czwartek, 10 grudnia 2015

Bożego Narodzenia u nas niet

Najpierw odsunęłam lodówkę. Nie było ani zbyt łatwo, ani nadzwyczaj trudno. Nie takie rzeczy się suwało, odsuwało, przysuwało, przesuwało, dosuwało i tak dalej. Lodówka zakrywała swoją bryłą cuda, skarby i zguby. Kiarową piłeczkę w kropeczki, przyssawki od strzałek do Maksiowego nerfa, kilka na wpół rozpuszczonych cukierków, płatki kukurydziane, papierki oraz oczywisty kurz budowlany, w którym artystycznie nurzały się kłaki kurzu zwykłego. Takie kłaki, które rosną nam zawsze i wszędzie, nawet jeśli utrzymujemy, że sprzątamy często i dom mamy generalnie czysty (akurat). Wydobyłam znaleziska na powierzchnię, wyszorowałam co tylko było w mojej mocy i zasięgu, w tym boki i tył samej lodówki oraz kawałki ściany (tak!), zebrałam twórcze sieci pajęcze, a następnie przeszłam dwa piętra wyżej. 

Najpierw na taboret, potem na blaty kuchennych szafek stojących. Na szafkach wiszących, które gdym je była zamawiała 5 lat temu miały być PO SUFIT - a nie są, bo wykonawca źle mnie zrozumiał - jak to przeciętny wykonawca - no więc, na tych szafkach wiszących mogłam zgarniać szpadlem. Najpierw usunęłam zeń wszelkie przedmioty w postaci dużych misek - szklanych i drewnianej, kilku doniczek na kwiaty, w których nigdy nie przebywał żaden kwiat, ani nawet chwast, pudełek do przechowywania w ilości znacznie przekraczającej to, co mogłabym w nich przechowywać oraz półmetrową łyżkę do butów, którą jej właściciel Em ukrył tam jakiś czas temu, gdy poczęła chłopakom służyć za miecz. Ach! I jeszcze kiełkownica tam była! I pudełko z mini filiżaneczkami do espresso, które dostałam kiedyś od mojego brata z wyprawy do Grecji. 

Co najmniej 2/3 tego badziewia miałam ochotę wyrzucić od razu. 

Ile razy zrobiłam sobie kiełki w kiełkownicy? Dwa. Ile ją mam? Kilka lat.

Ile razy piłam espresso w tych mini kubełkach? Ani razu. Nie pijam espresso i nie pijam w naparstkach. I pić nie będę. A już na pewno nie w domu.

Pudełka do przechowywania? Kilkanaście. Różne pojemności. Duże, małe i malutkie. Płaskie i wysokie. Na kiego groma aż tyle? I na kiego groma dodatkowo gromadzę pojemniki od lodów i wiaderka po śledziach/kapuście/czymkolwiek?

Doniczki? Każda z innej parafii, w tym 2 bez podstawek. Jeśli od dobrych 5-6 lat nie znalazły sobie zastosowania, to czego mi zbierają kurz na szafkach w kuchni? Albo posadzić jakieś zioło, albo wek - i nie próbować kupować NIC w zamian!

Potem przyszła pora na wnętrza szafek. Pojechało i z nich co nieco i nigdy tam nie wróci. Zapewne to, co pojechało, zrobiło miejsce kolejnym pasażerom, ale wszystkim tym pasażerom przy okazji remontu wytoczyłam jednak poważną walkę. 

Nie byłam i nie jestem minimalistką. Zapewne też nie zdołam nią być, ale muszę ograniczyć chęć posiadania przedmiotów. Te wszystkie ozdoby, bibeloty, gadżety, drobiazgi, przydasie, wszelkie "kopie zapasowe", pamiątki z podróży, pamiątki po dziadkach, pamiątki po psach i po kotach, pamiątki studenckie, rysunki z przedszkola, rysunki ze szkoły, rysunki z domu - domu swego i domu u babci (!) i tak dalej, dalej i dalej - owszem - one są potrzebne (choć nie wiem po co) i fajnie je mieć, ale obecnie szczękam na nie zębami i omiatam zajebistym piorunem - bo raczej nie nazwę tego wzrokiem. 

Ile człowiek może mieć i ile mu potrzeba? Otóż może mieć bardzo wiele, a potrzeba mu tak naprawdę bardzo niewiele. 

Kupuj człowieku, a potem narzekaj, że nie masz pieniędzy, albo że masz ich za mało, albo, że ci się rozeszły... Rozejrzyj się dookoła siebie. Wszystko co kolwiek masz - to są właśnie twoje pieniądze... Moje, dokładnie. A zdawać by się mogło, że nie jestem nazbyt rozrzutna... Em niby też nie, ale obawiam się, że jednak połowa dobytku w naszym mieszkaniu, który mnie mierzi, to właśnie jego sprawka... A choćby te pudełka do przechowywania i arsenał szklanek i kufli do piwa (ratunku!).

Nie wiem, ale chyba nie dojdę do siebie po tym remoncie... Po? Wszak nie wszystko jeszcze skończone. I nie wiem kiedy będzie. I już mnie to zupełnie nie obchodzi. Jak będzie, to będzie, jak nie będzie, to też będzie. Od tego się nie umiera.

A najgorsze jest to, że włazisz człowieku na ten drugi poziom sprzątania, po tych taboretach i szafkach i co kilka minut z pokoju - Mamooo!!! Co??? Nie wiem jak to napisać!!! Tak i siak! Nie słyszę! Ok, już idę... I złażę, myję i wycieram łapy, i lecę do tego pokoju, po drodze kopiąc z czuba odkurzacz (czego on tu w ogóle stoi?), pomagam napisać i znów włażę i wycieram... I znów "mamooo"! A w międzyczasie z drugiego pokoju "mamooo, ja chcę kało i psełąc mi inną bajkę"... I tak kilka razy. I tak ciągle. I bez końca. I na przemian. 

Zanim co kolwiek w tym domu uprzątnę - możliwe, że będzie Wielkanoc. Albo nawet Boże Ciało. Ale na pewno nie Boże Narodzenie.

Dlatego Bożego Narodzenia u nas w tym roku nie będzie.   

32 komentarze:

  1. Jakbym to skądś znała...

    A masz gazety rozłożone na najwyższym piętrze? Ja nie mam, ale to świetny sposób na sprzątanie. Wymieniasz z kurzem na swieże i już. Przynajmniej mniej tego tłustego kociokwiku jest tam tam...
    Całuski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam Izabelko. Aż tyle tych tłuszczy nie pitraszę, ale pamiętam, że w starym domu w P. tak właśnie było ;-). Gazet nie kupuję, a znosić do domu z roboty... Nieeeee... Jakoś jeszcze dam radę te kilka razy w roku wskoczyć na ten taboret i zetrzeć kłaki ;-). Teraz po remoncie jest hard core - wiadomo, ale normalnie da się przeżyć, choć pana od mebli ubić, że do sufitu "nie zrozumiał" - najlepsze rozwiązanie.

      Usuń
  2. Słowo klucz: kontener.
    Drugie słowo klucz: zamówić.
    ;)
    Serio. Bez tego tylko frustracja i chów wsobny ('schowam w, bo może jeszcze się przyda').
    Pewnie każdy(a) kto to przeczyta zna ten problem (którego chyba jeszcze, o dziwo, nie ma w oficjalnym wykazie schorzeń psychicznych - mam na myśli patologiczny gromadnizm i przydasizm).
    A niektórzy mają i swoje i odziedziczone (tam gdzie się sprowadzili).
    Przemyśl taki ŻAL...
    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewniam Cię moja droga, że tym razem kilka worków wyjedzie na śmietnik. Kilka już nawet to zrobiło. I kilka na to czeka przy drzwiach. Kontener już był, ale pozwolili tylko gruz ;-). Rozumiem, że można zrobić coś z tym, co już jest (wywalić, oddać etc), gorzej z tym, by nie sprowadzać nowego! A jeszcze gorzej z dobrem odziedziczonym - o tym też wiele wiem... Nazbyt wiele ;-).

      Nic to - trza się wziąć w ryzy, bo inaczej potomni nas zemszczą ;-).

      Usuń
    2. Poczułam się... nie liofilizowana... zaraz... zmobilizowana, o to, o to!;)
      Oby nam się udało, ale ja już trochę prowadzę tę walkę i nawet jeśli wygrywam bitwy...
      A z tym nowym, napływającym badziewiem to najłatwiejsze, ja po prostu przestałam kupować. Ale pomógł mi w tym bardziej brak (oprócz dzieci, co jest pewnie kluczowe) regularnych dochodów niż modny ostatnio nurt minimalizmu (najnowsze odkrycie hipsterskie: mujeju, szał,ekstrawagancja, klękajcie narody)
      Dobra, idę. Niech nam Mikołaj worki zabiera w tym roku ;)

      Usuń
    3. Ja wiem IK, że to bitwy i walki tylko, a wojna i tak przegrana, ale coś jednak chcę w tym kierunku zrobić i wcale nie dlatego, że w wielkim świecie modny nurt zwany minimalizm (mujeju - masz rację! - ale pewnie to jakiś minimalizm wart miliony ha ha ha).

      Dzieci i ich zabawki - tak, to jest kluczowe, choć u nas aż tak wiele ich nie ma - porównując do innych domów z dziećmi...

      Idź! Bądź Mikołajem sama dla siebie - wynieś wór ha ha ha!

      Usuń
  3. Gdybyś widziała te stosy różności, które wywędrowały z domu z okazji naszego remontu, to zaraz doszłabyś do wniosku, że u Ciebie to małe piwko bez wyżerki.
    I zapewne gdybym nie kupiła nowych mebli do pokoju i kuchni, nadal to wszystko siedziałoby u mnie. Ale po prostu nie było gdzie tego dobytku wsadzić,bo nowe meble są o połowę mniej pojemne od starych, więc na wieś masa rzeczy wywędrowała, łącznie z mikrofalówką, prodiżem, stertą obrusów, zaczętych i niedokończonych swetrów, butów, które powędrowały karnie do szafy zaraz po jednym spacerze, rzeczy z których wyrosłam w poprzek i różnych durnostojek, które kiedyś kupiłam "bo takie fajne" były.Ale nie zgadniesz co na wsi zrobiło największą karierę i radość- miski dla psa, bo tamtejszy pies jadał z puszki po konserwach.A ta wioska to w okolicy Płońska.
    Ściskam Cię już świątecznie, bo za kilka dni wybywam we właściwym kierunku.
    Najlepszego dla Was wszystkich;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małe piwko bez wyżerki? ha ha ha, dobre Anabell ;-). Ja zaś sporo rzeczy poprzywoziłam z P. do siebie - bo tam rozwalano w 2007 r. dom z 1939 roku!!! To dopiero była kopalnia rzeczy! Mój ojciec na szczęście nie ma sentymentów i wiele powywalał, ale mama to jeden wielki sentyment był...

      Miski dla psa - o widzisz, przynajmniej to pożyteczne, bo na wsi to pieski zwykle jedzą z puszek, starych garnków, wiaderek etc, a nie z psich misek. No, ale ważne, by w ogóle jadły ;-).

      Durnostojki - super słowo i choć nie wiem co dokładnie znaczą, domyślam się, że i ja je mam ha ha ha.

      Wybywaj szczęśliwie!

      Usuń
  4. Hahaha jakbym czytała o sobie i mamie :) Dlatego w tym roku odpuściłyśmy, żeby mieć Boże Narodzenie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magdo - na szczęście i tak nigdy BN, ani żadnych innych ważnych świat nie spędzamy w moim mieszkaniu ;-). Stąd podsumowanie tekstu nieco przekorne, ale nawet jeśli mielibyśmy je tu spędzić - też byłoby oki - bo ważne, że wszyscy razem - tata, mama i ich dwóch!

      Usuń
  5. My tak mamy na dole ...zbijamy sciany, stare meble rozkrecamy co by latwiej bylo wyniesc. i z jednej strony zrobisz a z drugiej czlowiekowi inna kupka klamotow rosnie. Z tych calych robia sie rozkrecone i nie wiadomo gdzie to wynosic, garaz powoli zawalony...mam dosc rupieciarni, ...dosc.... U na swiat nie bedzie, ale beda u mamy, to sie wprosimy:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nie unikniemy klamotów, Aniu... A Święta tu, czy tam - jednak będą :-).

      Usuń
  6. Ojejeku, ja i Ciebie normalnie :) To cieszy ;)
    Kilka lat temu przy przeprowadzce gruntownie pozbylam sie dupereli i innych przydasiow... tyle tylko, ze po 4 latach znowu sie maneli nazbieralo :O
    warto jednak czasmi cos wyrzucic- powiem Ci nawet w tajemnicy- da sie potem bez "tego" zyc :)))
    Moze powinnam spjrzec na swa budke z innej perspektywy... tak troche po Twojemu- Menzon by sie ucieszyl i pieniadzy by sie znalazly ;)))
    Usciski- fajnie, ze dalas znak zycia!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ciągle żyję Luxiu :-). Tylko mam wrażenie, że jak już się odezwę, to zawsze piszę o pierdołach, a życie dookoła jest o wiele bogatsze, ciekawsze, bardziej dramatyczne itp itd...Nawet u mnie.

      Usuń
    2. Pisz o duperelach, pisz o waznych sprawach- bo sama wiesz, ze "waznosc" zalezy od punktu widzenia :)
      U mnnie znowu inaczej... jakos tak powazniejsze tematy zawladnely mym blogiem.. czasami nawet mysle, czy nie za duzo wpisow temu poswiecam..

      Usuń
  7. Ojej ... uwielbiam takie maleńkie filiżanki do espresso. Aż żal że je wyrzucasz:((( Ale w każdym domu zbierają się "przydasie" . Ale filiżaneczki takie maciupkie kocham :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jago, no nieeee, nie wyrzuciłam tych filiżanek, bo jednak mi ich żal i to był prezent, ale raczej schowam gdzieś głęboko ;-). Są w rzeczy samej urocze, ale zupełnie mi niepotrzebne.

      Usuń
    2. No właśnie... Urok nietrafionych prezentów. Ale gdyby Ci przyszło do głowy nie daj Boże wyrzucać - pamiętaj o mnie - podam Ci adres do przesyłki :)))) Już mam pomysł jak je wykorzystać :)

      Usuń
    3. Jago, chyba nie miałabym sumienia ich wyrzucić - ostatecznie to od brata i bratowej i nie jest to badziewie, ale przy moje niewielkiej kuchni ciężko pomieścić te różne piękności i urokliwości, a w dużym pokoju nie mam mebli na takie akcesoria. Niemniej - będę Cię pamiętać i serdecznie pozdrawiam oraz dziękuję za odwiedziny, bo chyba jeszcze się "nie znamy" ;-))).

      Usuń
    4. Wiem... Mam dużo miejsca ale skutecznie go zapełniam. To jest problem... Raz do roku sprzatam szafki wyrzucając rzeczy zbędne... Ale dużo rzeczy tak jak Tobie jest mi szkoda się pozbyć bo mają wartość sentymentalną. Nie znamy się? Podczytuję Cię od dawna ale jakoś tak się nie odzywałam.

      Usuń
    5. No teraz to już się znamy na pewno :-). Miło!

      Usuń
  8. To raczej szczęście, że znalazłaś filiżanki mimo, iż ich nie potrzebujesz! Bo ja mam akurat odwrotnie :-/. Dostałam dawno temu taki właśnie zestawik do espresso i się niedawno namyśliłam, aby używać go dla gości. Oczywiście teraz nie mogę go znaleźć! Przegląd towaru w domowych podziemiach konieczny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konieczny Tesiu. Raz na jakiś czas wręcz bardzo konieczny. Coś się wyrzuci, coś się znajdzie... Same korzyści z takiej przeglądarki. Naparstki do espresso dla gości? Gdyby oni chociaż u mnie bywali ;-)...

      Usuń
  9. Asiu, jestem dokładnie w tej samej fazie. Na dodatek nasze pekińskie mieszkanie to połowa delhijskiego, więc jest, oj jest, bardzo wesoło :)) Przed wyjazdem z Indii pozbyłam się połowy rzeczy, ale okazuje się, że mamy nadal za dużo. Wyrzucam i stukam się w głowę. A najgorsze jest to, że sporo rzeczy musiałam DOKUPIĆ, bo poprzednie nie pasowały. o Chryste, kiedy to się skończy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu, opuściliście Indie? I teraz Pekin? A to news! Cóż, wydaje mi się, że w wypadku TAKIEJ zmiany to pozbywanie się i nabywanie rzeczy jest bardziej usprawiedliwione.

      Usuń
  10. Tak tylko sprawdzalem czy jestes ;-) buziaki. Dachowiec...

    OdpowiedzUsuń
  11. No, to masz trochę tego odgruzowywania domu. Ale ja też :( Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty też? To fajnie, żem nie sama w tej niedoli ;-). Pozdrawiam Joanno!

      Usuń
  12. Siostro? (Kolejna!). Jakbym czytała o sobie. I mojej mamie. Ja jakoś się staram ograniczać, ale mam po mamie to zbieractwo - jako że na razie mieszkamy razem, kuchnię zostawiam jej. Zbiera te wszystkie graty, pudełka, pudełeczka i kubeczki, to się nie mieszam. Do sprzątania też ;) Ale za to to, co się uzbierało w moim pokoju... też będę miała co odgruzowywać. Np. kąt z kartonami po butach. Bo przecież schowam letnie na zimę, a zimowe na lato... i tak czekają już kolejne lato i zimę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, wychodzi na to, że zdecydowana większość społeczeństwa "tak ma" i że każdy próbuje się ograniczać, czyli widzi swój "problem" ha ha. Ale dość ciężko z tym problemem walczyć, bo jednak otacza nas mnóstwo rzeczy. Kiedyś miało się 1 torbę na zakupy, a większość produktów pakowano w papier. Teraz - reklamówka na każdym kroku, kawałek schabu, skrzydełko z kurczaka, porcyjkę ciasta możesz kupić w markecie już w gotowym pudełeczku. Strasznie dużo inwestujemy w opakowania! No i ta ilość produktów wszelkiej maści - trzeba czy nie, często ulegamy pokusie i kupujemy. I potem mamy pokaźne zbiory i kłopot na głowie - zwłaszcza przy sprzątaniu i przy remontach.

      Kartony po butach skrupulatnie przechowywałam, ale piwnica też pęka w szwach od kartoników i opakowań, więc wiele wyrzuciłam. Buty ładnie układam w duży plastikowy pojemnik i wynoszę na zimę/lato do piwnicy. W domu nie mam możliwości trzymania butów 4 osób na wszystkie sezony. Ot, urok 62 m mieszkania. Ale wole to, niż wizja, że kiedyś może być ono... za duże ;-).

      Usuń
  13. Mam wrażenie, że przy mniejszym metrażu łatwiej o porządek ;) A z okazji świąt pozostaje życzyć ni mniej, ni więcej, a tego, by te Twoje 62 m nigdy nie były za duże, a zawsze za ciasne! :)

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).