czwartek, 24 maja 2018

Joanny i Zuzanny

Wszystkim Joannom i Zuzannom - ofiaruję dziś... wszystkie kwiaty Holandii (na przykład). 

Nie obchodzę imienin jako takich, ale kiedyś, gdy byłam mała, wszelkie imieniny obchodzono hucznie lub co najmniej "jakoś". Nie zwracało się uwagi na urodziny, ale imieniny - zwłaszcza te najbardziej popularne typu: Stanisław, Jadwiga, Krystyna, Barbara, Anna, Kazimierz, Andrzej, Wojciech, nie przechodziły bez echa. Mój rodzinny Pastorczyk to (jak wszyscy tu już wiedzą) tylko 2 domostwa (gospodarstwa) i zarówno u nas jak i u sąsiadów, główni gospodarze (czyli również moi rodzice) to Stanisław i Jadwiga właśnie. I zawsze na tego Stanisława (8 maja) i Jadwigi (15 października) odbywały się biby. Mama nie cierpiała tych imprez, bo zawsze przez dom przewijały się hordy rozmaitych gości (głównie nie zapowiedzianych, ale najczęściej spodziewanych), którzy przywozili kwiatka i zasiadali za stołem. Jedli, pili, krzyczeli, chodzili od nas do sąsiada i od sąsiada do nas... Zasadniczo byli to różni faceci (znajomi, koledzy, kuzyni...), którzy nie wylewali za kołnierz i takie imieniny traktowali jako super okazję do popijawy i ogólnie - rozrywki. Nasz Stanisław, jak już popił z towarzystwem, to nie nadawał się do żadnej roboty i mama oraz my - dzieci - sami musieliśmy zajmować się obrządkiem, którego z racji rozmiarów farmy, zawsze było dużo. Następnego dnia, Stanisław odpoczywał po sutych imieninach, najczęściej do popołudnia... I o ile można by jakoś zrozumieć imieniny Stanisława, to z Jadwigą gorzej... Bo jakie ta Jadwiga miała święto z tymi ciągnącymi na traktorach, rowerach, czy motocyklach chłopach przywożących jej goździki lub gerbery, a następnie moszczącymi się za stołem i ucztującymi do późnego wieczora... Biedna mama. Dosłownie. Na szczęście, z czasem te imprezy odeszły do lamusa, niektórzy notoryczni goście odeszli do Bozi (lub Lucyfera), solenizantom (naszym i sąsiedzkim) chyba już się to wszystko ujadło i zapanował spokój. 

Ja na imieniny zawsze dostawałam od dziadków i stryja Franka (którzy z nami mieszkali) bukiet bzu lub bujana z ogródka i jakiś większy banknot. To akurat było bardzo miłe! W Pastorczyku, koło domu, odkąd żyję, zawsze była (czyli nadal jest) ściana pięknego bzu. Tak ze 30 (lub nawet więcej) metrów krzaków, które w maju sprawiają, że cała osada obłędnie pachnie. Obok bzu rośnie też wiekowy kasztanowiec, a w ogrodach owocowe drzewa, które to rośliny w kwietniu i maju stanowią raj dla oczu i miód dla duszy. Uwielbiam czas kwitnienia krzewów i drzew... I kwitnące łąki mleczy (czy mleczów?). 

Dzisiaj, z okazji swoich imienin, zamierzam po południu wybrać się na samochodowy szrot koło Ełku. Siostra poprosiła mnie o poszukanie lewego lusterka i pasów do swojego (a wcześniej mojego) samochodu, który ma chyba z 27 lat i ciężko już dostać do niego jakiekolwiek części ;-). 

Apropos siostry i samochodu.

Pisałam ostatnio, że w/w spodziewa się trzeciego dziecka.

I dziecko to przyszło na świat 6 maja, w niedzielę, około 3 rano. 

W samochodzie, tuż pod szpitalem ;-). Po prostu. 

Po dwóch synkach, którzy obecnie mają 6 i 2 latka, teraz narodziła się panna Agatka. 

Bet tak długo zwlekała z wyjazdem do szpitala, że ani ona, ani Agatka nie wytrzymały już do samego szpitala i dziecko zostało odebrane w ich czerwonym Seacie, na parkingu przed szpitalem. Mąż Bet brał we wszystkim czynny udział. W dokumentach napisali chyba - poród uliczny, co i jest i nie jest prawdą. W każdym razie, rodzice zgodnie uznali, że czerwony Seat ma u nich teraz dożywocie, a Agata zawsze będzie mogła się chwalić, że jest prawdziwą "blacharką" ha ha ha ;-).

Mała ma sie wspaniale. Bracia ją uwielbiają, choć 2 letni Stasiek nie bardzo jeszcze kuma, co to za osoba zajęła teraz najbliższe miejsce przy jego mamie. Nasz Aleksander, którego drugie imię to Matka Teresa, nie mógł wyjść z podziwu dla nowej siostry, od razu kazał ją sobie dać na kolana i piał nad nią zachwyty. Maks trzymał się trochę na dystans i jedyne co zauważył to to, że najmniejszy dotychczas Staś teraz wygląda przy małej jak gigant.

12 maja, pierwszą komunię miała moja bratanica z Gdyni. Pojechaliśmy tam już 11-ego, a wróciliśmy 13-ego. Pociągiem. Dziewięć osób. Mój ojciec, ja, Em i 6 dzieci w wieku od 5 do 13 lat. W tamtą stronę podróż 6,5 godziny, powrót o godzinę mniej. Trochę męcząca ta włóczęga, bo pociąg bez klimy, a słońce nie próżnowało... Niemniej, podróż udana, impreza również. Wszystko niemal idealnie. Mieliśmy nawet szansę spędzić 2 godziny na molo i plaży w Gdyni-Orłowo. Bałtyk cudowny. Musimy tam jechać na dłużej. To śmieszne, że mam nad morzem rodzonego brata, a bywam tam od wielkiego dzwonu. Brat bardzo często przyjeżdża do Pastorczyka i mamy kontakt idealny, ale jakoś zawsze nam daleko do tej Gdyni... 

Gdyby ktoś nie wiedział, to się trochę pochwalę. Ten brat jest ode mnie 7 lat młodszy, czyli ma niecałe 38 lat i skończył Akademię Marynarki Wojennej (z wyróżnieniem :-)). Od kilku lat pracuje na łodzi podwodnej i ma już stopień komandora podporucznika, co w wojskach lądowych równa się majorowi. Jeszcze 6 awansów i admirał, ha ha. Niemniej, jest to bardzo skromny chłopak i nigdy się sobą nie chełpi. W związku z tym, ja się za niego pochełpiłam, bo to taki mój najbliższy brat. Jego córki są w wieku naszych chłopaków, toteż i pod tym względem mamy wiele wspólnego :-). 

Em od około 5 maja jest już w Polsce. Przywiózł połacie włoskiej skóry i szyje swoje torby. Jeśli ktoś ma na jakąś ochotę - zapraszamy!

Poza tym... piłka i turnieje, imprezy typu piknik rodzinny, jarmark średniowieczny, dzień dziecka i takie tam. Bez końca coś. Rok szkolny zbliża się ku końcowi i dowierzyć nie mogę, że Aleksander pójdzie już do V klasy, a mały Maks do I. 

A na koniec dodam, że jak ślepy ojciec i matka ślepa, to i dziecko poczęło niedowidzieć... Tak. Nasz Oleś od tygodnia nosi okulary. I nawet mu w nich ładnie. 

Czy wpis ten mnie zrehabilitował? 

Od dawna stroiłam się na jakąś notkę, ale nawet jak coś zaczęłam, to nie udawało mi się dokończyć. 

Ale tak ostatecznie, to do napisania zmobilizowała mnie kochana LUXusowa... Dzięki Luxi!!! 


11 komentarzy:

  1. Uwielniam slownych ludzi!! Wiec ciebie Ami rowniez- i to bardzo!! :*
    Obiecalas, napomknelas i zrobilas- super! Przeczytalam jednym tchem i oczywiscie skladam Ci sereczne zyczenia imieninowe!
    Zawsze juz lubialam poczytac twoje opowiesci z Pastorczyka i teraz znowu stwierdzam, ze czyta sie je z przyjemnoscia, takze nie wystawiaj mnie na kolejna probe i pisz...pisz... choc troszke :)

    O malej Agaci powinni w teleexpresie powiedziec ;) takie porody nie zdarzaja sie chyba zbyt czesto??Niech sie Mala pieknie chowa!!
    Jesli mozna sie czyms chwalic, a rodzina to nie czesto ;) to nalezy to robi! Wiec z ochota przeczytalam o twym bracie- pamietaj za mudnurem panny sznurem ;) i cos w tym jest!
    Usciski kochana, czekam na zdjecie Modela w okularach!! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby nie ty, to pewnie jeszcze bym zwlekała, ha ha. Także - gracias!!! Poza tym - obiecałam wczoraj i od razu dziś wykonałam, bo jak to się mówi - przy pniu pokuta, czyli od razu.

      Obiecać, że będę pisać regularnie, nie mogę, bo to lipa jak się potem zawodzi, a wiem, że w przypadku mojego blogowania to możliwe (tfu tfu).

      A Agatka - tak - temat teleexpresowy, bo w sumie urodziła się ekspresowo (dobrze, że nie na jakiejś drodze ekspresowej ha ha).

      Za mundurem panny sznurem.... to prawda. Ale czasem mundur się pannom odwiduje ;-).

      Model w okularach na pewno zagości niedługo na insta. Mohi wybrał mu fotochromy, więc na dworze wygląda jakby miał okulary przeciwsłoneczne, a to nie to samo, co normalne. Także - muszę go gdzieś w domu lub innym lokalu sfocić :-).


      Usuń
  2. Lo matku bosku tyle tego upisalas, ze juz zapomnialam co mam komentowac!!!
    A w czasie czytania wydawalo mi sie, ze mam gotowe;)))

    Acha juz wiem (mniej wiecej) no to tych imienin tez nie kumam, to chyba faktycznie byla tradycja masowego rozpijania narodu:))) bo przy urodzinach nie da sie takiej masowki odstawic;)
    A juz jak pomysle ile to mozna bylo za jedengo kfiotka pojesc i popic to skora cierpnie:)) Moja mama zawsze 13 marca wracala z pracy taksowka, w ktorej tylne siedzenie zajmowaly cwiety, a solenizantka siedziala na przednim obok kierowcy.
    Potem sie to zielsko ukladalo najpierw w wazonach i flakonach, potem w solikach po ogorkach i butelkach po mleku a reszta ladowala w pojemnikach po farbie, ktorych tato zawsze wygodnie "zapominal wyrzucic". Przez tydzien chodzilo sie po mieszkaniu jak po rodzinnym grobowcu, a mama dumnie zmieniala wode, przycinala, przekladala, obierala zwiedle/zgnile liscie............ czy teraz rozumiesz dlaczego nienawidze kwiatow?:))))
    Jak by mi Wspanialy przyszedl do domu z wiechciem to rozwod gotowy:))))
    Co nie zmienia faktu, ze Tobie moge zyczyc wszystkiego najlepszego!!!

    Mala Agatka faktycznie dala popis tym niecodziennym porodem, na 100% zapisala sie w kronikach rodzinnych na pierwszych stronach. Niech bedzie zdrowa i radosna.

    I na koniec uklon w strone Lux, bo gdyby nie ona to pewnie ten post zawieralby jeszcze relacje z komunii Agatki, wiesci o narzeczonych Maksa i Alexandra oraz co tam jeszcze by sie po drodze przytrafilo:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejej, nie dziwię się, że masz uraz do kwiatów po tych maminych przebojach imieninowych, ha ha. Ja osobiście nigdy nie dostaje od męża kwiatów (tak jak Ty) i wcale mi to nie przeszkadza, ale jak mi chłopcy przyniosą mlecza, chabra czy więdnącą stokrotkę - wtedy KOCHAM. Takie kwiaty lubię bardzo, ale najbardziej te, które rosną, a nie są zerwane... Bukiety kwiaciarniane zaś, w ogóle nie łamią mi serca. Ani, ani! W domu też mam bardzo ubogą roślinność, bo choć w domu rośliny uwielbiam, to tu nie mam miejsca i na dodatek często wyjeżdżamy. Poza tym - piłka i koty niszczą doniczkowce, więc mam tylko starego jak świat grejfruta, dwa aloesy i kaktusa, którego Kevin ostatnio zajadle pogryzł. Miałam jeszcze storczyki, ale jeden zdechł, a drugi ledwo zipie.... Na balkonie zero kwiatów, bo jak na wakacje gdzieś pojadę to kto to wszystko podleje - zwłaszcza, że po południu na balkonie praży...

      No i masz rację, że gdyby nie Lux, to okazałoby się, że mój kolejny post dotyczy komunii Agatki ha ha ha ;-). Ale ja jestem, co?

      Tymczasem zbieram się i jadę na ten szrot (czyli złom). W sumie nie jest to zły pomysł na imieninową wyprawę!

      Usuń
    2. Ja nie wiem o co kaman Star? Gdyby nie to, że w moje urodziny przypadają imieniny mojego drugiego imienia to też bym z radością obchodziła. Zaraz wymuszam na rodzicielce jakiś specjalny obiad, dziecko ze stolicy ściągam, męża ganiam po mieście za jakąś zachciewajką...a co! Jeśli jestem solenizantem, to mi się należy!:-) Po co się ograniczać?
      Wszystkiego najlepszego!

      Usuń
  3. Agatka niezły numer wycięła ;)))
    Cieszę się, że się zmobilizowałaś do pisania i czekam z niecierpliwością na kolejny wpis :)

    Serdeczności z okazji imienin!!!
    A gdzieś można zobaczyć te torby które Twój małżonek szyje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Buko, jak to miło jak ktoś pisze, że czyta i jeszcze chce więcej! Jest to bardzo mobilizujące, ale ja naprawdę łap poucinać sobie nie dam za swoją przyszłą regularność w pisaniu... No, chyba, że ta regularność będzie wynikała z moich niezapowiadanych zrywów piśmienniczych.

      Dziękuję za imieninowe serdeczności! A torby i inne akcesoria męża można zobaczyć między innymi tu - https://bobbelia.com/product-category/sobti-handmade-italian-leather-essentials/.

      Pewnego razu postaram się napisać o nim i jego crazy wytworach jakiś post!

      Usuń
  4. dla siostry gratulacje :) Dziewczyna mojego syna urodziła się małym fiacie :) a jej siostra w autobusie :) z najmłodszym bratem jej matka nie wyszła nawet z domu - nie zdążyła :)
    Masz mój stary link do bloga - teraz jestem tu :

    http://jagatoja.pl/

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny rodzinny wpis. I takie życie jest prawdziwe oraz wzruszające. Cieszę się, że mogę was podziwiać na FB.
    Ja też nie obchodzę imienin, chociaż mam w pięknym dniu, bo 21 czerwca. Nawet rodzice nie mieli tradycji obchodzenia imienin, pracowali kiedyś dużo, dopiero jak byli starsi, już z wnukami. Chyba swatowie ich zmobilizowali. Obchodzę zawsze urodziny, ale dla najbliższych, bo 2 maja to teraz fajny dzien na świetowanie, tyle wolnego zawsze.
    Kwiatow jak ty nie mam, ze wzgledu na te wyjazdy i w ogole nie mam serca do kwiatow. Moi rodzice mieli i bardzo lubili, teraz im zanoszę na grób. Gdy dostanę za duzo kwiatów na zakonczenie roku, tez zanoszę na grób i tak mi się kojarzą z cmentarzem.
    W ogrodzie lubię kwiaty i nawet sie czegoś nauczyłam mając domu na wsi, teraz córce radzę w związku z jej nowym domem.
    Siostra bohaterka i szwagier też.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo spóźnione więc ale nie mniej szczere życzenia imieninowe.
    U mnie "za dziecka" przy okazji Stanisława ( tego w listopadzie) otwierało się trzymaną na te okazję szynkę z puszki a wcześniej z Paczki lub z Pekao(potem Pewex). Smak złocistej galaretki otaczającej mięso pamiętam do dzisiaj, nawet mocno go wyidealizowałem
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Czas szybko leci,duże te dzieciaki już :)

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).