niedziela, 21 stycznia 2018

Na lód!

Pora rozprostować kości i udać się na łyżwy. Ale to dopiero po tym, jak skończy się w TV "Władca pierścieni", który to film namiętnie śledzi Maksymilianin. Też lubię, ale nigdy nie obejrzałam żadnego odcinka z uwagą od A do Z. Zawsze po kawałku, z przerwami i w rozproszeniu. 

Można powiedzieć, że właśnie rozpoczęły się u nas ferie, więc trzeba trochę ruszyć tyłek i wyjść z chłopakami na śnieg i lód. Jeszcze do niedawna zima była tylko w kalendarzu, na Antarktydzie i w Kanadzie, ale kilka dni temu przyszła w końcu i do nas. Jest trochę śniegu, jest lekki mróz i słońce, czyli pogoda jak ta la-la. Na narty nie mamy za bardzo gdzie iść (bo trzeba byłoby jechać), na sanki raczej też nie (bo nawet takowych nie mamy), pozostają więc stare i poczciwe łyżwy.

Potem trzeba będzie pomyśleć o jakimś obiedzie i coś czuję, że skończy się albo na pizzy, albo na tym podobnym, odświętnym fast foodzie. 

Em całe ostatnie dnie spędza na szyciu swoich skórzanych toreb (a raczej całych zestawów), bo ma zamówienia z Indii, do których wybiera się na początku lutego. Trochę przyglądałam się tej jego robocie i myślę, że też bym dała radę, ale na razie nie zamierzam mu odbierać mistrzostwa :-). 

Kiara ochoczo dziś wychodzi na balkon i spędza tam całkiem pokaźne chwile. Przez ostatnie co najmniej pół godziny leżała na słońcu na zawnętrznym parapecie. Kiedy wróciła, była tak napuszona i świeża oraz miała tak lodowaty nos, że wydzieraliśmy ją sobie z chłopakami z rąk, bo taki odświeżony na mrozie kot jest u nas obiektem pożądania ;-). Kevin też wyściubił na chwilę swoje wąsy za próg balkonu, ale ten chłopak wszystkiego się boi, a zimna zwłaszcza. Ledwo wyszedł, już chciał z powrotem...

No dobra, "Władca pierścieni" się skończył, idę więc przyodziewać siebie i małolatów w pancerne ubrania i ruszamy na taflę. Em z nami nie chodzi, a jeżeli już to jedynie w charakterze filmowca i obserwatora. Obaj chłopca jeżdżą od początku tak, jakby się na płozach urodzili, ale to wiadomo - talent po mamusi. Bo mamusia, choć za kilka lat dobije półwiecza, to sprytem i gracją bije niejednego nastolatka. No co? Chyba można czasem samą siebie pochwalić? Skoro inni tego nie robią, hę?

Wpis został sfabrykowany w międzyczasie i głównie dlatego, żeby życzenia na Boże Narodzenie 2017 już tak mocno nie atakowały oczu odwiedzających :-). Ich czas zdecydowanie już się skończył. 


4 komentarze:

  1. Znaczy post pisany glownie po to zeby styczen nie zostal lysy:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha, mniej więcej, Star. Choć może nie do końca... Usiadłam bowiem przy TV i czekając na zakończenie filmu tknęło mnie, by coś napisać i absolutnie z tym nie zwlekać. Im dłużej zwlekam, planuję i czynię przygotowania - tym gorzej, bo w efekcie blog świeci pustkami, albo lepiej - bardzo się przeterminowuje, co mu bardzo nie służy i świadczy źle o mnie ;-).

      Usuń
  2. A tu nie ma zimy. Śnieg przez omyłkę poleżał kilka godzin na trawnikach a potem zawstydzony zniknął.Ale wcale mi to nie przeszkadza- śnieg w dużym mieście to zerowa przyjemność. A ferie chyba zaczynają się tu dopiero za tydzień i moi jadą do Austrii by zadekować się w pensjonacie na wys. 1200metrów npm.Tam śniegu nie brak.
    Skoro masz osobistego fotografa to ja poroszę o zdjęcia Twoje i chłopców na lodowisku.;)
    Najmilszego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anabell, u nas spadło sporo śniegu i jakoś się trzyma, choć nowego od 3 dni nie przybywa. Na szczęście nie ma chlapy, a lekki mróz, czyli jest tak zwana zdrowa, zimowa pogoda.

      Ostatnio fotograf z nami nie poszedł, ale zawsze sama cykam jakieś selfiki i inne fotki, więc w następnym poście coś opublikuję. Zawsze zimą mam problem z telefonem, bo w niskiej temperaturze po prostu mi się szybko wyłącza. Kilka zdjęć i po wszystkim. Strasznie wrażliwy jakiś.

      Usuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).