Sierpień. Mój ukochany miesiąc. Cykające świerszcze i przytulne ciepło. Bociany stroją się do odlotu. Wcale mi nie przeszkadza, że idzie jesień.
Dynie leżą w ogrodzie jak pomarańczowe tuczne świnie. Ciekawe czy ostatecznie u tych świń nie skończą, bo dwunastu sztuk na pewno nie oporządzę a też i nikt inny się nie kwapi.
Cebula pięknie obrodziła i już się suszy na słońcu pod ścianą drewutni.
Pomidory zachwycające. Zaledwie kilka chaotycznych krzaków a plon pokaźny i zdrowy. Zero zarazy. Urzekający pomidorkowy zapach... Uwielbiam.
Marchew niezgorsza. Pietruszki jak na lekarstwo, ale ta która jest - udana. Selery, pory i buraki - bez zarzutów.
Fasola - już tylko wyrwać, wysuszyć, wyłuskać i gotować.
Cukinie - sporo skonsumowanych, kilka jeszcze czeka na obróbkę. Najlepiej idzie nam smażona a'la schabowy i w postaci leczo czy też inaczej bigosu - jak zwał tak zwał, ale zawsze smacznie zjadł.
Kapusta - totalna klapa. Nie miałam czasu zadbać. Nie znam się. Te kilka marnych sadzonek, które rozsadziłam pod płotem już dawno z apetytem pożarły liszki. Poprosiłam co niektórych o oprysk. Podobno opryskano, ale liszki jak widać olały ten oprysk. Cóż, kupi się na zimę kilka głów od zaprzyjaźnionych hodowców.
Słoneczniki - powoli zaczynają marnować czas... (kto lubi ten wie co mam na myśli).
Bazylia zakwitła kwieciem jak na bukiety.
Cząber usechł niemal na pień.
Ogórki już dawno przestały mnie prześladować. Teraz okupują piwnicę. Wszystkie zakręcone ;).
Na koniec papryka. Piękne krzaczki. Cudowna obfitość liści o intensywnym zielonym kolorze. Owocu - wielkie zero LOL ;-).
Jabłonie ciągle w natarciu, choć papierówek już coraz mniej. Ale za to jakie teraz smaczne... Pożeram hurtowo po czym ledwo unoszę brzuch.
Potężna wiekowa grusza też już ruszyła z kopyta. Niewielkie gruszeczki - najlepsze na świecie. Nikt ich nie przeje i nie przerobi. Codziennie więc jeżdżą wózkiem i "idą" wiadrami ku ochoczym zwierzęcym pyskom.
Śliwki mirabelki - plaga. Ale kompoty na zimę przednie. Dziś na pewno zawekuję kilka słoi.
Z porzeczek i wiśni nie zrobiłam zaś w tym roku ani słoiczka. Naprawdę nie dałam rady.
Mamo - poza tą nieszczęsną kapustą i papryką, w którą sama nie wierzyłaś - naprawdę wszystko się udało :). Wczoraj - to już 2 miesiące... Nasz ogród przysycha. W Twoim obecnym zapewne wieczna zieleń i kwiaty...
* * *
Urlop już za mną. Przeplatany rzeczowo i miejscowo. Ale o nim może innym razem co by nie mącić raportu o dyniach i fasoli, bo mi się tu jeszcze zrobi jak "Na straganie" u Brzechwy.
Piszę na szybko a nawet na bardzo szybko. Z pracy, w której pokutuję drugi dzień po blisko 3 tygodniowej przerwie. Źle nie jest, ale patrząc za okno wolałabym siedzieć gdzieś na miedzy i słuchać tych moich ukochanych świerszczy niż siedzieć na obrotowym krześle i korespondować z sądem - bynajmniej nie w sprawie o miedzę ;-).
Mam u Was braki i ogony. Zaglądam i nadrabiam, ale jeszcze sporo przede mną.
Ślę Wam sierpniowy sierpowaty uśmiech :). Ahoj!
Moja kochana, widzę, że moje przyszłe poczynania odnośnie balkonowego ogródka na wiosnę, będę mogła z Tobą konsultować :) Ty jesteś moją guru ogrodniczą :)
OdpowiedzUsuńZuch dziewczyna z Ciebie.
:*
Oj Sun... daleko mi do guru, wierz mi. Wszystko to jeszcze posiane z pomocą ręki Mamy - pewnie stąd tak porosło. Ale drobne uprawy balkonowe o jakich myślisz nie powinny być trudne ni zbyt kłopotliwe. Poza tym - nauka najlepsza na własnych błędach i eksperymentach. Jak będę mogła i miała wiedzę - radą Ci jednak posłużę. A prawdziwych mistrzyń ogrodu na blogach nie brak, więc ktoś się z pewnością znajdzie. Jednak balkon to balkon a nie zagon ogrodu orany traktorem LOL ;).
UsuńTen post napisał mi się mimochodem, bo wcale nie planowałam pisać o swoich plonach he he. Ale z drugiej strony - czemuż by nie?
:* :* :*
UsuńPs. Lucy rozdawała ostatnio kapuśniak, to Ty Amishko kochana rzuć w nas dynią :)))
Ok Sun - Lucy szczodra to i ja będę szczodra. Tylko kupię katapultę i będę do Was strzelać z tych dyni. Kto złapie - ta jego ;). Powodzenia!
UsuńPoważnie? Poważnie poważnie? Serio serio serio? I to wszystko sama?
OdpowiedzUsuńOj, chciałabym mieć ja taką rękę i takie zacięcie....
Witamy z powrotem, Amisho :*
ps. u mnie też dłubaniowe marnotrawstwo czasu
UsuńNo, zasiane z mamą a potem to już raczej sama - z kroplą pomocy ciotki i bratowej jak nie mogłam dotrzeć do P. na czas a cebulą np trza było zebrać bo deszcz nadciągał ;). Ej no Lucy - to wcale nie taka wielka filozofia te warzywa. Od lat wspomagałam Mamę i opatrzyłam się i upraktykowałam. Ale takiej kapusty np nie umiem - poza tym - co innego być na miejscu a co innego z doskoku jak ja.
UsuńCo do Twego PS - no to tu się rozumiemy. Miło.
No u mnie podobne plony - tylko ogórki nie zakręcone - przerosły jak byliśmy w Polsce. I dyni tyle nie ma!! Ale pewnie się przyturla jakaś od znajomych i wystarczy!
OdpowiedzUsuńA pomidory chyba dziś trzeba pozrywać, bo już pękają na krzakach.
W słoiczkach morelki i truskawki.
i w buteleczkach...nalewkowych:-)
pozdrawiam...!!
Elżbieto - no to przybijam ogrodową piątkę! Dynię bym poturlała do Was, ale ciut daleko a pocztą.... ech, listonosza szkoda na taki ciężar ;). Pozdrawiam!
UsuńPięknie piszesz o tym swoim ogrodzie!. Z cukinii można jeszcze robić placki, takie jak kartoflane.Zetrzyj cukinię na grubej tarce, dodaj sól, jajko, mąkę pszenną i ewentualnie 1 łyżkę ziemniaczanej. Smaż cienkie, rumiane placuszki.Ja podaję je na słodko, czyli na wierzch daję frużelinę .A na "ostro" to do ciasta dodaję curry i pieprz ziołowy.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Dziękuję Anabell!! Placki z cukinii mówisz... te pikantne bardzo do mnie przemawiają i obawiam się, że niebawem przemówią wprost z patelni.
OdpowiedzUsuńFrużelina? A to co za jedna?
Pieknie opisalas Wasz ogrod... i nadchodzaca jesien
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Dziękuję Judith i wzajemne jak zawsze serdeczności. A do jesieni faktycznie już tylko krok.
Usuńuściski;))
OdpowiedzUsuńWzajemnie Misiu :)
Usuńoj to Ty jak Maja w ogrodzie!!!:))) bosko! będę pytać o wszystko ;P
OdpowiedzUsuńMaja hi hi, dobre ! Możesz pytać - jak będę miała wiedzę - odpowiem, ale zaznaczam, że nie jestem ogrodnikiem z krwi i kości. Na to trza czasu i więcej doświadczenia.
UsuńPolecam cukinie obrać, wydrążyć pestki, nadziać mięsem mielonym (przygotowanym jak do kotletów), posypać startym serem, upiec w piekarniku i wszamać z ketchupem. Boskie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sol
O, taką właśnie cukinię siostra raz zrobiła i zgadzam się - boska!
UsuńCzyli lato w butelki rozlane,u Ciebie jak u Tuwima. Pięknie to opisałaś.
OdpowiedzUsuńArdiolko - jako tako rozlane ;). A opisałam na wyjściu z pracy - co by o czymś napisać a akurat jadłam swojskiego pomidusa i mnie sprowokował do notki.
UsuńAle mi podziałałaś na wyobraźnie tym ogródkowym postem...idę przegryźć swojskim pomidorem bo mi język do du...ucieknie! (przepraszam-takie tutejsze powiedzonko) Liczyłam na zdjęcia na końcu postu,byłoby doskonałe dopieszczenie zmysłow...Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNo, zdjęć nie miałam na podorędziu Simerko - stąd posucha przy wpisie. Może jeszcze jakieś cyknę ;). O tak, za swojskim pomidorem to faktycznie język może do d... uciec, he he ;).
UsuńAcha,zostawiam maila esimeras@gmail.com na wypadek gdybyś chciała do mnie wpaść ;-)
OdpowiedzUsuńKto wie, kto wie.. Bardzo dziękuję! Mój powinien być na górze strony :).
UsuńRajsko jest tu u Ciebie! Ogrod działa na wszystkie zmysły. Ja też wierzę w obecność Aniołów. Ściskam Cię mocno.
OdpowiedzUsuńJoanno - może nie rajsko, ale swojsko i polsko-wsiowo na pewno :). Osobiście mi to odpowiada - gdyby tylko było więcej czasu na to wszystko...
UsuńJa także podziwiam plony! U mnie kompletna bryndza. Jeśli się okaże, że niektóre chwasty są jadalne, to wtedy będę mogła mówić o jakimś pożytku z mojego ogródka. Ale za to dzięki deszczom kwiaty się same udały :-)
OdpowiedzUsuńPodobno większość chwastów jest jadalna - więc możesz uznać swe plony za swoisty sukces ;-). Kwiaty... no właśnie tych ci u nas w P. zabrakło. Jedynie śladowe ilości. Ale strategii kwiatowej nie było żadnej, bo czasu na nie nie było. Może w przyszłości pomyślę o lepszym ukwieceniu otoczenia :).
Usuń"Swoistość" zupełnie mi nie przeszkadza :-) Muszę zatem bliżej poznać sposoby wykorzystania chwastów w celach spożywczych. Absolutnie.
UsuńKwiaty mam takie wieloletnie i same sobie rosną oraz kwitną.
Tylko pozazdrościć, Amishko, takich wspaniałości tuż pod nosem. Aż się śmieję do tego monitora jak głupi do sera, gdy sobie to wyobrażę, no i ślinianki zaczynają pracować...
OdpowiedzUsuńUdanej końcówki wakacji :-)
Uściski!
Zuzanno - zawsze jest mi miło jak ktoś się z mojego powodu śmieje ;-). Uściski wzajemne.
Usuńjej, Amishko, czytam i czuję się jak u siebie.... mamy bardzo podobne plony (choć u mnie zapewne wszystkiego zdecydowanie mniej!) Ogórki zakniete. Pomidorów nie nadążamy przejadać, choć tylko 4 krzaczki, etc.
OdpowiedzUsuńTeż się szykuję na ogrodniczy post :)
No - wiem, wiem, że i u Ciebie warzywnie i ogrodowo Mysko. Czekam na relacje! A pomidory w tym roku mają... dobry rok tak zwany. Są i to bez większej pielęgnacji, prawda?
Usuńjestem tu, u ciebie pierwszy raz, ale bardzo chcę się rozgościć.
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam i miło mi :))))
UsuńAmisho! Prawie że widzę Cię w tej trawie, w świetle zachodzącego słońca, z głową zadartą ku niebu, z towarzyszami świerszczami... moje klimaty!! :)
OdpowiedzUsuńbuziak
Niebawem już nie da się siedzieć na miedzy, bo nadejdą chłody... ale ja i tak lubię jesień :). Świerszcze jeszcze nadają a za jakiś czas pojawi się babie lato. Można się spowić ;). Jak w porannej mgle...
UsuńWitam jak miło że tu trafiłam, sierpień to jest ten miesiąc który jest taki bajeczny, kolorowy i niestety powoli przypominając y nam o krótszych dniach i czujemy powoli chłodny powiew jesieni...
OdpowiedzUsuńWitaj Yvette. Masz rację, to taki trochę miesiąc przejściowy - na pograniczu lata i jesieni. Ale ja go bardzo lubię. Miło, że wpadłaś do mnie!
UsuńJestem pod wrażeniem zbiorów! Ja tylko hoduję 10 rodzajów ziół, truskawki, pomidory i oliwki... na balkonie :)
OdpowiedzUsuńHej Poezjo. Jak na balkon to masz zbiory wręcz fantastyczne. Ja dysponuję dużym zagonem pod ogród na wsi - więc wstyd byłoby nie wykorzystać :). Zaciekawiły mnie Twoje oliwki!
UsuńΑ co tutaj tak cichutko?
OdpowiedzUsuńA no tak jakoś... Może się podniosę do pionu :).
UsuńSierpień najbardziej kochałem jak mieszkałem na wsi. Wtedy ma ten miesiąc piękny klimat. W mieście tego nie widać i nie czuć ;)
OdpowiedzUsuńhttp://oh-and-ah.blogspot.com/
Witam Kolegę Huberta. Sierpień jako ukochany miesiąc mam na myśli właśnie głównie w kontekście wiejskim :). Masz rację - miasto to inna bajka. Pozdrawiam już... wrześniowo.
UsuńJa to nawet lubię jesień. Taką ciepłą. Jest pięknie, kolorowo, nie ma upałów ani mrozu, jest tyle cudnych warzywek w ogrodzie... ;) :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sol
Zgadzam się - piękna jesień warta więcej niż lato do d... czy sroga zima :).
Usuń