środa, 18 lutego 2015

Wilkołak i kot

Powziąwszy zamiar dłuższej walki z domowym kurzem, wypiłam wczoraj po południu kawę. Kawa do kurzu zasadniczo ma się nijak, ale do wieczora i owszem. Niezwykłam pić jej bowiem później niż o 14, a i to zdarza się bardzo rzadko. Wczoraj zaś wyżłopałam ją po 16-stej... I koniec. Koniec ze snem o normalnej porze. Rześka byłam jak ten skowronek do... po-północy!

Do około 22-iej, zgodnie z planem, zmagałam się ze wspomnianym kurzem, ale kiedy stwierdziłam, że mam go już po dziurki w nosie (dosłownie i w przenośni), siadłam na kanapie i wtopiłam się w lekturę najnowszego "Twojego Stylu". Dzieci spały, mnie, chodzącej zwykle spać z kurami, senność - z wiadomych względów - wyjątkowo nie nękała, postanowiłam więc wykorzystać ten stan na tzw chwilę dla siebie... Oczywiście siedziałam przy włączonym telewizorze, bo cicho i ciemno nie zawsze znaczy przyjemno. No i telewizor ten sprawił, że lekturę magazynu cisnęłam w kąt (zresztą niezwykle mnie nudziła...) i zatrzymałam się pilotem na TVP 1, gdzie na ekranie ujrzałam Anthonego Hopkinsa. Mroczne obrazy, demoniczna muzyka... Sprawdziłam na tablecie tytuł. "Wilkołak". Horror. O kurka wodna, pomyślałam. Późny wieczór, na chodzie tylko kotka i ja, dodatkowo kotka marcuje, wydaje dziwaczne dźwięki i łazi jak nawiedzona, a ja tu mam wilkołaki oglądać? Niemniej, film mnie wciągnął i choć był dość przewidywalny, obejrzałam go z... przyjemnością? Chwilami troszeczkę się strachałam, ale niekoniecznie samych wilkołaków, bo choć urodą nie grzeszyły, to zasadniczo dały się znieść. Bardziej wzdrygałam się na niektóre "ciosy" muzyki. Muzyka w filmie robi bowiem często 3/4 roboty... Nie umiem powiedzieć, czy lubię horrory, bo oglądałam ich w życiu zaledwie kilka, ale też horror horrorowi nierówny. Wczorajszego "Wilkołaka" nazwałabym bardziej filmem grozy, bo horrorem to był dla mnie niejaki "Zły skręt". Oglądałam go jakieś 10 lat temu i nie wiedzieć czemu zapamiętałam. Być może dlatego, że to właśnie nieliczny z tego typu filmów, które me oczy widziały i dodatkowo naprawdę makabryczny. "Wilkołaka" obejrzałam też z uwagi na samego Anthonego, którego uwielbiam. Nadaje ci się on do takich ról, oj nadaje... Lubię filmy, które trzymają w napięciu i po wczorajszym, najwidoczniej lubię się trochę bać. Czyżby więc wychodziło na to, że lubię horrory? (lubię?).

No, ale dalej. Siedzę więc sobie, oglądam te straszności, zerkam na telefon, a tu hoop! 00.00, zerkam na ekran, a tam hoop! Wilkołak skacze przez las i pannę goni. Ale sytuacja, myślę sobie... Dobrze, co mam rolety po całości zjechane i nie widzę stanu księżyca. Bo jakby pełnia była, to resztki odżywki z paznokci zeżarte na poczekaniu... Ciekawe, myślę, czy jak pójdę do łazienki to mnie tam zaraz jakieś diablisko wątroby nie wyszarpie... (bo taka scena w filmie była). Idę jednak, bo siku wzywa. Wyłażę za róg fotela w przedpokoju, a tu hoop!!! Aż mi serce do oczu skoczyło! Aż mi ta biedna wątroba ze strachu w pięty uciekła...

O żesz, cholero ty jedna!!! To Ty tak mnie w swój własny Dzień Kota traktujesz??? Tak Ci dzisiaj Oluś szczerze życzył pełnej miski, kota za męża, 5 kociaków i naszej miłości, a Ty chcesz mu matkę na zawał zejść??? Miałam ochotę za ogon i o ścianę, miałam ochotę trzepaczkę od dywanów zdjąć z boazerii i futro potraktować, ale... wszak kocham Ci ja tego naszego wilkołaka i oszczędziłam, mimo potu na skroni i palpitacji w piersi. Reprymendę dałam jednak jak należy. Wysłuchała mieląc ogonem i wybałuszając żółte gały.

Tak to się kończy oglądanie wilkołaków po nocach... Idzie człek po ciemku do łazienki i z powodu własnego kota niemal się na drugi świat nie wykopyrtnie... Choć, kot nasz, przyznać należy, zaskakiwać lubi, niezwykle skoczny, bojowy i energiczny jest. Nie jest to bynajmniej ciepła, miła i łagodna klucha śpiąca na poduchach, o nie. To kocica z charakterem, która jak ma powód (bądź ochotę), to po prostu atakuje - znienacka albo wprost. Hoop! I już Ci na łydce okrakiem siedzi i zębiskami stan umięśnienia sprawdza. Miła jest tylko wtedy, kiedy ona tego chce, czyli nad ranem przy misce z żarciem ;-). Czasami też w nocy, kiedy ma ochotę się ogrzać i włazi mi na klatę depcząc ją zapamiętale pazurami i wtykając mruczący pysk albo pod moją brodę, albo do mojego ucha... No i: nasza Kiara aportuje zabawki! Jak najlepszy pies! Taki trochę kot-dziwoląg...

O matko! A może to... właśnie wilkołak jest??? Aaaaa....!

PS. Skutki bycia rześkim do północy, w obliczu budzika drącego ryja o 5 rano są... niemniej makabryczne, niż widok wilkołaka drącego ryja do księżyca...

20 komentarzy:

  1. TVP1 dość często emituje dobre filmy, niestety zawsze o późnych porach.
    Może nie jestem zwolennikiem horrorów, ale kilka naprawdę dobrych filmów widziałam.
    Wczoraj był podobno dzień kota, niestety nie przepadam, zawsze kicham, kiedy się koło mnie pojawiają:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, zawsze co dobre, to późno... Ale czasem warto zarwać nockę - niekoniecznie na wilkołaki hi hi hi. A jakie dobre widziałaś? Podrzuć tytuł, a nuż obejrzę? I znów się własnego kota wystraszę ;-)> Tak, wczoraj był Dzień Kota. Nasza obchodziła z wielkim lamentem! Bo chyba faktycznie kota chce!

      Usuń
  2. Wysterylizujesz kicię i głupoty w kocim łebku przeminą. I zrobisz to najpózniej po następnej rui- tę wiedzę nabyłam od znajomych posiadaczek kocic. Należę do nocnych marków, ale gdy się normalnie pracuje to jest to niebywale męczące. Nie da się ukryć, że domowe koty przeważnie za grosz nie mają taktu- budzić pańcię o 4 nad ranem- fe, nieładnie! Mój pies nie miał takich nawyków- poranny spacer najczęściej był dopiero o 8 rano latem a zimą to ja musiałam go ściągać z łóżka i wychodziliśmy dopiero około 9,30. A wieczorem o 22,00 ten mały tyran zaganiał mnie do łóżka, bo przecież prawdziwy pies nie sypia sam, we własnym posłanku, ale w pani łóżku i to koniecznie z panią.
    Buziaki dla Was,;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę musiała ją wysterylizować, ale ona jest jeszcze młodziutka (nie ma roku) i mi jej póki co żal... Niemniej, udam się na konsultacje do weterynarza już niebawem.

      Zgadzam się z tym, że normalne, prawdziwe psy nie sypiają same, a z panią/panem w jej/jego łóżku. Wiem coś o tym ha ha ha. Ja w P. to potrafiłam spać z 2 psami i jeszcze koty się tam trafiały... Co za czasy!

      Niedospana noc będzie zaś ciągnęła się za mną aż do jutra - podejrzewam. Buziaki Anabell!

      Usuń
  3. Nie lubie horrorow, to nie moj ulubiony gatunek filmowy, ale kiedy obsada niczego sobie to czemu nie- popatrzec mozna. Kiedys ogladalam taki horror , horror soft z Michelle Pfeiffer i Jack´em Nicholsonem, ktory zwal sie "Wilk" ( 1994). Kurcze jaka Michelle byla piekna wilczyca:)) I wcale, ale to wcale sie nie balam choc nie przecze, ze momenty byly:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój też nie ulubiony i jak napisałam, w życiu widziałam zaledwie kilka, ale myślę, że jak film jest dobry i obsada dobra, to nawet horror można obejrzeć z przyjemnością (o ile słowa horror i przyjemność można łączyć ha ha). Ten film z Michelle... Ciekawe, czy ja go też kiedyś nie widziałam... Coś mi się tam majaczy w główce...

      Usuń
  4. No patrz, że ja nie wiedziałam o dniu Kota, a mam Ci ja jednego wiejskiego dziada pod dachem!
    Może dziś sprezentuję mu kiełbaskę, albo szyneczkę tak w ramach jego święta :)
    Nie oglądam horrorów, baaa ja w ogóle telewizji nie oglądam.
    nie żebym jej nie miała, bo owszem stoi sobie pudło w salonie, i nawet chodzi, ale mnie wnerwiają treści, którymi nas odbiorców częstują :P
    A horrorów boję się od dziecka! Nigdy nie zapomnę jak biegając po kanałach trafiłam na scenę gdzie kościotrup składał się jak chińskie ZET! Mało mi wtedy oczy z orbit nie wylazły, a serce prawie stanęło!
    Jak byłam małym smarkiem i podglądałam jakieś straszydła w TV to potem budząc się w nocy na siku, zapalałam wszystkie możliwe światła i śpiewałam na całe gardło piosenki, żeby zagłuszyć prześladujące myśli :P
    Noo taka byłam :P
    Buziaki :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musisz nadrobić Dzień Kota. Koniecznie! ;-) W sumie, gdyby nie radio i FB to ja też bym nie wiedział o tym dniu ;-).
      A horror - taki jak ten Wilkołak to ja jednak chętnie obejrzę ;-). Najgorsze są te głupawe, gdzie łażą trupy i latają siekiery ;-). Brrr...

      Usuń
  5. a ja nie umiem pojąć dlaczego jako dziecko lubiłam horrory, a teraz się ich boję...
    a, że późnym wieczorem wiele fajnych filmów zarówno fabularnych jak i dokumentalnych, to święta prawda
    jedynym plusem jest to, że nie są przerywane reklamami, co daje nadzieję na dotrwanie do końca ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby nie było - też nie umiem tego pojąć ;-). Mammo ;-).

      Usuń
  6. Na mnie kawa nie dziala- raczej juz zielona herbata :O wiec tej wlasnie unikam.
    Horrorow nie lubie, choc czlek wie, ze bzdury itd. to jednak wyjscie do lazienki urasta do problemu... lepiej jakis program przyrodniczy badz podrozniczy ogladam- uwielbiam takie podroze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na mnie kawa po południu - jak się okazało - działa! Zielona herbata... Nawet nie wiem! Mało jej pijam.

      Ale Luxiu, ten horror Wilkołak to był jak najbardziej przyrodniczy... ;-). O zwierzętach ha ha ha ;-).

      Usuń
  7. Amisha! świetnie opisujesz rzeczywistość :-)) Podczytuję Cię od dawna, ale dopiero dziś się "odważyłam" skomentować :-)) Uwielbiam Twoje poczucie humoru i lekką rękę do pisania. Dziękuję za wrażenia ;-)) i pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakże się cieszę, że się odważyłaś! I dziękuję za te cukieraśne słowa (właśnie mi burak cukrowy na lico wystąpił). Czego jak czego, ale poczucia humoru to akurat mi nie brak i stąd staram się go na blogu wykorzystywać. Też pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :-).

      Usuń
  8. Budzik o 5 rano? Najgorszy horror, o jakim słyszałam... Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Matko. Jakkolwiek budzik ten dostaje jeszcze ze 2 razy w łeb, to jednak o tej właśnie godzinie zaczyna drzeć ryja ;-). Uroki pracy na 7 ze wcześniejszym odstawieniem Młodego do przedszkola. Można jednak do tego horroru przywyknąć, zapewniam.

      Usuń
  9. Nie ma pełni, jest nów :-) Nie zazdroszczę Ci przeżycia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Izabelko, w filmie non stop była pełnia, więc u mnie za oknem też mogła być - nawet jak jej nie było! Bo skoro kotka okazała się przez chwilę wilkołakiem, to nawet i pełnia w nowiu mogła się zdarzyć ;-). Wiesz jak to horrory na człeka oddziaływają ;-).

      Usuń
  10. "Zły skręt"... nie pamiętam, ale oglądaliśmy na 1. roku studiów w akademiku i było nam całkiem... wesoło ;) A co do innych horrorów, to jakoś specjalnie wielu nie widziałam, "Wilkołaka' nie kojarzę, ale moich Chłopaczków "Nie z tego świata" momentami musiałam oglądać przy włączonym świetle (albo w towarzystwie;) - ale to tylko gdzieś w pierwszych sezonach, bo potem się przyzwyczaiłam i bardziej mnie bawi niż straszy.
    PS: Aktualnie księżyc wygląda bosko! Nie znam się na fazach, nie wiem, czy idzie ku pełni czy wręcz odwrotnie, ale wygląda jak piękny cieniutki rogalik. Tak a propos kotów i wilkołaków drących ryja do księżyca ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nikt tu z nas nie ogląda horrorów namiętnie, ale zawsze każdy ma jakieś tam w pamięci ;-). Każdy kiedyś "się bał" ;-).

      Moja wiedza o księżycu też nie jest imponująca (ba, żadna chyba), ale jego urodę, czy to w postaci rogalika, czy okrągłej kuli też umiem docenić :-).

      Usuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).