piątek, 30 grudnia 2011

Ostatni dzień roku (w pracy)

Ostatni dzień roku w pracy. Powinno być luzowo i blusowo a tymczasem jest pokrętnie, wirowo i intensywnie. Szał ciał i burza mózgów. Nie wiadomo za co się łapać, co robić najpierw a co później. Co zakończyć ze starym rokiem a co zostawić na inaugurację nowego. Szefowa "dokłada mi do pieca" jakby na dworze był sążnisty mróz, podczas gdy panuje nam totalna odwilż i jest względnie ciepło. 

W radio taneczna muzyczka, podsumowania roku i rankingi - najlepszych piosenek i najważniejszych wydarzeń. 

Babeczki w firmie poubierane dzisiaj jakoś tak sympatyczniej i odświętniej niż zwykle. Miło. Ba! Nawet ja odpiknęłam się w mini sukieneczkę sprzed 16 lat. Zaznaczam, że nie chodzi o tę dżinsową mini, o której niedawno raczyłam napisać post dramatyczny. Ta sukieneczka też jest owszem krótka, ale wygodna i zawsze bardzo ją lubiłam. Taka z brązowego aksamitku i bez rękawów. A'la princeska czy jak to się zwie. Do tego czarna bluzka, czarne rajtuzki, czarne długie kozaczki, kolczyki rodem z Indii i jest git. Ostatecznie trzeba zakończyć firmowy rok w stylu innym niż codzienny, prawda? Dlatego zrezygnowałam z ulubionych dżinsów i swetra i przyodziałam się w kieckę. Przebierałam się rano chyba ze 3 razy. W efekcie spóźniłam się do pracy, ale biorąc pod uwagę, że przeważnie jestem pierwsza w naszym dziale (a przed pracą jeszcze wybieram Olka i wiozę go do przedszkola, jakich to obowiązków nie mają moi koledzy) - moje dzisiejsze 10 minutowe spóźnienie wrzuciłam w koszt szykownego wyglądu. O. A co, nie można?

Pomimo zamętu i nawału pracy - ogólnie jest jednak dość wesoło. 

Teraz małe słowo na domowo:

Aleksander nie chodzi przez ten tydzień do przedszkola, opiekunka nie przychodzi do Maksymiliana. Do środy włącznie byłam z dzieciakami na Pastorczyku, a wczoraj i dzisiaj siedzi z nimi szanowny Pan Ojciec. Dom wygląda jak pobojowisko. Wczoraj Aleksander ubrany był w spodnie Maksymiliana, w dziurawe skarpety i szalik. Maksymilian zamiast spodni dostał piżamy i kamizelką Aleksandra. Na stole w pokoju obok choinki leżały porozwalane puzzle, stały kubki z sokiem, salaterki z chrupkami a wszędzie dookoła walały się chusteczki, bo cała trójca ma katar. W kuchni - masakra. Któż by się tym jednak przejmował? Ja sama miewam problemy z ogarnięciem dzieci i domu, więc tym bardziej Ojcu nie dziwota. Stara się jak może, a dzieci są szczęśliwe funkcjonując w "burdelu" jaki współtworzą z ukochanym Tatusiem.

Sylwestra spędzamy naszą skromną czwórką w naszym skromnym mieszkaniu. Kupimy sobie ze starym piwo, wino i szampana, zrobię jakieś co nieco na ząb, odpalimy muzę, zapodamy bollywooda, pohasamy z dziećmi i już. Fajnie? A pewnie, że fajnie.

No, i nie wiem jakim cudem udało mi się jeszcze naklikać posta pomiędzy archiwizowaniem spraw ubezpieczeniowych i pisaniem zabezpieczenia na jakowejś nieruchomości. Piszę jak maszyna do szycia - szybko i bezmyślnie.

Przepraszam zatem za tekst niskiego lotu (a czy ja w ogóle pisuję jakieś lotów wyższych ?), ale wypadało napisać cokolwiek, aby zsunąć w dół post z życzeniami Bożonarodzeniowymi. Bo chociaż nastroje jeszcze świąteczne, to jednak opłatek dawno zjedzony, siano spod obrusa oddane krowom, z karpia zostały tylko łuski a pora robi się bardziej imprezowa niż nastrojowa.

No, to zmykam do przepisów (bynajmniej nie kulinarnych ;-)). O tych innym razem :).

piątek, 23 grudnia 2011

Życzenia

Kochani!          

Życzę Wam spokojnych, miłych, sympatycznych Świąt Bożego Narodzenia. Abyście spędzili je tak, jak sobie wymarzyliście. Dużo odpoczynku, niezapomnianych wrażeń przy choince i świątecznym stole z Waszymi najbliższymi.

Żeby było biało od śniegu i barwnie od lampek i ozdób.

Cieszcie się tym Bożonarodzeniowym czasem. Ucztujcie przy Wigilii, idźcie na Pasterkę a potem róbcie to, co Wam się żywnie podoba, a będzie w świątecznym stylu :).

Pozdrawiam WAS serdecznie !

piątek, 16 grudnia 2011

Mgiełka myśli okołoświątecznych


Ależ mglisty poranek! Huh! Świat za oknem bielutki i nieprzezroczysty. Sceneria jak w dziwnym filmie – co kolwiek słowo „dziwny” mogłoby oznaczać.

Siedzę nad swoim służbowym laptopem i zbieram myśli. Na szczęście całkiem dobrze się dzisiaj czuję. Nie trawi mnie senność ni najgorsze z możliwych – poranne zmęczenie. Tak, tak. Takie zmęczenie, że ledwo człowiek zstąpi nogą z łoża na glebę, a już się czuje jakby pół pola w woła zaorał. Miewacie tak? Ja miewam i to całkiem często. Nie wiem od czego to tak naprawdę zależy... Rozumiem, że mogę być zmęczona, bo w nocy budzi mnie Maksymilian bądź nie mogę spać z innego powodu. Ale czasem bywa tak, że kładę się o tej samej porze, śpię tak samo, wstaję o tej samej porze i jednego dnia jestem kool i wypoczęta a drugiego zmęczona i ociężała. Chyba to pogoda tak na mnie wpływa. Bo innych przyczyn nie widzę.

W radio Chris Rea śpiewa Driving home for Christmas. Zdecydowanie jedna z moich ulubionych okołoświątecznych piosenek. Ale tak naprawdę zupełnie jeszcze nie czuję Świąt. Poza jednym przypadkiem, kiedy to Boże Narodzenie spędziłam w Irlandii (byłam swego czasu na Wyspie przez 5 miesięcy), wszystkie inne Święta bez wyjątku spędzałam zawsze w swoim rodzinnym domu – na Pastorczyku. W tym roku będzie nie inaczej. W mieszkaniu w Grajewie a także w samym Grajewie – nie umiem poczuć atmosfery. Owszem, ustawimy tutaj choinkę, która zada nieco świątecznego szyku, ale w mojej głowie i sercu – Boże Narodzenie istnieje tylko na naszej wsi. I też nie jest to już to samo Boże Narodzenie, które bywało dawniej... Kiedy bowiem wiosną 2007 roku został zburzony nasz stary dom – wszystko nabrało innego wymiaru. W moich myślach najwspanialsze Święta pozostały bowiem właśnie w tamtym domu. Tym, którego już nie ma, a który na zawsze moim pozostanie. Nowy dom i tzw. domek przejściowy (w nim mieszkaliśmy podczas budowy, mama urzęduje w nim nadal) są już zdecydowanie mniej moje. No, ale cóż. Dobrze, że są wspomnienia i fotografie. Można sobie przypomnieć to, czego dzisiaj mi troszeczkę brakuje.

Do Pastorczyka wybieramy się 23 grudnia. Zamierzamy wrócić 27 lub 28 (mam jeszcze w pracy 2 wolne dni do wykorzystania do końca roku). Co ciekawe – nie byliśmy w Pastorczyku już 4 tygodnie! Długo, ale jak pojedziemy na Święta to posiedzimy tam kilka dobrych dni. Już mi troszeczkę tęskno do tamtejszych horyzontów, do psów, kotów, krów, kur, perliczek, świnek, chomika, gołębi i podwórkowych wróbli. Do ludzi, którzy są w wielkiej mniejszości w stosunku do zwierząt – oczywiście też. Ale chyba NAJbardziej tęskno to jest mojej mamie do Aleksandra i Maksymiliana, czego nie omieszka mi oznajmiać przy każdej rozmowie telefonicznej.

Ot i tyle porannych rozmyślań we mgle. Nic szczególnego, ale zaczynam chyba nabierać oddechu – jeśli chodzi o pisanie. Ciekawe tylko, czy zbyt szybko nie dostanę zadyszki albo wręcz odwrotnie – jeszcze gorszego bezdechu ;-).

środa, 14 grudnia 2011

Blender czy mikser?

Liczę na Was moje drogie (drodzy) :).

Nie mam ani miksera ani blendera.

A w końcu chcę któregoś z nich mieć.

W sklepach wybór ogromny, a ja jak dziecko we mgle...

Nie wiem nawet, czym w istocie rzeczy obaj panowie się różnią...

Na nic ostatnio nie mam czasu, siły, natchnienia... Ani głowy do niczego. Jakoś mnie tak wszystko opełzło jak boa dusiciel i ani drgnę.

Więc tylko o blenderku i mikserku na szybko dzisiaj piszę. A raczej z prośbą o Wasze dobre rady w ich względzie:).

Pozdrawiam i ... niestety właśnie muszę się wymiksować z Żywotnika, bo mi go blender firmowy potnie w drobny mak ;-).

PS. Jak napisałam to co wyżej, to mi się nawet ciut polepszyło. Chyba jednak pisanie naprawdę ma na mnie terapeutyczny wpływ :)))).