piątek, 22 grudnia 2017

Just before Christmas

Nie mogłam wcześniej napisać. No nie mogłam i już. Znacie takie sytuacje, kiedy po prostu czegoś nie możecie i kwitujecie to właśnie takim stwierdzeniem: nie mogę i już?! Jestem przekonana, że znacie i czasem używacie. Bo czasem tak jest. I już.

DLA WSZYSTKICH, KTÓRZY TU CZASEM BŁĄDZĄ, BĄDŹ PRZYCHODZĄ SPECJALNIE 

DLA WSZYSTKICH, KTÓRYCH ZNAM I DLA TYCH, KTÓRYCH NIE ZNAM

ŻYCZĘ WSPANIAŁYCH ŚWIĄT!

SPOKOJNYCH, BĄDŹ SZALONYCH - WEDLE ŻYCZENIA

ZDROWYCH - BO JAK ZDROWIE ZAWIEDZIE, TO I MILION W LOTTO NIE UCIESZY

RODZINNYCH 

UŚMIECHNIĘTYCH

BŁOGOSŁAWIONYCH PRZEZ TEGO, DZIĘKI KTÓREMU TE ŚWIĘTA MAMY

JEŚLI CHCECIE SIĘ Z KIMŚ POJEDNAĆ, KOGOŚ PRZEPROSIĆ, KOMUŚ COŚ WYNAGRODZIĆ - NIE ZWLEKAJCIE ANI DNIA

JESLI KTOŚ WYCIĄGNIE DO WAS RĘKĘ NA POJEDNANIE - BIERZCIE JAK W DYM

ŻYCZĘ WIARY, DOBRYCH DUSZ DOOKOŁA I POKOJU W SERCU ORAZ NA NIEBIE!


M E R R Y   C H R I S T M A S !!!


My swoje Święta spędzimy tradycyjnie na Pastorczyku w szerokim gronie rodzinnym. Dzisiaj wraca do domu Em. Niedawno wylądował w Warszawie i niebawem ruszy w pociągową podróż do Gr. 

A na koniec - kilka zdjęć, żeby ten wpis nie był taki goły jak ten na rogu stodoły ;-).

1. Karmnik na szkolną licytację charytatywną. Wykonał mój tata, pomalował mój szwagier, a ozdobiłam i zadbałam o zawartość - jam ci! 



2. Bombeczka wykonana ręcznie przez mistrza kurzych piór, czyli... mnie :-). Bombkę nazwałam NONangry Birds Bomb. Podobnych nie było i sprzedała się nawet nie wiem kiedy, jak i za ile :-).



4. Cały zestaw licytacyjny pieczołowicie przeze mnie przygotowany, opakowany i zaniesiony do szkoły. Potem - elegancko sprzedany za całkiem niezłą kasę ;-). 


5. A to taki oto Maksymilian na kiermaszu - nieco wymęczony chorobą, ale za to głośno śpiewający pastorałkę. 


5. A to już Kevin, który zestawił choinkę na podłogę, bo na stoliku mu się nie podobało... 


6. Maksymalny Master Chef Junior na szkolnym pieczeniu ciasteczek :-).


7. Żeby nie było, że nie ma Olka - oto proszę. Przed wyjazdem na turniej piłkarski. Kevin też się pakował, ale... ostatecznie został w domku z mamusią :-).



Matka nie zrobiła sobie ostatnimi czasy nawet selfie, także proszę się nie dopominać... Może po Świętach...

PS. Okazuje się, że wcale nie mam dwóch lewych łap i potrafię coś wymyślić, sklecić i jeszcze to sprzedać! No, z tymi dwiema lewymi łapami... to tak nie licząc moich dwóch leworęcznych synalków, dla których lewe to prawe ha ha ha ;-). 

A h o j !