wtorek, 14 listopada 2017

Chmury, koty i kury

Ciemne chmury. Zimno. To fakt numer 1, który nie wymaga udowodnienia. Wystarczy, że mam na sobie 2 pary skarpet i zazdroszczę swoim kotom ciepłych futerek. A futerka mają naprawdę ciepłe i tak miłe w dotyku, że ręka raz przyłożona do kota, chciałaby już zostać tam na stałe... Nocą oba koty śpią... ze mną. Kevin lubi umościć się blisko przy twarzy, bo jest czuły i ceni sobie naprawdę bliski kontakt z człowiekiem. Mruczy mi więc do ucha i masia wąsikami po policzkach. Kiara zwykle leży mi gdzieś na brzuchu lub w nogach. Wydaje mi się, że wwala mi się teraz na łóżko tylko dlatego, że zrobiło się zimno i w związku z tym poszukuje jakiegoś dodatkowego źródła ciepła. Generalnie jest bowiem egocentryczką i nie przepada za czułostkami. Za młodu była inna, ale z wiekiem (choć nie jest stara, ma jakie 3,5 roku) i po sterylizacji stała się, prosto mówiąc, nieco wredna i samolubna. 

Chłopcy śpią w pokoju obok i bardzo chcą oraz starają się, by koty spały z nimi, ale próżne ich zabiegi i starania. Nawet jeśli uda im się przytrzymać kota pod kołdrą na dłużej lub ulec kociej manipulacji - że niby już zgodziły się z nimi spać - po niedługiej chwili koty już są u mnie... Nie wiem dlaczego tak jest, ale w zasadzie zawsze tak było. Wszystkie koty i wszystkie psy zawsze mnie bardzo lubiły. Gdzie ja, tam one. Pisałam już chyba o tym. Psy potrafią nawet opuścić swoich właścicieli i podążyć za mną... W P. jest taki sympatyczny piesek Riko. Na co dzień jest "ogonem" mojej bratowej. Gdzie ona, tam on. Chodzi z nią do obory, pomaga zaganiać krowy itp, itd. Ale kiedy pojawię się ja - koniec. Riko porzuca swoją panią i nie odstępuje na krok właśnie mnie. Nie chodzi już za bratową, a non stop waruje pod drzwiami domu, bo a nuż pojawię się ja... Bratowa jest wtedy śmiertelnie na niego obrażona. Może powinna być obrażona na mnie, ale ja NIC, po prostu NIC nie robię w tym względzie, by przekabacić Rikiego na swoja stronę! Nie mam w tym żadnego interesu, choć powszechnie wiadomo, że moje serce zawsze mocno bije dla zwierząt. 

A koty w domu są uzależniające. Bez końca wszyscy musimy je zaczepiać, głaskać, mówić do nich, dawać całuski, przytulać, nosić na rękach, wymyślać im coraz to nowe pseudonimy i imiona poboczne, bawić się z nimi, snuć o nich historyjki i opowieści, wymyślać rymowanki... Ktoś mądry słusznie powiedział, że dom bez kota to... głupota ;-). Ale nie chcę tu obrażać tych, którzy kota nie chcą, nie mają lub nie lubią... Ja mówię o NASZYM domu. 

Znowu było o kotach? I słusznie. Na pewno będzie jeszcze nie jeden raz. Miauuuu!

Tymczasem, idę sobie zrobić śniadanie.

Ostatnio przywiozłam z P. całe wiaderko jajek (ponad 30 sztuk). Kurzych, kaczych i indyczych. Wszelki drób   na naszej wsi, jak widać nie próżnuje. Wszystko co może, niesie się. Jajek bez liku. Toteż nabrałam, ile się dało. Jajka idą u nas hurtowo, a kiedy jest Em - mega hurtowo. Zauważyłam też, że jajka ostatnio poszybowały potwornie w górę. Cenowo. Nie mam zielonego pojęcia, jak to się dzieje, że jednego dnia jajka klasy M, sztuk 10, kosztują 4 zł, a następnego już ponad 6... Czary mary, hokus pokus. Tylko ludzie tak potrafią. Bo kury i inne jajkozniosy, proszę państwa, co najwyżej... robią sobie z tego jaja. Podobnie było z masłem. Jednego dnia 4 zł, drugiego 6. Nie słyszałam, by krowy w oborze wnosiły o wzrost cen ich mleka. Jedyne o co często mogłyby wnosić, to - lepsze warunki hodowli i nie traktowanie ich tak bardzo instrumentalnie, jak to się - niestety - robi. Bo jest w tym względzie źle. Człowiek czyni sobie ziemie poddaną i wykorzystuje zwierzęta w sposoby okrutne - byle tylko się nachapać, zarobić i sobie dogodzić. Zawsze byłam w wielkim nieporozumieniu ze światem, jeśli chodzi o traktowanie zwierząt i pewnie nigdy do tego porozumienia nie dojdę.

Z jajek z P. będę zaś robić... dzisiaj - jajka w koszulkach. Posłużą mi też do weekendowego ciasta, naleśników, panierowania kotletów i czego tam jeszcze moja wyobraźnia mi nie podpowie.

Ożywianie Żywotnika trwa. O kotach, jajkach, krowach... Nieważne. Byle podlewać, byle pisać, byle pozostawiać jakiś ślad. Pewnie będę sobie za to kiedyś wdzięczna... 

22 komentarze:

  1. Witaj. Moja Puchatka śpi śpi od małego kociaka ze mną. Zwierzęta są nie tylko umilaczem naszego życia,ale także filozofią na życie. W każdym razie ja tak odczuwam. Rodzina bez zwierząt jest może szczęśliwa, ale mało barwna. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Kamo! Jakże mi miło, że w zwierzęcym względzie tak dobrze się rozumiemy! Zgadzam się w pełni z tą filozofią życia :-). Dziękuję za odwiedziny na Żywotniku i pozdrawiam Ciebie i Puchatkę :-).

      Usuń
  2. Ostatnio się z mamą zgadałam jak to cena jajek poszybowała w górę. Wystarczyło, że w głównieszych wiadomościach poszła informacja, że drogie SĄ i... poooooszło, tam gdzie jeszcze nie było.
    Cieszę się, że się odzywasz jakby częściej :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie wiem skąd te ceny jajek takie nagle wysokie... Jednego dnia w sklepie były po 4, a drugiego już ponad 6 zł - ot, tak! Tym bardziej to dziwne, że kurnik w P. milczy w tej kwestii, choć zasadniczo to bardzo hałaśliwa komórka ;-).

      No tak, Izabelko - tak JAKBY częściej się odzywam na blogu, bo to jednak bardzo pożyteczna platforma ;-). I mam do niej sentyment. Oby nie pozostawał jednak tylko on ;-).

      Usuń
    2. Oprócz kurnika w P. inne żródła informacji podaja trzy powody:
      - afera ze środkami toksycznymi na zachodzie E.,
      - salmonella w P.,
      - zwiększone spożycie na z. albo gdziekolwiek.
      Piszę gdziekolwiek, bo naszym masłem najpierw słyszałam, że zajadają się Chińczycy, a potem że Amerykanie. ;-)

      Usuń
    3. Dzięki za info, Izabelko :-). No tak, Em jest teraz w Holandii i mówił, że tak jak w Polsce żarł jajka dzień w dzień, tak tam nie je wcale, bo wykryli "coś" i on się boi ;-).O salmonelli w P. nie słyszałam, ale to możliwe, bo akurat Salmonella ma tak piękne imię, że raz po raz daje o sobie znać. A z tym masłem - choć do źródła informacji mi blisko, to nikt tak naprawdę nie umie podać tej jednej i oczywistej. Na szczęście u nas masło jedzą prawie tylko chłopcy, a i tak niewiele, wobec czego na tym produkcie raczej nie zbankrutujemy ;-). P.S. A tak w ogóle to ja ekonomii kompletnie nie ogarniam.

      Usuń
    4. Amerykanie zajadaja sie polskim maslem? Pierwsze slysze, moze w Chicago, ale wtedy to raczej nie Amerykanie a Polonusy. Nigdy nie widzialam polskiego masla w zadnym markecie, oczywiscie jest dostepne i to w kilku wersjach w polskich sklepach.
      Ja preferuje irlandzkie maslo i z tego co slysze nie ja jedna uwazam, ze irlandzkie maslo jest najlepsze na swiecie, na drugim miejscu postawilabym francuskie. Tez jest dobre, ale do irlandzkiego mu nie styka:))) Polskie owszem, probowalam ale nie widze roznicy miedzy polskim a zwyklym najzwyklejszym amerykanskim.

      Usuń
    5. Przyznam, że coś tam u mnie w pracy słychać było o exporcie - zwłaszcza do Chin, gdzie na bank idą masowo nasze produkty. Do USA też, ale ile, co i w jakiej postaci to nie wiem. Masło, nawet jak idzie, to być może bez polskich opakowań (tzn na wagę). Może, bo nie wiem.

      Irlandzkie masło jadłam w Irlandii (spędziłam tam nieco czasu), ale nie wiem, czy ono lepsze od naszego... Pewnie to kwestia smaku. Obecnie też można je kupić u nas w sklepach, ale nie korzystam. Nie jadam wiele masła i jest mi w zasadzie obojętne. Ale jak już kupuje to wiadomo - te z Grajewa ;).

      Usuń
    6. Amishko, naprawde nie widzialam masla na wage, nawet w polskim sklepie. Wcale nie przecze, ze polskie produkty moga tu byc popularne, ale czasem to sobie Polacy (producenci) sami strzelaja w stope. Ok. 30 moze 25 lat temu byla super wodka polska nazywala sie Krolewska, czego oczywiscie zaden Amerykanin nie potrafil wypowiedziec wiec nie zrobila wrazenia na rynku, a byla naprwde super. Sama zapoznalam z nia kilku zaprzyjaznionych barmanow i jak przetlumaczylam co znaczy slowo "krolewska" to kazdy pytal "a nie latwiej bylo to nazwac Royal i wtedy szla by jak woda?" No latwiej, ale producent nie pomyslal, ze sprzedajac na angielskojezyczny rynek trzeba konsumentowi ulatwic zycie:)))
      Produkt produkowany w Polsce nie moze sie sprzedawac w innym opakowaniu, zawsze bedzie nazwa "made in Poland". Wspanialy kupuje polskie dzemy bo lubi, ja z kolei chrzan, niektore musztarty, wiadomo grzyby marynowani ale przede wszystkim grzyby suszone. Te ostatnie sa naprawde najlepsze na swiecie tylko znow, nie rozpropagowane odpowiednio i nikt o nich nie slyszal poza klientami polskich sklepow. Ludzie kupuja grzyby suszone we wloskich sklepach, ktore sa tak samo drogie a duzo gorsze, bo pelno w nich suszonych ogonkow, a te nawet po ugotowaniu sa jak drzewo. W Polskim sklepie kupuje same kapelusze borowikow i podgrzybkow.

      Usuń
  3. Ha, nie tylko nie lubie kotow, ja sie ich panicznie boje, ale obrazona sie nie czuje:)) Przeciez to ani Twoja ani kotow wina, ze ja tak mam:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeeee Star, nie ma się kogo bać! Koty są super, chociaż nie jesteś pierwszą osobą, od której słyszę, że się ich boi. Nie będę Cię jednak namawiać na kota, ani przezwyciężenie strachu przed nimi, bo nie w tym rzecz, ani też nie wierzę, że nagle byś się do nich przekonała ha ha ha.

      Usuń
  4. Dobrze, ze piszesz- jestem pewna , ze bedziesz sobie dziekowac za te notatki :)
    Ja nie wyobrazam sobie miec kogos innego w lozku niz Menzona- to moje/ nasze miejsce!
    A w Adli maslo stanialo z 1,99 na 1,59 i juz wszyscy szczesliwi- tylko mojej Mlodej nakazalam nie szalec przy piekarniczych wyrobach swiatecznych - to maslo, te jajka :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma to jak wdzięczność samej sobie, Luxiu ha ha ha. Ale wszak to prawda! Co napiszę - zostanie, a co zapomnę to już nie odzyskam...

      Co zaś do "kogoś innego w łóżku"... W zasadzie ja też nie preferuję ciał obcych, ale koty to są nawet lepsze niż mąż - bo są ZAWSZE, ha ha ha ha. Wiem, że są przeciwnicy i zwolennicy spania z dziećmi, psami, kotam, świniami, królikami, wężami i co tam kto jeszcze ma, ale w tej kwestii nikt nie ma jednej racji, bo są one dwie i obie są właściwe.

      Fajnie, że masz młodą i może Ci poszaleć kulinarnie i wypiekowo. Moje chłopaki raczej jeszcze nie idą w tę stronę, choć Olek ostatnio chciał mi bardzo pomóc i... zmielił widelec w maszynce do mięsa... na pewno domyślasz się wyniku mielenia... ;-)

      Usuń
    2. Gdy Maluchy byly male to wyobraz sobie, Menzon licytowal sie ze mna, ktore z nas moze pojsc do pokoju dziecinnego i jako pierwsze zobaczy berbecia po nocy przy okazji zabrac ja/ jego jeszcze do nas do lozka :) Na to ciepelko dzieciece, ten zapach bylismy zawsze "napaleni"- bo to taki pierwszy usmiech o poranku bezzebnych dziaselek i zaspanych oczek <3 czy jest cos fajniejszego?? :)

      Usuń
    3. Te czasy, moja droga, to nawet ja zapomniałam... choć moje dzieciaki nieco sporo młodsze, niż Wasze... Ale mogę sobie przypomnieć u siostry, bo jej Staś ma niecałe 1,5 roku, a na wiosnę zanosi się kolejny(a) ;-).

      Usuń
  5. Ostatnio zakupiłam niemieckie ogórki kwaszone- niczym się nie różniły od tych sklepowych w Warszawie.I tak samo jak w Warszawie tu też kupuję masło...irlandzkie. Tyle tylko, że tu są opakowania po 250g a nie po 200 jak w Polsce.A tak ogólnie głodem mnie tu nie wezmą- mam co jeść pomimo bezglutenowych ograniczeń.I wiesz- jak na razie dobrze mi tu.
    Buziam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To oczywiste, że głodem Cię nie wezmą! Czasami mąż rozmawiał z innymi Hindusami, którzy mieszkali w Polsce i zawsze się dziwił, gdy niektórzy narzekali, że oni nie mają w Polsce co jeść! Nasza kuchnia zasadniczo różni się od indyjskiej, ale bez przesady - można tu kupić i wszelakie soczewice i przyprawy i inne produkty itp. Em na szczęście kompletnie nie wymaga indyjskiego żarcia i nie mamy z tym problemu. Wiadomo jednak, że jak gdzieś wyruszamy, do innego kraju, to trzeba mieć na uwadze, że nie wszystko będzie tak jak u nas. W Twoim przypadku zresztą różnice na pewno nie są wielkie, bo Niemcy to nasi sąsiedzi, więc i kuchnie nieco podobne i polskie produkty u nich dostaniesz. A jakie fajne jest eksplorowanie tej nowej kuchni, środowiska i sklepów. Jak bywam w Holandii - zawsze dużo czasu spędzam w spożywczaku i wszystko oglądam, sprawdzam i porównuję (i próbuję). Dobrze, że jest Wam tam dobrze i na pewno za jakiś czas poczujesz się tam jak w domu. Zresztą, mając najbliższych u boku - nie może być inaczej.

      Usuń
  6. Wszystko drożeje. Wgląd w ceny mam bo Słodka dużo piecze ciast więc przy każdej wizycie widzimy jaka jest tendencja - wzrostowa. Jaja, mleko, śmietany, ser szaleje z cenami. Nasz Rico również ma podobnie. Jeśli tylko pojawi się sąsiadka to on nas nie słucha tylko pędzi do niej bo wie, że zawsze małe co nie co mu skapnie.
    Zapraszam do się Zapiski NSC.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Balu, miło, że mnie tu odwiedziłaś i pozostawiłaś ślad :-). Masz rację, wszystko drożeje - zwykle tylko płace "drożeją" najwolniej ;-). Pozdrawiam też Waszego Rico - imiennika naszego, choć nie wiem jak naszego piszą - przez "C", czy też "K", ha ha ha. A do Ciebie na pewno zajrzę :-).

      Usuń
    2. Ojej, Balum to ON (?), a ja z rozpędu, że ona... SORRY ;-)

      Usuń
  7. Zwierzęta ponoć znają się na ludziach, zwłaszcza psy i koty, mam wrażenie. O czym to świadczy? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba się znają... Przynajmniej czują, kto je lubi i walą wtedy jak w dym ;-).

      Usuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).