piątek, 19 grudnia 2014

Wąż świąteczno-weselny

Jeśli nie napiszę dziś, to w tym roku (chyba) nie napiszę już wcale. A wypadałoby. A zatem piszę. Cokolwiek, jakkolwiek, byle w ogóle "kolwiek".

W poprzednim poście była u mnie zima. I był to niezwykle pozytywny i właściwy porządek świata. Co mamy obecnie? Dziś jest stopni +9 i mżawka. Co to ma być, do diaska?

Za 2 dni wyruszamy w naszą świąteczną podróż. Moja waliza a'la czerwony słoń zawala w mieszkaniu już od sierpnia, waliza Em zawala w nim od jego powrotu z Ams w ubiegłym tygodniu. I są to jedyne jak dotąd elementy do naszej wyprawy "przygotowane". Reszta zawala jeszcze kosz z brudami, pralkę oraz szafy i szuflady. Nie wiem, czy część nie zawala jeszcze półek i wieszaków sklepowych... 

Pierwotna wersja wyjazdu przewidywała start w sobotę rano. Tymczasem jednak, start ma nastąpić również rano, acz dopiero w niedzielę. Nie wyobrażam sobie bowiem, bym miała pakować wszystkie manele, czyścić Kiarową kuwetę, obmyślać i szykować "podróżne menu" dziś po pracy. Sobota, jako dzień wolny pozwoli mi wszystko zrobić ze spokojem (czyżby?). No i - skoro na Święta wybywamy hen hen, wypadałoby udać się dziś na Pastorczyk, spędzić z tamtejszą bracią nieco czasu, pożyczyć jej Merry Christmas i zostawić auto (tydzień pod blokiem = ryzyko - może nie takie, że mi je gwizdną, ale że nie jeżdżone potem mi nie zapali; akumulator niby dobry - no, ale ja przezorna jestem). 

Podróż zapowiada się długa jak zima stulecia (której teraz ani widu, ani słychu). Najpierw autobus do Warszawy, potem pociąg do Krakowa. Łącznie jakieś 9 godzin, ale nie zaprzątam sobie tym głowy. Książki, smartfony, tablety, drzemki, zabawki - damy radę.

W Krakowie odbiera nas moja przyjaciółka i jedziemy do niej na podkrakowską wieś. Do Zakopanego wyruszymy z Kraka 23 grudnia rano. Wracamy 27-ego. Ostatni raz widziałam góry we wrześniu 2007 roku. Byłam wtedy na 2 dniowym szkoleniu z pracy i jedyne, co mi było dane poza tym szkoleniem, to spacer po Krupówkach... Był też wtedy ze mną Oluś :-). Jako czteromiesięczny zaczątek siebie samego :-). Także - Aleksander pojedzie teraz do Zakopanego po raz drugi, choć zobaczy je swymi pięknymi oczętami po raz pierwszy :-). Kiedy ja pierwszy raz zobaczyłam góry (a miałam wtedy 27 czy 28 lat!) - wydawało mi się, że jestem w bajce, w zupełnie innym świecie. Byłam zafascynowana przez duże Z. Liczę, że wszyscy moi trzej panowie podzielą teraz moją ówczesną fascynację.

Wyprawa, choć daleka, nie "przeraża" mnie jednak tak, jak wesele Bet. Nie wiem, co ta dziewczyna miała w głowie, żeby wybrać na świadków mnie i Em... W zasadzie to zamiast Em miał być najpierw kolega Barta, ale ponoć żona tego kolegi poczęła robić problemy. Że będzie się źle czuła. Że będzie to nie fair w stosunku do niej i takie tam. Ponoć, po prostu zazdrosna o tego swego mężona jest.

Także, skoro żona wyżej wspomnianego kolegi miałaby się czuć niekomfortowo w sytuacji, gdyby jej mąż stał obok mnie (stał! bo wszak nic innego!) w kościele, Bet szybko zadecydowała, że męża tego zastąpi inny mąż, czyli mój własny. Zapytałam więc tego męża swego, co on na to, tłumacząc zarazem dlaczego właśnie tak. Nie zrozumiał za bardzo pobudek żony męża, który pierwotnie miał mi towarzyszyć, gdyż on sam nie czuł dyskomfortu na myśl, iż jego żona będzie stała w kościele z cudzym mężem w zaszczytnym, bądź co bądź celu. Niemniej, jako że bardzo lubi moją sis i kibicował jej w układaniu sobie życia, zgodził się bez szemrania. No, trochę mu było nie w smak, bo zamierzał robić video i zdjęcia z ceremonii, ale kapizdun - przepadło. Kto inny stanie za kamerą, a on pokornie - stanie przed ołtarzem. 

Bet uparła się, bym ja jej świadkowała, choć namawiałam ją na jakąś młodą, niezobowiązaną parę. "My stare dziady jesteśmy, żonate, dzieciate, poszukaj kogoś innego" - perorowałam. Niemal się obraziła, więc zaprzestałam kwękania i wzięłam to na klatę. Ja mam lat 41, Bet 27. Nie mamy innych rodzonych sióstr. Można powiedzieć, że wychowałam Bet, bo jednak 14 lat różnicy robi swoje. Polegamy na sobie i wspomagamy się na każdym polu - zwłaszcza teraz, kiedy nie ma już Mamy. Kiedy urodził się mój pierwszy syn - kogo wzięłam na chrzestną? Wiadomo. Kiedy braliśmy z Em ślub cywilny, kto był moim świadkiem? Wiadomo. Kiedy braliśmy ślub w kościele, kto mi świadkował? Wiadomo. Kiedy urodził się Tomaszek Bet, kto został jego chrzestną? Wiadomo. Kiedy więc teraz Bet bierze ślub... być może to naprawdę oczywiste, że ja powinnam być jej świadkiem? Ma ktoś wątpliwości? Bo ja już chyba nie... I poświęcę się, choć uwierzcie - dla mnie to zaiste poświęcenie jest!

Bo.

1. Chcąc nie chcąc, może nie na pierwszym ogniu, ale jednak będę w jakimś tam centrum zainteresowania (a ja nie lubię!!!). Do tego ten mój mąż innowierca i obcokrajowiec... Wiele osób z mojej rodziny i znajomych go zna, sporo zna jedynie ze słyszenia, a inni wcale, więc pewnie co niektórzy "będą się gapić". Nie będzie za bardzo na co, bo Em nie odbiega od nas wyglądem na tyle, by budzić podejrzenia, kontrowersje, czy też niezwykłą ciekawość. No ale... No właśnie co ale? Co ale? Czy ja mam się tym przejmować? No nigdy! Może wręcz przeciwnie - powinnam być z tego dumna?

2. Będąc świadkiem - trzeba jakoś wyglądać. Nigdy, przed żadną imprezą, większą, czy mniejszą, nie chodziłam ani do fryzjera, ani do kosmetyczki. Czy to wesele, czy bal prawnika, czy bal firmowy, czy własny ślub. Nigdy. Jak mogłam, tak się ogarniałam sama i zwykle na dobre mi to wychodziło. Tym jednak razem - iść muszę, bo inaczej się uduszę. Z rozpaczy. Profesjonalnie mejkapować się nie umiem, pazury zwykle mam krótkie i nie pomalowane, bo choć pomalowane bardzo mi się podobają, to sama nie mam serca do ślęczenia z buteleczką i pędzelkiem we własnych łapach nad własnymi łapami... Włosy - mój problem odwieczny - zostały przedwczoraj odmalowane i przed ślubem będą musiały oddać się w profesjonalne ręce, co by chociaż tego dnia mnie nie dobijały. Uhodowałam je już do ramion i nie zamierzam ścinać. Albo poproszę o tzw niedbałe upięcie (nic ścisłego i nic gładkiego), albo lekkie pofalowanie, czy pokręcenie i puszczenie wolno. 

3. Sukienka. W sklepach on real nie znalazłam ŻADNEJ, która zaspokoiłaby mój wybredny gust. W sklepach on line zamówiłam... 10. Dziewięć odesłałam z Panem Bogiem niemal natychmiast. Ostała się ino jedna, która również nie jest szczytem moich marzeń-wyobrażeń, ale spełnia kilka podstawowych kryteriów: zasadniczo jest prosta tzn. bez zbędnych ozdób, gadżetów i innych pierdół, jest w moim ulubionym granatowym kolorze, jest wygodna i nie krępuje ruchów. Długość jest tu akurat średnia - lekko za kolano, ale: sukienek długich nie trawię i musiałaby to być jakaś super hiper wyjątkowa, bym mogła ją na siebie włożyć, sukienki krótkie i dopasowane lubię bardzo, ale odpowiedniej nie znalazłam, a ponadto - pomyślałam, że na wesele w mojej roli wypada mieć coś, co za wiele nie odsłoni, bo jeszcze się cudze męże zbieszą i będę miała do czynienia z ich żonami. A ja wszak pacyfistka jestem i konfliktów unikam. Góra sukienki jest dopasowana a dół taki, że sobie spływa delikatnymi fałdkami i tak je skonstruowany, że jak zakręcę pirueta na szpili od Badury to będę wyglądała jak granatowy spadochron, co to w turbulencje wpadł :-).

4. Ślub zimą ma to do siebie, że ciężko wystać w kościele w outficie z cienkiego tiulu, tudzież pajęczej koronki, prawda? Trzeba zatem coś odpowiedniego na te tiule wewlec, co by potem nie latać jak ten kot z pęcherzem, jak też nie dygotać przed ołtarzem jak osika. Kurtki narciarskiej, ni czarnego płaszczyka z kapturem człek nie wewlecze, bo jakżeby to się miało do całości? Jak ten kwiatek do kożucha, świnia do siodła, czy wół do karety? No nie da się i już. Płaszczyków w kolorze bardziej jasnym, niż ciemnym znalazłam on line sporo i nawet kilka zatrzymało na dłużej mój wzrok. Ale: po pierwsze; cenom powyżej 300 zł odmówiłam współpracy, a tylko w takich cenach były te szmaty, które ewentualnie mi się podobały, po drugie: wysłuchałam jak zwykle głosu rozsądku i uznałam, że nawet gdybym podjęła współpracę z tymi cenami, to: czy ja później jeszcze gdzieś taki ciuch założę... No znam siebie. Nie założę. Nie jestem elegantką. No ni w ząb nie jestem i nie zamierzam udawać, że jestem. Może nie chodzę odziana jak ten łach ostatniej kategorii, ale płaszczyki, eleganckie spódniczki, żakieciki, garsoneczki to nie ja. Moja ewentualna "elegancja" to dżinsy, szpilki i koszula, bądź naprawdę proste sukienki, czy spódnice.

W związku z tym, że z płaszczyków on line zrezygnowałam, a on real nie znalazłam ANI JEDNEGO godnego uwagi - zakupiłam sobie ciemnoniebieski ażurowy sweterek oraz ponczo z jasnej wełny, które łącznie kosztowały mnie 110 zł. I tymi oto dodatkami zamierzam się ocieplić i wyglądać przy tym inaczej niż normalnie, czyli deko nienormalnie, ale zarazem oryginalnie. Jestem szczęśliwa, że nie dałam nabrać się na żaden paniuśkowaty płaszczyk, który by mi potem służył jako pokarm dla moli. Co prawda nie jestem pewna, czy aby wełniane ponczo też za niego nie posłuży, bo mole akurat bardzo w wełnie gustują, ale co dać pożreć molom 75 zeta, to nie 3, czy 4 stówy. Ślub ślubem, ale kasę szanować trza! 

Bet dała mi absolutnie wolną rękę w kompozycji stroju. Obie doszłyśmy jedynie do wniosku, żebym nie przyoblekała się w biel, ani czerń. Aczkolwiek kocham czerwień, z tego koloru również zrezygnowałam, co by nie bić nią po ludziach jak krwawiącym sercem. Róży, beży, seledynów, błękicików i innych pastelików... no cóż, nie lubię, więc ostałam się przy moim ukochanym granacie. W grę wchodził jeszcze brąz, fiolet, jakaś ciemna zieleń i ewentualnie szarość czy srebro. No, ale w tych kolorach nie znalazłam niczego ciekawego... Boziu, jaka ja wybredna jestem. Na 100 sukienek odpowiada mi dosłownie kilka. Też tak macie?

Bet będzie miała suknię ecru. Na wierzch, teściowa ma jej dostarczyć jakieś (olaboga) futro... Nie widziałam ni sukni, ni futra, nie umiem ocenić. Kiedy opisałam Bet swoje odzienie - zaklęła po swojemu (sorry za dosłowność) - "Kurwa, coś czuję, że będziesz wyglądała lepiej ode mnie". Oooo, zapewne. Mam już ponczo, jeszcze tylko pióropusz, tomahawk, koń i wszystko gra! Bet jest ode mnie sporo wyższa i tęższa, choć nie gruba, stąd zawsze ma kompleks na swoim tle. "Mam bary jak chłop od wideł" - żali się, po czym dodaje "ale co tu się dziwić, w końcu hoduję bydło i widłami obracam"... W ubiegłym miesiącu po raz pierwszy w życiu ścięła swoje długie, kręcone włosy. Nie na chłopaka, ale jednak na krótko. Ma taką kręconą szopę i bardzo jej do twarzy. Wszystkim bardzo przypomina teraz naszą Mamę. A ja - paradoksalnie, po raz pierwszy w życiu mam teraz włosy długie (tzn. długie w moim pojęciu). 

Coś czuję, że ten ślub i wesele mogą być wyjątkowe... Ani mnie, ani Bet nie brak poczucia humoru, luzu i dystansu do siebie. Odpalimy więc pewnie całkiem niezłą imprezkę LOL. Najbardziej zestresowany wydaje się być Pan Młody, ale stres przechodzi mu po jednym głębszym, więc chyba trzeba będzie go w ten sposób odstresować, bo inaczej jeszcze się odwróci na pięcie i zwieje z tego kościoła. Wymyśliłam też orszak weselny dla Bet. Wszystkie nasze dzieci (tzn naszej Piątki - sztuk 8, 9-ta za duża, a 10-ta za mała) ustawione w pary będą prowadziły młodych do ołtarza. Synek Bet i Barta oraz chrześnica Bet mają nieść obrączki i iść jako pierwsi. "Bet, a jak Tomaszek upuści to, co niesie, albo te dzieci się pomotają?". "Pierdolę to. Co wywali to się podniesie, jak się pomotają, to się i odmotają, mój ślub i moje zamieszanie, jak się komuś nie spodoba, to jego problem". Cała Bet. 

No i, co ważne. Prawie wszyscy goście zapowiedzieli, że przybędą. Ba, nawet Ci z bardzo daleka przyjadą. Może być nawet 200 osób... A miało być kameralnie...

Czy ja aby nie przegięłam pały z tym postem???

Przegięłam. Ale jak zwykle, samo mi się pisało i pisałoby się jeszcze dalej, dalej i dalej, gdyby nie fakt, że muszę się odczepić od komputera. 

Być może odezwę się z gór (krzyknę ahoj i echo je do Was poniesie ;-)), być może skrobnę po powrocie. 

Życzę Wam wesołych Świąt! Na białe chyba nie ma co liczyć, ale może zdarzy się jakiś cud? Spokoju, bądź niepokoju (co kto woli), radości, śmiechu, miłej atmosfery, miłych ludzi obok, pysznych dań, udanych prezentów, szczęśliwych podróży i błogosławieństw wszelakich. Od tego Maluśkiego kiejby rękawicka :-). Ahoj!

31 komentarzy:

  1. Rozpisałaś się, ale jak zawsze świetnie się to czyta.
    Czekam na relację z wesela i może jakieś zdjęcie się pojawi.
    Kochana również wesołych świąt i samego dobra.Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żółwinko, zdjęcie pewnie się pojawi - wszak czasem jakieś wstawiam. A to rozpisywanie się ma dla mnie sens, bo za jakiś czas odkrywam wartość takich zapisanych wspomnień, nawet jeśli są to pierdoły o sukience, czy innych pozornie mało istotnych rzeczach. Buźka z wzajemnością :-).

      Usuń
  2. Ależ zazdroszczę Wam tej wyprawy w góry :)
    Wypoczywajcie i cieszcie się sobą!
    Oby to były piękne święta mimo, że nie zanosi się aby były białe ;)

    Pamiętam jak kiedyś wspominałaś u mnie o Siostrze i Jej wybranku...to ten sam?
    Życzę Jej, Im w zasadzie. Ogromu szczęścia, miłości, cierpliwości i wyrozumiałości!
    Wszystkiego dobrego na Nowej Wspólnej Drodze Życia!

    Wesołych Świąt! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i już po świętach - były fajne i w części białe :-))).

      Tak, moja droga to ten sam Wybranek :-))).

      Usuń
  3. 1. Wkrótce po Twojej wcześniejszej opowieści o słoniu, nabyłam własnego. W kolorze czarnym. Miał być w jakimś uroczym, ale z ciężkim sercem zrezygnowałam, bo pomyślałam, że gdyby Tesiowy potrzebował słonia, to w uroczym kolorze nie będzie chciał. Poświęcenie wiele mnie kosztowało, ale droga do domu była daleka i zdążyłam sobie znaleźć masę pocieszających myśli. W domu dowiedziałam się, że Tesiowy walizek używać nie planuje, bo jego plecaki sprawdzają się najlpiej. No nie warto się poświęcać!

    2. Ty i Mąż przed ołtarzem... To już Wasz trzeci ślub ;-)

    3. A jedziecie Pendolino? :-)

    Udanego wyjazdu i Wesołych Świąt!!! I super-wesela, że o becinej super-nowej drodze życia nie wspomnę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Nie warto! Najlepiej jak każdy ma własnego, odpowiadającego mu osobiście słonia ;-).

      2. No, trzeci ślub jak w mordę strzelił ;-)
      3. Nie Tesiu, nie Pendolino... raczej włóczegino (zwłaszcza z Warszawy do Krakowa, bo odwrotnie była już inna trasa i o wiele szybciej).

      Wypad był udany, teraz jeszcze weselicho i oddech od atrakcji ;-).

      Usuń
  4. Bardzo fajny Waz :)
    Nie mam nic przeciwko, mozesz tak czesciej :)
    Koniecznie zdaj relacje opisowo- zdjeciowa!
    Kochana, wspanialego pobytu w Zakopcu, udanego wypoczynku i cudownego Weseliska!!
    Sciskam swiatecznie- noworocznie :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lux, dzięki. Było fajnie. Postaram się co nieco opisać!

      Usuń
  5. Bardzo fajnie, że piszesz. Czekałam na nową nocię!

    Ta żona to jakaś.... głupia. Ale cóż... :D

    Jak czujesz, że będzie fajnie, to na pewno będzie! Życzę Waszej czwóreczce niezapomnianych wrażeń! Wszystkiego dobrego i do przeczytania! A - liczę na jakieś śliczne fotki z gór! :)

    PS Szkoda, że nie pobędziecie w Krakowie.

    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W każdym razie - pomacham w odpowiednim momencie w stronę dworca. :) (O ile nie będę spać :P)

      Usuń
    2. Moja droga - myślę, że wesele się uda. Wypad w góry wypalił. W Krakowie na Rynku byliśmy w poniedziałek 22-ego, ale pogoda nie zachwycała, więc nie zmarnowaliśmy tam wiele czasu... Zmarnowaliśmy go zaś nieco w Galerii Krakowskiej, bo wiadomo - tam przynajmniej ciepło, nie wiało i na łeb nie padało :-). Podoba mi się ta Galeria, swoją drogą.

      Usuń
    3. Tak? A mnie Krakowska podoba się najmniej, ale to chyba w związku z ilością ludzi. No i wizualnie pasuje jak nos do d*** do zabytkowych budynków poczty i dworca. Czekam na relację!

      Usuń
  6. Kochana! Wesołych, cudownych Świąt i wspaniałego wesela (tylko nie wiem, której z Was go bardziej życzyć: świadkowej czy Młodej;)! Z niecierpliwością będę czekać na relacje z wszystkich punktów wycieczki, w tym ze skoku ze szczęścia pod skocznią (wiesz którego), i z weselicha! :*

    A gdy tak czytam Twoje perypetie świadkowej... jakby były moje! Te sukienki - masakra! Na szczęście ja trafiłam on line pierwszą i na lipcowe wesele miałam ją już w maju albo i jeszcze kwietniu. Gorzej było z butami, bo nie mogłam przecież za mocno wystawać ponad parę młodą i świadka, a przy moich 173 cm + obcas i przy wzrostach młodej 158 cm, a panów: 175 i 180 cm... ale znalazłam idealne sandałki z obcasem 7 cm :)
    Fryzurę i makijaż - co się w tych czasach chyba nie zdarza - też zrobiłam sobie po raz pierwszy profesjonalnie, w salonie, a nie na szybko w domu przed lustrem w niezbyt korzystnym świetle :)
    No i to bądź co bądź bycie na świeczniku tuż obok młodych... ależ mnie to stresowało! Bo też nie przepadam. A kompletnie nie zauważyłam, że byłam za tym podwyższonym stołem w centralnym miejscu imprezy, sporo skupiało się też na mnie, poza może maks. 15-20 osobami na 170 gości nikogo nie znałam, a przecież trzeba się uśmiechać do wszystkich - było super, bo młodzi fajni i wesele fajne. Życzę Wam co najmniej takich wrażeń, jak moje w lipcu :)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano - życzenia dobrego wesela przydadzą się i młodej i mnie ;-). Ba, wszystkim! Trochę mnie przeraża to, że może będzie zbyt zimno, ale zapewne panikuję zawczasu... Zobaczymy.

      Co do skoczni - nie udało się mi do niej dotrzeć, niestety, aczkolwiek widziałam ją z pewnej odległości ;-). Mam jednak sporo zdjęć z Kasprowego Wierchu i ze stoku obok hotelu - na pocieszenie :-).



      Usuń
    2. Więc życzę obu połamania szpilek (ale nie tak dosłownie!)! :)

      Na pocieszenie... wiesz, że we wtorek przed Wigilią na skoczni były mistrzostwa Polski? Inni poskakali za Was ;)

      Usuń
  7. Spoglądając spod hotelu Kasprowy na Giewont, bądz tak miła i pozdrów go ode mnie. I całą panoramę Tatr widoczną z Równi Krupowej (to centrum Zakopańca pomiędzy hotelem Giewont a dworcem kolejowym).Najlepszego dla Ciebie i Twoich trzech Chłopaków.
    Miłego, ;)
    A do tego kościoła, gdzie z pewnością upału nie będzie to załóż ciepłe niewymowne albo rajstopy 60 DEN, żebyś nie musiała potem paść się żurawiną:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anabell, mieliśmy pokój z widokiem na Giewont :-). Pięknie. Z uwagi na szybko zapadający zmrok, dzieciaki i jednak okrojony czas (3 i pół dnia) nie miałam możliwości być tam, gdzie zaplanowałam, ale i tak pobyt zaliczam do udanych :-).

      Jestem zmarźlakiem, więc do kościoła ubiorę się tak, by nie zamarznąć na gnat, a niekoniecznie by tylko zadać szyku ;-).

      Usuń
  8. wesołych i przede wszystkim śnieżnych świąt miłej zabawy i szybkiej podróży czekam na fotorelację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Yvette! Śnieg był 2 dnia świąt, zabawa i pobyt fajowe, podróż i TAM i Z POWROTEM - długieee, ale szczęśliwe. Wpis i zdjęcia - będą, ale cierpliwości!

      Usuń
  9. Rozpisałaś się, ale ja uwielbiam Cię czytać.
    Wypoczywajcie w górach i dobrej zabawy na weselu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję k :-). Bardzo. Było git! Teraz jeszcze wesele i powrót do normalności :-).

      Usuń
  10. wiesz co?
    Przytulam Cię z całych sił!;))
    I czekam na dłuuugą relację;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Misiu, odwzajemniam przytulaka! Relację postaram się "opracować" krok po kroku...

      Usuń
  11. usunęłam komentarz ciapa ze mnie........................... opanuję furię i wrócę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyno, też mi się to zdarza i też mnie wtedy ogrania furia! Niemniej - dzięki za odwiedziny, tak czy siak!

      Usuń
  12. Soł.... Włosy nie mogą być pańciowate. Znam Cie i wiem, że będzie idealnie :) Lekko pofalowane, podniesione delikatnie, puszczone wolno. A jakże :)
    Kiecka na pewno jak z bajki (liczę na liczne fotorelacje z wydarzenia tegoż). I szczęście wielkie, że będzie oryginalnie - w temacie świadka innowiercy, męża własnego i odzienia i wszystkiego innego. A że 200 osób... no cóż :) Poradzisz sobie :)
    Joasiu, wszystkiego dobrego! Na to wesele, na nową drogę życia Bet, na zapoznanie z górami Twoich trzech mężczyzn i na Nowy Rok.
    Całuję i szczęścia życzę :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sun, już sama nie wiem co ja z tymi kudłami zrobię... Bo niby rozpuszczone są ok, ale ja nie lubię jak mi coś po twarzy masia... Najwyżej je potem zepnę i kwit.

      Kiecka z bajki... Hmmm... chyba niezbyt. Jest raczej dość prosta i skromna, bo wiesz, że ze mnie to taka księżniczka jak z koziej d... no ten tego - trąba! he he he ;-).

      Dzięki Ci kochana za miłe słowa i życzenia! Mnie niech by nie było gorzej, a Bet- dobra, nowa droga życia na pewno się przyda! ;-) Odściskuję mocno!

      Usuń
  13. Życzę zatem szalonej zabawy na weselu, na 200 osób to całkiem spora będzie impreza. Świadkowa to dla mnie też niewdzięczna rola, trzeba trzymać fason i wszyscy się gapią ale na szczęście są jeszcze poprawiny:) A o wyborze sukienki również mogłabym pisać elaboraty:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak Karowa, chyba też wolę poprawiny - na luzie i bez nerwów ;-). Niemniej - liczę, że i wesele się uda... ;-)

      Usuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).