piątek, 2 września 2016

Biegiem przez Białowieżę

Tęsknota z ostatniego posta już dawno zażegnana. Em na miejscu, my w mieszkaniu w Gr. 

Długi weekend w Białowieży i jej kniejach też już za nami, powitanie szkoły i przedszkola również.

W Białowieży super. Hotel Żubrówka na "6". Polecam. Największym powodzeniem podczas całego pobytu cieszył się... hotelowy kompleks wodny. Chłopcy najchętniej spędzali by tam całe dnie. Stylowo urządzony, klimatyczny i czysty. Niewielki basen w nieregularnym kształcie, o trzech poziomach głębokości i z bajerami typu deszcz z dachu, przeciw-fala i inne bulbonki. Dwa wspaniałe jacuzzi - mniejsze i większe. Brodzik dla maluszków ze ścianą natryskową, 3 różne sauny, prysznice, dużo leżaków dookoła oraz wyjście na hotelowe patio (czy jak tam zwał), gdzie na innych leżakach można było wylegiwać się na słońcu. Wystarczyło w pokoju założyć kostium kąpielowy i szlafrok i zjechać z korytarza hotelowego windą wprost na basen. Po prostu bajka. 

W cenie pakietu mieliśmy śniadania i obiadokolacje. Obawiam się, że żarłam najwięcej ze wszystkich gości hotelowych. Nawet Olek zwrócił mi uwagę - mamo, czy ty nie za dużo jesz? A ja po prostu chciałam wszystkiego spróbować! Po troszeczku, ale wszystkiego (no, prawie...). Po śniadaniu około 9 nie jadłam już nic do obiadu około 18-19.

No ok, ok. W międzyczasie jedliśmy tu i ówdzie lody, a razu jednego pojechalismy do słynnej Restauracji CARSKA w dawnym budynku dworca kolejowego Białowieża Towarowa, gdzie zamówiliśmy sobie z Em soliankę - zupę z zasady typowo rosyjską, choć zaniepokoiła mnie w niej obecność oliwek. Nie wydaje mi się, by Rosjanie w swej dawnej, tradycyjnej kuchni tychże używali... Potem wyczytałam gdzieś, że Restauracja była rewolucjonizowana przez Magdę Gessler i te oliwki to właśnie jej pomysł. Ogólnie zupa średnia. Obecność dziczyzny zamykała się w dwóch malutkich kawałkach jakiegoś mięsa, ogół ciut za rzadki i ciut za drogi - niewielki talerz - 18 zeta. Samo umiejscowienie restauracji, jej wystrój, otoczenie i obsługa - na 6.

Nasze hotelowe śniadania i obiadokolacje - tradycyjne, ale bardzo różnorodne, świeże i smaczne. Dania z dziczyzny - popularne w całym regionie - można było zamówić indywidualnie z menu Restauracji. Sarnina, dziczyna, żubrzyna - wszystko było dostępne. Nie spróbowaliśmy niczego... Ale, ale - kto powiedział, że byliśmy tam pierwszy i ostatni raz?

Hotel ma swój niepowtarzalny urok i styl. Uwielbiam jego wnętrze. Światowiec Em uznał, że to jeden z najlepszych i najmilszych hoteli w jakich był, a zatem brawo Żubrówka! Obsługa wspaniała, dziewczyny z recepcji na medal. 

Hotel prowadzi również SPA ze spora ilością zabiegów. Em wybrał się na masaż, a ja... na nic. W cenie hotelu miałam 45 minutowy seans w grocie solnej, ale wolałam włóczyć się po wsi i lasach, niż leżeć (czy siedzieć?) w tej grocie. No, po prostu nie starczyło mi czasu! 

Również w cenie były warsztaty kulinarne dla dzieci, ale też nie mieliśmy okazji skorzystać, bo akurat w tym czasie udaliśmy się do Rezerwatu Żubrów szukać... żubrów. Oczywiście znaleźliśmy je bez problemu, bo Rezerwat to coś a'la małe ZOO. Poza żubrami, które naprawdę skradły nasze serca - były też żubronie (takie mieszańce żubra z krową), żbiki, sarny, dziki, jelenie, koniki polskie (nie polne! ;-)) oraz moje ukochane łosie (naprawdę kocham!) i... wilki! Wilki pokazały się dwa i choć ich zagrodę stanowiły gęste zarośla - widzieliśmy je bez problemu, gdyż kręciły się leniwie niedaleko ogrodzenia.

Żeby zobaczyć żubry (i inne zwierzęta) żyjące dziko należy udać się w specjalne, odległe miejsca i mieć szczęście. Organizowane są też specjalne wyprawy w tym celu, ale trwają około 6 godzin (autem) i tym razem odpuściliśmy je sobie - głównie z uwagi na dzieci, które są niecierpliwe, szybko się nudzą i szybko męczą. Z tych samych powodów nie weszliśmy też do Rezerwatu Ścisłego Puszczy, gdyż piesza (TYLKO) wyprawa tam (TYLKO Z PŁATNYM PRZEWODNIKIEM) trwa 3 godziny (ok. 7 km). 

Poza Rezerwatem Żubrów, Parkiem Pałacowym (kilka minut pieszo od Żubrówki) i Muzeum Przyrodniczym zdążyliśmy odwiedzić uroczy Szlak Dębów Królewskich (robią wrażenie) i tzw Miejsce Mocy - podobno magiczne. Niewiele do zwiedzenia, ale żeby tam dojść (lub dojechać rowerem) trzeba wędrować przez las około 1 km po wytyczonym szlaku. 

Muzeum Przyrodnicze  - wspaniałe. Nie przepadam za muzeami, ale to mnie zauroczyło. Można z przewodnikiem lub audio przewodnikiem. Wzięliśmy to drugie - tańszy bilet oraz wersja po angielsku dla Em. 26 ekspozycji stałych - doskonale urządzonych. O każdej ekspozycji wspaniale opowiadała - nie kto inny jak - Krystyna Czubówna. Wszystko o Puszczy Białowieskiej - o jej historii, florze i faunie, bogactwach, zagrożeniach itp. Cała wycieczka trwa godzinę i był to czas optymalny - i dla dzieci i dla dorosłych. 

Pobyt w Puszczy i jej "zwiedzanie" należy chyba zacząć właśnie od tego Muzeum. Wiedza w pigułce i narastająca w człowieku pod jej wpływem sympatia (miłość? uwielbienie?) do Puszczy. Em tak się zachwycił widokiem (na slajdach w sali kinowej) Puszczy wiosennej, że już jest gotowy na przyjazd w kwietniu/maju. Jeśli Bóg da - udamy się wtedy do Rezerwatu Ścisłego i na poszukiwania żubrów wolno żyjących. I oczywiście zamieszkamy w Żubrówce. Być może uda się nam też wypad na Białoruś. Tym razem dojechaliśmy jedynie do przejścia granicznego, gdzie akurat... nikt nie przechodził, było pusto i cicho.

Pod hotelem - auta z całej Polski - w tym zdecydowana większość z warszawskiego. Sporo aut również na zagranicznych numerach.

Nie brakuje mi na co dzień natury, ciszy, spokoju, lasu, a nawet dzikich zwierząt, ale jednak co Puszcza to Puszcza... To jest naprawdę unikat europejski (pewnie i światowy) i powinniśmy chronić ten skarb z całych sił. 

Sama Białowieża - duża wioska pełna drewnianych domków z okiennicami, otoczonych płotkami ze sztachet, ogródkami pełnymi słoneczników i malw. U nas w regionie krajobraz jest już zdecydowanie bardziej nowoczesny - murowane gospodarstwa, nowoczesne domy, maszyny, ogrodzenia z kamieni, żelaza, betonu, pelargonie i surfinie w marketowych donicach... Tam jakby świat się zatrzymał. Jedyny punkt apteczny na skraju wsi - trudno było go odnaleźć ;-). W "centrum" wsi, nieopodal Cerkwi św. Mikołaja - starszy Pan i jego kram. Kram na chodniku, a w kramie... cuda niewidy - graty i starocie wszelkiej maści, typu i przeznaczenia. Em ma fioła na punkcie takich... punktów sprzedaży i zaopatrzył się w kilka "niezbędnych" gratów. Ba, nawet ja kupiłam stylowe drewniane pudełeczko na biżuterię za 10 zł. Chłopcy dostali od Pana gratis... znaczki na agrafkową przypinkę. Z uśmiechem odkryłam potem, że odznaki mają komunistyczne hasła i wizerunek Lenina ;-). A oni tak dumnie nosili je na koszulkach LOL ;-).  

Em był bardzo pozytywnie zaskoczony tym, że wszyscy w Białowieży mówią po angielsku - w hotelu, obiektach do zwiedzani, sklepach i barach. Kto by pomyślał ;-). Szacunek!

Po drodze z Białegostoku do Białowieży kilka uroczych cerkwi - i murowych i tych bardziej klimatycznych - drewnianych - pomalowanych na jaskrawe kolory (uwielbiam!). 

Chłopcy zakochani w hotelu, a hotelowy basen został ich ulubionym miejscem na ziemi. Uznali, że mogą w Żubrówce zamieszkać na stałe ;-).

Przez cały pobyt piłam tylko regionalne kwasy chlebowe, a Em regionalne piwa :-). 

Trochę zdjęć z pobytu zamieściliśmy z Em na Fb - kto widział, ten widział. Kto nie widział - zobaczy w następnym poście :-). Tutaj starałam się opisać pobyt szybko, krótko i zwięzłowato. Wyszło jak zawsze ;-). 

A wiecie co stanowiło 90 % satysfakcji z wyjazdu?

POGODA!!! - CUDOWNA!!!

15 komentarzy:

  1. Pewnie Em i cała rodzinka w komplecie było tym 90 ;-)
    Twój opis bardzo mi się podoba, chętnie sama odwiedzę te strony;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gimikis - naprawdę warto tam być, jeśli lubi się naturę, ciszę, zwierzęta, las, łąkę i... polski zaścianek ;-). Żubrówka to największy (obok Białowieskiego) hotel w okolicy i na swój sposób luksusowy (****), choć ten luksus ma swoisty myśliwsko-leśny charakter, a nie jakiś tam modernistyczny, bądź jeszcze gorzej - złoty-barokowy ;-). Dobrze mi było z żubrzym łbem na recepcji i skórami dzików tu i ówdzie (choć myślistwo jest mi raczej obce). Zwiedzisz tu rośliny i zwierzęta oraz leśne dróżki. Zajrzysz do skromnych ogródków i za okienniczki chatek. Posłuchasz mowy z akcentem białoruskim i odetchniesz powietrzem nieskażonym fabryką, ni spalinami aut... Fajnie!

      Usuń
  2. No to było rzeczywiście fajnie.Tam naprawdę jest ładnie i jak czytam to znacznie lepiej niż wtedy, gdy ja tam byłam. Chyba nie doceniasz własnych dzieci, jeśli idzie o chodzenie. Te moje Krasnale w ub. roku były w Walii i Kornwalii i pokonywały ogromne przestrzenie, potrafiły spokojnie przedreptać w psim stylu(wiesz jak chodzi pies puszczony luzem) 10 km klifem.Najczęściej w jedną stronę wędrowali piechotką, wracali jakimś środkiem lokomocji. A w tym roku wędrowali po Styrii, potem wędrowali po Alpach,byli nawet na lodowcu, na koniec dotarli do Como. I tu zwiedzali Como, które sądząc ze zdjęć jest miejscem prześlicznym i ma wyjątkowo smaczne lody i oczywiście super frajdą to były rejsy po jeziorze.Na niemal każdym zdjęciu z Como dzieciaki prezentują do zdjęcia olbrzymie rożki z lodami- porcje jak dla konia. Te dzieciaki mają niesamowitą kondycję, co mnie nieco dziwi, no bo przecież mają 5,5 oraz 7,5 roku.Tak naprawdę to jeszcze małe dzieci. Ten młodszy pokonuje na rowerze bez trudu 6 km, i po odpoczynku na placu zabaw, gdzie obaj szaleją, wsiada na rowerek i z powrotem te 6 km przepedałuje.Jedzie i dziób mu się nie zamyka.Mnie ich kondycja dobija.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anabell, chyba jednak ich nie doceniam, bo taki mały Maxi robi teraz bez problemów naszą codzienną rundę biegową po parku - my trochę dyszymy, a on leci cały dystans lekko jak ten koliber i szybko jak ta - powiedzmy - pantera he he he. A potem jeszcze siłuje się żwawo na parkowej siłowni. Olek zaś od świtu do nocy latałby za piłką. Także - masz rację - nie doceniam ich. Także następnym razem na pewno zaliczymy dłuższą wędrówkę po Puszczy ;-). A Twoje Krasnale również godne podziwu. Zresztą, co tu dużo gadać - dzieci POTRAFIĄ!.

      Usuń
  3. Malzenstwem z eM jestesmy 12 lat, poszedl nam 13. eM jezdzi do Polski od ponad 20 lat, zna ja jeszcze przede mna. NA poczatku naszej znajomosci , kiedyw racalam z Niemiec do domu czulam rozniece. Te ich zadbane osiedla, te nasze stare wymalowane graffiti, sypiace sie ruinki... Teraz jade do domu w Polsce i ... bosko. Obsluga w kawiarenkach , restauracjach na poziomie prawdziwie wysoko europejskim. Panie w takiej pipidowie jak nasza mowia po angielsku, zagadaja po niemiecku ( tego nie maja Niemcy, aby kazda kelnerka zagadala po angielsku, albo po polsku). LAdnie, czysto, zadbanie...atrakcyjnie pod wzgledem przyrodniczym, wypas dla turystow i w ogole.... nie mamy sie czego wstydzic Amisho:)) Moze tylko tego, ze nie dorownujemy im w zarobkach:(

    Moze kiedys do tej, zareklamowanej przez Ciebie, Zubrowki zawitam z moja rodzinka. Kto wie? Moze....

    A ta carska restauracja , widzialam w TV jak MAgda Gessler ja rewolucjonizowala. Skorzystalam z kilku jej przepisow w necie, albo robie cos nie tak, albo po prostu... dooopy ( za przeproszeniem) to nie urywa:))) Normalne:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Aniu, 13 lat to już sporo. Nam teraz minęło 10 lat znajomości (śluby ciut później, ale też jeden już 7, a drugi 5). I

      Co do Polski masz świętą rację - z roku na rok zmienia się na lepsze i pięknieje. Naprawdę nie mamy się już czego wstydzić. Mój Em też to widzi i czuje się u nas naprawdę "na poziomie" - nawet w naszym podlaskim, niewielkim mieście. Ba, ono też się zmienia i jest to już o niebo fajniejsze miejsce, niż 11 lat temu, kiedy się tu z racji pracy przeprowadziłam.

      I druga słuszna uwaga - mamy podobnie jak na Zachodzie, ale nie w kwestii zarobków, niestety...

      A do Żubrówki naprawdę warto zawitać! Już mam sentyment do tego miejsca.

      Ja Magdę Gessler lubię oglądać w jej Rewolucjach i w Masterchefie, ale nic spod jej ręki nie jadłam. Chyba jedynie tę soliankę w Carskiej i pierogi w Grajewie w Pierożkarni - według jej przepisu i po rewolucjach.

      Usuń
    2. Jezeli dolicze czas znajomosci to mamy z eMem 15 lat na karku- waw! jacyz my mlodzi w stazu, mlodsi niz niejedni mlodzi:))

      Usuń
  4. No i nie zdążyłam, zapomniałam, przeleciało... Ci napisać pod poprzednim postem o tęsknocie, że bez niej nie mielibyśmy pojęcia o tym czego nam brak, co dla nas ważne i piękne...

    A tu już rok szkolny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wszystkiego DOBREGO na nadchodzące miesiące dla całej Waszej czwóreczki Amishiu :-)))
      Buziaki od Nas.

      Usuń
    2. O tak Izabelko, tęsknota jest co prawda dokuczliwa, ale ja tak już przywykłam do jej obecności, że albo jej na co dzień nie zauważam , albo nie wyobrażam sobie, by jej być nie mogło - he he he ;-).

      Dziękuję za wszystko DOBRE i wierzę, że właśnie tylko to nas spotykać będzie, czego Wam życzę ze wzajemnością :-))).

      Usuń
  5. Amishko, tak pieknie opisalas, ze na trase przez Polske w 2018 zapisuje Bialowieze :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie Luxi, czyli w 2018 spotykamy się w Żubrówce przy... żubrówce? ;-).

      Usuń
    2. Hahahah,koniecznie!!

      Usuń
  6. My też biegiem w tej Białowieży i dlatego tak cudnie się czyta co piszesz :)
    A zima byłaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Simero, to naprawdę fajne miejsce! Zimą nie byłam - w zasadzie teraz byłam pierwszy raz - nie licząc jakiegoś 2 dniowego szkolenia w 2006 r., które całkowicie spędziłam w hotelu (Białowieskim). Póki co, zimę sobie jednak na razie odpuścimy, bo bardziej kusi nas ta wiosna... Ale w przyszłości - kto wie?

      Usuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).