piątek, 6 marca 2015

Miauuuuuu !!!

Umęczona kilkoma ostatnimi nocami, w które to spoczynek mój oraz męża był poważnie zakłócany (na dzieci nic nie działa - śpią jak kamienie), poszłam wczoraj do weterynarza po radę. 

Kochaniutki, mówię, pomocy! Dzień i noc beczy! 

O ile - jak dla mnie - dzień ma znaczenie mniejsze, bo większą jego część spędzam poza domem, o tyle dla Em, który w tym domu siedzi niemal non stop - zarówno dnie, jak i noce są ważne na równi! W ciągu dnia usiłuje on bowiem pracować oraz uczy sie do pewnych testów, a w ciągu nocy - tu oryginalny nie jest - chciałby się przede wszystkim wyspać. Tak samo zresztą jak ja - zwłaszcza ja! Bo ja wstaję w naszym domu najraniej!

Niestety, ostatnio (mniej więcej od połowy lutego) w naszym domu nie da się w spokoju ani pracować, ani spać. Bo beczy. Od kilku dni coraz bardziej dramatycznie. I - drugie niestety - pośród "ciszy nocnej" jest to uciążliwe podwójnie. Ileż to razy przychodzi nam się budzić i strofować (głównie mnie...) "cicho bądź! zamknij się! albo - dosadnie, lecz adekwatnie do posiadanego lica - stul pysk!". Nie działa... Ilekroć tylko usłyszy, że ktoś się przebudził - staje się jeszcze bardziej rozmowna... 

Przedwczoraj było apogeum. Całą noc jęczała, a potem cały dzień "dokuczała" Em. Właziła mu na kolana, lazła na laptopa, łasiła się, mruczała, pobekiwała, biegała po mieszkaniu tupiąc łapami jak ten - nie przesadzając - koń kopytami... Aż mi męż rozpaczliwą wiadomość do pracy przysłał - zróbmy z nią coś, bo i nas i samą siebie zamęczy!

Myślałam, że jej przejdzie, a kiedy przejdzie zrobimy z nią tzw porządek. Niestety, poczytałam w necie mądrych rzeczy i dowiedziałam się, że to może trwać i trwać, z przerwami na tzw. kawę. Jeśli nie zadobędzie kociaków, co jest absolutnie i zdecydowanie wykluczone, może nam tak beczeć co kilka dni lub tygodni, a dodatkowo zapaść na jakąś chorobę macicy! O nie, myślę sobie, tak być nie może! Mam dopuścić, by się nam taki piękny i wyjątkowy kot zmarnował? Toż dzieci będą płakać! W domu zapanuje pustka! W sercach smutek i żal! Kto nam będzie pod nogami się plątał? Asystował na szafce przy robieniu kanapek, bądź obiadu? Siadywał w zlewach? Wspinał się na drzwi? Spał na oknie w koszyku ze spinaczami do prania? Aportował miśki? Czekał na nas pod drzwiami, kiedy przychodzimy do domu? Jeździł z nami do Pastorczyka? Sypiał z nami? Skakał pół metra w górę? Kochał po kociemu? No? Kto? Pies, którego nie mamy? A może święty turecki, co? No? No???

Uratuję Cię Kiara, zobaczysz! Mamusia jest wielka i litościwa! Kochająca i współczująca! Pal licho jej własną bezsenność! To głównie o Twoje zdrowie trzeba zadbać, a nie o własną li tylko dupę! I rozpalona tą myślą poleciałam właśnie wczoraj w te pędy do weterynarza. Miły doktór, który kiedyś leczył nam Nodika Dziurawca, dał mi na opisaną sytuację dziesiątek tabletek, które to mam aplikować kocicy najpierw codziennie przez 5 dni, a potem po jednaj na tydzień. Dopaszczowo. Jako żem wprawiona we wszelkich aplikacjach dozwierzęcych - nie miałam problemu z umieszczeniem tabletki w kocim przełyku. Nawet się bidulka nie spostrzegła, a już jej medykament ku jelitom wędrował. 

Pierwsza noc po aplikacji była jakby spokojniejsza, zobaczymy jak będzie dzisiaj. 

Po kuracji - niestety, ale musimy naszą crazy-kotkę-wariatkę wysterylizować. Z pożytkiem dla nas i dla niej samej. Jedynie Olek - urodzona Matka Teresa - nie może się o tym dowiedzieć, bo będzie przeżywał i z całą pewnością obarczy mnie winą, że doprowadziłam Kiarę pod nóż i pozbawiłam ją możliwości posiadania własnej, kociej rodziny... 

Sama już wobec tego nie wiem - czy ja miłosierna, czy wręcz przeciwnie - okrutna jestem?  

PS. Zdjęcia są ciut starawe, ale nie mogę dodać nowych, gdyż mój cudowny Ajfon nie przewiduje powiązań za pośrednictwem blututa z urządzeniami niezrzeszonymi ze Stevem Jobsem, a net w owym Ajfonie zwolnił do tempa nie pozwalającego na bardziej skomplikowane akcje, niż wykonywanie zwykłych połączeń i wysyłanie smsów (bez załączników). Niemniej - Kiara jaka jest - niech każdy widzi! Miauuuuu!

26 komentarzy:

  1. Absolutnie piękna crazy - kocica!
    Niestety nasza, też tak przeżywała ponad trzy lata temu pewien luty i marzec, i działy się niepojęte rzeczy. Z nami i kotem, wszak noc jakoś trzeba przetrwać, a było najgorzej jak u Ciebie.
    Po wszystkim kocię zostało zawiezione do weta, wet zrobił swoje i już więcej dziczy takiej nie zaznaliśmy.
    Chyba, że w kuwecie: wiadomo co, to wtedy koteczka szaleje podobnie, tylko dzikich dźwięków nam oszczędza:)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Magdaleno! Miło mi, że miałaś ochotę się tu zjawić i wypowiedzieć w miauczącym temacie ;-). I jeszcze wykazać zrozumienie! Bezcenne. Kiarę mamy od sierpnia, a przybyła do nas jako kociak-podroślak, więc to jej pierwsze amory - i ostatnie, mniemam, bo tak jak Wy - TEN porządek zrobić musimy. Inaczej - biada jej i biada nam ;-). Również pozdrawiam!

      Usuń
    2. Zaglądam i czytam regularnie :) Ale dopiero dziś zdecydowałam sie zmaterializować :)
      Bieda w tym wypadku dopada obopólnie :D Będzie lepiej!

      Usuń
  2. Skoro Ajfona już masz wysterylizowanego... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, mam. Ale Ajfon w moim życiu jest tylko i wyłącznie winą męża...

      Usuń
    2. No nie wiem, jak tam u ciebie ze strategią, ale ja bym męża, na rzecz związku ajfona z blututem, zaszantażowała tym kotem!
      ;)

      Usuń
  3. Skąd ja to znam :P Tzn. ja mam kocurka, i jego chęć do amorów troszku inaczej wygląda :P
    Ale moja Mama ma i kucura i kotkę.
    To znaczy kotki od kilku dni już nie ma, bo jakaś cholera ją rozjechała :(
    ale jeszcze tydzień temu tak wariowała z tego powodu, że koci gin (tak sobie żartuję) zapisał jej tabletki anty :P
    Serio, po kuracji tabletkami miała się poddać zabiegowi, no ale już biedna nie doczekała.
    Uściski! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łezka za przejechaną kicię... W P. zawsze u nas było mnóstwo kotów i mimo wszystko - jak jakiś zginął - był smutek. Przeżywałam!

      Usuń
  4. No popatrz, jaką namiętną kociczkę masz! To normalne- niestety. Są kraje na tym świecie, gdzie każde domowe zwierzę typu kot lub pies musi być wysterylizowane, w przeciwnym razie jego posiadacz płaci gigantyczny podatek, bo go traktują jak potencjalnego hodowcę. Funkcjonuje to na zasadzie - masz niesterylizowane zwierzę to znaczy produkujesz młode, a jak produkujesz to sprzedajesz,a więc masz dochód. A dochód musi być opodatkowany.
    I ma to tę zaletę, że każdy przestrzega tego przepisu- dla dobra swej kieszeni i zdrowia zwierzaka. Ładna ta Twoja namiętna kicia. Nie uda Ci się ukryć zabiegu przed dziećmi, kicia będzie musiała przez jakiś czas chodzi w kołnierzu, żeby sobie szwów nie wydłubała.
    Wydaje mi się, że jeżeli odpowiednio przedstawisz Olkowi sprawę on to pojmie- chyba będzie wolał mieć w domu wysterylizowaną kicię niż nie mieć jej wcale.
    Buziole ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anabell, ten podatek w naszych realiach mnie bawi, bo kociaki (takie od kotów bez rasy, tzw kocich kundli ;-) to się oddaje za pocałowaniem w rękę. Nasz Kiara też wzięta z ogłoszenia: oddam kotki. Kiedy zdechł nam pierwszy kotek, dałam ogłoszenie na portalu miejscowym, że przyjmę kociaka - rany! Ileż ludzi pisało i dzwoniło! No i świadomie wybrałam kotkę, bo wiem, że ludzie wolą koty. No i kotki są jakby mądrzejsze... (wiem z doświadczenia). No i... 3 chłopa w domu, na diabła czwarty, ha ha ha ;-).

      Zabiegu nie będę ukrywać przed Olusiem, bo jak piszesz - nie da się... Już mu tłumaczyłam i jeszcze potłumaczę... Kiedyś, ze 20 (!) lat temu wysterylizowaliśmy 2 kotki i 2 koty w P. (na wsi i tak dawno - innowacja ha ha) i miały się dobrze, choć jedna kotka straciła delikatność i była jak kocur. Jeden z kotów żył zaś spokojnie ponad 10 lat - choć opuścił P. i poszedł do mojego brata, który mieszka 2 km od nas :-).

      Będzie dobrze, póki co, tabletki od doktora działają i kicia spokojniejsza :-).

      Usuń
  5. marzec...Cynamona nie ma już znowu trzeci dzień, ostatnio wpadł, zjadł miskę i wypadł prawie z oknem balkonowym a Luśka pamiętam to było już dawno ale jak ona miała ruję to szło oszaleć!!!!!!! jedną wytrzymaliśmy i zaraz potem sterylizacja !!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak kot polezie to i przylezie (przeważnie) i bez dobytku. Kotka jak pójdzie, to przeważnie nie wraca na pusto, więc sterylizacja (jeśli nie chcemy dochówku) jest konieczna...

      Usuń
  6. oj, znam ja ci tę kocią przypadłość, znam. co prawda kociny żadnej nie zameldowałam, prędzej mąż pozbawiłby mnie ciepłego łóżka, ale co rok w marcu noc w noc i dzień w dzień słuchamy koncertu na kilkanaście kocich głosów. nie jest to fajne.
    sterylizacja to w obecnych czasach rutyna, niemniej jednak trzymam wahtę olusia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koncerty i użeranie się wzajemne kotów fajne nie jest i znam to w wersji stadnej z P., bo tam koty - owszem w domu też przebywały, ale na TEN okres żadnego się nie uświadczyło - chyba, że na chwilę - podjeść i dalej w tango ;-).

      Między nami Lucy - ja też jestem za Olusiem, ale niestety, w tym przypadku on może pozostać romantyczny, a ja muszę być rozważna... ;-)

      Usuń
  7. Kocia muzyka, kocie zaloty- idzie wiosna- cieszmy sie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie Luxiu- cieszmy się! Ja miałam (bo już nie mam!) raczej kocie rzępolenie, niż muzykę, ale zdecydowanie jest to oznaka wiosny ;-).

      Usuń
  8. O rany! Chyba dlatego nie dam sie namówić na kota w domu... powodzenia i... cierpliwości *zuza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj się namówić Zuza! Wszystko da się pzrejść, a o kota po prostu trzeba właściwie zadbać i będzie po sprawie. Jak dla mnie zalety jego posiadania przewyższają wszelkie wady ;-). No, ale ja zawsze byłam kociarą (zresztą psiarą też... ).

      Usuń
  9. Klara cudna! No cóż - wiosna, wiosna... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiosna, wiosna! I całe szczęście. W zasadzie to nawet kocie marcowanie nie zepsuje radości z jej nadejścia, prawda ;-). Ah - małe sprostowanie - KiARA. Od córki Simby z "Króla Lwa 2". ;-)

      Usuń
  10. Moja nastoletnia siostra dostala kiedys w prezencie urodzinowym od kolezanki malego piwnicznego kaciaka. W domu zonk, bo zgody rodzicow na zwierzatko nie bylo. Rodzice mieli iscie staroswieckie poglady, ze zwierze to tam gdzie jest miejsce, czyli ogrodek, przestrzen do wybiegania sie. Trudno, stalo sie, kot zawital w nasze progi i ....tez tak kiedys beczala bidula, beczala...ojciec sie wkurzal. Mama kazala siostrze akse na zabieg dla kocicy uzbierac i ...razu ktoregos kocica nawiala. Zaginela...musiala zeskoczyc z balkonu- kilka razy miala ow wyczyn na konci. Szukalismy tydzien bez skutku. Jedyny plus calej sytuacji, o ile ja dzikie koty nie zazarly to to, ze sie wymacowala za wsze czasy. Ja przyjmuje taka wersje wydarzen, o innej nie chce myslec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasz kocica też nie należy do typowych kanapowców i jest młoda, aktywna i ciekawska.. Też mi pewnego dnia skoczyła (bądź spadła) z balkonu. A to 3 piętro! Nie wiedziałam o tym, bo wymknęła się niepostrzeżenie. Dobrze, że zauważyłam, bo wychodziłam rano do pracy. 100 %, że gdybym wróciła już bym jej nie znalazła. Pod balkonem są ogródki, więc nic jej się nie stało.

      Ech, te zwierzaki. każdy ma jakieś historie z nimi związane...

      Usuń
  11. Kto to jest Pastorczyk? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ove, raczej CO, a nawet CO nie pasuje... Moja miejscowość rodzinna składająca się z 2 siedlisk :-). Taki mały end of the world.

      Usuń
  12. Kotce marcować w marcu zabraniają - no co za czasy! ;) A już na poważnie - w domku na wsi koty biegają u mnie samopas, ale mam koleżankę kociarę, której kota pilnowałam, i kumpelkę w stolicy, która z dwoma kotami mieszka -znam ten ból, gdy zaczną miauczeć, krzyczeć, piszczeć, tłuc się po ścianach - to bywa BARDZO uciążliwe jednorazowo, a co dopiero regularnie.

    PS: Twój PS rozłożył mnie na łopatki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, ona i w kwietniu i w maju też marcuje, więc... ;-). A u nas na wsi koty też biegają jak wolne ptaki.

      Usuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).