środa, 4 listopada 2015

Od kardamonu po... house lifting

Kiedy wstałam dzisiaj rano i poszłam do kuchni umyć zęby, z szafki, w której trzymam akcesoria do ich pielęgnacji, wypadło mi ziarenko kardamonu... 

Uprzejmie proszę nie posądzać mnie o to, że w kuchni mam łazienkę, bo tak na co dzień to łazienkę mam w łazience, ale chwilowo jej funkcje przeniesione zostały właśnie do kuchni. Łazienka bowiem wzięła urlop i poszła do specjalisty od spraw funkcjonalnych i estetycznych zarazem. A że również przedpokój i pokoje pozazdrościły jej tej odwagi, to i one zapisały się do tego specjalisty i obecnie wszystkie wymienione podmioty przechodzą taki lifting, że nie wiem, doprawdy nie wiem, czy i ja nie powinnam iść w ich ślady i czegoś w sobie nie zmienić... Chociaż nie... Przecież ja już "coś" w sobie zmieniłam! Ale o tym później. O tym kiedy indziej. 

Ciężko żyje się w domu bez łazienki. Ale chyba nawet brak łazienki nie jest tak uciążliwy jak wszędobylski kurz powstający przy zabiegach pielęgnacyjnych ścian i sufitów... W przedpokoju worki z zaprawą, narzędzia, drabiny, skrzynki i wiadra. Wczoraj, od godziny 17 do 23 (sic!) wynosiłam wszystkie rzeczy z dużego pokoju, gdyż na dziś miał być pusty jak dzwon, albowiem będzie się nim zajmował Król Parkietu. Tak, tak. Tak się zawodowo mieni nasz miejscowy mistrz od przywracania życia starym klepkom, mozaikom i deskom. Zedrze mi obecne podłogi do cna, a potem nada im blichtru nowym lakierem i przykręci im nowe listwy. 

Wyniosłam więc wczoraj z tego pokoju trzy 100 litrowe wory filmów dvd, 4 wielkie walizki i dwa wielkie worki książek... Co się nie zmieściło, wyniosłam na balkon i ułożyłam na ogromny stos... Wiedziałam, że tego jest dużo, ale że AŻ TYLE??? Pakowałam i pakowałam, nosiłam i targałam, a to cholerstwo rosło jak ucinane smocze łby! Przysięgłam wobec tego sobie, że po remoncie pójdę do notariusza i sporządzę jakiś dokument, w którym zobowiążę się do tego, by nie sprowadzać do domu już ani jednej książki, ani dvd. Pod jakąś potężnej wagi karą! Własną krwią podpisze taki dokument również Em, bo te 3 wory filmów to w 95 % jego sprawka. I co najmniej 50 % książek i rozmaitych szpargałów, katalogów, prospektów i cholera wie czego jeszcze. Obawiam się, że kiedy te wszystkie publikacje papierowe będę abarot rozpakowywać - zrobię poważną trzebież, co zapowiedziałam również wirtualnie Em. Przestraszył się i powiedział, żebym nie wyrzucała tego, co jego, bo on to najwyżej zabierze do Amsterdamu. Zaśmiałam mu się szyderczo w twarz, bowiem mieszkanie w Amsterdamie jest już i tak zawalone... tym samym! Książki są wspaniałe, filmy też, ale jednak jest pośród nich mnóstwo takich, które trzymamy ze względów tylko i wyłącznie sentymentalnych, albo wręcz tylko dlatego, że w ogóle żal wyrzucić książkę jakkolwiek zbędna i niepotrzebna by była! Bo właśnie taki oboje mamy szacunek do książek, ale... Czy ja kiedykolwiek sięgnę jeszcze po podręcznik do "Botaniki" z lat 80-tych? Albo po swój akademicki podręcznik do prawa karnego, czy też kazusy z prawa cywilnego? Do wielu z tych książek nie zaglądałam pewnie nawet na studiach, które skończyłam - bagatelka - 17 lat temu... To co? Teraz zajrzę? Jakieś serie typu "Terminy ekonomiczne i księgowe" po polsku i angielsku dodawane do gazet w pracy, których żal było wyrzucać i Asia samarytanka targała je do domu zastawiając nimi swoją przestrzeń... Stare podręczniki do nauki języków... Trzymać to? Swego czasu sporo z tego typu "literatury", zaciskając jednocześnie zęby, wyniosłam już do kontenera z makulaturą, ale chyba muszę zrobić drugie podejście. Inaczej - kurz w moim domu zawsze będzie miał gdzie osiadać i będzie to robił nieustannie i namiętnie. Zostawię jedynie wszelką literaturę piękną, jakieś poradniki, słowniki, albumy... Zapewne też i kilka tych podręczników jak np. Medycyna Sądowa, Psychiatria czy Język rosyjski z podstawówki. Bo wśród tych podręczników są jednak i te, do których może nie zajrzę, ale jestem z nimi "związana", przywołują jakieś wspomnienia, były przeze mnie lubiane, pozostaną na pamiątkę... Także, nadal zostanie tego bardzo dużo, ale obmyślę dla tego nową oprawę meblową, by była funkcjonalna i estetyczna.

W dużym pokoju były też wszystkie zabawki... I też je stamtąd wynosiłam... Pozostawiam tę akcję bez komentarza, bo na pewno większość z Was - opierając się na własnych doświadczeniach - domyśla się jak to mogło wyglądać i jak sobie pod nosem na te wszystkie traktorki, piłki, klocki, pistolety, gormity, karty piłkarskie, resoraki, kręgle, puzzle, gry i wszelkie połamańce (mamo nie! to potsebne!) złorzeczyłam... Niestety, chłopaki też podpiszą stosowny akt notarialny... 

Puste omeblowanie wyniosą dziś z pokoju już sami panowie liftingowcy. Na balkon? Do drugiego, zapchanego już pokoju? Wedle  uznania. Jakoś pomieszczą. Ale cóż to wynieść kanapę, czy puste regały w porównaniu z tymi tonami knig i innych drobiazgów, spośród których każdy w kurzu jak w zimowej czapce... 

Do niedzieli pokój ma być pomalowany na podłodze i na ścianach. I będę potem przenosić doń barachło z tego drugiego, który będą uzdatniać... A potem z trzeciego... Oszaleję? Może nie... Moja ekipa była mi szczerze polecana. Czekałam na nią od wiosny. Warto było. Naprawdę. 

Cierp duszo i cierp ciało, jak ci się domu liftingu zachciało...

Ale potem będzie ładnie, prawda? Bo to, co było teraz - olaboga!

Nie zamierzałam nudzić o remoncie, bo postronnie temat jest... naprawdę nudny, ale skoro już napisałam, niech zostanie. Niech wiem za kilka lat, jak to było i jak dotrzymałam obietnicy NIE-gromadzenia. Bo zamierzam gromadzić i kupować jak najmniej (tak, tylko co zrobić z gromadzicielem Em...). Eh, to wszystko to chyba tylko jakaś utopia pod wpływem chwili... Ale postaram się o niej pamiętać. Bo od rzeczy można dostać obłędu. Byłam go bliska wczoraj - zatem wiem, co mówię.

Ziarenko kardamonu, które wypadło mi dziś rano z szafki miało być zaś preludium do notki o wizycie teściów, bo wtedy dom pachniał gotowaną (nie parzoną) kawą (lub herbatą) z kardamonem właśnie, kuminem, listkiem laurowym, zielem angielskim, mlekiem i cukrem... I ten zielony pączek kardamonu jakoś tak mi dzisiaj - pośród tego pyłu i kurzu - o tym przypomniał. Rozpisałam się jednak bardziej o kurzu, niż o aromacie indyjskiej kawy, ale to nie znaczy, że jeszcze nie wrócę do kardamonu, Dadu w turbanie i Dadi w barwnych jak tęcza salvar kamezach.

38 komentarzy:

  1. mnie kardamon kojarzy się wyłącznie z przyjemnością, a w chwili obecnej przypomina, że miałam złożyć ci życzenia urodzinowe, ale nie na bezdusznym fejsie. pozwalam sobie tutaj, bo to część twojej rzeczywistości. do dzieła zatem!
    kochana, obyś zawsze była dzielna i niezłomna, jak twoja mama i obyś scalała jak ona rodzinę, która za jakies 20 lat z pewnością się rozrośnie. życzę ci tak samo świetnej figury po wsze czasy i witalności niewyczerpywalnej. przede wszystkim jednak życzę ci zielonego światła na każdej drodze życia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Lucy serdecznie :-). Życzenia adekwatne, nie powiem ;-). Dzielna i niezłomna muszę być jeszcze bardziej, więc każdy dodatkowy kwant energii niechybnie się przyda. Rozrastanie rodziny... No, tu to się ciągle dzieje ;-). Figura - oby nie była gorsza, niż jest. Zielone światło - zawsze mile widziane!

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie to ziarenko skojarzyło się... Proszę sie nie śmiać... Z ciążą! Tak jakoś...

    U mnie tez czas na lifting czterech ścian. Na wiosnę sie za to zabieramy. Tzn mamy zamiar zabrać;) ale jak myśle o tym całym bałaganie to mi sie odechciewa...:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm, ten tego, ja się wcale z tego nie śmieję, mujer ;-).

      A jeśli chodzi o remont - ciężko jest o tyle, że musimy z chłopakami w tym bajzlu funkcjonować. Brak wanny mały problem, ale ten kurz - matkoooooo! Niemniej, jak się już zacznie, to się i skończy, choć czas wtedy strasznie się dłuży.

      Usuń
    2. Najciężej rozpocząć :) ale już dłużej odwlekać nie można. Oby do wiosny!

      Trzymam kciuki za szybki koniec remontu dzielna i waleczna Kobieto!
      Dbaj o siebie, chłopaków i ziarenko! Kardamonu oczywiście ;)))))))

      Usuń
    3. Dzielna i waleczna! Jak Merida, ha ha. Dziekuję Mujer i jak mogę coś poradzić to radzę: remont to jak mała wojna, ale odkładanie go to zwykle jedynie przegrana ;-). Także - na wiosnę - do dzieła!

      No i... dbamy, dbamy ;-).

      Usuń
  4. I zazdroszczę i współczuję (tego remontu). Jest trochę straszno, ale będzie pieknie :-). Co do zbiorów, książki chomikuje, ale staram się ograniczać w nabywaniu. Też mam kilka podręczników jeszcze z liceum - wariactwo :-D.

    Zaintrygowal mnie ten kardamon, a raczej zwiazane z nim skojarzenie :-).

    Sto lat Ami! W miłości i szczesciu :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tesiu, remont był konieczny i bardzo się cieszę, że już idzie pełna parą. Chwilowe uciążliwości pokonamy, bo na szczęście tak matka jak i synowie mają cierpliwość. No i jak już widzę jakieś postępy i efekty - lżej znieść ten brud, kurz i przebywanie w pokoju zawalonym niemal od podłogi po sufit.

      Z tymi książkami to jest tak, że ja naprawdę żałuję jakąkolwiek wyrzucić, ale te podręczniki... i jakieś tam gazetowe wydania pseudo dydaktyczne i naukowe... no naprawdę mam zagwozdkę. Nie chcę zawalać mieszkania czymś, co jedynie zajmuje powietrze, bo potrzebujemy miejsca na ważniejsze rzeczy... Myślę, że z czasem uporam się z selekcją...

      Które skojarzenie kardamonu masz na myśli? To moje, czy Mujer ;-).

      A za sto lat dziękuję - jak w zdrowiu to bardzo się przyda!

      Usuń
    2. Dobra ekipa to wielki plus i ta "pełna para"... Najgorzej, gdy coś się rozgrzebie i końca remontu nie widać. Pięknie będzie :-).

      Może chociaż ten angielski zrecyklinguj ;-). Ja chyba wzięłabym do samochodu i w trakcie przestojów bym sobie chociaż poczytała. Wśród książek najgorsze są powieści ;-). Zwykle się do nich nie wraca, a grube takie...

      Oba ma się rozumieć :-D.

      Oczywiście, że w zdrowiu!

      Usuń
    3. Chociaż niektóre powieści... sama wiesz, znaczące są. Miałam na myśli te wszystkie gnioty, które są tak głośno reklamowane, a nie wnoszą zupełnie niczego oprócz naiwnych mrzonek. A co do płyt, można je poupychać w koperty do DVD i takie cieniutkie zamknąć w jednym pudełku.

      Usuń
  5. Remontu współczuję, ale za te kilka dni (tygodni?) będzie pięknie;)
    a czemu podłogi zrywają, nie wystarczyłby im peeling, znaczy cyklinowanie?
    I też słonko wszytskiego co najlepsze z okazji urodzin, fb mówił, ale ja z tymi swoimi dzieicaczkami miałam zaganianie, a w ogóle to miałam ci kartkę wysłać, ale... no właśnie, mam nadzieję, że na święta będzie lepiej:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stokrotko, podłogi właśnie zostawiłam (w przedpokoju też - wolę drewno, niż płytki), bo są bardzo ok, ale właśnie wymagają cyklinowania i lakierowania. Duży pokój już wycyklinowany i zaszpachlowany. Za kilka dni, po pomalowaniu najpierw ścian - pan położy lakier. Potem reszta mieszkania, stopniowo.

      Za życzenia dziękuję. Wcale nie wymagam, by wszyscy o nich pamiętali! Każdy ma swoje zajęcia i sprawy i trudno spamiętać i nadążyć za całym światem. A kartkę możesz wysłać zawsze i bez okazji ;-).

      Usuń
  6. Dużo słońca nad głową, Amisho! :*
    Ooooo - miałam to samo. Zaczęłam od kuchni, potem zajęłam się pokojem moim i siostry. A tydzień później się wyprowadziłam, ha ha.

    Pochwalisz się efektami? :-) Czekam na fotki! I na notkę o wizycie również.

    Pozdrowionka! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słońce się przyda moja droga, także biorę od Ciebie w ciemno ;-).

      Efekty mówisz... Kto wie, może jak już ogarnę, to jakiś pogląd wrzucę ;-). Ale to jeszcze potrwa.

      O wizycie też postaram się w końcu napisać, o ile jak to często bywa - nie zboczę w trakcie z tematu.

      Też pozdrawiam!

      Usuń
  7. Wyrzuć kilka z tych worków, nic nikomu nie mówiąc i nie zaglądając do środka. To bardzo skuteczna metoda pozbywania się "przydasi" :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kalino, w tym pomyśle jest metoda ;-). Na bank część przydasiów wystrzelę w kosmos!

      Usuń
  8. Robiąc generalny remont miałam luksus, bo wyniosłam się z zawartością szaf i szafek i komód do mieszkania sąsiadów, nade mną. A więc miałam remont na oku. Poza tym zmienialiśmy meble. I to był strzał w dziesiątkę, albo we własną stopę. Gdy ekipa skończyła remont a ja z temp. blisko 39 stopni i pełną anginą zakupiłam meble, nastąpił horror. bo wszystkie meble (2 pokoje, kuchnia, łazienka) były wściekle "nowoczesne", czyli o połowę mniej pojemne od tych starych. Do dziś niczego nie mogę odnalezć i wiecznie się zastanawiam czy właśnie potrzebną mi rzecz wywaliłam, czy może jest w szafie w piwnicy, jako rzecz mało przydatna ale żal wyrzucić. Przy okazji zlikwidowałam właśnie całe tony różnych książek, czasopism itp. Wszystko powędrowało albo do bibliotek albo do człowieka, który zbiera książki i zabawia się w antykwariat. I wymogłam na córce by zabrała swoje książki (3 regularne regały)- samochód ledwo ruszył z miejsca.
    Taaa, remont to świetna sprawa, bardzo Ci współczuję.
    Serdeczności,;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo, to miałaś farta Anabell - wynieść się z placu budowy i zarazem mieć na niego oko :-). Niestety, ja nie mam takiego luksusu, ale i tak sobie radzimy. Z domu wychodzimy o 6.30, wracamy po południu... Nie jest źle, choć jest uciążliwie.

      Meble - u mnie też będą nowe, bo to, co było i co jest to była prowizorka i zbieranina. Ale meble - później. Nie mam jeszcze na nie wyraźnego pomysłu...

      Taaa, remont to świetna sprawa, Anabell. Jak trwa to naprawdę wymaga współczucia ha ha .-).

      Usuń
  9. Współczuję tego remontowego chaosu, ale jest to idealny czas na pozbycie się zbędnych rzeczy. W kwestii pozbywania się rzeczy polecam Ci książkę "Magia sprzątania" Marie Kondo - ma rewelacyjny sposób na ogarnięcie nadmiaru rzeczy, które się chomikuje. Jestem właśnie w trakcie czytania i zabieram się za realizację porad tam zawartych :)
    A kardamon, no cóż ma w sobie coś magicznego, podejrzewam, że jak większość indyjskich przypraw, które przywołują bardzo miłe wspomnienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iza, niestety nie mogę nabyć tej książki, bo złamię swoje postanowienie, by już żadnych nie kupować ha ha ;-). No, chyba że gdzieś pożyczę, ale gdzie?

      Kardamon jest wspaniała przyprawą, ale ja chyba wszystkie te indyjskie lubię... Mają coś w sobie magicznego - masz rację. Zawsze mi się ciepło kojarzą i przenoszą w inny świat...

      Usuń
    2. jak skończę ją czytać, to spokojnie mogę Ci pożyczyć, a nawet oddać :)

      Usuń
  10. Ojejku, to mamy podobnie- wiec wspolczuje ci tego nacisku i tych postanowien ;) Latwiej mi chyba zrezygnowac z czekolady niz ksiazek! Chodze do biblioteki, czytam na czytniku i staram sie..... co niestety nie zawsze mi wychodz NIE KUPOWAC ksiazek. Bedac ostatnio w Polsce odkrylam, ze u Tesciowej na polkach leza jeszcze moje !!! ksiazki z LO :OOOOO Nawet jakis Broniewski sie zaplatal hahahahha. Mialam wysortowac i wiesz co?? zapytalam, czy jej przeszkadzaja? Nie!! wiec.....zostaly tam :)
    Ksiazki maja jakas dusze- wiec trudno mi sie z nimi rozstac.
    Po przeprowadzce- 4lata temu robilismy remont mieszkania- te 110 metrow musielismy wykonczyc w tydzien- czujesz to??KATASTROFA Teraz gdy slysze nawet u kogos o remoncie dostaje drgawek- wiec wspolczuje ale i pocieszam, ze na lata bedziesz miala spokoj :)
    Pozdrawiam serdecznie i zycze wszystkiego naj- nie tylko od swieta!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luxiu, z czekoladą to ja radzę sobie znakomicie! Nie przepadam, zjem od święta i nigdy w sklepie mnie nie kusi. Wobec książki nie mogę przejść obojętnie, choć ostatnio niewiele czytam. No, ale jak już zrobię ten remont, jak poustawiam te kniżki po nowemu, jak ustawię na froncie te zbiory jeszcze nie przeczytane... Wtedy możliwe, że złamię swe postanowienie... Ech! No, ale nic to. To jeszcze nie jest najgorszy w życiu nałóg, prawda?

      110 m w tydzień? Pewnie można, ale nie wyobrażam sobie. My ciągle musimy w tym remoncie mieszkać - to jest najgorsze, ale Bóg daje, że już coraz bliżej.

      Wybacz też, że tak późno Ci odpowiedziałam, ale... trochę się u mnie działo i nie wszystko było miłe, lekkie i przyjemne.

      Usuń
    2. Zauwazylam,ze cos nie teges....mam nadzieje, ze juz troszke lepiej??
      Sciskam mocno!!

      Usuń
    3. Lepiej :-). Ciągle jeszcze walczę z remontem - niby już na razie PO, ale jeszcze nic nie ogarnięte, brak mebli, zlewów i takie tam, że o bałaganie nie wspomnę... na nic czasu, dzień krótki, zmęczenie... Najważniejsze jednak, że jest love.

      Usuń
    4. Love jest najwazniejsze!!! :*

      Usuń
  11. Teraz wszyscy wynoszą wory pełne dvd, jakiś nowy nurt ;)
    Łączę się w remontowym bólu i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ekolandio, jakiż tam nowy nurt! Mój mąż filmofil "tak ma" chyba od urodzenia ;-). A żyje już trochę tych lat...

      Remontowy ból jeszcze kości i nerwy rozrywa, ale są to już chyba jego ostatnie podrygi. Jedyne, co szybko nie minie to pewnie ból finansowy, ale jego trzeba chyba przegonić najszybciej, bo nie mogę pozwolić, by pieniądz mnie ścigał, jak też nie mam zamiaru ja ścigać jego ;-). Z nim trzeba sposobem, spokojnie i umiejętnie, ha ha ha ;-).

      Pozdrawiam Cię miło!

      Usuń
  12. Na nadmiar rzeczy wszelakich najlepsza jest przeprowadzka - gdy życie i majętności wszelkie muszą się zmieścić w 2 walizki a na wszystko masz 3 tygodnie to znacznie łatwiej opanować drżenie ręki przy wyrzucaniu (oddaniu w znane i nie znane obce ręce) "tosięprzyda jeszcze" oraz "jakjatolubię". Jest w tym procesie coś oczyszczającego :)
    Remont łazienki to mój najgorszy koszmar! Generujesz tumany kurzu w jedynym miejscu w którym mogłabyś się z nich opłukać a ono nieczynne :)
    Dla chłopaków to napewno super przygoda, co?
    Ziarno kardamonu - szkatułka ze skarbami :D Bardziej od jedzenia lubię brać w palce i potrząsać, słuchać cichutkiego grzechotania ziarenek w zielonej torebeczce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. EwKo - kurde mol, no! - sposób zwany przeprowadzką w opisanej przez Ciebie wersji jest idealny, ale weź tu zrób to w praktyce, kiedy nie musisz się przeprowadzać ha ha ;-). Niemniej, "przydasi" sporo poleciało tak, czy siak.

      Łazienka... Kuta do żywych murów naprodukowała mi kurzu na całe życie, ale na szczęście już się z niego otrząchnęłam jak ten pies z kąpieli. I choć mebli i zlewu nadal brak - już się cieszę czystością ścian w kolorze latte i wanną w kolorze... bieli, a jakże.

      Dla chłopaków była to przygoda - fakt - ale w końcu i im znudziło się siedzieć w 1 pokoiku, w którym nie było gdzie stopy postawić. Brrrr....

      Słuchać grzechotania ziarenek w zielonej torebce kardamonu... Hmmm. Tak oto nadałaś temu "zielu" nową funkcję. Mistyczną :-).

      Usuń
  13. Oj, koleżanka to mało doświadczona jest życiowo. Jest tylko jeden dobry sposób na remonty w domu - ogłaszamy remont, a następnie znikamy z walizką na co najmniej dwa tygodnie. Doglądamy z daleka. Po przyjeździe zgłaszamy trochę pretensji, wytykamy niedoróbki i zabieramy się za planowanie następnego remontu/wyjazdu.
    Ja nawet remonty lubię, bo to jakaś zmiana. Ale kiedy pomyślę, że później należy to wszystko posprzątać...brrrrr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pieprzu Czarny, masz całkowitą rację, że na czas remontu to... albo jak pisze EwKa - przeprowadzka, albo właśnie jak Ty - uciec na pewien czas gdzie... pieprz rośnie ;-)))). No, ale cóż, nie dało się i przeżyłam pozostając na posterunku.

      Też lubię remonty, bo niosą nowe, niosą zmiany i akurat mi TEN akurat dał w końcu nową wannę bez rdzawych nacieków, przedpokój bez boazerii i ściany bez dziur ;-). Ach i jeszcze to i owo...

      Sprzątanie to dla mnie już mały Pikuś. Największym i najbardziej zajadłym PIKUSEM jest zaś na pewno wszelkie oczekiwanie...

      Usuń
    2. Sformułowanie powyżej "akurat mi TEN akurat" to... akurat moje mistrzostwo mowy polskiej... Aż by mi pewnie mistrzowski Czarny (w)Pieprz (w)Pieprzył za to, co? ;-))))))))

      Usuń
  14. Droga Amisho.

    Znam ten ból, mam na myśli remont, który tak pięknie opisałaś. Przy Tobie to i remont nie byłby straszny. U mnie fachowiec, sąsiad zawodowy budowlaniec remontował mieszkanie półtora miesiąca. Zaczynając od elektryki, kafelki, posadzki, przestawianie, wyburzanie ściany, itp. Wszystko to działo się na 36 metrach kwadratowych - takie mam mieszkanie. Najbardziej szkoda było mi Heliosa, który dzielnie znosił niedogodności.
    Ostatnie zdanie Twojego artykułu, to coś co dla mnie jest codziennością. Kuchnia indyjska w moim domu zagościła na dobre. Do ko końca nie jestem wegetarianinem, ale wszystko zmierza do tego, że tak się stanie. Chociaż Danka preferuje mięso, wszelakie tłuszcze i mocną kawę.
    Chwilowo "odpuściłem" Facebooka, ponieważ zbyt wiele tam (mam nadzieję, że chwilowo) polityki. Zaniedbałem swoich Blogowych Przyjaciół, nad czym boleję.
    Droga Amisho, pozdrawiam i życzę Ci Bratnia Duszo szybkiego zakończenia prac remontowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edziu, chyba nikt nie lubi remontów w chwilach, gdy się akurat dzieją, bo ciężko w nich funkcjonować. I nie zawsze wszystko jest zrobione JUŻ, na wiele rzeczy się czeka itp, itd. A to w końcu męczy. Niemniej, już mi bliżej, niż dalej, choć zanim dojdę do jakiegoś ładu i porządku to jeszcze mi zejdzie, oj zejdzie.

      U mnie kuchnia indyjska bywa gościem. Dzieci nie lubią, Mohi często jest poza domem, a nawet jak w domu to i tak w ogóle nie wymaga indyjskiej kuchni... Odwykł na amen, a ja przez remont w ogóle teraz w kuchni jak należy. Byle szybko, byle coś. No i raczej nie przejdę na wegetarianizm. Próbowałam i nic z tego. Już się nawet nie silę, ale wszystkich wegan i wegetarian podziwiam.

      Mnie Facebook też męczy, ale lukam na telefon dość często - niestety. Blogi natomiast też zaniedbuję... A szkoda!

      Pozdrawiam Cię serdecznie i miło, że mnie tu odwiedziłeś!

      Usuń
    2. Czekam na opowieść o kardamonie! I pisz o tym "czym" zmienionym w sobie! Choć... nie szalej - widziałam panie zbyt mocno się liftingujące, więc mam nadzieję, że nie idziesz ich drogą! :P
      A jak tam remont - już na finiszu albo i po?

      Usuń
    3. To "Coś" zmienione we mnie, jakoś tak straciło nagle rację bytu Ano, dlatego muszę to przemilczeć. Może kiedyś do tego wrócę na chwilkę? A kardamon - póki co stoi w słoiczku w szafce kawowo- herbacianej i cieszy oko, a czasem pachnie, gdy dodam sobie do parzenia owej kawy, czy herbaty.

      Remont? Hmmm, ciężko określić, czy już PO, czy jeszcze nie. W większości tak, w mniejszości ciągle plac boju.

      Usuń
  15. Amishko- zamknelam bloga...mimo to chcialabym abys do mnie zagladala :) niestety nie jestem zbyt kumata i nie widze Twojego adresu na ktory moglabym wyslac zaproszenie- odezwij sie do mnie :
    lux.usowa@wp.pl

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).