Za chwil kilka muszę wyjść i przyprowadzić ze szkoły zerówkowicza, a następnie udać się do Biblioteki Miejskiej, żeby wypożyczyć dla czwartoklasisty lekturę. Zadzwoniłam tam już skoro świt, żeby o książkę zapytać i ewentualnie zaklepać, gdyż w bibliotece szkolnej rozeszła się w trymiga i czwartoklasista poprosił mamusię o interwencję.
Pani bibliotekarka z przykrością poinformowała, że książki "Piotruś Pan" już nie mają, po czym za kilka chwil oddzwoniła do mnie z radosną nowiną, że jednak znalazła jeszcze jakiegoś "Piotrusia Pana", ale jest on bardzo stary i poszarpany, a na tytuł ma "Przygody Piotrusia Pana", a nie tylko tak goło "Piotruś Pan". Zbiła mnie trochę z pantałyku tą informacją, ale jednak poprosiłam książkę odłożyć. Na marginesie, pani zapytała mnie do której klasy ta lektura i zdziwiła się nieco, że do czwartej i że w ogóle jest to lektura szkolna, ale zapewniła, że odkłada i mamy ją jak w banku. Po rozmowie z tą bardzo miłą, swoją drogą, panią, sprawdziłam internety w poszukiwaniu informacji na temat "Piotrusia Pana" oraz "Przygód Piotrusia Pana". Nie rozwiały mych watpliwości poszukiwania i porównywanie. Ani trochę! Ja sama Piotrusia Pana nie znam. No, chyba, że chodzi o któregoś z moich ciotecznych braci, kolegę z pracy, czy jakichś innych, znanych mi osobiście Piotrusiów (z których chyba ani jeden nie jest właściwym Piotrusiem Panem). Nigdy nie czytałam o przygodach Piotrusia, ani chyba nawet nie oglądałam filmu, a nawet jeśli oglądałam, to musiało być to bardzo dawno temu, bo nic z tego nie pamiętam.
Tak więc siedzę i targana niepewnością przeglądam ten Internet i przeglądam. Nagle dzwonek domofonu. Olek. Kurka wodna, to on już? To ja aż tyle czasu grzebię się w tych Piotrusiach?
Olek, dobrze że jesteś. Powiedz mi szybko, jaki jest dokładny tytuł tej twojej lektury: "Piotruś Pan", czy "Przygody Piotrusia Pana", bo wiesz w bibliotece miejskiej jest tylko jedna, taka stara i...
Mamo! Ale to ma być "Król Maciuś Pierwszy"!