni komentarz, a zależało mi na zostawieniu śladu, bo bardzo mnie poruszyłaś tamtym wpisem. Poprzedni rok też mi zjadło. Nienasycone jest nieuniknione, i vice versa, eh.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet jak Cię zjadło... Fakt, że tu jesteś jest nieoceniony IK. Dziękuję :-)

      Usuń
  7. Joanno, kochana... to Ty zwykle do mnie dzwonisz i przytulasz na odległość, piękniej niż nie jeden blisko...
    Podziwiam Twoją wiarę, wiesz? Bo ja często kłócę się z Panem Bogiem i ciężko przychodzi mi pogodzić się z Jego wolą. W ogóle ciężko przychodzi mi myślenie o nieuniknionym... czasem staram się udawać, że to jakiś kosmos albo coś czego nie widzę, nie czuję... A to jest i nie ominie nikogo. Cholera...
    Joasiu, przytulam. Nie znajduję dzisiaj słów pociechy.
    Po prostu nic-niemówieniem łączę się z Tobą.
    Wszystkiego dobrego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moniko... zbytek słów ;-). Ja taka jestem a i ... osoby, o które się troszczę nie wyfrunęły srokom spod ogona, tak?

      Moja wiara... nie jest wcale zgodna. Bóg pewnie już nie ma sił na moje z Nim dyskusje i wątpliwości, ale... to niezły kumpel. I choć bardzo błądzę, trzymam się Go mimo wszystko.

      Dziękuję Ci za te wspaniałe słowa.

      Usuń
  8. Amishko, niezależnie ile czasu upłynie to zawsze będzie bolało - co prawda z biegiem lat coraz mniej, ale będzie.
    I dobrze, że o tym piszesz, , tłamszenie w sobie bólu nie jest korzystne dla naszej psychiki. A czemu Amsterdam się "oddala"?
    Trzymaj się Dziecino, wiesz, że jesteś wg mnie bardzo dzielną istotą.
    Buziaki;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anabell, dziekuję. Boli, ale co poradzić... Ktoś kiedyś będzie może bolał nade mną? Amsterdam raczej się przybliża (żałuję, że nie mam weny i czasu na dalsze opisy tamtej wycieczki), bo już w sierpniu lecę tam z chłopakami. I mi miło na duszy z tego powodu...

      Wiem, że masz mnie za taką... I to cholernie miłe, choć nie wiem, czy zawsze na takie dobre słowa zasługuję.

      Usuń
  9. I ja też dochodzę zwykle do wniosku, że życie jest piękne mimo rozstań i strat. Ale to Ty tak trafnie to ujęłaś. Mnie jeszcze nie dotknęła strata tych zupełnie najbliższych osób, ale myśl tę rozważałam już wiele razy (także pod wpływem Twoich wpisów) i podobnie jak Ty nie umiem przestać wierzyć w to, że takie rozstanie jest tylko na chwilę. Dziękuję Ci za Twoje wpisy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tesiu, a gdzie Ty się podziewasz?

      Strata najbliższych boli najbardziej i... paradoksalnie... daje dużo siły. Zawsze bałam się tego typu straty, drżałam na samą myśl jak osika. Bałam się tak bardzo, że kiedy TO się stało zabrakło mi tchu. Ale nie ma życia bez śmierci. I powoli, powoli, powoli... uznałam to za znak. Czegoś, czego nie unikniemy. I nie ma sensu z tym się kłócić. Spotkamy się PO, a jakże!

      Usuń
    2. Podziewam się na tylkosekretarka.blo...

      I ja myślę, że wszelkie trudności nas umacniają. Choć to trochę inna sytuacja i nie taka sobie trudność. To trochę egzamin dojrzałości/dorosłości.

      Usuń
  10. To już rok... A dopiero pisałaś, że mama odeszła! Świeć Panie nad jej duszą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Zaczytana... Czas leci jak głupi...

      Usuń
  11. Pięknie piszesz Asiu, zawsze mnie wzruszasz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marta, jestem szczęśliwa, że w ogóle Cię tu widzę. Dziękuję za te słowa!

      Usuń
  12. tak raz bawisz, raz wzruszasz raz nakłaniasz do myślenia...taka jesteś i taką Cię kocham :))) to już rok...rok...wierzę, że jakiś kot Wam spadnie z nieba....:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja tak się chybotam na emocjach, Magbill... ;-). I strasznie mi miło, że mnie za to kochasz :))).

      Kotek już prawie jest. Póki co, malutki i siedzi przy maminym cycu, ale jeszcze trochę i witaj na nowo... kuweto w łazience ;-).

      Usuń
  13. Asiulku - u nas prawie 5 , aż się wierzyć nie chce!
    Tak pięknie napisałaś, że aż ..się poryczałam.W dniu śmierci Mamy Pysia uratowała zapchlonego szczeniaczka przed utopieniem, nadal jest z nami.
    Jakiś Kocurek i na Was czeka;));*
    Ściskam Cię ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Misiu, czas to taka cholera, że przemyka jak woda przez palce. Nawet się nie spostrzeżesz, kiedy ci wiadro wody przez te palce z kranu przeleci... I tak z tym czasem - rok, dwa, pięć, piętnaście - zawsze ciężko uwierzyć, że to JUŻ tyle..

      No widzisz, jakie te nasze Mamy święte Franciszki :-). Pięknie.

      A kocurek, jak napisałam wyżej do Magbill, już jest - tylko niech się jeszcze trochę przy matce odessie. A skąd? A przyniosła nam takiego pewna dobra dusza ;-).

      Usuń
  14. Ech, ten czas.. nawet nie zauważamy, jak szybko ucieka! Przynajmniej ja tak mam. I będąc tu, u Ciebie na blogu, też mam wrażenie, że Twoje zapiski dotyczące czerwca 2013 to było tak niedawno temu...

    A co do kotów - w czerwcu bądź już w lipcu mnie moja mama kotem wystraszyła :) Ja do domu, jak gdyby nigdy nic, przebieram się w pokoju przy niedomkniętych drzwiach, a tu mi pod nogami jakieś małe czarne przebiega! Ależ podskoczyłam: co to, skąd, jak... Okazało się, że pojechała na jagody i poza jagodami przywiozła z lasu małego udomowionego kotka. Ktoś go po prostu wyrzucił w lesie. Jednak człowiek to najgorsze ze stworzeń na tej planecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czas mija podstępnie Aniu... Nie widać takiego, a czuć jak upływa. Zwłaszcza wtedy, kiedy go nie liczymy.

      Niestety, są ludzie, których nie godzi się nawet nazwać... zwierzętami. A jeśli chodzi o kota - mamy już nowego (nową).

      Usuń
  15. dodam po cichu, uwielbiam Cię czytać....wzruszasz niezmiennie...

    OdpowiedzUsuń
  16. Wracam tutaj po raz kolejny. Tym razem jeszcze bardziej zaciska mi się gardło. Moja mama zginęła 6 tygodni temu - czy z czasem będzie łatwiej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marta, bardzo mi przykro... Zginęła? Wypadek?

      Będzie łatwiej Marto... Czas naprawdę działa...

      Usuń
  17. Tak, zgineła w wypadku. Młody chłopak zasnął za kierownicą i wjechał czołowo w moich rodziców. Mama niestety nie przeżyła.
    Jest okropnie cieżko. Trudno mi uwierzyć, że będzie znowu dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  18. Jak szybko mija czas widać po dzieciach,które dopiero co się urodziły a tu już kończą 18.,30...

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).