niedziela, 5 listopada 2017

Moja soja

Pośród moich nie-rozlicznych talentów posiadam jeden szczególny, a mianowicie potrafię zrobić coś z niczego, lub wiele z "niewiela". Współczesne nazewnictwo określiłoby to zapewne jako KREATYWNOŚĆ, ale jakoś nie lubię tego słowa. Może, bo jest nadużywane i wszędzie go pełno? Ale nie, nie będę pisać o słowach, bo jak się rozkręcę, to napiszę o nich traktat, a tak naprawdę to chcę jedynie napisać o dzisiejszym swym wspaniałym daniu przygotowanym z tego, co akurat miałam pod przysłowiową ręką. 

Otóż więc tak: znalazłam wczoraj w kuchennej szafce paczkę kotletów sojowych (tzn. nie znalazłam ich ot tak, kiedyś je po prostu kupiłam i wrzuciłam do tej szafki...). Postanowiłam spożytkować owo wege-zawalisko i w związku z tym:

1. Zagotowałam wodę z wegetą (taką z rynku, na wagę, z małą ilością soli i ogólnie taką gruboziarnistą), listkiem laurowym, zielem angielskim, 2 ząbkami czosnku i... chyba już niczym. 

2. Do wody tejże wrzuciłam suche kotlety sojowe i warzyłam je do miękkości. 

3. Odcedziłam uwarzone kotleciki i z braku pomysłu na dalszą ich obróbkę oraz w ogóle braku apetytu na "mięso" sojowe - zostawiłam je na durszlaku na całą, długą noc.

4. Rankiem uznałam, że kotlety należy natychmiast spożytkować, bo się zmarnują, ale na pewno nie chcę smażyć ich a'la schabowe, gdyż na dzisiejszy obiad planuję prawdziwe schabowe ze świniaka.

5. Pokroiłam zatem kotlety w nieregularną kostkę. 

6. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej to, co leżało długo i prosiło o uwagę, czyli:

- pół cukinii,
- zieloną paprykę,
- pół wielkiej cukrowej cebuli.

7. Co trzeba było - obrałam i wydrążyłam, a następnie wszystko pokroiłam w niewielkie kawałki.

8. Wyciągnęłam patelnię typu wok, i:

- wlałam nań trochę oleju, a kiedy ten zaczął skrzeczeć, zaszczyciłam go przyprawami w ziarenkach: kardamonem, kuminem, czarną gorczycą, kozieradką i kolendrą,

- podsmażyłam ziarenka, bacząc, by nie robić tego zbyt długo, bo ziarenka szybko lubią się spalić,

- na podsmażone nasionka wrzuciłam 2 posiekane byle jak ząbki czosnku i pokrojoną w duże kawały cebulę cukrową,

- podsmażyłam całość przez chwilę, po czym dorzuciłam cukinię i zieloną paprykę, a po chwili również cząstki kotlecików sojowych,

- wymieszawszy pieczołowicie wszystkie składniki drewnianą łyżką, dosypałam: sól i czarny pieprz do smaku, pół łyżeczki mielonego imbiru, dwie szczypty mielonej trawy cytrynowej, ździebko garam masala i mielonej czerwonej papryki, a na koniec wrzuciłam garść mrożonych komli kopru i natki pietruszki,

- wszystko dusiłam jeszcze przez kilka minut, po czym wyłączyłam grzanie na kuchni i zajęłam się czymś zupełnie innym.

A potem zgłodniałam. I nałożyłam sobie kopiastą salaterę mojego spontanicznego sojowego curry z cukinią i zieloną papryką... I potem nałożyłam sobie raz jeszcze i... miałam ochotę na trzeci, ale obżarstwo to grzech, a ja jestem wierząca i dość praktykująca, więc zrezygnowanam i zostawiłam sobie na później :-). Nawet nieźle się złożyło, bo zdążyłam jeszcze zrobić zdjęcie ;-). 


Ani Olek, ani Maks nie spróbowali mojego delikatesu, bo mają długie zęby na dania, które nie są polskim kotletem, kurczakiem, czy - najchętniej - kanapką z masłem i żółtym serem... Męż na pewno by zjadł z ochotą, ale tak się składa, że po dość długim pobycie w Pl, jest teraz na trochę w Ams.


I co? Jest Dżoana domowym Masterchefem? Jest ;-). Dzieci i Em zawsze wysyłają mnie do dwóch programów w TV - do Masterchefa właśnie i do... Milionerów. Do żadnego z nich się nie wybieram, bo np. nie umiem flambirować i nie ugotowałabym żywcem kraba, ani małża oraz wstyd by mi było odpaść na pytaniu za 500 zł, ale jeżeli będzie kiedyś jakiś program typu - Kocia Matka, czy Matka Wariatka - kto wie?


Miłej niedzieli, kochani! 

21 komentarzy:

  1. Ale jakby co to daj znać jak tam w tym Tivi będziesz ;-)
    Podziwiam Twoją pomysłowość i piękno na awatarze :-)))
    Dobrej niedzieli i tygodnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dam znać, a jakże! Zapewne będę wtedy potrzebowała zaprzyjaźnionej publiki ha ha ha ha ha ;-). Pomysłowość i piękno na awatarze, dziękują za zwrócenie na nie tak pozytywnej uwagi, Izabelko :-).

      Usuń
  2. Czy słowo "flambirować" mnie nie obraża? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co? Źle je napisałam yyyy? Czy jakiś inny powód? W każdym razie, na pewno nie chciałam Cię obrazić, Kalino :-).

      Usuń
  3. Genialne!! Gdybym jadla potrawy sojowe to kto wie, ale nie tykam, wiec jedynie sie moge zachwycic, bo jednak wyobraznie ze tak powiem kulinarna posiadam i moge sobie wyobrazic jak to smakowalo, zwlaszcza z tymi przyprawami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My raczej też nie jadamy soi, ale te kupne suche kotlety kilka razy w życiu przyrządzałam - zwłaszcza, kiedy Em nie jadł mięsa (a był taki okres) i nie miałam pomysłów na obiady. Próbowałam też kiedyś pasztetu sojowego i chyba z raz w życiu serka sojowego tofu. Te produkty nie mają same w sobie wyraźnego smaku i właśnie takie potraktowanie ich "z indyjska" jest wręcz konieczne.

      No właśnie - wyobraźnia kulinarna... też ją posiadam, Star. Wszelką inną zresztą też ha ha.

      Usuń
    2. Nie mam nic przeciwko soi tak generalnie, ale u nas soja podobnie jak i kukurydza to 100% GMO i to jest glowny powod dla ktorego nie tykam ani kukurydzy ani soi.
      Chociaz moze sie kiedys skusze na kolbe kukurydzy z farmy, ale to ciagle jest "moze" a morze jak wiemy jest glebokie i szerokie:)))

      Usuń
    3. No właśnie, GMO... ciekawe czy ta moja soja też była GMO?

      Usuń
  4. Narobiłaś apetytu:D:D
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buziaki Misiu i poleciłabym się na przyszłość, ale raczej nie przebranżowię się na blog kulinarny ;-). Obym utrzymała ten, który mam.....

      Usuń
  5. Nie jadlam nigdy nic sojowego- jakos nie przemawia to do mnie ale kto wie- moze kiedys zjem nieswiadomie i pokocham ;) ?
    Kuchnia wymaga troche odwagi, eksperymentu i pomyslowosci. Osobiscie czesto tworze wlasne potrawy, a rodzina chce przepisu a tego nie ma- ot, co bylo w lodowce wyladowalo w garnku :)
    Jestem potem rowniez gotowa probowac roznych potraww swiecie- gdy mam ochote na frytki i schabowy to ok, lecz gdy cos ladnie wyglada i jest jeszcze smaczne, to Luxusowa dostaje orgazmow kulinarnych!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luxi, warto spróbować, ale jeśli zaczniesz od czegoś, co jest kiepsko przyrządzone i mdłe, to na pewno nie zostaniesz fanką soi ;-). Zresztą nie musisz, bo i ja nie jestem, ale od czasu do czasu - czemu nie? Chętniej zjem soje, niż np baraninę... ;-). Buzi - buzi :-).

      Usuń
    2. No prosze a jak kocham jagniecine, nie mylic z baranina:)))

      Usuń
  6. Moze jednak powinnas sprobowac w ktoryms z tych programow? Skoro bliscy ci to mowia, to cos w tym jest!
    Mi Marie powiedziala raz albo dwa, kiedy buraczkowa wcinala, ze tez powinnam isc do jakiegos kucharskiego programu. Myslam jednak, ze na buraczkowej daleko bym nie ujechala w tych programach.
    Ten Twoj przepis jest dosc wymslny. Nie taki sobie od niechcenia. Te przyprawy i ich podgrzewanie to swiadzcy o kucharskiem wyzszym wtajemniczeniu, bo kto w domu bawi sie w podgrzewanie przypraw? Wrzuca sie do gara to, wrzuca sie tamto...aby szybciej bylo i gotowe:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Aniu, dzieci są naiwne w swej wierze w nas, ha ha. To wspaniałe, bo w końcu na co dzień gotuje się właśnie dla nich i serce rośnie jak lubią i chwalą, ale jak piszesz - na buraczkowej i schabowym w Masterchefie daleko się nie zajedzie ha ha ha. Ale z drugiej strony, jak ktoś umie zrobić super barszczyk, to może i małże i ostrygi przyrządzi? Tak, czy siak, nie wybieram się ani do MC, ani do Milionerów... Co do podsmażania przypraw - to akurat szkoła indyjska i podoba mi się takie prażenie kuminu i kardamonu na oleju, a potem dosypywanie reszty... A że robię to rzadko, bo nie jadamy po indyjsku na co dzień, to ma z tym kulinarną zabawę :-).

      Usuń
  7. Wyglada apetycznie !
    flarri.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczerze mówiąc nie jestem zwolennikiem soi ale danie wygląda na smaczne ;>

    roksanary.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie jestem, ale raz na kilka lat - można zaszaleć!

      Usuń
  9. Nie przesadzaj! Na pytanie typu "dokończ zdanie": "Opowiem ci bajkę, jak kot palił fajkę, a kocica papierosa..." na pewno nie odpowiedziałabyś, że kocięta skręta! I tysiąc w kieszeni :D :D

    OdpowiedzUsuń
  10. No nie wiem, nie wiem... Nie słyszałam o tych kociętach i skrętach, ale pewnie przy innych wariantach odpowiedzi, ten wydałby mi się logiczny ;-).

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).